wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 10

Ja i Harry kontynuowaliśmy podróż w ciszy. Nie powiedziałam do niego ani jednego słowa, on też się do mnie nie odzywał. To, jak bardzo byłam zażenowana, było nie do opisania.
Nie miałam na myśli nic złego. Chciałam tylko go poczuć, jego wilgotne ubrania, zakrywające jego ciało, chciałam zobaczyć więcej. Ale znałam moje granice i nie zamierzałam dotykać go tam. Po prostu miałam nagłą potrzebę, by się do niego zbliżyć. Ale on źle to odebrał.
Zaparkowałam samochód pod moim blokiem, nie za bardzo chciałam cokolwiek do niego mówić, bo nie miałam pojęcia, co miałabym powiedzieć. "Przepraszam, że prawie usiłowałam cię molestować w moim samochodzie". Nie, to brzmi okropnie. I tak nie zamierzałam go molestować, tylko przypadkowo głaskałam jego nogę. Wszyscy tak robią.
W ciszy wysiedliśmy z samochodu, a moja dłoń złapała Harry'ego za ramię i poprowadziłam go do mojego mieszkania. Na szczęście, nie kazał mi przestać go dotykać, gdy moja ręka go tak trzymała.
Otworzyłam dla niego drzwi wejściowe, a on cicho podziękował i powoli wszedł do środka. Chwilę później zamknęłam za nami drzwi i przeszliśmy w ciszy do salonu. Wiedziałam, że Louis zaraz zacznie wypytywać, dlaczego jakiś obcy jest w domu.
Siedział na kanapie z papierosem w ustach i grał na swoim PS3, nie zauważył nawet, że jestem w domu.
- Louis, wróciłam.
- Hej. - powiedział bez większego zainteresowania, a jego oczy wciąż były skupione na ekranie. Dalej nie zauważył, że Harry tu jest. W końcu podeszłam do telewizora, który Louis tak wielbił i wyłączyłam go. W reakcji wyjął papierosa z ust, wyrzucił go do popielniczki i zmierzył mnie wzrokiem. Jego oczy rozszerzyły się, gdy w końcu dostrzegł Harry'ego.
- Kim jest ten koleś? - zapytał ostrożnie.
- Louis, to Harry. Zostanie dziś tu na noc. - powiedziałam i nie zamierzałam już nic więcej tłumaczyć.
- Poważnie? - zaśmiał się z niedowierzaniem, a ja pokiwałam głową. - Byłeś na zewnątrz w taką ulewę, gościu? - zażartował  z Harry'ego, gdy zobaczył jego przemoczone ubrania. Harry szybko potrząsnął głową, nie chcąc nic do niego mówić.
- Musi pożyczyć od ciebie jakieś ubrania. - powiedziałam, ciągnąc Harry'ego do sypialni, która była kilka kroków dalej. Pociągnęłam za klamkę i oboje do niej weszliśmy.
- Zapomniałem o twoim współlokatorze. - Harry mruknął, jakby był tym zirytowany. Zmarszczyłam w odpowiedzi brwi, ale wzruszyłam ramionami i podeszłam do szafy Louisa, by wziąć parę luźnych dresów i jednolitą koszulkę.
- Są czyste? - Harry zapytał unosząc brwi. Chciałam go zjechać za to, że jest taki wybredny, ale przypomniałam sobie, że miał OCD w przeszłości. Nie byłoby najlepszym pomysłem przypominanie mu tego.
Usłyszałam zgrzyt klamki w pokoju i zanim zdążyłam się odezwać, Louis wsadził głowę do pokoju.
- Uh... Jamie, mogę z tobą chwilę pogadać? - zapytał i westchnęłam cicho, zanim przeprosiłam Harry'ego i wyszłam z sypialni do salonu, gdzie Louis stał z groźnym spojrzeniem.
- Co jest? - zapytałam.
- Wiesz co jest! - pół szepnął, pół krzyknął.
Zirytowana skrzyżowałam ręce.
- Zatrzasnął swoje mieszkanie. Tylko pomagam koledze. - skłamałam, wiedząc kim naprawdę był dla mnie Harry.
- Masz na myśli kolegę, czy... wiesz, psychicznie chorego człowieka, którego leczysz? - powiedział wystarczająco cicho, by Harry go nie usłyszał.
-Tak, Louis. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- O mój Boże. - szepnął, uświadamiając sobie co się dzieje, szybko kręcąc głowę w niedowierzaniu. - To ten dzieciak, który chciał się zabić, kiedy policja zadzwoniła do nas w środku nocy?!
Spuściłam wzrok na podłogę i przygryzłam wargę, zostawiając pytanie bez odpowiedzi.
- On nic nie zrobi.
- Jezu, Jamie! - krzyknął szeptem. - To nielegalne!
- Nie miałam wyboru! Zostałby na tym deszczu, gdybym nic nie zrobiła. - powiedziałam surowo, próbując jakoś się usprawiedliwić przed skonsternowanym chłopakiem.
- Pieprzysz go, prawda?
- Boże, Louis! Nie!
- Idę na noc gdzie indziej. - powiedział twardo dumny z siebie, że postawił na swoim. Założę się, że oczekiwał ode mnie przeprosin. Nie dostanie ich.
- Dobrze! - krzyknęłam, wyciągając z kieszeni portfel. Wyjęłam kilka banknotów i rzuciłam w niego szybko. - Idź do hotelu na noc, mam to w dupie!
Louis przeklnął parę razy, wziął kurtkę i wyszedł z mieszkania. Jęknęłam w duchu, przypominając sobie, że zostawiłam Harry'ego samego w sypialni. Cicho otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
Moje oczy ożywiły się, gdy zobaczyłam go stojącego przede mną bez koszulki. Blizny pokrywały jego ciało, ale nie sprawiały, że był przez to choć trochę mniej atrakcyjny. Udałam zaskoczoną, gdy tak go zobaczyłam i mruknęłam szybkie przeprosiny.
- Jest zły, że tu jestem, prawda? - szepnął, wkładając swoje mokre ubrania do kosza na pranie, tak jak wcześniej mu powiedziałam. Wyglądał tak przytulnie, szczególnie teraz, gdy widziałam jego nagi tors.
- Nie ważnie co on myśli, to moje mieszkanie. - powiedziałam. - Dalej ci zimno? - zapytałam, robiąc krok w jego stronę. Obiecałam sobie, że nie będę próbowała go teraz dotknąć. Mógłby dostać jakiegoś szału.
- Bardzo. Po prostu potrzebuję czegoś ciepłego. - głośno przełknęłam ślinę, gdy powoli chwycił moje dłonie i przyciągnął je i położył na swojej piersi i brzuchu. Byłam zbyt oszołomiona by mówić, nie mogłam się ruszyć.
- H-Harry...
- Jesteś taka ciepła. - powiedział niewinnie, i nie mogłam zrobić nic innego, niż nerwowo się zaśmiać, gdy poczułam jego muskularną klatkę i abs. Chciałam się dowiedzieć, jak stał się tak umięśniony, nie wydawał się typem, który dużo pakuje. Ale za to kocha spacery.
- Będzie ci cieplej jak nałożysz koszulkę. - szepnęłam, bojąc się, że zacznę piszczeć, gdy spróbuję normalnie mówić, bo Harry dosłownie zapiera mi dech w piersiach.
Po chwili Harry przeciągnął przez głowę białą koszulkę i odetchnęłam z ulgą, że w końcu będę mogła na niego patrzeć nie rozpraszając się.
- Gdzie mam spać?
- W moim łóżku. Gdybyś mnie potrzebował, to będę spać na kanapie. - mruknęłam zanim ruszyłam do drzwi. Harry szybko mnie zatrzymał, zaciskając uścisk na mojej dłoni.
- Jamie, dalej mi zimno. - jęknął, jakby próbował dać mi powód, abym została. Szczerze mówiąc, miałam wielką nadzieję, że to zrobi.
Położył moje dłonie po obu stronach swojej twarzy. Wzdrygnęłam się, gdy poczułam jak zimna była jego skóra, ale byłam wystarczająco szczęśliwa mogąc patrzeć jak Harry się uśmiecha, gdy go ogrzewam. To było... słodkie.
- Jamie? - zapytał głośnym szeptem, patrząc mi w oczy. Chciałam mu odpowiedzieć, naprawdę chciałam, ale jego wzrok mnie rozpraszał.
- Taa? - w końcu odparłam, a na jego niewinnej twarzy pojawił się nerwowy uśmiech.
- Mogłabyś, uh... Chodzi mi o to, że chciałbym, żebyś ogrzewała mnie dziś w nocy. - szepnął delikatnie, wciąż trzymając na mnie swój wzrok, a jego uśmiech zniknął, gdy czekał na odpowiedź.
- Harry, ja nie mogę...
- Tak mi zimno bez ciebie.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie, zanim odpowiedziałam.
- Wiem.
Chwilę później położyliśmy się z Harrym do łóżka. Im bardziej chore było to, co robiłam właśnie z moim pacjentem, tym bardziej tego potrzebowałam. Nie ważne jak dużo od niego dostanę, zawsze będę chciała więcej.
Z lekkim wahaniem objęłam Harry'ego w pasie, przytulając się do niego mocno, a on westchnął odprężony i położył głowę na poduszkę.
- Moja mama przytulała mnie w nocy, zawsze gdy miałem koszmary, czy coś takiego.  - Harry powiedział sennie, a ja uśmiechnęłam się do siebie. To był pierwszy raz, gdy Harry opowiada komuś o swojej rodzinie i byłam mu za to wdzięczna.
- To zabawne, że nie masz nic przeciwko żebym przytulała cię, ale nie pozwalasz mi dotykać swojej nogi. - zaśmiałam się zmęczona, żałując że to powiedziałam i znów wyciągnęłam temat tego wypadku.
- Mama nigdy nie dotykała mojej nogi, Jamie. - ziewnął. Chciało mi się śmiać z tego jak słodki i osobliwy był, ale również z tego jak powiedział mi, że to było nieodpowiednie w taki chytry sposób. Mimo, że mogłabym z nim gadać całą noc, niestety oboje byliśmy na to zbyt zmęczeni.
Oboje desperacko potrzebowaliśmy snu.


