sobota, 29 marca 2014

Rozdział 30

Fakt, że Harry nigdy nie dotykał skóry żadnej kobiety, czy w ogóle nie miał żadnego takiego kontaktu z nikim poza jego mamą było jednocześnie strasznie urocze i strasznie smutne. Chodzi mi o to, że Harry miał dwadzieścia dwa lata, za kilka miesięcy miał skończyć dwadzieścia trzy. Świadomość, że przez całe życie był samotny sprawiała, że głęboko w środku mnie czułam ogromny smutek. Chciałam mu pokazać wszystko co mogę mu zaoferować, dać mu wszystkie pierwsze doświadczenia. Do tej pory dałam mu już pierwszy pocałunek, nie wspominając już o tym, że byłam pierwszą osobą która kiedykolwiek mu obciągnęła...
- Harry...- szepnęłam cicho melodyjnym tonem, a on odwrócił swoją rozpaloną twarz w moją stronę. Oboje siedzieliśmy na jego łóżku. - Jeśli kiedyś będziesz chciał, żebym cokolwiek dla ciebie zrobiła...wystarczy, że tylko poprosisz.
Wpatrywał się we mnie skupionym wzrokiem i przejechał językiem po dolnej wardze. Przechylił głowę lekko zdezorientowany.
- Cokolwiek...?
Uśmiechnęłam się zalotnie, kiwając głową i zbliżyłam usta do jego ucha.
- Cokolwiek zechcesz.
Nasze nosy potarły o siebie po moich słowach, a Harry zamknął oczy. Pochylił głowę i posunął się dalej niż się spodziewałam, poczułam jego usta na mojej szyi. Wypuściłam głębokie westchnienie, w reakcji na jego stanowczy dotyk, zamknęłam oczy z satysfakcji i pozwoliłam mu kontynuować. Nie był doświadczony w całowaniu, i zdecydowanie było to widać w tym jak zostawiał silne pocałunki ciągle w tym samym miejscu. Jednak musiałam przyznać, że to było podniecające.
Nagle Harry się wycofał, niewinnie na mnie spojrzał wydymając wargi i wziął mnie za rękę.
- Cz-czy zrobiłem coś nie tak?
Uśmiechnęłam się do niego ciepło i lekko pokręciłam głową, patrząc w jego zmartwione spojrzenie.
- Było dobrze, po prostu... lubię delikatne pocałunki.
- Tak bardzo cię prze-przepraszam, nie chciałem....
- Wszystko w porządku, Harry - uspokoiłam go. - To był przecież pierwszy raz kiedy tak mnie całowałeś.
Odetchnął z ulgą, przeczesując dłonią swoje rozczochrane włosy i uśmiechnął się lekko.
- Nie jestem w tym dobry, prawda?
Po sposobie w jaki się do mnie uśmiechał wiedziałam, że zna już odpowiedź. To był pierwszy raz kiedy całował mnie w szyje, to nie był jakiś wymóg, że od razu ma być idealnie.
- Jesteś świetny.
Jego oczy otworzyły się szerzej z zaskoczenia, uśmiechnął się szeroko pokazując zęby i zachichotał pod nosem. W odpowiedzi przeniósł się z brzegu łózka na jego środek. Zdziwiłam się, gdy poczułam jak delikatnie przyciąga mnie do siebie. Był jak szczeniaczek, który cały czas potrzebuje uwagi, szczególnie mojej.
Z wahaniem położył dłoń na mojej głowie, próbując być na swój sposób opiekuńczy wobec mnie. Tak bardzo uwielbiałam spędzać z nim czas. Czasem zastanawiałam się jak głębokie były moje uczucia do tego chłopaka. Zastanawiałam się też czy potrafiłabym się z niego wyleczyć, gdybyśmy znowu się rozstali. Pewnie nie.


~

Westchnęłam pod nosem, gdy poczułam znajomą dłoń gładzącą moją skórę. Byłam w półśnie, więc za bardzo nie wiedziałam co się dzieje. Jednak gdy poczułam palce wędrujące po moich nagich piersiach, domyśliłam się, że Harry już nie śpi. Chciałam zacząć jęczeć, gdy jego dłoń znalazła się na mojej lewej piersi i zaczęła ją pieścić. Czułam jak na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Nie chciałam jeszcze otwierać oczu, bo wiedziałam, że wtedy Harry przerwie i nigdy nie będzie chciał o tym rozmawiać.
Próbowałam nie przygryźć wargi, gdy jego kciuk zaczął robić kółka wokół mojego twardego sutka. Desperacko chciałam wydać z siebie jakiś dźwięk. Harry dotykał mnie tak jak pacjent nigdy nie powinien dotykać swojego terapeuty, ale szczerze to myślę, że to wszystko trwało zbyt długo by dalej traktować go jako mojego pacjenta. Po tym wszystkim co przeszliśmy...
- Uh... - niestety jęknęłam, co sprawiło, że jego dłonie zadrżały ze strachu a potem zniknęły z mojego ciała. Cholera, wiedział, że nie spałam.
Nieśmiało otworzyłam oczy, by znaleźć Harry'ego wpatrującego się we mnie szeroko otwartymi oczami, jakbym co najmniej miała ukraść mu dusze. Szybko się odsunął, usiadł w pośpiechu i zaczął drapać się po szyi.
- Uh...Uh... Ja-ja prze-przepraszam! - cicho krzyknął, marszcząc twarz w zakłopotaniu. Uśmiech sam sunął mi się na usta, nie wiedział co ja o tym wszystkim myślałam.
- Nie przepraszaj - uśmiechnęłam się podstępnie, patrząc jak panikuje. - Masz wspaniałe dłonie.
- Wspaniałe dłonie? - zapytał ciekawy.
- Taaa... są takie duże i silne - prosto odpowiedziałam. - Są fajne.
Podniósł je przed siebie i uważnie zmierzył wzrokiem.
- Jak dla mnie wyglądają jak zwykłe dłonie.
- Tak czy inaczej, wspaniale jest czuć ich dotyk na moim ciele - drażniłam się z nim, przygryzając wargę, a on nerwowo wzruszył ramionami. Widziałam, że czuje się niekomfortowo. Nie dokładnie przez to, że rozmawiał ze mną. Bardziej chodziło o to, że rozmawiał o intymnych rzeczach dotyczących jego, co często się nie zdarzało.
Uśmiechnął się, w dalszym ciągu skanując swoje dłonie. W końcu zaczął lubić w sobie przynajmniej jedną rzecz. Chciałabym, żeby polubił też inne. Na przykład jego pełne usta, czy przepiękne zielone oczy.
Spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej, a moje oczy otworzyły się szerzej z przerażenia. Była 7:30 rano. Zaczynałam pracę za mniej niż dwie godziny. Miałam tyle rzeczy do zrobienia, wziąć prysznic i w ogóle...
- Harry, muszę wracać, żeby przygotować się do pracy - mruknęłam, ponownie spoglądając na zegarek, by przypomnieć sobie jak duże miałam opóźnienie. - Cholera, uh... mamy sesję o dziewiątej.
Jego prosty uśmiech zmienił się w zmartwioną minę, gdy też spojrzał na zegarek.
- A-ale dojście tam zajmuje mi dwie godziny - powiedział spanikowany, a ja mentalnie przewróciłam oczami.
- Harry, możesz jechać ze mną - wzruszyłam moimi nagimi ramionami, gdy on odetchnął z ulgą. - Musimy tylko najpierw wrócić do mnie, żebym mogła się przygotować.