~

Poczułam ruch obok siebie, gdy spróbowałam otworzyć oczy i głośno ziewnęłam, by spojrzeć na miejsce obok mnie. Oczywiście to Harry kręcił się w łóżku, próbując znaleźć wygodna pozycję zanim w końcu położył na się brzuchu. Dalej nie mogłam uwierzyć, że pozwoliłam Harry'emu zostać tu na noc, i nawet gorzej, spałam w tym samym łóżku co on. 
Powoli wstałam z łóżka i po cichu nałożyłam mój jedwabny szlafrok. Wyszłam z pokoju i poszłam do kuchni zrobić herbatę. 
Wyjęłam kubek z szafki i włączyłam czajnik. Czekając, aż woda się zagotuje, włożyłam torebkę herbaty do kubka i oparłam się o blat. Znudzona patrzyłam na gotujący się czajnik. 
- Jamie? - ktoś szepnął za mną. Harry się obudził. 
- Tak? - powiedziałam żywo, nie odwracając się do niego. Kończyłam robić sobie herbatę. 
- Nie jestem głupi.
- Co? - zakrztusiłam się herbatą, której właśnie wzięłam łyk. Zaczęłam czuć motyle w brzuchu, i to nie te dobre.
-To co zrobiliśmy było złe, Jamie. A-Ale, ja nie... Ja nie chcę, żebyś przestawała. - powiedział cicho i zanim zdążyłam się obrócić poczułam, że stoi tuż za mną. Za bardzo bałam się spojrzeć mu w oczy, więc stałam dalej odwrócona w stronę blatu w tchórzliwej pozycji.
- Co masz na myśli? - żywo zapytałam, wiedząc do czego zmierza. Ale musiałam się upewnić, że chodzi mu o to samo co mi.
- J-Ja... Podoba mi się to... - powiedział przeciągle, z nadzieją że zrozumiałam przekaz. - Jeśli będziesz chciała mnie znowu dotknąć... - przerwał i wypuścił ciche westchnienie. - J-Ja nie będę miał nic przeciwko. 
- Jesteś tego pewien? - zapytałam go cicho. Czułam jak moje serce zaczyna bić szybciej, i chciałam dziękować niebu za danie mi takich możliwości.
-Nikomu nie powiem, jeśli to zrobisz.


(korekta: Aga)
___________________________________________


TA DAAAAAAM!
NIESPODZIANKA!!!
DWA ROZDZIAŁY!
WOW!
<STANDING OVATIONS> 



TAK WIĘC DO ZOBACZENIA W PRZYSZŁYM ROKU!
:))))))))))))))))

Rozdział 9

Mój samochód nagle się zatrzymał, a ja wciąż gapiłam się na chłopaka na ławce. To na pewno był Harry, ale nie miałam pojęcia dlaczego siedzi na ławce, w deszczu o północy. To było niezwykle głupie, nie wspominając, że też straszliwie niebezpieczne.
Chwyciłam mój parasol i szybko go otworzyłam wysiadając z auta. Pośpiesznie opuściłam kochane ciepełko mojego samochodu i wyszłam pod lejący się z nieba deszcz. Przynajmniej miałam parasol i nie będę tak przemoknięta jak Harry.
Zbliżyłam się do ociekającego wodę chłopaka na ławce, próbując trzymać swój parasol także nad nim.
- Jezu Chryste, Harry! - krzyknęłam, a on nawet nie drgnął na dźwięk mojego głośnego tonu. - Dlaczego do cholery jesteś na podwórku, o tej porze w nocy, w czasie burzy?!
Patrzył prosto przed siebie, a deszcz spływał po jego twarzy, siedział jakby nic się nie działo. Typowy Harry. Było mi przeraźliwie zimno, a byłam ubrana w kilka warstw ubrań. Tymczasem Harry miał na sobie tylko czarny płaszcz. Musi mu być strasznie zimno, chciałam go zabrać w jakieś ciepłe miejsce.
- Za-Zatrzasnąłem swoje mieszkanie. - cały się trząsł, ledwie go słyszałam w tym deszczu. - Wy-Wyszedłem na spacer jakąś go-godzinę temu i zaczęło padać. Więc ch-chciałem wziąć moje klucze... I one po p-prostu... Z-zniknęły. - powiedział niepewnie, ale wydawał się uznawać to za dość zabawne, bo nerwowo zachichotał.
- Nie mają zapasowego klucza w lobby? - zasugerowałam, kucając na przeciwko niego, trzymając parasol bardziej nad nim, niż nad sobą. Byłam taka zagubiona, dlaczego siedział na deszczu? Wiedziałam, że jest chory, ale byłam pewna, że nie jest głupi.
- Zamknęli r-recepcje o jedenastej. To trochę śmieszne, n-naprawdę. Co jeśli ktoś zgubił by klucze do mieszkania czy c-coś...? - zapytał z niedowierzaniem. Modliłam się, żeby chociaż raz mi normalnie odpowiedział.
- Masz na myśli kogoś takiego jak ty? - zauważyłam.
- Och, tak.
- Nie możesz tu zostać całą noc, Harry. - powiedziałam kręcąc głową, w końcu na mnie spojrzał swoimi szczerymi oczami. - Znajdę ci miejsce na oddziale na noc.
- Nie w-wracam tam. - burknął, krzyżując ręce. Wiedziałam, że mógł się ze mną kłócić całą noc. Nie było mowy, że zostawię go tu samego na deszczu, ale wiedziałam też, że nie pozwoli zabrać go do szpitala.
- O której otwierają recepcję? - zapytałam z czystej ciekawości. Chwilę się zawahał i w końcu odpowiedział.
- Wydaje mi się, że około szóstej. - mruknął.
- Jedziesz ze mną. - powiedziałam głosem nie przyjmującym sprzeciwu, ale nie musiałam tego robić, bo on wyjątkowo się zgodził. Wkrótce wstał z ławki, a ja chwyciłam go za ramię i pociągnęłam go do samochodu.
- Jestem cały przemoczony, Jamie. Nie chcę tak wsiadać do twojego s-samochodu. - powiedział w zamyśleniu, i przez chwilę nawet się uśmiechnęłam przez tą jego uprzejmość. Ale było mi tak zimno, że bardziej byłam skupiona na wsadzeniu nas obojga do samochodu.
- Chcę cię tylko zabrać z tego deszczu. Wsiadaj, szybko. - kazałam mu i otworzyłam mu drzwi. Wsiadł z wdzięcznością. Gdy tylko usiadłam w aucie, wrzuciłam parasol na tylne siedzenie i zaczęłam jechać.
- Za każdym razem, gdy robisz postępy, ty robisz coś takiego. W ogóle nie ogarniam cię. Mogłeś przynajmniej stanąć pod dachem albo...czekaj. Harry, dlaczego poszedłeś na spacer o tej godzinie?! -krzyknęłam, a on skulił się na siedzeniu. Szybko włączyłam ogrzewanie, żeby spróbować go trochę ogrzać, czekając na jego odpowiedź.
- Nie będę z tobą rozmawiał, dopóki nie przestaniesz podnosić głosu. - powiedział dosadnie ze smutną miną.
Wzięłam głęboki oddech próbując się uspokoić. Wiedziałam, że Harry będzie się dziwnie zachowywał, ale ze względu na niego byłam skłonna się odprężyć. Chciałam zachowywać się przy nim normalnie i przeprowadzić normalną rozmowę.
- Proszę, odpowiedz na moje pytanie. - szepnęłam, trzymając wzrok na drodze. Po chwili na moment spojrzałam na niego.
- Lubię chodzić na spacery, to wszystko. - odpowiedział prosto i przypomniałam sobie, jak kilka razy chodził na długie spacery, i chciał przejść się ze mną kilka dni temu po oddziale. To było dziwne, jak te małe rzeczy sprawiały, że był jeszcze bardziej specyficzny.
- Czy ty z reguły chodzisz na spacery w nocy?
- Tak.
Dalej jechaliśmy już w ciszy. Próbowałam ukryć moje poczucie winy, gdy myślałam o tym jak złe to było. Powiedziałam Zaynowi, że nie będę ciągnąć dalej tej sprawy z Harrym, a zabieranie go do mojego mieszkania na noc z pewnością było przekroczeniem pewnej granicy.
- Jak się czujesz? -zapytałam go cicho, uciekając od myśli o tym, że stracę przez to pracę.
- Zimno. - odpowiedział, patrząc przez okno, jakby był w swoim własnym świecie. Westchnęłam, gdy spojrzałam na ogrzewanie. Było już ustawione na najwyższa możliwą temperaturę. Chciałam tylko żeby się ogrzał i trochę zrelaksował.
Natychmiast poczułam ciepło w dole brzucha, gdy położyłam delikatnie moją lewą dłoń na jego nodze. Chciałam tylko upewnić go, że chce, żeby się zrelaksował, by nie wydawało mu się, że jestem na niego zła, mimo że wcześniej na niego krzyczałam. Gdy powoli odwrócił głowę i spojrzał na mnie, wiedziałam że nie odebrał tego tylko jako przyjacielski gest.
Wiedziałam, że będę się smażyć w piekle, gdy zaczęłam powoli gładzić jego nogę. Moje palce muskały jego udo i przesuwałam je w górę i w dół. Nie byłam pewna, dlaczego to mu robiłam, ale wiedziałam, że nie miałam zamiaru przestać.
Spojrzałam na Harry'ego. Tak jak myślałam, jego oczy były wlepione w moją dłoń i patrzył jak głaszczę jego nogę. Jego twarz był lekko czerwona i nie wiedziałam, czy był to znak żebym przestała, czy żebym dalej go dotykała.
Poczułam jak moje serce przyspiesza, gdy Harry powoli wyciągnął swoją prawą dłoń i przykrył nią delikatnie moją. Bezwiednie się uśmiechnęłam gdy to zrobił, ale po chwili poczułam jak wszystko wewnątrz mi się przewraca, gdy zdjął moją dłoń ze swojego uda i szybko ją puścił, gdy była już z dala od jego nogi. Chciałam wybuchnąć płaczem z zakłopotania i upokorzenia które czułam, ale byłam pewna, że Harry czuł się jeszcze bardziej zażenowany i upokorzony niż ja.
- Przestań. - szepnął. Nie wyglądał jakby chciał o tym rozmawiać, ale też nie jakby nie przejmował się ta sprawą.
- Ja t-tylko próbowałam ci pomóc, H-Harry. Było ci zimno. - skłamałam, by uchronić się od jego surowego tonu. Chciałam zapaść się pod ziemię ze wstydu. Nie byłam zażenowana przez Harry'ego,  byłam zażenowana przez samą siebie. I moje gówniane wymówki nie oszukały go.
- Nigdy więcej tego nie rób. 

(korekta: Aga)

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 8

 Rozdział ze specjalną dedykacją dla mojej najlepszej przyjaciółki Pati!!!!! Loffki, kisski, duża rośnij moja bułko! <3

 _______________________________________


Minął już dzień odkąd widziałam Harry'ego. Nie pytałam się go już więcej, kim są "oni". Czułam, że nie mogę wyciągnąć z niego więcej. Opowiadanie o nich sprawiało, że czuł się niezręcznie, a ja nie chciałam tego.
Przyjechałam do pracy i szybko ruszyłam do mojego biura, żeby się nie spóźnić na pierwszą sesję. Nie wiedziałam, na którą jestem umówiona dzisiaj z pierwszym pacjentem, ale najprawdopodobniej miało to być za parę minut. Ale musiałam się upewnić na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że jednak było to właśnie teraz. Weszłam w pośpiechu do mojego gabinetu i sprawdziłam mój planner, który ostatnio powiesiłam na ścianie. Moja pierwsza sesja była za pół godziny, to lepiej niż myślałam.
- Ktoś wygląda na zmęczonego. - ktoś odezwał się zza mnie. Poznałam że to Zayn, po jego dosadnym tonie.
- Przyszłam za wcześnie. - odetchnęłam, wypuszczając chichot, myśląc o tym jak się martwiłam, że się spóźnię. Tak naprawdę nigdy nie wiedziałam, o której zaczynam pracę.
- Chyba pierwszy raz. - uśmiechnął się głupawo, wchodząc do środka bez zaproszenia. - Jak tam Harry?
- Dlaczego zawsze pytasz mnie o Harry'ego? - zapytałam zmieszana, ciekawsko unosząc brwi. Wiedziałam, że najprawdopodobniej jest po prostu wścibskim gościem, ale porusza jego temat cały czas, odkąd zostałam jego terapeutką.
- Z ciekawości. - mruknął, jakby to nie było nic ważnego. Westchnęłam, zanim włożyłam dokumenty do szuflady i postawiłam swoją torebkę.
- Właściwie, to idę go właśnie odwiedzić. - zapytałam mało entuzjastycznie.
Wesoła mina Zayna zniknęła. Zmarszczył brwi i skrzyżował ręce, co wyglądało jakby był mną zawiedziony. Nie do końca wiedziałam co właściwie zrobiłam nie tak.
- Pamiętaj co mówiłem, Jamie. - powiedział powoli. - On sprowadza wiele problemów.
- Na przykład jakich, Zayn? - zapytałam zirytowana. - On przechodził przez piekło.
- On jest piekłem. - mruknął pod nosem, co wywołało u mnie dreszcze.
- Nie mów tak. - szepnęłam zawiedziona. - Niedługo wrócę.
Zayn jęknął, kręcąc głową z niezadowoleniem. Ale znów nie wiedziałam, co takiego robiłam źle. Tylko kontrolowałam mojego pacjenta. Przecież nie szłam do jego pokoju, żeby pozwolić mu pieprzyć mnie do nieprzytomności...


~

Weszłam do windy i przestępowałam z nogi na nogę z niecierpliwości. Byłam zbyt zmęczona, by to dostrzec. Zaczynałam czuć się trochę zdenerwowana przed zobaczeniem go. I to nie było złe zdenerwowanie, raczej ten dobry, delikatny rodzaj nerwów. Jak wtedy, gdy czujesz te motyle w brzuchu. Szczęśliwe zdenerwowanie.
W końcu znalazłam właściwą drogę, po chwili beznadziejnego krążenia po korytarzach. Uśmiechnęłam się do pielęgniarki, którą mijałam, nie chciałam wydać się niemiła. Gdy zauważyłam pokój Harry'ego, bez wahania do niego ruszyłam, nawet przez sekundę nie myśląc o tym, co powiedział mi Zayn. To co robiłam było nieszkodliwe. Może myślałam, że Harry jest atrakcyjny i dałam mu trochę więcej, niż profesjonalne pocieszenie, ale nic co zrobiłam nie nakłaniało Harry'ego ani mnie do pociągnięcia tego dalej. 
- Panna Drew? - ktoś powiedział moje nazwisko i niepewnie odwróciłam się, by zobaczyć pielęgniarkę z jasnobrązowymi włosami.
- Przyszłam tylko zobaczyć się z Harrym. - uśmiechnęłam się, ale ona pokręciła głową ze słabym uśmiechem. 
- Harry wrócił do domu dziś, wczesnym rankiem. - powiedział radośnie, jakby było z czego się cieszyć. Moja twarz spoważniała, pokręciłam głową. Tak nie powinno być. Nie mógł być dzisiaj stąd wypuszczony, będzie znów próbował się zabić w przyszłym tygodniu. Wiedziałam, że tak będzie.
- I kto mu na to pozwolił? - zapytałam gorzko, wypuszczając głęboki oddech i przewracając oczami. Zaczynałam się niepokoić, wiedząc że Harry nie jest w szpitalu i robi co chce.
- Ja. - powiedziała prosto, posyłając mi uśmiech, jakby to było coś wesołego. Pozwolenie psychicznie choremu, niedoszłemu samobójcy wyjść na wolność nie jest powodem do radości. 
- Nie masz do tego prawa! - krzyknęłam, krzyżując ręce w złości. Szybko zajrzałam do pustego pokoju. Ona nie żartowała, nie było dobrze. 
- Niestety mam. - uśmiechnęła się cierpko, unosząc swoją odznakę pielęgniarki i podkładkę, którą miała w dłoni. 
Byłam wściekła. Nie było mowy, żeby był w na tyle dobrym stanie by wypuścić go dzisiaj do domu. Może za parę tygodni, albo nawet miesięcy. Jeśli zależałoby to ode mnie, zamknęłabym go tu na stałe.
- Dlaczego wysłałaś go do domu? Przecież ewidentnie nie robił żadnych postępów! - wykłócałam się unosząc brwi, niecierpliwie czekając na jej odpowiedz. Co było w nim normalnego?
- Właściwie, to zrobił dużo postępów.  - mruknęła sama do siebie. 
- Jestem jego terapeutką, myślę że znam go trochę lepiej niż ty. - warknęłam. Odwróciłam się i wyszłam z oddziału. Złość we mnie pulsowała i potrzebowałam pójść gdzieś, gdzie mogłabym dać jej upust.
Gdy tylko dotarłam do mojego biura, nie zawahałam się uderzyć pięścią w ścianę. Byłam taka wściekła na tą pielęgniarkę, że pozwoliła mu tak wyjść. Gdybym mogła, to wyszłabym teraz z pracy, pognała do jego mieszkania i przyciągnęła go z powrotem do szpitala. 
- Wiesz, że prowadzę zajęcia radzenia sobie z gniewem co czwartek, jeśli jesteś zainteresowana przyjściem. - ktoś zaśmiał się za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam Zayna stojącego w drzwiach z głupawym uśmiechem na twarzy. 
- Naprawdę nie jestem w nastroju do rozmowy. 
- Widzę, ale i tak chcę się wszystkiego dowiedzieć. - powiedział wchodząc do środka, siadając na krześle naprzeciwko mnie.
- Oni...uhh. Oni wypuścili Harry'ego dziś rano. - mruknęłam, próbując tym razem już nie krzyczeć. Uśmiech Zayna zniknął i zmienił się w całkowite przerażenie. 
- Nie powinni tego robić. - powiedział ostrożnie, kręcąc głową rozczarowany. - Jedź sprawdzić jak się ma po pracy.
Skinęłam głową, ale po chwili jęknęłam. Przypomniałam sobie, że pracuję dziś do późna. Zbliżały się święta i zgodziłam się pracować dłużej niż od 9 do 17.
- Pracuję z pacjentami na górze całą noc. - powiedziałam bez emocji, przewracając oczami. Chciałam pojechać i zobaczyć Harry'ego, naprawdę. Ale musiałam też myśleć o pracy. 
- O której kończysz?
- O północy. - sarkastycznie się uśmiechnęłam, a Zayn pokręcił głową. 
- Za dużo pracujesz. Jedź go zobaczyć jak skończysz. 


*15 godzin później*

Próbowałam utrzymać moje oczy otwarte, mrużąc je. Była oficjalnie 24:00, ale musiałam poinformować pielęgniarki na oddziale, że w końcu idę do domu.
- Wszystko w porządku? Mogę już iść? - zapytałam z nadzieją, a one mruknęły. Uznałam to za tak. 
Wyszłam szybko ze szpitala i jęknęłam, gdy zobaczyłam, że leje na dworze. Zaklnęłam pod nosem, bo nie wzięłam ze sobą parasola. Zostawiłam go w samochodzie. Nie miałam wyboru i musiałam szybko pobiec do mojej hondy. 
Wsiadłam. Byłam cała mokra, ale uznałam że wysuszę się w samochodzie. Pamiętałam, że Harry mieszka w Roseberry. Dość drogie miejsce. Trochę mnie zastanawiało, jak stać Harry'ego na to mieszkanie, jeśli żył z pieniędzy od państwa. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo przecież nie pracował. 
Budynek był już coraz bliżej i westchnęłam z zadowoleniem, gdy zobaczyłam znak do niego prowadzący. Miałam nadzieję, że Harry nie spał. Musiałam upewnić się, że wszystko z nim w porządku, i że nie zwisa gdzieś z sufitu.
Parę metrów dalej zobaczyłam małą, czarna ławkę i wysoką postać na niej siedzącą. Gdy obok niej przejechałam, dostrzegłam że mężczyzna, który siedział na ławce w deszczu, w rzeczywistości był osobą której szukałam.
Harry.