~

*Harry's pov*
Przyjechaliśmy do mieszkania Jamie i byłem bardziej niż chętny, by zobaczyć jak ma się Louis. Chciałem, żeby był wątły, kruchy i bezsilny. Jeszcze zobaczy jak to wszystko będzie wobec niego brutalne. 
- Zostań w salonie - Jamie ostrzegła mnie cicho, gdy oboje weszliśmy do mieszkania. Zastanawiałem się gdzie schował się ten mały kretyn. - Louis jest w moim pokoju. Nie wchodź tam.
Uśmiechnąłem się podstępnie pod nosem, kiedy spuściła mnie ze wzroku. To się działo. On to wiedział, wiedział to. Jedyne co mnie martwiło to to, że Jamie tego nie wiedziała. 
- Idę wziąć prysznic, więc uh... po prostu tu zostań. W lodówce jest jakiś jogurt jeśli jesteś głodny - mruknęła i ruszyła w dół korytarza do łazienki, zostawiając mnie zupełnie samego. Ale nie na długo. 
Na pewno kurwa tu nie zostanę. Dlaczego miałbym to robić, skoro bezbronny Louis był w sypialni? Potrzebował towarzystwa. Chociaż, oni z pewnością poświęcali mu wystarczająco dużo uwagi. 
Ruszyłem cicho w stronę pokoju Jamie, nie chcąc przeszkadzać, ani informować Louisa, że jestem pare metrów od niego. Otworzyłem drzwi, stanąłem w wejściu i zobaczyłem spokojnie śpiące ciało. Oczywiście, Louis mnie usłyszał. Tak jak się spodziewałem, znieruchomiał ze strachu, gdy zobaczył kto go obudził. Może myślał, że to był jeden z nich, ale nie. To było coś o wiele gorszego. To byłem ja. 
Jego oczy były pełne przerażenia. Ciężko oddychał, próbując przesunąć się w głąb łóżka, dalej ode mnie. 
- N-nie! Nie!
Był taki słaby i bezbronny, teraz nie mógł mnie pokonać. Bez sukcesu próbował wygrzebać się z pościeli, ostatecznie zaplątał się w kołdrę i upadł na podłogę. Zaśmiałem się zwycięsko. 
- N-nie krzywdź mnie! - Louis załkał, próbował jakoś podnieść się z podłogi, z zamiarem...rewanżu?
Powoli podeszłemu do niego i kucnąłem, by być na jego poziomie. Dalej próbował się podnieść. Jednak był zbyt słaby.
- Jak oni cię traktują, Louis? 
Zawył z bólu i przyłożył spocone czoło do zimnej, drewnianej podłogi. Odchrząknął, próbując zaczerpnąć powietrza. Wszystko co mogłem zrobić było patrzenie. I kurewsko mi się to podobało. 
- C-co się ze mną dzi-dzieje? - pytał błagalnie, łkając. Cicho płakał. Był pokonany i zraniony. I to było więcej niż satysfakcjonujące.
- Też musiałem przez to przechodzić. Ale byłem dużo młodszy od ciebie, więc myślę, że sobie z tym poradzisz - zaśmiałem się, czułem się silny, a z niego promieniowała bezbronność. Zauważyłem rany pokrywające całe jego ciało, to były symbole mojego zwycięstwa. 
- Jesteś szalony - warknął, wzbudzając moją złość. Nie miał racji. Jak w dalszym ciągu mógł nazywać mnie szalonym, skoro sam przechodził właśnie przez to samo co ja? 
- Nie prawda - wydąłem usta, próbując powstrzymać uśmiech. - Wolę raczej określenie...gwałtowny. 
Louisowi udało się jakoś podnieść do pozycji siedzącej. Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
- K-każ im przestać, p-proszę. Błagam cie...
- Nie mogę tego zrobić, Louis - powiedziałem złośliwie. - Nie mogę skończyć czegoś, co ledwie się zaczęło. 
Schował głowę w ręce i zaczął łkać chaotycznie, a ja mogłem tylko patrzeć. Nie miałem zamiaru go przepraszać, czy nawet okazywać sympatii. Miał cierpieć, tak jak ja. 
- Co zamierzasz ze mną zrobić? - zapytał, nie próbując nawet nawiązywać ze mną kontaktu wzrokowego. To takie niegrzeczne. 
Wpatrywałem się w niego intensywnie ciężkim spojrzeniem. Mój podstępny uśmiech zniknął, gdy nagle wróciłem myślami do mojej przeszłości. Wszystko co przydarzyło się mi lata temu, teraz miło spotkać jego. Tak po prostu miało być. 
- Przez nich przejdziesz przez piekło - powiedziałem wypuszczając lekkie westchnienie. Wstając, lekko klepnąłem jego prawie bezwładną nogę. - Zobaczymy jak długo przeżyjesz. 




_______________________________
DUM DUM DUUUUU!
NIESPODZIANKA!
Nie planowałam dzisiaj dodawać rozdziału, no ale znalazłam trochę wolnego czasu i tak jakoś wyszło xD 

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO DLA JEDNEJ Z CZYTELNICZEK, KTÓRA MA DZISIAJ URODZINY! ((niestety pisała z anonima więc nie wiem jak się nazywa ani niiiiiic))

No i ważna sprawa! 
"Crazed." to opowiadanie pełne treści naprawdę nieodpowiednich dla młodszych czytelników. Dużo w nim rzeczy dotyczących demonów, opętań, są też sceny brutalne i +18.
Jeśli nie macie przynajmniej 14lat, a to czytacie to błagam nie uświadamiajcie mi tego!
To, aż mnie boli.
I nie piszcie, żebym się nie martwiła, bo "czytacie też gorsze opowiadania". Naprawdę nie ma czym się chwalić. 
Cieszcie się dzieciństwem póki możecie, na takie rzeczy będziecie miały jeszcze czas...


Suchar od Pati na dziś:
- Jak nazywa się papierowy jeż?
.
.
.
.
.
- Papież.
xDDDDDDDD

Do piątkuuuuuuuuuu!