(korekta - Aga)

__________________________________________


Harry! Harry?!
jakiś krótki ten rozdział xD


Ktoś mi może wyjaśnić co to te całe Liebster Award, kto to wymyślił, po co to i czy muszę brać w tym udział jak zostałam nominowana???

Z góry dzięki! 
xx

Jeśli zmieniłyście nazwę albo usunęłyście konto na tt to napiszcie mi gdzieś, bo informowanie to trochę roboty i to trochę denerwujące jak się okazuje, że konta które informuje nie istnieją.

No i komentujcie! :)))

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 7

- Spróbuj zjeść wszystkie owoce tym razem.
- Nie jestem dzieckiem, Jamie. Potrafię zdecydować co powinienem, a czego nie powinienem zjeść.
 - Harry odparł dosadnie, trzymając głowę spuszczoną nad stołem, jadł w ciszy swoje śniadanie. Mój uśmiech zmienił się w podkówkę w reakcji na jego niegrzeczną odpowiedz. Wiedział, że tylko próbuję mieć na niego oko. Ale znów na mnie warknął.
- Jezu Chryste... - westchnęłam, a Harry się wzdrygnął. Potrząsnął głową odganiając jakieś myśli i wbił plastikowy łyżkowidelec w swoje naleśniki i sałatkę owocową. Usiadłam na moim stalowym krześle i obserwowałam, jak Harry spokojnie je swoje śniadanie w oddziałowej stołówce. Podniósł wzrok z nad jedzenia i spojrzał na mnie. Z jakiegoś powodu wyglądał zwyczajnie znudzony.
- Nie, żebym nie chciał, żebyś tu była, ale dlaczego spędzasz swój wolny czas ze mną? - zapytał i mogłam wyczuć nutkę złości w jego głosie. Zacisnął pięść na swoim łyżkowidelcu, który miał zastępować nóż i widelec. Żeby nie miał możliwości zrobienia sobie krzywdy.
- Mój pacjent nie zjawił się na swoja wizytę, więc chciałam sprawdzić co u ciebie. Jesteś tylko piętro wyżej. - mruknęłam z lekkim uśmiechem, modląc się, żeby Harry go odwzajemnił i w końcu poprawił mu się humor. Nie udało się.
- Myślałaś o mnie? - szepnął, z wyraźną nadzieją na twierdzącą odpowiedź. Nie do końca wiedziałam co powiedzieć.
- Myślałam o tobie dziś rano. - oznajmiłam, przerywając nasz kontakt wzrokowy i spuszczając oczy na podłogę zakłopotana. Zastanawiałam się, czy wiedział jak bardzo nieodpowiednie to było.
- Mój poprzedni terapeuta nigdy tego nie mówił. - szepnął, wydął wargi, przerwał jedzenie i skupił wzrok na mnie. Podniosłam głowę, łapiąc jego spojrzenie.
Dlatego, że nie powinnam tego mówić. To co robię nie jest okej. Odwożenie cię do domu nie jest okej, przytulanie cię gdy jesteś bez koszulki nie jest okej i zasypianie obok ciebie też zdecydowanie nie jest okej. I nie wiem, czy ty zdajesz sobie z tego sprawę.
- Jestem po prostu bardziej otwarta niż inni. - skuliłam się w sobie mówiąc to, a Harry tylko pokiwał głową, zanim w końcu stwierdził, że się najadł. Nagle wstał, podnosząc swój papierowy talerz i plastikowy łyżkowidelec i wrzucił je do kosza. Wstałam, zastanawiając się czy Harry dostał pozwolenie żeby stąd wyjść, ale i tak już to zrobił.
Wyszłam z nim ze stołówki i próbowałam się uśmiechać, jednak było to raczej trudne, gdy te wszystkie myśli mnie ogłuszały. On jest tylko pacjentem, nikim więcej. Zayn kazał mi trzymać się od niego z daleka. On jest niebezpieczny.
Ale właściwie, to dlaczego on jest niebezpieczny? Wydaje się bardzo niewinny, jak dla mnie. Po prostu cichy, nieśmiały chłopiec, który nie ma po co żyć. Ale on nie mógł się tego dowiedzieć, musiałam mu wmawiać, że wydobrzeje. Ale może jednak tak będzie? Może pewnego dnia się obudzi i zdecyduje się porzucić wszelkie złe myśli i skupić się na tych dobrych.
- Kiedy wrócę do domu? - zapytał mnie niespodziewanie, zwalniając krok, gdy odwrócił się twarzą do mnie. Co miałam niby na to odpowiedzieć? Najprawdopodobniej miną tygodnie zanim odeślą go do domu, może nawet miesiące.
- Kiedy tylko wydobrzejesz, Harry. - uśmiechnęłam się do niego słabo, próbując ukryć poczucie winy. Mogłam powiedzieć coś lepszego, ale na tą chwilę to było wszystko, co byłam w stanie wymyślić.
Harry zmarszczył brwi, patrząc na mnie z zawiedziona miną i pokręcił głową.
- Jestem gotowy, żeby wrócić do domu.
- Jesteś tu od trzech dni, to tyle co nic. - mruknęłam i byłam pewna, że Harry zaraz zacznie krzyczeć. Jego oddech zrobił się cięższy, głębszy i bardziej ostry. Chciałam przeprosić, ale nie wiedziałam, za co miałam czuć się winna.
- Więc dlaczego muszę być na tym piętrze? Nie ma dla mnie miejsca piętro wyżej? - zapytał z kwaśną miną, ale ja szybko potrząsnęłam głową.
- Nie możesz zostać na górze...
- Dlatego, że jestem zbyt szalony, prawda? - zachichotał w niedowierzaniu, co sprawiło że wyglądał na jeszcze bardziej szalonego. Ale nie mogłam go tak nazywać, o nie.
- Ludzie, którzy są piętro wyżej, nie wyjdą stąd przez bardzo długi czas. - szepnęłam, co dało mu trochę więcej pewności siebie. Może myślał, że nie jest z nim tak źle, skoro będzie wypuszczony wcześniej od nich.
- Więc wkrótce zostanę wypuszczony? - zapytał z nadzieją, a ja przeciągle westchnęłam zanim pokręciłam głową.
- Nie od razu.
- Ale Oni mnie potrzebują. - powiedział surowo, przysuwając usta do mojego ucha, żeby nikt więcej nie słyszał jego stanowczego tonu. Poczułam dreszcz przebiegający przez moje ciało. Gdy w końcu myślę, że Harry robi postępy, on zawsze się cofa się do tego samego Harry'ego, którego zobaczyłam na balkonie.
- Jestem pewna, że "oni" mogą poczekać. - powiedziałam kpiąco, przewracając oczami i wymijając go. Nie było dla niego problemem dogonienie mnie.
- Oni nie lubią czekać. - odezwał się ponownie. Staliśmy teraz pod drzwiami jego pokoju, patrząc się na siebie wściekle.
- Kiedy zamierzasz powiedzieć mi, kim są "oni"? - zapytałam niecierpliwiąc się, ale oczy Harry'ego złagodniały i zrobił kwaśna minę. Znów zaczął kręcić głową, ale nie byłam już pewna dlaczego.
- Przestań. - nakazał mi i czułam, jak jego ton mnie zdominował. Moje oczy rozszerzyły się, gdy otworzył drzwi swojego pokoju i szybko wszedł do środka. Zawahałam się, czy powinnam pójść za nim, bo to nie było zbyt odpowiednie. Ale i tak to zrobiłam.
Siedział na swoim łóżku, patrząc się bezcelowo w podłogę. Miał zdjęte buty i splecione dłonie. Ostrożnie weszłam do środka i nerwowo usiadłam na krześle dla gości. Z pewnością byłam jedyną osobą, która tu siada, nie miał innych znajomych czy rodziny.
- Wiesz,  rozmawianie o problemach jest o wiele lepsze, niż trzymanie tego wszystkiego w sobie. - szepnęłam delikatnie, próbując go uspokoić i skłonić do rozmowy ze mną. Miałam desperacką nadzieję, że to podziała.
- Pierwszy raz, gdy gadałem z terapeutą był sześć lat temu. Powiedziałem jej wszystko co chciała wiedzieć...
- To dobrze, nieprawdaż? - zapytałam z uprzejmym uśmiechem, przysuwając krzesło w jego kierunku, by być trochę bliżej niego, próbowałam go w ten sposób uspokoić. Harry natychmiast pokręcił głową i rozchylił wargi wypuszczając urywane oddechy.
- Ja... Ona... - zaczął, ale nagle przerwał i sfrustrowany przeczesał rękoma włosy.
- Nie śpiesz się, Harry.
- Ona mi powiedziała, że... Ona mi powiedziała, że jestem opętany.
Westchnęłam cicho, gdy niewinne oczy Harry'ego spojrzały w moje. Desperacja, która mnie obejmowała, żeby dowiedzieć się, co siedzi w jego głowie, zaczynała mnie martwić. Czułam gęsią skórkę na przedramionach. Co on mógł jej powiedzieć, że tak go nazwała?
- Była najprawdopodobniej jakąś głupią kobietą z głupimi religijnymi zabobonami. - powiedziałam cicho, ale nie wiedziałam czy kłamię, czy nie. Miałam głęboką nadzieję, że była po prostu głęboko wierzącą kobietą. Jeśli nie, to zaczynałam się bać.
- Nie wiem co zrobiłem, że taki jestem. Myślałem, że terapeuci mają mi pomóc.
- Ona z pewnością nie powinna być terapeutką, jeśli nazywa swoich pacjentów opętanymi. - zaśmiałam się, i w końcu Harry zaśmiał się razem ze mną. Ile bym dała żeby sprawić, aby natychmiastowo poczuł się lepiej, mógł wrócić do domu i żyć bez strachu, niepokoju czy czegokolwiek co sprawia, że jest taki.
- Ty mnie łatwo uspokajasz. - szepnął i ciepło się uśmiechnął. Nie spodziewałam się, że wyjedzie z czymś takim. Myślałam, że będzie bardziej oporny by to przyznać. Z dołeczkami, które pojawiły się w jego policzkach, gdy to powiedział, wyglądał zakłopotanie i nieśmiało. Ale to było urocze.
- Czasem wydaje mi się, że nie chcesz, żebym była przy tobie. - oznajmiłam, ale wciąż utrzymywałam mój promienny uśmiech. Harry szybko pokręcił głową.
- Lubię, gdy jesteś ze mną. -powiedział, jakby to nic nie znaczyło. Próbowałam nie zrobić się cała czerwona przy moim pacjencie. Jeśli by to zobaczył, z pewnością myślałby, że zrobiłam coś nieodpowiedniego.
- To lepsze niż bycie samotnym.- powiedziałam, próbując nie przywołać żadnych złych wspomnień, związanych z jego byciem samotnym. Chciałam, żeby poczuł się lepiej, i żeby miał przyjaciół.
- Nigdy nie jestem sam. - szepnął cicho, marszcząc czoło.  Zastanawiałam się co sprawiło, że był taki, i kim są "oni". Może byli ludźmi w jego wyobraźni, którzy nigdy go nie opuszczają. Może byli ludźmi, których obwiniał za swoje samookaleczenie się cały czas.
- Mogę zadać ci pytanie, Harry?
- To zależy, czego chcesz się dowiedzieć. - mruknął, a ja przygryzłam wargę z niepokojem.
- Pytałam się już o to wcześniej, ale nie odpowiedziałeś. - powiedziałam wzruszając ramionami. Z góry znałam jego odpowiedź. Nie pozwoli mi zapytać.
- Co to za pytanie? - zapytał z wahaniem, unosząc jedną brew i patrząc na mnie niepewnie. Nie chciałam już się go o to pytać.
- Kto zrobił ci te szramy, Harry? - zapytałam delikatnie, wiedząc że nie zamierza odpowiedzieć. Nie wiem czemu teraz znów wyciągnęłam to pytanie. To były jedne z pierwszych słów, które kiedykolwiek do niego powiedziałam.
Jego pełne usta delikatnie się rozchyliły i wydobyły się z nich te delikatne, ale natarczywe słowa, które słyszałam już wiele razy wcześniej.
- Oni je zrobili.