piątek, 28 marca 2014

Rozdział 29

 KONIEC ROZDZIAŁU JEST TAKI LEKKO RÓŻOWY JAK COŚ xDDD
ALE LEKKO
_________________________________


Moja twarz była ostrożnie wtulona w plecy Harry'ego. Trzymałam go w swoich objęciach, gdy on w dalszym ciągu siedział pochylony nad ubikacją, wymiotując bez końca. Minęły dwie minuty, a ona dalej nie przestawał. Okropnie się martwiłam, wiedziałam, że musiał wziąć dużo tabletek zanim przyszłam. Sama myśl o tym, że chciał to zrobić, sprawiała, że czułam się godna potępienia. Zauważyłam, że ktoś taki jak ja, ma tak ogromny wpływ na jego życie. Wiedziałam, że teraz byłam częścią jego życia, i nie mogę zostawić go teraz samego. Niezgorszą rzeczą było to, że nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle.
Nie mogłam nic na to poradzić i zaczęłam myśleć o tym jak żałosna byłam. Świadomie zraniłam Harry'ego, tylko po to, by zostawił mnie, i żebym mogła zatrzymać swoją pracę. Dlaczego powiedziałam te wszystkie gorzkie i wredne słowa? W tamtym czasie chciałam by trzymał się ode mnie z daleka, by nikogo nie skrzywdził i nie sprawiał mi problemów w pracy. Zayn wkładał te myśli do mojej głowy, a ja nie wiedziałam czy mu wierzyć, czy nie. Teraz tego żałowałam, wiedząc, że Harry był tak zraniony i niewinny. Jak on mógł wpędzić kogokolwiek w kłopoty? Do cholery jasnej przecież on właśnie wypłakuje oczy i wymiotuje do kibla!
Jego żołądek był już pusty, a jego oddech szybki i urywany. Odsunął się od muszli klozetowej i położył na podłodze, gdy wymioty ustały. Brał głębokie wdechy, by się uspokoić i wyciągnął do mnie ręce szukając pocieszenia.
- Ja... - wysapał miedzy oddechami. - Ja... czuję się teraz dużo lepiej.
Czułam się wyczerpana, ale jednocześnie ulżyło mi widząc go w lepszym stanie. Jego dłoń znalazła się na moim boku i zaczął wstawać z podłogi, ciągnąc mnie za sobą. Wytarł ramieniem twarz, pozbywając się całego bałaganu ze swojego podbródka. Zachłysnęłam się powietrzem, nie podobało mi się to co widziałam. Harry zdawał się to zauważyć i spojrzał w moim kierunku. Wydął usta jakby nic się nie stało.
- Wszystko w porządku? - spytał naiwnie, i chciałam go ochrzanić, naprawdę.
- Przed chwilą patrzyłam jak wymiotujesz tabletki, które wziąłeś próbując się zabić - szepnęłam do niego ostro, szczerze starając się być spokojna. - Mogłeś umrzeć!
Spojrzał na mnie i zauważył łzy spływające po mojej twarzy. Delikatnie przygryzł wargę.
- Dlaczego płaczesz?
Gapiłam się w niego ostrym spojrzeniem, zastanawiając się co sprowokowało go do zadania tak głupiego pytania. Jak on myślał, dlaczego kurwa płakałam?!
- Serio się mnie o to pytasz?! - załkałam, pozwalając drżeć moim wargom, a jego spojrzenia złagodniało.
- Dlaczego w takim razie tu przyszłaś? - spytał prawie zirytowany, patrząc się na mnie żałosnym, jednak pociągającym wzrokiem. Odsunął się, tak jakby nie chciał mieć ze mną żadnego, nawet najmniejszego kontaktu. To sprawiło, że poczułam się jak czarny charakter, a nie bohater.
- Zostawiłeś mi wiadomość i zaczęłam się martwic...
- Ignorowałaś moje telefony przez cały tydzień, wiesz jakie to było frustrujące? - zapytał zdenerwowany, wymachując rękami w powietrzu. Nie wyglądał na nawet w najmniejszym stopniu wdzięcznego, i to mnie wkurzało.
- Znam cię miesiąc, a już dwa razy musiałam cię ratować. Wiesz jakie to też jest frustrujące?! - warknęłam. Czułam się urażona, udawał, że nie cieszy się, że się tu pojawiłam. Miałam nadzieję, że zachowuje się tak dziwnie, bo po prostu jest przerażony tą całą sytuacją.
- Może nie chcę być więcej ratowany - stwierdził mrocznie.
Zaskoczyły mnie jego gorzkie słowa. Wyglądał jakby niczego nie żałował. Chciałam pozbyć siĘ tej miny z jego twarzy i pokazać mu jak życie naprawdę może być piękne.
- Wcale tak nie myślisz - szepnęłam ostrożnie, zanim podeszłam do niego. Nie zareagował na mój ruch, stał tam bez słowa nad czymś się zastanawiając. Podniosłam rękę i lekko ścisnęłam jego ramie, próbując go pocieszyć.
- Nie wiesz co siedzi w mojej głowie - odgryzł się dosadnie i skrzyżował ramiona. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana, wiedziałam, że wcale nie twierdził tak jak mówił.
- Cieszę się z tego - szepnęłam, a on spojrzał na mnie ciekawy.
- Dlaczego tu przyszłaś? - ponownie zadał to samo pytanie. Naprawdę chciałam dowalić mu coś takiego, na co nie potrafił by się odgryźć i w końcu zauważyłby jak bardzo mi na nim zależy.
- Ponieważ gdybym cie straciła, nie potrafiłabym sobie tego nigdy wybaczyć - powiedziałam szczerze, moje oczy płonęły, a on rozchylił wargi, chyba w końcu to do niego dotarło. - Zrobiłabym wszystko, byś przestał się krzywdzić, bo to jeszcze bardziej krzywdzi mnie.
Jego ramiona wyraźnie się odprężyły i wziął głęboki wdech. Patrzył na mnie szczerym wzrokiem z wydętymi ustami. Wyglądał tak pięknie i delikatnie.
- Powiedziałaś mi, że wykorzystałaś mnie, bo byłaś znudzona...
- Byłam w pracy, Harry - westchnęłam cicho. - Mogłam stracić przez ciebie pracę. Ale jesteś wart tego by zaryzykować.
Przygryzł wargę w wahaniu, nerwowo kręcąc głową z niedowierzania. Ponownie skrzyżował swoje umięśnione ramiona, próbując zyskać więcej przestrzeni.
- Nie warto dla mnie ryzykować.
Byłam rozdrażniona tym, że cały czas zaprzecza i uważa, że nie jest niczego wart. Musiał w końcu dostrzec to, jak naprawdę ważny dla mnie był.
- Wkurza mnie to, że nie wiesz za jak wspaniałą osobę cię mam - odpowiedziałam i głęboko westchnęłam. Harry lekko się zaśmiał na moje słowa. Wzruszył nerwowo ramionami, a ja chciałam mu pokazać jak cudowny tak naprawdę był.
- Spójrz w lustro - poinstruowałam go, a jego oczy się rozszerzyły, gdy spojrzał w lustro wiszące nad umywalką. Wpatrywał się w nie bez celu, a ja się uśmiechnęłam. Ponownie wzruszył ramionami, jakby nie było tam nic na co warto byłoby patrzeć.
- Co widzisz? - zapytałam prosto. Skupił się na sobie, studiując wzrokiem każdy detal. Wyglądał na znudzonego i niezainteresowanego, ale on nie widział tego co ja.
- Siebie - powiedział, tak naprawdę nie patrząc w twarz, którą miał przed sobą. Gdyby on tylko wiedział, jak wygląda w moich oczach...
- Wiesz co ja widzę? - mruknęłam, a on czekał na moją odpowiedź. - Widzę parę wspaniałych, zielonych oczu, piękny nos, zapierającą dech w piersiach szczękę i seksowne, różowe usta - uśmiechnęłam się przy ostatnich słowach, a Harry zrobił się cały czerwony po tej lawinie komplementów. Spojrzał w ziemię zakłopotany, nie potrafiąc nic powiedzieć, a nerwowy uśmiech pojawił się na jego ustach.
- Podobają ci się moje usta? - mruknął cicho, a ja podeszłam do niego i wtuliłam w jego bok by lepiej widzieć jego odbicie w lustrze.
- Hm... - udawałam, że się zastanawiam. - Aż proszą się o pocałunek.
Widziałam jak jego policzki jeszcze bardziej się czerwienią i cieszyłam się, że mam na niego taki wpływ. Miałam nadzieję, że teraz już wie, jak wspaniały naprawdę jest. Bo jeśli ja nie mogę sprawić by to dostrzegł, to nikt tego nie zrobi.
- Myślisz, że teraz proszą się o pocałunek? - zapytał niewinnie, a ja aż zadrżałam na myśl o możliwości pocałowania jego pełnych warg.
- Zawsze się o niego proszą - odpowiedziałam szeptem. Odwrócił się powoli w moja stronę i spojrzał na mnie z czystym pożądaniem.
Zaczął się nade mną pochylać, jednak ja szybko się od niego odsunęłam, sprawiając, że zdezorientowana mina zagościła na jego twarzy.
- Nie będę się z tobą całować, dopóki nie umyjesz zębów - powiedziałam chichocząc, na co Harry nerwowo się uśmiechnął.
Zostawiłam go w łazience by się umył, a sama cicho weszłam do jego sypialni. Cierpliwie czekałam, aż wyjdzie, żebym mogła z nim dzielić kolejne niewinne pocałunki, a może nawet coś więcej. Wszystko czego próbowaliśmy było dla Harry'ego wielkim wydarzeniem, to było urocze. 
Pozbyłam się mojej koszuli, gdy poczułam ogarniające mnie ciepło. Chwilę później moja ołówkowa spódnica dołączyła do niej na podłodze. Zostałam tylko w moim kremowym staniku i majtkach. Chodziłam nerwowo po sypialni, zastanawiając się co Harry sobie pomyśli, gdy zobaczy mnie taką rozebraną. Zastanawiałam się czy jakieś erotyczne myśli zagoszczą w jego głowie, czy będzie tak przerażony, że wybiegnie w szoku z pokoju.
Kilka sekund później usłyszałam jak drzwi łazienki się otwierają i ktoś wchodzi do sypialni. Harry ostrożnie podniósł wzrok z podłogi, jednak gdy mnie zobaczył szybko próbował przenieść go na coś innego. Zaniemówił, przez fakt, że półnaga dziewczyna jest w jego pokoju.
- J-Jamie... Prze-przepraszam. Powinienem za-zapukać - wyjąkał, przestępując z nogi na nogę.
Uśmiechnęłam się figlarnie i podeszłam do niego, sprawiając, że całe jego ciało się napięło, gdy przeciągnęłam palcem po jego ramieniu. Teraz miał się właśnie dowiedzieć jak seksowny był.
- Harry - szepnęłam uwodzicielsko. - Chodź tu.
Chwyciłam jego dłoń i zaczęłam prowadzić w stronę podwójnego łóżka. Jego oczy krzyczały, ale na szczęście nie w złym znaczeniu. Nie miałam zamiaru odbierać mu tego wieczoru dziewictwa. Było jeszcze za wcześnie. Ale i tak to zrobię, teraz chciałam pokazać mu coś nowego.
Oboje usiedliśmy na brzegu materaca. Harry wpatrywał się w moją bieliznę, jednak po chwili odwrócił wzrok zakłopotany.
- Po prostu się zrelaksuj, Harry. Nie ma tu nic, czego powinieneś się bać.
Moje ręce leniwie powędrowały na tył jego szyi i zaczęły gładzić delikatnie jego napięte mięśnie. Przysunęłam się jeszcze bliżej niego, sprawiając, że nasze ciała się zetknęły. Przysunęłam swoją twarz do jego.
Nasze usta zetknęły się na moment, pragnąc więcej, ale nie domagając się tego od razu. Złączyłam je ponownie, tym razem na dłużej, pogłębiając pocałunek. Harry w końcu odetchnął, relaksując się trochę, gdy nasze wargi razem się poruszały. Niektóre pocałunki trwały dłużej inne krócej, Harry przerywał je co kilka sekund by zaczerpnąć powietrza.
Zabrałam dłoń z jego szyi i zaczęłam rozpinać nią mój stanik, a on odsunął się, gdy dostrzegł co robię. Jego usta były szeroko otwarte, a jego uwodzicielski wzrok nie pomagał mi w pozbyciu się kolejnej części garderoby. W końcu zdołałam pokonać zapięcie, chwilę zakrywałam się jeszcze stanikiem, jednak w końcu zebrałam tyle pewności siebie by się go pozbyć i rzucić na podłogę.
Harry zaczął nerwowo mrugać, patrzył się na moje piersi jakby to była najbardziej fascynująca rzecz na całym świecie. Jego usta były szeroko otwarte, a jego ciało zaczęło się trząść ze strachu. Był tak nieśmiały... Może potrzebował jeszcze trochę więcej pewności siebie.
Wzięłam jego duże dłonie w moje zdecydowanie mniejsze. Przez moment się wahałam, jednak po chwili zaczęłam przenosić je na moje ciało. Harry zaniemówił w reakcji na to co robiłam. I byłam więcej niż szczęśliwa, że tak było.
Jęknął, gdy położyłam jego dłonie na moich piersiach, wpatrywał się w nie nawet nie mrugając. Wyglądał na całkowicie przerażonego, ale w dobrym znaczeniu.
- Podoba ci się to?
Pokiwał energicznie głową, wciąż patrząc na moje piersi przykryte jego dłońmi. Był taki przestraszony i niewinny. Chwilę potem zabrał szybko ręce i zakrył nimi usta by powstrzymać nerwowy chichot.
Zaśmiałam się figlarnie, gdy on zakłopotany spojrzał na swoje dłonie. Przysunęłam się bliżej niego i objęłam ramionami jego silne, trzęsące się ciało. Złożyłam delikatny pocałunek na jego szyi i znów się zaśmiałam, a on w dalszym ciągu milczał.
- Dlaczego jesteś taki wystraszony? - szepnęłam do niego cicho, próbując opanować śmiech.
Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami, próbując złożyć sensowne zdanie i w końcu wyjąkał pare słów.
- N-nigdy w-wcześniej nie do-dotykałem dzie-dziewczyny.