(korekta - Aga)
_____________________________________________



WESOŁYCH ŚWIĄT!
A tu taki mały prezent od mnie :))
Trochę na szybko, tłumaczyłam ten rozdział, ale mam nadzieję, że wybaczycie mi wszystkie błędy :)

I wgl to jest już prawie 10 000 wejść!!!!! 

DZIĘKUJĘ! 

Kiedy zaczynałam to tłumaczyć, to miałam nadzieję na jakiś tysiąc wyświetleń... ale 10 000 ?!?!?! 
To naprawdę dużo dla mnie znaczy! Cieszę się, że czytacie i komentujcie!

♥♥♥♥♥

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 6

- Jak to nie ma nikogo, kto nazywa się Ariel? - zapytałam zdezorientowana. Lekko tupałam nogą w irytacji. Nie miałam czasu się bawić, była czwarta rano i byłam strasznie zmęczona.
- Nie ma nikogo zarejestrowanego o tym imieniu. - powiedziała ponownie, wzruszając ramionami, jakby tak samo jak ja nie miała pojęcia o co chodzi.
Stałam tam, z pustym wyrazem twarzy, próbując sobie to wszystko ułożyć. Harry musiał sobie to wyobrazić. Chyba jest z nim jeszcze gorzej niż myślałam. Tak się bałam, że może być coś, co sprawi, że będzie jeszcze mniej stabilny. Musiałam poznać opinię jakiegoś lekarza. Jutro do kogoś zadzwonię.
Wróciłam do pokoju Harry'ego, nie miałam pojęcia co mu powiedzieć. Powinnam wspomnieć o Ariel? Dziewczynie, z którą ponoć się zaprzyjaźnił w zeszłym tygodniu?
Powoli otworzyłam drzwi z jasnego drewna, najpierw wsunęłam głowę by sprawdzić, czy na pewno mogę wejść. Uśmiechnęłam się do niego, gdy dostrzegłam go zawiniętego w pościel i wciąż jeszcze nie śpiącego. Przeszłam obok jego łóżka, a on cały czas mnie obserwował. Usiadłam na moim krześle. W końcu obiecałam, że zostanę z nim po wszystkim.
- Jesteś zmęczony? - zapytałam przeciągle ziewając, dając znak, że ja jestem. Harry chwilę się zawahał i pokręcił głową szybko mrugając.
- Wcale. - powiedział swoim głębokim głosem. Oparł się o poduszkę i przekręcił na bok, by mógł na mnie patrzeć.
- Wydajesz się być bardziej zrelaksowany tu, niż w swoim mieszkaniu. - zaobserwowałam, patrząc na to jak wygodnie się czuł. Może mu się tu podobało? Mam nadzieję, że tak.
- Po prostu się cieszę, że jestem stamtąd daleko. - szepnął cicho, marszcząc brwi, jakby wszystko analizował. Gapiłam się na niego, gdy on patrzył na mnie bez celu. Wyglądał, jakby był w swoim własnym świecie.
Minęło kilka godzin i dopiero zdjęłam płaszcz. Zastanawiałam się, dlaczego czuję zapach krwi. Zapomniałam, że Harry przytulił mnie i poplamił moje ubrania. W dalszym ciągu siedziałam na krześle i patrzyłam jak Harry kręci się w łóżku próbując znaleźć wygodną pozycję.
- Nie będziesz spał dziś w nocy, prawda? - zapytałam przeciągle wzdychając, patrząc jak jego długie ciało próbuje się ułożyć.
- Mam dużo rzeczy do przemyślenia. - powiedział cicho. - Nie chcę zasypiać.
- Jest wpół do szóstej rano, Harry. Może powinieneś porządnie odpocząć. - zasugerowałam, lekko się uśmiechając. Byłam strasznie zmęczona. Miałam zamiar wrócić do domu, gdy tylko zaśnie. Ale kurwa, zaczynałam pracę za trzy godziny.
- Ale ja chcę z tobą porozmawiać. - powiedział cicho, marszcząc brwi. Uśmiechnęłam się żywo w odpowiedzi. Naprawdę chciałam z nim pogadać, ale ciężko mi było utrzymać moje oczy otwarte. Byłam tak wykończona...
Usiadł na łóżku i położył dłonie na kolanach, wpatrywałam się w niego intensywnie. Przygryzł wargę i patrzył się w swoje kolana.
- Możemy coś zrobić?
- Coś zrobić? - zapytałam zdziwiona. Nie wiedziałam dlaczego brudne myśli przeszły przez moją głowę, gdy zadał to pytanie. Ale wiedziałam, że nie o to mu chodziło.
- Wiesz, możemy pójść na spacer. - ogłosił, jego oczy się ożywiły z podekscytowania. Bałam się, że jeśli zrobimy cokolwiek wymagającego wysiłku fizycznego, to padnę na podłogę. Wystarczająco trudna była rozmowa z nim bez ziewania co trzy sekundy.
- Nie możemy zrobić czegoś innego? Na przykład obejrzeć film? - zapytałam przeciągle wzdychając. Zmarszczył brwi zdezorientowany i przechylił głowę w bok.
- Film? - zapytał, jakbym była z innej planety. Zdziwiona lekko rozchyliłam usta
- Nie wiesz co to film? To coś, co oglądasz w telewizji? - uniosłam brwi, próbując mu wyjaśnić, ale on wydawał się być wciąż zagubiony.
- Oh... Nie mam telewizora. Robi za dużo hałasu w moim mieszkaniu. - mruknął, wzruszając ramionami.
- Wiesz, że można zmieniać głośność...
- Robią za dużo hałasu. - warknął, przewracając oczami we frustracji. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc co powiedzieć.
- Na końcu korytarza jest sala telewizyjna dla pacjentów. Nie sądzę, żeby komuś przeszkadzał hałas.
Przez chwilę musiałam go namawiać, zanim Harry w końcu się zgodził. Wstaliśmy z miejsc. Wyszliśmy z pokoju i zaczęliśmy iść w dół korytarza. Zastanawiałam się, jakie filmy tu mają. Miałam nadzieję, że nie mają żadnych głupich horrorów, które pewnie wystraszyłyby Harry'ego. Może mają jakoś fajną bajkę Disney'a.
Otworzyłam drzwi do sali telewizyjnej. Wszędzie były ustawione różne kanapy i wielki telewizor naprzeciwko nich. Obok znajdowało się małe pudełko. Domyśliłam się, że są tam płyty dvd, ale nie byłam pewna, wcześniej zbyt często tu nie przychodziłam. Harry szybko usiadł i wpatrywał się w telewizor, jakby coś w nim leciało... ale był wyłączony.
- Co chcesz obejrzeć? Coś śmiesznego? - zasugerowałam z lekkim wahaniem, ale wkrótce lekko skinął głową zgadzając się.
Zdecydowałam się na film "To tylko seks". Był od 15 lat, więc nie mógł być aż tak zły. Pewnie był zboczony, ale w tym momencie byłam tak zmęczona, że miałam to w dupie. Włożyłam płytę do odtwarzacza, wzięłam pilot i usiadłam na sofie obok Harry'ego. Kusiło mnie, żeby się trochę przespać w czasie, gdy on będzie oglądał film.
- O czym jest ten program? - zapytał, ale ja zmarszczyłam brwi. Program?
- Nie wiem. Musimy obejrzeć, żeby się dowiedzieć. - cicho szepnęłam i obróciłam głowę by zobaczyć reakcję Harry'ego. Niezbyt entuzjastycznie skinął głową. Film się zaczął, Harry wygodnie się rozsiadł i ziewnął. Westchnęłam z ulgą, w końcu zaczynał być zmęczony.
Oglądaliśmy to przez jakieś dziesięć minut. Jak na razie dziewczyna i chłopak spotkali się w Nowym Jorku i jedli kolację. Jednak moja uwaga była skupiona na Harrym, odwróciłam głowę w jego kierunku. Miło było patrzeć jak skupia się na czymś pozytywnym. Nagle Harry głośno się zaśmiał, ale od razu przygryzł wargę próbując powstrzymać śmiech, co było strasznie urocze.
- Nie powstrzymuj tego. - rzuciłam, łapiąc jego wzrok. - To normalne, że ludzie się śmieją.
- Wiem, po prostu nie śmieję się zbyt często. - powiedział z uśmiechem, sprawiając, że zmarszczyłam brwi, ale on już wrócił do oglądania.
Film leciał. Spięłam się gdy zaczęła się scena, gdzie zaczynają gadać o seksie. Dyskutowali o tym jak bardzo kochają seks, i że to nic złego, jeśli uprawiają go z kimś, z kim nie są w związku. Sama świadomość tego, że Harry tego słucha sprawiała, że chciałam zapaść się pod ziemię ze wstydu. Myślałam, że będzie po prostu siedział lekko zakłopotany. Ale nie.
- Ludzie naprawdę to robią? - zapytał zszokowany. - Uprawiają miłość, nawet gdy... się nie kochają?
Moje oczy szybko się rozszerzyły, nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Yyy.. W-Wydaje mi się, że ludzie czasem tak robią. - wydukałam, kompletnie zaskoczona.
- A ty? - zapytał, ukazując jego nieśmiałe zainteresowanie.
- Harry, wielu ludzi to robi...
- Ale ty robisz? Czy to po prostu taka amerykańska rzecz jak w filmie? - zapytał  grzecznie. Nie mogłam się powstrzymać i lekko zachichotałam. Tak mało wiedział i był tak bardzo bardzo niewinny.
- Ja... Uh.... Taa, chyba robię tak z moim współlokatorem... Nie, czekaj, nie powinnam ci tego mówić. Boże... - walnęłam się w czoło, kręcąc głową z dezaprobatą. To było takie nieprofesjonalne. To wszystko przez to, że jestem strasznie zmęczona.
- Bałaś się kiedykolwiek, że się w nim zakochasz? - zapytał cicho, złapał mój wzrok i wydął usta. Boże, wyglądają tak delikatnie. Nie, co kurwa? Dlaczego myślę o ustach mojego poważnie chorego psychicznie pacjenta?
- Nie. - odpowiedziałam prosto. Wzruszyłam ramionami, jakby to nic nie znaczyło.
- Więc jeśli kiedyś zrobilibyśmy coś takiego, we mnie też byś się nie zakochała? - zapytał niewinnie, wydymając usta, wyglądał jak zagubiony szczeniaczek. Rozchyliłam usta, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Harry, jesteś moim pacjentem. Nigdy by do czegoś takiego nie doszło...
- Wiem, Jamie. Tylko daję przykład. - ziewnął, sprawiając że odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że serio chce to ze mną zrobić.
Musiałam szybko zmienić temat. Czy my naprawdę rozmawialiśmy o uprawianiu ze sobą seksu, jakby to było coś normalnego? Nie, Harry mówił o tym jakby to było coś normalnego. Nie chciałam, żeby ktoś taki jak on myślał, że seks nie jest niczym specjalnym. Był zbyt cenny i prawdziwy, żeby tak myśleć. Chciałabym, żeby był ktoś w jego życiu, kto sprawiłby, że będzie szczęśliwy, jakiś miły przyjaciel. Mogłabym to być nawet ja, jeśli by chciał.
- Powinieneś... znaleźć dziewczynę. - powiedziałam z lekkim wahaniem. Ziewnęłam i poczułam, że moje powieki robią się coraz cięższe. Tak bardzo potrzebuję się w końcu położyć...
- Oni nigdy by mi na to nie pozwolili. - mruknął surowo, zanim z powrotem rozsiadłam się na kanapie nie chcąc o to pytać.
- Powinieneś... - przerwałam, i mocno ziewnęłam. - Powinieneś to przemyśleć.
Zamknęłam oczy na chwilę, przynajmniej tak mi się wydawało. Nie otworzyłam ich, w końcu zasnęłam.