____________________________________

Heeeey :)
 Wiecie co, mam straszny tydzień. :))))

W zakładce Kontakt dodałam jeszcze Pati i link do jej Tumblra <klik> , bo niektórzy z was chcieli jakiś kontakt do niej ;)
(((No i do swojego też dodałam xD)))

I ogólnie mam pytanie, czy chcecie, żeby Pati założyła aska?
Napiszcie w komentarzach :)


Suchar od Pati na dziś:
- Czym się różni mózg blondynki od kieszeni dresiarza?
.
.
.
.
.
- W kieszeni dresiarza jest więcej komórek.
Lollllll
(oczywiście ten żart nie ma na celu urażenia kogokolwiek, Pati sama jest blondynką xD)



piątek, 21 marca 2014

Rozdział 28

OSTRZEŻENIE: ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI, KTÓRE DLA OSÓB MOCNO WRAŻLIWYCH MOGĄ BYĆ NIEODPOWIEDNIE I ODRAŻAJĄCE CZY COOOOOŚ
(przeczytajcie notkę pod rozdziałem)
____________________________________

Minął już prawie tydzień i zaczynałam już pomału zapominać o Harrym. Oczywiście wciąż pojawiał się mojej głowie milion razy dziennie, ale nie tak, bym zaczynała płakać i chciała pójść go zobaczyć. Teraz, kiedy Louis był chory, spędzałam dużo więcej czasu z nim.
Nie wiedziałam co było z nim nie tak fizycznie, po za tym, że zaczęły mu wypadać włosy i schudł. Jednak psychicznie, strasznie zmienił się przez ostatni tydzień czy dwa.
Ponownie usiadłam na brzegu mojego łóżka. To, że zostawałam z Louisem po pracy zaczynało być rutyną. Strasznie się o niego martwiłam, a on prawie nic nie jadł. Czułam się taka bezsilna, jedyne co mogłam robić było uspokajanie go.
- Zbliżają się święta, Lou - szepnęłam łagodnie. - Masz jakieś plany?
W odpowiedzi po prostu pokręcił głową i usiadł zakrywając głowę rękami. Było tak jak kiedy po raz pierwszy spotkałam Harry'ego. Siedział wtedy na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i rękoma na głowie. Zaczynałam się martwić, że Louis schodzi na ta samą drogę.
- Lekarz jest w drodze. Chcę tylko, żeby cię zbadał...
- Co zrobiłaś?! - warknął, patrząc na mnie z obrzydzeniem. Natychmiast podskoczyłam zaskoczona jego złością, jego humor zmieniał się tak gwałtownie...
- Nie chcesz do niego iść, więc on przyjdzie do ciebie - powiedziałam stanowczo. Zachowywałam się bardziej jak niego matka, a nie przyjaciółka. Miałam już tego dość.
- Nie potrzebuję lekarza - mruknął cicho. - Wszystko jest  w najlepszym porządku.
Westchnęłam w odpowiedzi, dobrze wiedząc, że nie jest z nim w porządku. Potrzebował natychmiastowej pomocy i ja desperacko chciałam, żeby ją przyjął. Czasem był jak wrzód na tyłku, ale przecież był moim przyjaciele. Był dla mnie ważny.
- Powinien tu zaraz być.
Gdy tylko skończyłam zdanie, ktoś szybko zapukał w drewniane drzwi. Położyłam dłoń na ramieniu Louisa i delikatnie pocałowałam go w policzek, chciałam go uspokoić.
- Po prostu się odpręż, on tylko chce cię przebadać.
Wstałam z łóżka w pośpiechu i poszłam do frontowych drzwi. Żałowałam że wcześniej trochę nie posprzątałam. Nie było strasznie brudno, tylko kilka naczyń w zlewie i nie umyta podłoga, ale jednak. Chwyciłam klamkę i otworzyłam ostrożnie drzwi. Uśmiechnęłam się do mężczyzny, który stał na przeciwko mnie.
- Witaj, Jamie - przywitał się ze mną. Nie był dla mnie obcy, pracowałam z nim wiele razy na oddziale. Zdecydowanie był osobą, do której zadzwoniłabym w razie potrzeby.
- Jak się masz Ross? - zapytałam uprzejmie i wpuściłam go do środka. Był ubrany w elegancką czarną marynarkę i pasujące spodnie. W dłoni miał ogromną teczkę. Wyglądał naprawdę profesjonalnie.
- Świętnie, dziękuje. Ale słyszałem, że twój przyjaciel nie najlepiej? - zauważył i uniósł brwi trochę zagubiony. Boże, gdzie powinnam zacząć?
- Praktycznie wcale ze mną nie rozmawia, nie wychodzi też z domu. Tylko cały dzień leży w łóżku - westchnęłam zawiedziona, a na twarzy lekarza pojawiła się zatroskana mina. Jakby nie wiedział jak zareagować. - I jeszcze pojawiły się u niego te dziwne ślady.
- A jak z jego dietą? - zapytał. Onieśmielał mnie kiedy był taki poważy. Nie wiedziałam jak się przy nim zachowywać.
- Odgrzewa w mikrofalówce jakieś resztki jedzenia, które znajdzie w lodówce. To odrażające. Tylko wtedy wychodzi z łóżka, no albo kiedy idzie do łazienki...
- Jezu, to nie brzmi dobrze - mruknął smutno, bezradnie wzruszając ramionami.
- Wypadają mu włosy i nie wiem dlaczego. Może jest zestresowany? Tak strasznie się o niego martwię...
- Zostań tu, pójdę go zbadać.
Skinęłam głową, dziękując i usiadłam na kanapie. Niecierpliwie czekałam na jakieś dobre wiadomości. Miałam nadzieję, że to nic poważnego, bo inaczej Louis nie wiedziałby co robić.
Minęło dziesięć minut, ale wydawało mi się jakbym czekała już całą wieczność. Po chwili usłyszałam jak drzwi sypialni po cichu się otwierają. Westchnęłam z ulgą, gdy ujrzałam Rossa wchodzącego do salonu. Gdy dostrzegłam wyraz jego twarzy mój uśmiech od razu zniknął. Wyglądał na zdezorientowanego albo wystraszonego. Albo i to i to.
- Czy wszystko okej? - szepnęłam gdy zamknął drzwi. Posłał mi zmieszane spojrzenie i podszedł bliżej.
- Nie chciał ze mną o niczym rozmawiać - wywrócił oczami, a ja zmarszczyłam brwi. - Ale nie jest chory.
- Naprawdę? - zapytałam pełna nadziei, a on profesjonalnie skinął głową, widać było, że wie o czym mówi.
- Musi po prostu więcej jeść, żeby podnieś poziom cukru. I ma bardzo wysokie ciśnienie krwi, musi zacząć wychodzić z łóżka, żeby je obniżyć - wyjaśniał, a ja próbowałam wszystko zapamiętać. - On mi przypomina jednego z pacjentów, którego czasem widzę w szpitalu. Pewnie go znasz, ten z kręconymi włosami?
Trochę zaskoczyły mnie jego słowa, ale musiałam udawać, że nic mnie nie ruszyły.
- Oh, um... Chyba go kojarzę...
- Na pewno, to ten chory psychicznie.
Chwilę po tym jak skończyliśmy rozmawiać o Louisie lekarz wyszedł, zanim zdążyłam mu podziękować za pomoc. Cieszyłam się, że z Louisem nic nie jest nie tak, w sensie fizycznym, ale teraz musiał z kimś porozmawiać. Jeśli w ogóle będzie chciał się odezwać.
Podskoczyłam, gdy usłyszałam dzwonek mojej komórki dochodzący z tylnej kieszeni moich spodni. Przewróciłam oczami, ktoś miał strasznie złe wyczucie czasu. Potrzebowałam teraz czasu dla siebie, nie miałam ochoty gadać z nikim przez telefon.
Ostatecznie i tak wyjęłam telefon z kieszeni, chcąc dowiedzieć się kto dzwoni. Czułam jak moje serce na chwilę się zatrzymuje, kiedy ponownie zobaczyłam imię Harry'ego na wyświetlaczu. Minęło trochę czasu od kiedy ostatnio dzwonił, w sumie miło było wiedzieć, że wciąż o mnie myśli.
Usłyszałam znajome "Osoba, z którą próbujesz się skontaktować jest niedostępna. Proszę, zostaw wiadomość po sygnale" i modliłam się by zostawił jakąś wiadomość. Dałabym wszystko, by znów usłyszeć jego głos. 
- Jamie, dzwonię tylko, żeby cię przeprosić, że tak często dzwonię - powiedział, a potem nerwowo się zaśmiał. - To śmiesznie, nieprawdaż? Dzwonię do ciebie, by przeprosić za to, że zbyt często dzwonię. 
Zaśmiałam się lekko, gdy usłyszałam jego idealnie zachrypnięty głos. Chciałam, żeby ta jego wiadomość trwała wieczność...
- Ja uh... Dzwonię do ciebie po raz ostatni, obiecuję. Chcę tylko powiedzieć, że jestem wdzięczny za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Nawet jeśli zrobiłaś to, bo byłaś...uh znudzona.