~

Jęknęłam, gdy poczułam łagodną, delikatną dłoń na moim prawym policzku. Byłam zbyt zmęczona by otworzyć oczy, a dotyk był tak relaksujący. 
Dłoń powoli muskała moja twarz. Ten dotyk był elektryzujący i wywoływał ciepło pod moją skórą, miło było czuć czyjąś skórę przy mojej.  Westchnęłam, gdy poczułam jak czyjś kciuk gładzi moją dolną wargę. Powinnam otworzyć oczy i powiedzieć tej osobie, żeby przestała, ale właśnie o to chodziło, nie chciałam, żeby przestawała. 
Byłam zaskoczona, gdy dłoń nagle zniknęła. Co się właśnie stało? Ostrożnie otworzyłam oczy wzdychając, gdy zobaczyłam obok siebie śpiącego Harry'ego. Musiał zasnąć w dosłownie pięć sekund. Ale dlaczego mnie tak dotykał? Czy po prostu to mi się śniło i nic takiego tak naprawdę nie miało miejsca? 
Zmęczona podniosłam się z sofy. Nie wiedziałam, czy powinnam obudzić Harry'ego czy nie. Musiałam całkiem długo spać, film się już skończył. Wróciłam wzrokiem na Harry'ego, wyglądał tak spokojnie kiedy spał. Nie chciałam mu przerywać, ale nie mogłam pozwolić mu tu spać. 
- Harry. - szepnęłam i lekko go szturchnęłam, sprawiając że mruknął, bardzo seksownie, jeśli mam być szczera. Nie, muszę przestać to mówić. Nie mogę mówić, że ma seksowny głos, jest pacjentem.
- Jamie. - cicho mruknął, otwierając jedno oko. - Zasnęliśmy razem.
- Wiem, Harry. W porządku. - odezwałam się sennie. - Chodź, zabiorę cię do łóżka. 
Powoli wstał i po chwili już opuszczaliśmy salę telewizyjną. Miałam nadzieję, że nie wpadniemy na żadną pielęgniarkę. Wyobrażacie sobie co by się stało?! Najprawdopodobniej zostałabym za to zwolniona!
- Dziękuję, Jamie. - Harry cicho powiedział, gdy staliśmy przed jego pokojem. - Za wszystko.
- Nie ma problemu. Cieszę się, że żyjesz. - odparłam, przygryzając dolną wargę, gdy uśmiechnął się w odpowiedzi.
- To dużo dla mnie znaczy, Jamie, naprawdę.

~

Gdy tylko opuściłam Harry'ego, szybko poszłam do mojego biura. Była 9:00 i powinnam już siedzieć za biurkiem.
W drodze oczywiście musiałam na kogoś wpaść, ale na szczęście to był Zayn, nie jakiś wściekły lekarz. 
- Woah, Jamie. Skąd ten pośpiech?
- Powinnam już być w gabinecie. - mruknęłam, ale jego oczy były wciąż na mnie skupione.
- Słyszałem, co wczoraj stało się z tobą i Harrym. Uratowałaś mu życie zeszłej nocy. - powiedział ostrożnie, a jego spojrzenie wciąż było utkwione w moich sennych oczach. - Jamie, śmierdzisz krwią.
- To Harry'ego. Nie miałam kiedy nawet pojechać do domu i się przebrać, siedziałam z nim...
- Boże, Jamie! Jedź do domu! - krzyknął na mnie.
- Mam zaplanowane spotkania i...
- Zrobię wszystko za ciebie, Jamie. To nie takie trudne. Masz jakieś sesje dzisiaj? - zapytał, unosząc brwi. Byłam zbyt zmęczona, by myśleć w tamtej chwili. Ale przypomniałam sobie, że miałam dzisiaj tylko jedną wizytę i to o 16:00.
- Mam jedną o 16:00. - mruknęłam zmęczona, wzruszając ramionami. 
- Odwiozę cię do domu, żebyś mogła trochę odpocząć. Możesz wrócić dopiero po południu. 

~

Nie minęło dużo czasu, zanim się zgodziłam i Zayn poprowadził mnie do swojego samochodu. Wsiadłam do niego z wdzięcznością.
- Wczoraj w nocy było strasznie źle z Harrym. - powiedziałam, zaczynając rozmowę, gdy wyjeżdżał z parkingu. 
- Powinien  brać leki. Ale oczywiście nie możemy mu ich przepisać, bo próbowałby się nimi znów zabić. - Zayn mruknął, nie spuszczając wzroku z jezdni. Zaczęłam się kręcić w niewygodnym fotelu, nie do końca wiedząc co powiedzieć. 
- To takie frustrujące, kiedy myślisz, że w końcu robi postępy, a wtedy on robi coś tak lekkomyślnego.
- Zawsze był taki sam, Jamie. Nawet, kiedy jeszcze chodził do szkoły. - powiedział cicho, przyciągając moją uwagę. Lekko otworzyłam usta zdezorientowana. Skąd on miał niby to wiedzieć?
- Odkąd to wiesz tyle o jego przeszłości? - zapytałam z ciekawością, odwracając głowę w jego kierunku, a on przygryzł wargę. 
- Uh... Słyszałem trochę. - mruknął, nie robiąc z tego nic wielkiego.  
Gapiłam się bezsensownie w drogę przed nami. Chciałam poruszyć pewien temat, ale wiedziałam, że wywoła to kłótnię. Desperacko potrzebowałam jego rady w pewnej sprawie, oczywiście dotyczyła ona Harry'ego.
- Zayn?
- Co?
Westchnęłam zanim się odezwałam.
- Czy kiedykolwiek... pociągała cię jakaś twoja pacjentka?
Samochód nagle się zatrzymał sprawiając, że szarpnęło mną do przodu, a potem mocno wbiłam się w siedzenie. Staliśmy na poboczu, a ja byłam totalnie zdezorientowana.
- Zayn... - zaczęłam.
- Podoba ci się Harry, prawda?
- Tylko się ciebie pytałam...
- Nie możesz go lubić, Jamie. Jest niebezpieczny. - powiedział surowo, ale jednocześnie ostrożnie. Patrzył na mnie błagalnie.
- Nie chodzi o to, że chcę się z nim umawiać! - wykłócałam się. - Zostałabym przecież zwolniona!
- Po prostu... Nie pozwól mu wejść do twojej głowy. - warknął do mnie, kręcąc głową z dezaprobatą. Byłam zdenerwowana. Nie sądziłam, że Zayn tak zareaguje. 
- A co jeśli już to zrobił?
- Nie mów tak! Ten chłopak wciągnie cię w wielkie kłopoty. Ostrzegam cię! - krzyknął, sprawiając że podskoczyłam w miejscu. Westchnęłam w duchu, nie do końca rozumiejąc, co się właściwie dzieje. Jak ten  niewinny, cichy chłopak może wciągnąć mnie w kłopoty?
- Nie mam żadnych zamiarów wobec niego. To profesjonalna sprawa. - zapewniłam go. Potrząsnął głową z ulgą. 
- I tak powinno zostać.



(korekta - Aga)

__________________________________________________

Jej! Udało mi się wyrobić na czas :))

I co myślicie o tym rozdziale? ^^
Początek jakoś mi nie wyszedł :/


No i jak wam się podoba nagłówek?? Wykonała go (http://kanga-graphics.blogspot.com/) i absolutnie go kocham!!!

Jeśli zrobicie jakąś pracę zwianą z Crazed. (jakieś przerobione zdjęcie, nagłówek, czy coś takiego) możecie wysłać to na mojego maila (xpaulinaxm@gmail.com), albo dodać na instagrama/twittera i mnie oznaczyć, a ja dodam waszą pracę do Galerii :))
No właśnie! dodałam nowa zakładkę na górze "Galeria" :))

Jako, że już  nie dodam rozdziału do świąt, chciałabym życzyć wam wesołych, zdrowych, pogodnych świąt Bożego Narodzenia, bogatego Mikołaja i świetnie spędzonego czasu z rodziną i przyjaciółmi! :))

(przepraszam, że takie krótkie, ale jestem beznadziejna w składaniu życzeń xD)




No to chyba tyle, następny rozdział będzie jakoś po świętach! :))


sobota, 21 grudnia 2013

Wygląd bloga!!!

Heeey :))

Obecnie czekam na nagłówek, który zamówiłam na tego bloga i powinnam go dostać za jakiś tydzień, ale pomyślałam że może ktoś z was potrafi i lubi robić ładne tła/nagłówki na blogi! (ja niestety jestem w tym beznadziejna xD)
Jeśli tak, zróbcie i wyślijcie na mojego maila! (xpaulinaxm@gmail.com)
Wybiorę kilka najładniejszych i zrobię "galerię Crazed.". Ustawię też na jakiś czas te nagłówki/tła (albo nawet na dłużej, jeśli będzie naprawdę boooski! :)))
Najlepiej jakbym dostała prace do Wigilii lub ostatecznie do 26.12
taka błyskawiczna akcja :))

http://instagram.com/p/huEK6nRbIb/
http://instagram.com/p/hghtdFRbFA/
http://instagram.com/p/hghtdFRbFA/
tak wygląda Jamie :))



Mam nadzieję, że to wypali, a jak nie to trudno xD



Rozdział 6 będzie jutro lub w poniedziałek. 
Wiecie, święta, porządki, prezenty, nie mam za bardzo czasu :))

środa, 18 grudnia 2013

Rozdział 5

*Jamie's Pov*

Był środek nocy. Już dawno spałam i Louis był w moim łóżku. Nie wiedziałam, że zaraz zostanę obudzona.