- Nie sądzę, że zostało dużo czasu zanim zacznę się źle czuć, więc zaraz się rozłączę - powiedział. Moje serce zaczęło szybciej bić  i zrobiło mi się sucho w ustach. Nie, on tego nie robił. - Dziękuję, że sprawiłaś, że chciałem żyć przez te ostatnie kilka tygodni.  Myślę, że oboje wiedzieliśmy, że nie potrwa to długo. 
Zaraz po tym odłożył słuchawkę. Moja klatka piersiowa szybko podnosiła się i opadała, zaczynałam panikować. Nie wiedziałam co mam robić. Nie, to się nie działo. Nie robił mi tego.  
Oficjalnie bardzo mocno mnie wystraszył. To nie była normalna wiadomość. Brzmiał jakby się ze mną żegnał, wiedziałam, że on to robi. 
Nawet jeśli mówiłam, że wszystko już skończone, to musiałam pojechać tam i zobaczyć się z nim zanim zrobi coś głupiego.  Szybko chwyciłam kluczyki do mojego samochodu i wybiegłam z mieszkania. Nie obchodził mnie  w tamtej chwili Louis, musiałam zobaczyć Harry'ego, nawet jeśli od tej decyzji miałoby zależeć moje życie. Nie było nawet takiej opcji, że teraz go zostawię. Zbyt dobrze znałam ten ton jego głosu. Wspomniał, że zaraz źle się poczuje. Wiedziałam, że miał zamiar przedawkować leki. 
Wsiadłam do auta i zatrzasnęłam drzwi, dzięki Bogu jego mieszkanie było tylko kilka minut drogi od mojego. Wyjechałam z parkingu i przyspieszyłam, gdy tylko wjechałam na główną drogę. Podczas jazdy kilka razy próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. Byłam w zbyt wielkim szoku by płakać, czy czuć cokolwiek. Po prostu byłam w szoku. 
Po paru minutach westchnęłam z ulgą, gdy ujrzałam jego blok. Nie przejmowałam się tym, że zaparkowałam na zakazie. Musiałam zaparkować najbliżej wejścia do budynku jak się dało, byle tylko jak najszybciej dostać się do środka. 
Wysiadłam, zamknęłam samochód i spojrzałam na trzydziestopiętrowy budynek. Nie widziałam, żeby Harry zwisał z balkonu, a to był dobry znak. 
Przebiegłam przez hol do windy. Nie chciałam o nim informować żadnych służb, wtedy na pewno odmówiłby wyjścia z budynku.  Po prostu musiałam się do niego szybko dostać, wiedziałam, że mnie posłucha. 
Wcisnęłam odpowiedni guzik i czekałam z wielka niecierpliwością, aż przyjedzie winda.  Wszystko trwało tak długo. Odetchnęłam, gdy w końcu usłyszałam krótkie beep i drzwi się otworzyły. Szybko weszłam do środka i wcisnęłam przycisk, z odpowiednim numerem piętra. Nie mogłam zrobić nic więcej niż czekać.  Powinno być z nim jeszcze wszystko dobrze, chyba że wziął naprawdę dużo tabletek.  
Wybiegłam z windy, gdy tylko drzwi ponownie się otworzyły. Moje serce biło szybciej niż kiedykolwiek, gdy pędziłam do jego mieszkania. Dziękowałam Bogu, gdy zobaczyłam, że jest otwarte. Popchnęłam mocniej drewnianą powłokę by wejść do środka. 
Miałam nadzieję, że w dalszym ciągu był przytomny, i jeszcze nie zaczął się źle czuć. W tamtej chwili wszystko co miałam to była nadzieja. Ostrożnie szłam przez mieszkanie, szukając go sfrustrowana. Nigdzie nie mogłam go znaleźć. Wkrótce jednak usłyszałam słabe dźwięki dobiegające z łazienki. Miałam gdzieś co on tam robił, musiałam tam wejść. 
Chwyciłam klamkę i wzięłam uspokajający wdech zanim weszła do środka. Byłam lekko zaskoczona, gdy zobaczyłam Harry'ego pochylonego nas zlewem, z dłońmi po obu stronach jego głowy. Patrzył się w lustro, które było na przeciwko niego.  Po chwili odwrócił wzrok w moją stronę, gdy usłyszał zbliżające się kroki. Nie miałam pojęcia co robić. 
- J-Jamie? - ledwie wyszeptał i wtedy mocno uderzyła we mnie świadomość, że chłopak, który jest dla mnie tak bardzo ważny jest potwornie  załamany i rozdarty. Nie musiał tego robić. 
- Ile wziąłeś tabletek?- zapytałam zmartwiona. Czułam jak łzy wypełniają moje oczy. Nienawidziłam widzieć go w takim stanie. Powinien być szczęśliwy i czuć, że warto jest żyć. 
- J-ja nie wiem - powiedział tak jakby był w szoku. - Skąd w-wiesz, że wziąłem...
- To oczywiste - przerwałam mu. Nie było czasu na jego pytania. Musiałam dowiedzieć się jak mu pomóc. - Jak długo są w twoim organizmie? 
- O-około siedem minut - szepnął zmartwiony, a ja westchnęłam z ulgą. Cokolwiek wziął, na pewno jeszcze się nie wchłonęło. Musiałoby minąć jeszcze kilka minut, żeby zaczęły działać. 
- Musisz zwymiotować Harry, dla mnie - powiedziałam ostro, a on pokręcił przecząco głową i zmarszczył brwi. - Musimy pozbyć się tych tabletek z twojego organizmu. 
- Dlaczego tu jesteś? - zapytał, a pojedyncza łza zaczęła spływać po jego policzku. Nie wiedziałam czy był przestraszony, czy po prostu zmęczony emocjonalnie tym wszystkim. Wiedziała, że to było to czego chciał, ale nie mogłam mu na to pozwolić. 
- Przyszłam tu, by cie powstrzymać przed zabiciem się! - powiedziałam zła, miałam dość jego gadania. Chciałam tylko, żeby wszystko zwymiotował i wszystko byłoby dobrze. Wiedziałam, że jeśli byłoby już za późno na tą opcje, to i tak nie zgodziłby się pojechać do szpitala. 
- Włóż palce do gardła, Harry. 
- Nie - szepnął, kręcąc głową, a jago policzki zrobiły się mokre od łez. Tak bardzo to wszystko mi utrudniał.  Nie powinnam była mówić mu tych wszystkich kłamstw tydzień temu, wtedy posłuchałby moich instrukcji w tej sytuacji. 
- Umrzesz jeśli tego nie zrobisz...
- To dobrze! - krzyknął, pokazując jak bardzo załamany był.  - Przecież i tak nie mam po co żyć. 
Pokręciłam głową z rozczarowaniem, kładąc dłoń na jego ramieniu, próbowałam go uspokoić. Pieprzyć to co powiedziałam mu wcześniej, on musiał znać prawdę. 
- Jesteś dla mnie tak bardzo ważny - załkałam, poddając się i pozwalając popłynąć łzom.  - Nie mogę znieść patrzenia na ciebie w takim stanie, Harry. To mnie boli. 
Jego twarz złagodniała i popatrzył na mnie podejrzliwie. Lekko rozchylił usta, zanim rozszerzył nozdrza, chyba zaczynał się uspokajać.  Wziął powoli moją ciepłą dłoń w swoją i przyłożył ją do swojego zimnego policzka. 
- Mówisz prawdę? - wyszeptał z nadzieją, a ja posłałam mu pewny uśmiech i szybko skinęłam głową. 
- Oczywiście, że tak, Harry - odpowiedziałam równie cicho, a jego intensywne spojrzenie znów spoczęło na mnie.  - Po prostu zrób mi przysługę... włóż palce do buzi. 
Patrzył na mnie zagubiony i powoli podniósł rękę do ust. Z wahaniem włożył do nich wskazujący i środkowy palec. 
- Po prostu włóż je bardzo głęboko, aż dotkniesz tylnej ściany gardła. To będzie nieprzyjemne uczucie, ale później wszystko minie.  
- Obiecujesz? - zapytał ostrożnie, a ja szybko przytaknęłam.
- Obiecuję. 
Włożył powoli palce do ust, a mi robiło się nie dobrze od samego patrzenia na niego. Po paru sekundach wzdrygnął się i lekko zakaszlał. Zaraz potem klęknął na ziemi i zaczął się krztusić.  Czwyciłam go za ramiona i poprowadziłam do muszli klozetowej.  Osuną się na kolana i pochylił nad nią głową. Mocno zakaszlał zanim zaczął wymiotować. Odwróciłam głowę, nie przestając delikatnie gładzić jego pleców. 
- Już po wszystkim Harry, zaraz wszystko będzie dobrze. 
Klęknęłam obok niego, wciąż trzymając obie dłonie na jego plecach. Chciałam go tym uspokoić i zapewnić, że byłam tu dla niego i nigdzie się nie wybieram.
Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam płakać, gdy patrzyłam jak pochyla się nad ubikacją i wymiotuje całą zawartość swojego żołądka. Wyglądał tak bezsilnie, był rozdarty, nie chciałam widzieć go w takim stanie nigdy więcej. 
Delikatnie pocałowałam jego plecy, słuchając jak kaszle i jęczy, opróżniając żołądek. Potrzebował pocieszenia i to właśnie chciałam mu dać. Potrzebował mnie bardziej niż czegokolwiek innego, a ja potrzebowałam go tak samo mocno jak on mnie.




_________________________________ 
Przepraszam, że tak późno!

BIEDNY HARRY ;_______________:


Dodam tylko, że autorka w notce pod tym rozdziałem napisała, żebyście nie pisali w komentarzach nic w stylu "O mój Boże, to przypomina mi to jak sama próbowałam popełnić samobójstwo...".  To bardzo osobiste sprawy i nie powinno się o tym pisać w takich miejscach.  Jeśli naprawdę potrzebujecie komuś o tym opowiedzieć, to zawsze możecie napisać do mnie maila (xpaulinaxm@gmail,com). Na pewno was wysłucham  i spróbuję pocieszyć i pomóc, chociaż za wiele zrobić nie mogę :)
NAPRAWDĘ WARTO JEST ŻYĆ!


 Suchar od Pati na dziś:
- Co mówi ginekolog na koniec wizyty?
.
.
.
.
.
- Jeszcze do pani zajrzę.
xDDDD 
(Pati jest chora, i przeprasza jeśli ktoś uważa, że słaby ten suchar.)


piątek, 14 marca 2014

Rozdział 27

 ZAGŁOSUJESZ NA CRAZED, PROSZĘ? :)
 _________________________________

- Jamie - Zayn powiedział delikatnie, ale nie chciałam słyszeć od niego ani jednego słowa więcej. - Dobrze zrobiłaś.
- Byłam dla niego okropna...
- To nie ma znaczenia - zrobił krok w głąb mojego gabinetu i uspokajająco położył dłonie na moich ramionach. Chciałam go odepchnąć, ale w tamtym momencie byłam zbyt słaba i załamana. - On musi wiedzieć, że nie będziesz tego dłużej ciągnąć.
Zaskoczył mnie, kiedy poczułam jak obejmuje mnie ramionami. Nie mogłam zrobić nic innego niż płakać wtulona w jego pierś.
- On j-jest dla mnie ważny.
- Wiem - zapewnił mnie. - Ty dla niego też jesteś ważna. Ale z nim nie wszystko jest w porządku, wiesz o tym.
Nie wiedziałam dlaczego Zayn mnie przytula ani dlaczego mu na to pozwalam. Właśnie w tamtej chwili zauważyłam jak bardzo Zayn próbuje mnie chronić, dlatego chciał pozbyć się Harry'ego. Ale ja nie chciałam, żeby to się tak kończyło. Harry nie był taki zły jak wszyscy mówili. I on sam dobrze o tym wiedział. Niestety wiedziałam do czego jest zdolny i to mnie martwiło. Ale chciałam zaryzykować wszystko by być blisko niego. Nawet jeśli musiałabym wszystko rzucić.
- On myśli, że go wykorzystywałam - z trudem powiedziałam te kilka słów. Gdy wracałam myślami do tej rozmowy jeszcze bardziej chciało mi się płakać.
- Tak długo jak jesteś bezpieczna nie liczy się to co on myśli - Zayn odparł, a ja zaczęłam kręcić głową. Mylił się, nie rozumiał. On nigdy nie zrozumie.
- Jak możesz tak mówić?! - załkałam, odpychając go od siebie. - Jest twoim najlepszym przyjacielem.
- On nie ma przyjaciół - westchnął, patrząc w podłogę.
- Nie ma też rodziny - odpowiedziałam. - On potrzebuje kogoś.
- Potrzebuje lekarza...
- Może potrzebuje ciebie - szepnęłam, a wyraz jego twarzy od razu spoważniał. Patrzył na mnie tak zdezorientowanym wzrokiem... Jednak nie żałowałam, że to powiedziałam.
- Dlaczego miałby mnie potrzebować? - zapytał ze zmarszczonymi brwiami, chichocząc z niedowierzania i nerwowo krzyżując ramiona. - Hm?
- Bo ty i ja jesteśmy jedynymi osobami jakie ma - kłóciłam się i przygryzłam wargę. - Albo miał.
- Nigdy więcej nie będę się z nim przyjaźnił, nie po ostatnim razie - odpowiedział, a ja zupełnie nie wiedziałam dlaczego. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić tego przez co musiał przechodzić Harry. - Nie chcę, żeby coś takiego przydarzyło się tobie. Dlatego ostrzegłem naszego szefa.
- Przez ciebie prawie zostałam zwolniona - odgryzłam się, a on uśmiechnął się niewinnie.
- Mogłem powiedzieć mu coś o wiele gorszego. Ale wiesz, że nigdy bym ci tego nie zrobił - szepnął i zrobił krok w moja stronę. Jego ręce ponownie znalazły się na moich ramionach i znów zamknął mnie w uścisku. - Po prostu chcę cie chronić.
- Wiem, ale nie jestem twoją młodszą siostrą. Mogę dokonywać własnych wyborów.
- Wiem, że nie jesteś, ale to nie znaczy, że nie mogę się tobą opiekować...
- Martw się lepiej o siebie - przypomniałam  mu złośliwie. - Po prostu skup się na swoim bezpieczeństwie.
- To nie ja kocham się w psycholu - zażartował, ale dla mnie wcale nie było to śmieszne. Harry nie był psycholem. I wcale go nie kochałam. Tak czy inaczej, wszystko co mieliśmy, było już skończone.