~

Moje ciało było przyciśnięte do Louisa, kiedy moje oczy nagle się otworzyły. Szybko się od niego odsunęłam, gdy dostrzegłam, w jakiej pozycji się znajdujemy. Myślałam, że zostałam obudzona przez źle nastawiony budzik, ale to był dzwonek mojej komórki.
Warknęłam do siebie zastanawiając się, dlaczego ktoś dzwoni do mnie w środku nocy. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to to, że coś stało się w pracy, pacjent miał napad szału, czy coś. I nagle moje myśli skierowały się na Harry'ego.
- Słucham? - w końcu odebrałam telefon w międzyczasie sprawdzając, która godzina. Była 2:37.
- Panna Jamie Drew? - mężczyzna zapytał. Brzmiał raczej profesjonalnie, więc od razu wiedziałam, że to coś związanego z pracą.
- Tak? Wszystko w porządku? - zapytałam zmartwiona, próbując obudzić Louisa. W reakcji dostałam tylko cichy jęk.
- Potrzebujemy pani w bloku The Roseberry. - powiedział, momentalnie przypominając mi, że Harry tam mieszka. Poczułam jak mój żołądek się zaciska. - Wygląda na to, że twój pacjent chce skoczyć z okna. Potrzebujemy cię tu jak najszybciej, on... gada sam do siebie.
- O mój Boże. D-Dobrze, już jadę. - powiedziałam, szybko się rozłączając zanim wyskoczyłam z łóżka. Niezdarnie narzuciłam moją czarną kurtkę, która wisiała na szafie. Nie zamierzałam martwić się tym jak wyglądam, musiałam być tam szybko. Coś takiego jeszcze nigdy mi się nie przydarzyło.
- Gdzie idziesz Jamie? Jest wpół do trzeciej rano. - Louis mruczał z łóżka i wiercąc się szukając wygodnej pozycji.
- Mój pacjent chce wyskoczyć z okna swojego mieszkania, muszę jechać! - warknęłam ostro, oczy Louisa się rozszerzyły.
- Jezu, Jamie! Szybko, jedź! - prawie krzyczał, a ja mentalnie przewróciłam oczami. Znalazłam moje czarne buty i wybiegłam z mieszkania.
Pośpiesznie wsiadłam do auta, moje drżące dłonie próbowały włożyć kluczyk do stacyjki. Chwilę później odpaliłam. Wrzuciłam bieg i wyjechałam z parkingu.
Przedzierałam się ulicami jadąc trochę za szybko, ale miałam to gdzieś. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Jechałam długo, za długo. Minęło dziesięć minut, byłam już blisko. Usłyszałam syreny karetki w oddali i zaczęłam martwić się jeszcze bardziej. Ta karetka mogła jechać do Harry'ego. On mógł już skoczyć.
Dwie minuty później znalazłam odpowiedni budynek. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam dwa radiowozy i małą karetkę zaparkowane pod ciemnym budynkiem. Wszystkie obok siebie. Była tam grupa przechodniów próbujących zobaczyć, o co te całe zamieszanie. Szybko zaparkowałam samochód  i z niego wysiadłam. Błyskawicznie przedarłam się przez tłum i znalazłam policjanta.
- Jestem Jamie Drew, dajcie mi przejść! - krzyknęłam, gdy złapał mnie za ramiona i zaczął odciągać od tłumu, próbując dowiedzieć się, co się dzieje.
- On dalej tam jest, nie wiemy co robić!- powiedział młody oficer zdejmując czapkę i marszcząc się w frustracji.
- Na którym jest piętrze? - zapytałam przeciągle wzdychając. Spojrzałam na budynek próbując dojrzeć go wzrokiem, ale nie widziałam go.
- Na dwudziestym czwartym. W swoim pokoju 12B. Jeśli skoczy, nie będziemy mogli go uratować. - powiedział surowo, mierząc mnie wzrokiem, jakbym ja miała wiedzieć co robić. W rzeczywistości nie miałam bladego pojęcia.
- Muszę z nim porozmawiać.- oświadczyłam lekko dysząc zdradzając tym, że zaczynałam się denerwować. Co jeśli on by skoczył? To byłaby moja wina. Jestem jego terapeutką, więc jestem za niego odpowiedzialna.
- Nie możemy podejmować takiego ryzyka, nie wiem co zrobi jeśli zobaczy tam kogoś. Chciał być sam. - mężczyzna powiedział do mnie ostrzegawczo, ale  nie słuchałam go. Wiedziałam co muszę zrobić.
- Był sam całe swoje życie. Nie sądzę, by miał coś przeciwko temu, żebym poszła tam na górę. - warknęłam, wywracając oczami zanim go minęłam. Westchnął łapiąc mnie mocniej za ramię i ciągnąc z powrotem.
- Jesteś tego pewna? - zapytał ostrożnie mierząc mnie wzrokiem. - Możemy wysłać jakąś ochronę razem z tobą...
- Nie, nie skrzywdzi mnie.
Odeszłam od tłumu i pośpieszyłam do drzwi wejściowych budynku. Musiałam najpierw wyjaśnić pracownikowi kim jestem, zanim mnie wpuszczono. Zmierzyłam wzrokiem lobby w stylu vintage szukając windy, którą wkrótce znalazłam obok schodów. Szybko do niej weszłam i drżącą dłonią wcisnęłam guzik na 24 piętro.
Czekałam niespokojnie przez minutę zanim drzwi się otworzyły. Przewracało mi się w brzuchu, gdy szłam pustym korytarzem. Całe piętro musiało być ewakuowane. Teraz musiałam tylko znaleźć mieszkanie numer 12B.
Zatrzymałam się w pół kroku, gapiąc się w już lekko otwarte drzwi - 12B. Ostrożnie otworzyłam je mocniej i powoli weszłam do środka, próbując nie narobić hałasu. Mój żołądek się ścisnął na widok jaki ujrzałam przed sobą. Harry siedział na krawędzi balkonowego okna, był bez koszulki, a jego ciało było pokryte krwawiącymi ranami.
Wiele myśli przetoczyło się przez moją głowę - dlaczego krwawił? Dlaczego był bez koszulki?
W końcu z lekkim wahaniem odezwałam się cicho, próbując przykuć jego uwagę.
- Wielu ludzi martwi się o ciebie, Harry.
Jego ciało się nie poruszyło. Nie odwrócił się w moją stronę, ale wiedziałam, że zdaje sobie sprawę z mojej obecności.
- Dlaczego... tu jesteś?
- Obudził mnie telefon od policji. Tak strasznie się martwimy. - powiedziałam, próbując go uspokoić zamiast sprawiać, by chciał skoczyć jeszcze bardziej. Potrzebowałam, żeby ze mną współpracował, i żeby nie spadł.
Zbliżałam się kilka cali, dzieliło mnie już od niego tylko parę kroków, ale on w każdej chwili mógł skoczyć.
- Jamie... - Harry zaczął, a ja mruknęłam w odpowiedzi. Cieszyłam się, że sam mówił i nie musiałam go do tego prowokować.
- Harry. - odpowiedziałam, ale brzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
- Ja... Ja się boję. - powiedział cicho. Mięśnie na jego ramionach się napięły, gdy oparł się o krawędź balkonu. Przyprawiało mnie o mdłości patrzenie jak robi kroki w przód i w tył. Był nieprzewidywalny.
- Też się boję, Harry - szepnęłam w odpowiedzi. - Boję się o ciebie.
- Oni mnie krzywdzą, Jamie.- powiedział gorzko, prawie dusząc się tymi słowami. Lekko zakaszlał, gdy  spróbował wziąć głębszy oddech. Byłam taka zdesperowana, żeby dowiedzieć się co się dzieje w jego głowie. Nie dostrzegał tego, jak bardzo chciałam mu pomóc.
- Kto cię krzywdzi? - zapytałam łagodnie. - Powiedz mi.
Pokręcił głową, spuszczając wzrok na spadek przed nim. To była moja szansa, żeby podejść jeszcze bliżej. To było oczywiste, że nie chce odpowiadać na to pytanie, nawet tego nie rozważał.
- Ładny jest stąd widok. - mruknął sam do siebie martwiąc mnie, moje oczy się rozszerzyły. Nie, on tego nie zrobi.
- Chcesz zejść na dół i lepiej się temu przyjrzeć? Siedzenie na balkonie nie jest zbyt bezpieczne. Boję się, że spadniesz. - nie było to zbyt bezpieczne posunięcie, ale wierzyłam w moje szczęście. Wiedziałam co robię.
- Wiesz jak to jest, gdy nikt o tobie nie myśli, Jamie? Wiesz? - znów zmienił temat. Próbował odciągnąć moje myśli od ratowania go i skupić je na powodach, dla których chciał wszystko zakończyć.
- Jesteś w moich myślach cały czas. - powiedziałam uspokajająco, nie wiedząc czy kłamię, czy nie. Ale kurwa, powiedziałbym wszystko, byle tylko zszedł ze mną na dół. - Myślę o tobie, Harry.
- Nie musisz kłamać...
- Nie kłamię. - odparłam, kładąc dłoń na jego nagim ramieniu. - Naprawdę chcę ci pomóc.
- Nie wierzę ci. - załkał, kręcąc głową w niedowierzaniu. Kucnęłam, przez co nasze twarze były na tym samym poziomie. Powoli podniosłam prawą rękę i delikatnie położyłam dłoń na jego policzku. Wypuścił urywany oddech w reakcji na mój ciepły dotyk, wyraźnie się dzięki temu zrelaksował. Zamknął oczy, ciężko oddychał, uniósł swoja rękę i przytrzymał moją przy swojej twarzy, tak jakby nie chciał pozwolić mi jej zabrać.
- Wróć ze mną do szpitala. Zamówię ci co tylko chcesz do jedzenia i zostanę tam z tobą. Tylko daj mi rękę, żebym mogła cię zabrać z tego balkonu. - powiedziałam spokojnie uśmiechając się pocieszająco, gdy wstałam i zabrałam rękę z jego policzka. Wyciągnęłam ją do niego, a on zaczął się w nią wpatrywać. Zamknął oczy wahając się, powoli podnosząc swoją zakrwawioną rękę przed siebie i łącząc nasze dłonie.
W duchu westchnęłam z ulgą, gdy pomogłam mu wejść z powrotem do jego mieszkania. Gdy tylko wciągnęłam go do środka, moje ramiona mocniej się na nim zacisnęły i przyciągnęłam go bliżej. Ulżyło mi. Jego dłonie ostrożnie znalazły się na mojej tali przywracając pewną niezręczność, ale miałam to gdzieś. Mój oddech stał się cięższy, gdy poczułam krew z jego ramion wsiąkającą w moje ubrania.
- Umyjmy cię i potem pójdziemy na dół.
Wzięłam ręcznik z łazienki i podałam go Harry'emu. Patrzyłam jak owija nim swoje ciało, by zatrzymać krwawienie. Jego ciało było w pewien sposób piękne i wrażliwe. Wiedziałam, że wprawiam go w zakłopotanie patrząc na niego, ale nie mogłam się powstrzymać. Wkrótce włożył czarną koszulkę przez głowę. Objęłam go w talii, by mieć pewność, że jest bezpieczny i wyszliśmy z mieszkania. W ciszy weszliśmy do windy, ale to nie była niezręczna cisza. To była cisza, która dawała nam chwilę wytchnienia po wcześniejszym napięciu.
- Nie wystrasz się ludzi na zewnątrz, oni się po prostu o ciebie martwią.
- Zostaję z tobą, tak? Nie pozwolisz wsadzić mnie do samochodu z nimi? - zapytał zagubiony i zmartwiony, wpatrywał się we mnie szczenięcym wzrokiem.
- Oczywiście, że nie, jedziesz ze mną.
W końcu wyszliśmy na zewnątrz. Harry czuł się zakłopotany, gdy tłum zaczął klaskać. Wszyscy byli szczęśliwi, że żyje. Szybko poprowadziłam Harry'ego do mojego samochodu. Przewróciłam oczami, gdy zobaczyłam kilku policjantów zbliżających się do nas w pośpiechu. Nie chciałam, żeby rozmawiali z Harrym, zacząłby się martwić jeszcze bardziej.
- Harry, wsiądź do samochodu.
Zrobił co mu powiedziałam i usiadł na miejscu dla pasażera, zostawiając mnie z zdezorientowanymi mężczyznami.
- On nie może z tobą jechać.
- Spokojnie, zabieram go na oddział do szpitala. - westchnęłam zirytowana.
- Nie sądzisz, że lepiej dla niego byłoby, gdyby pojechał w radiowozie lub karetce? - zapytał ostrożnie unosząc brwi, a ja pokręciłam głową.
- Chciał, żebym ja go tam zabrała. Zostaję z nim tylko, żeby upewnić się, że wszystko jest już w porządku.  - powiedziałam, by w końcu mnie puścili. Po chwili wszyscy skinęli głowami zgadzając się.
- W takim razie okej. I dobra robota panno Drew. Uratowałaś mu życie.
Żywo się uśmiechnęłam i policjanci odeszli. Wsiadłam do samochodu, by zabrać Harry'ego do szpitala. Zapytałam go, czy nie chce zjeść czegoś po drodze, ale grzecznie odmówił. Przypomniałam sobie moją obietnicę, że zamówię mu co tylko będzie chciał.
Minęło dwadzieścia minut. Byliśmy już na oddziale i Harry został zabrany do pokoju. Oczywiście poszłam razem z nim, żeby upewnić się, że wszystko jest okej. Przecież obiecałam, że zostanę z nim po wszystkim.
Pielęgniarka dała mu kilka tabletek i jakąś piżamę. Nie minęło dużo czasu, zanim leżał już w jednym z łóżek w jego pokoju (tym samym, w którym był ostatnim razem).
- Bardzo ci dziękuję, Jamie. - powiedział cicho, gdy usiadłam na krześle naprzeciwko niego, przynajmniej raz jego uśmiech był prawdziwy.
- Cieszę się, że wszystko z tobą  w porządku. - powiedziałam spokojnie odwzajemniając uśmiech. Zaczynałam robić się senna, ale nie mogłam pójść spać.
- Jak długo muszę tu zostać tym razem? - zapytał teraz trochę mniej entuzjastycznie niż ostatnio.
- To nie zależy ode mnie. Ale możemy sprawić, że będzie ci tu przyjemnie. Możemy znowu odwiedzić publiczny oddział? - zapytałam i cień uśmiechu pojawił się na chwilę na jego twarzy.
- Ariel? - powiedział mniej pewnie, a ja skinęłam głową. Śliczne imię.
- Zaraz wrócę, Harry. - poinformowałam go ciepło się uśmiechając. Spojrzał na mnie zmartwiony, jakby zrobił coś nie tak.
- Gdzie idziesz?
- Idę tylko porozmawiać z pielęgniarką, będę z powrotem za dwie minuty. - powiedziałam, próbując go uspokoić moim łagodnym tonem. Nie rozumiałam, dlaczego się tak tym martwił. Chciałam tylko zadzwonić i zapytać o tą dziewczynę.
Opuściłam jego pokój i poszłam do recepcji. Grzecznie poprosiłam, by zadzwonili na oddział publiczny i zapytali o Ariel. I czy jest wystarczająco stabilna, żeby Harry mógł ją odwiedzić jutro rano. To nie było proste, naprawdę. Nie było normalną rzeczą pytać o coś takiego i zazwyczaj i tak na to nie pozwalano. Ale dla Harry'ego kontakt z kimkolwiek był pewnym rodzajem terapii.
Pielęgniarka zadzwoniła na górę, czyli innymi słowy tam, gdzie różni pacjenci byli zatrzymywani na odwyk. W końcu się odezwała, dając mi sygnał, że ktoś odebrał. Nie przeszkadzałam im za bardzo o tak późnej porze. Pracowali tam przecież 24/7.
Kobieta się uśmiechnęła, pożegnała i odłożyła słuchawkę. Westchnęła zdezorientowana, jakby nie wiedziała co powiedzieć. Zwróciła się do mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie ma na oddziale nikogo, kto nazywa się Ariel.




(korekta - Aga)

________________________________________

DRAMA.
xD

Tak więc jest rozdział dzień wcześniej! Hura!
To chyba mój ulubiony! Dzieje się, no nie? :)))

Nie mam pojęcia na kiedy uda mi się przetłumaczyć kolejny. W piątek wyjeżdżam, a mam jeszcze masę rzeczy do zrobienia. Postaram się dodać w niedzielę/poniedziałek, ale nie obiecuję. (Na pewno będzie przed świętami.)