~


 *Dwa dni później*

Z Louisem ostatnio było coś nie tak. Nie jadł zbyt dużo i mało mówił. Jedyne co robił, to leżał na kanapie cały dzień, zakrywając dłońmi uszy, jakby ktoś na niego krzyczał. Cały czas pytałam się go co się dzieje, ale on w odpowiedzi tylko mruczał, że boli go głowa i że chce być sam.
Jeszcze nie widziałam dzisiaj Harry'ego, nie przyszedł na wizytę. Zaczynałam się poważnie martwić, wiedziałam, że on zrobi coś złego. Ale teraz nie było jak za ostatnim razem, nie mogłam pojechać do jego mieszkania i sprawdzić jak się ma czy nawet zadzwonić. Nie mogliśmy już tego robić.
Jednak to nie było tak jakby próbował mnie unikać. Dzwonił do mnie wiele razy, ale nigdy nie odbierałam. Chciałabym wiedzieć co chciał mi powiedzieć albo przynajmniej czy wszystko z nim dobrze. Chciałam wiedzieć dlaczego wciąż chciała do mnie dzwonić, nawet po tym wszystkim co mu powiedziałam. On nie wiedział dlaczego byłam taka szorstka. To wszystko przez to, że zakochiwałam się w nim i musiałam to szybko przerwać. Nie mogłam dawać mu nadziei, że możemy to dalej ciągnąć, że może nam się udać. Musiał myśleć, że nie jestem nim zainteresowana. I to mnie zabijało.
Wróciłam z pracy do domu, Louis znów leżał na kanapie. Chciałabym wiedzieć co mu jest, chciałam mu pomóc.
- Louis, powinieneś pójść się przespać w moim łóżku czy coś.
Jęknął w odpowiedzi, kręcąc głową z zamkniętymi oczami. Usiadłam na brzegu sofy i zniżyłam twarz do jego poziomu. Tak mnie martwiło jego zachowanie, że nie mogłam już dłużej tego znieść.
- Naprawdę powinieneś coś zjeść.
- P-przestań się mną interesować. Po p-prostu idź - wyjąkał, sprawiając, że zaczęłam wpatrywać się w niego zdezorientowana. Brzmiał jak szalony, to Harry mówił takie rzeczy. Louis nie używał za zwyczaj takiego słownictwa.
- Louis, martwię się o ciebie - szepnęłam ostrożnie, kładąc dłoń na jego czole by sprawdzić temperaturę. Był zimny, strasznie zimny. Moje palce delikatnie przejechały przez jego włosy, by go uspokoić.
Gdy zabrałam rękę myślałam, że zacznę krzyczeć. Duży kosmyk jego włosów został między moimi palcami. Nie wiedziałam jak na to zareagować. Nie, to nie mogło się dziać.
- Przez co się tak stresujesz, hm? - próbowałam udawać spokojną, ale w rzeczywistości strasznie się denerwowałam. - Zaczynają ci wypadać włosy.
Przestałam dotykać jego głowy, wiedząc, że jeśli dalej będę to robić Louis może zostać łysy, a wtedy pewnie by mnie zabił.
- Chodź, położysz się do łóżka. Jesteś chory.
- Nie jestem chory - warknął, ale nie przyjęłam tego do wiadomości.Coś było nie tak.
Wstałam i chwyciłam go za ręce by pomóc mu wstać. Na szczęście, sam postanowił wstać, nie dałabym rady sama go podnieść. Poprowadziłam go do mojego łóżka, był okropnie słaby. Szybko wszedł do łóżka, nawet się nie odzywając.
Usiadłam obok niego. Nie wiem dlaczego tak się do niego zbliżałam. Po prostu wiedziałam, że ewidentnie nie było z nim dobrze i coś go mocno stresowało. Kochałam go, ale jako przyjaciela. Więc musiałam się nim zając dopóki nie wydobrzeje.
Jęknął pod nosem i zaczął się kręcić w pościeli. Wkrótce westchnął i ściągnął z siebie koszulkę, rzucił ją na bok, tak jakby go wkurzała.
Byłam w szoku, gdy zobaczyłam jego nagą skórę. Miał jakieś malutkie blizny wzdłuż kręgosłupa. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Wyglądały jakby zostały zrobione specjalnie, ale wiedziałam, że Louis nie był typem takiej osoby. Nie zrobiłby sobie tego sam. A nawet jeśli to jakby dosięgnął górnej części pleców?
Przybliżyłam się do niego, by lepiej ocenić to jak stare są te rany. Prawie wyskoczyłam ze skory, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Wszystko wokół było tak ciche i spokojne, że aż się wystraszyłam się własnego dzwonka. Chwyciłam komórkę i sprawdziłam kto dzwonił. Oczywiście był to Harry, ale nie mogłam odebrać.
Wpatrywałam się w telefon zanim nie przestał dzwonić, a potem usłyszałam znajome: "Osoba, z którą próbujesz się skontaktować jest niedostępna. Proszę, zostaw wiadomość po sygnale", a od razu po tym irytujące beeep. Jednak nie przejęłam się tym, nie spodziewałam się, że zostawi mi jakąś wiadomość.
- Cześć Jamie. Tu Harry, uh... Harry Styles - zaczął, a ja przewróciłam oczami. Dlaczego powiedział swoje nazwisko? - Chciałem tylko zadzwonić powiedzieć, że mam nadzieję, że masz dobry dzień i uhh... Po prostu mam nadzieję, że masz się lepiej niż ja... Ostatnio dużo spacerowałem, teraz kiedy nie spędzasz ze mną czasu. Myślę, że to dobry sposób bym mógł się trochę od wszystkiego oderwać, bo...Czuję, że wszystko znów się pogarsza.




_________________________
DUM DUM DUUUUUUM!

 100 000 WYŚWIETLEŃ!!!!!
DZIĘKUJE!
TO DUŻO! BARDZO!
NORMALNIE WOW! 
AŻ UWIERZYĆ NIE MOGĘ!
OD TRZECH DNI CZEKAŁAM ŻEBY TO ZOBACZYĆ I ZROBIĆ SCREENA I WIECIE CO?
PRZEGAPIŁAM!!!!! XD
MA KTOŚ MOŻE??????
PEWNIE NIE NO ALE JA CHCE ;_____;

no więc serio bardzo dziękuje, że czytacie i że coraz więcej osób komentuje ♥♥♥♥♥


Suchar od Pati na dziś:
- Gdzie chowa się serce?
.
.
.
.
.
.
- Zawał 

hahahahahahah xD
LOLLLLL
Pati też wam bardzo dziękuje! <3

(ja osobiście jebłam xD)

piątek, 7 marca 2014

Rozdział 26

W pracy szło całkiem nieźle, pomijając to, że Zayn był cały czas w gabinecie obok. Przez to co zrobił wczoraj, byłam uważnie obserwowana przez mojego szefa, pana Pattersona. To było tak niedojrzałe z jego strony, że mu o tym powiedział, czy nawet tylko wspomniał.
Zaczynałam się denerwować, wiedząc, że Harry najprawdopodobniej siedział już na korytarzu, czekając, aż go zawołam. Nie wiedział, że Zayn na nas doniósł, więc obawiałam się tego jak się ze mną przywita.
Teraz zdecydowanie nie mogło być więcej żadnego zostawania na noc, nie mogło być niczego. Musimy być wobec siebie profesjonalni i mieć normalne sesje. Byłam dobita, że musiało do tego dojść. Wiedziałam, że to się stanie pewnego dnia. Ale nie tak szybko.
Próbowałam udawać, że nie cieszę się na spotkanie z Harrym, gdy szłam w dół korytarza. Zauważyłam go, siedzącego tam gdzie zawsze i wpatrującego się w podłogę. To mnie zabijało.
- Harry? - zapytałam prosto, nie pokazując na twarzy ani uśmiechu, ani grymasu. Musiałam spróbować zachowywać się tak jakbym traktowała go jak normalną osobę, nie kogoś z kim praktycznie się umawiałam przez ostatnie parę tygodni. Wiedziałam, że tak naprawdę się nie byliśmy razem, nie byłam głupia. Ale wiedziałam, że na pewno nie byliśmy tylko przyjaciółmi.
Podniósł wzrok i szeroko się do mnie uśmiechnął, tak jakby mnie znał. Bo oczywiście tak było. Ale to sprawiało, że cała sprawa wyglądała jeszcze gorzej. Zgrabnie wstał z krzesła i zaczął iść w moją stronę, ostrożnie do mnie machając.
- Minęło trochę czasu odkąd ostatnio to robiliśmy - mruknął do mnie, a ja natychmiast zaczęłam sprawdzać czy ktoś to usłyszał. Na szczęście nie było nikogo w pobliżu.
Nawet nie próbowałam go zagadywać, gdy szliśmy do mojego biura. Jakakolwiek rozmowa mogłaby zaalarmować ludzi, szczególnie jeśli Harry wspomniałby o czymś, o czym nie powinien mówić.
Udało mi się nie zachowywać się zbyt dziwnie, gdy przechodziliśmy razem obok ludzi. W końcu znaleźliśmy się moim gabinecie, a Harry w dalszym ciągu stał na przeciwko mnie. Chciałam poprosić go żeby usiadł, naprawdę. Ale on pachniał tak cudownie, stojąc tak blisko mnie...
- Wyglądasz na zdenerwowaną - zauważył i odsunął się by usiąść. Odetchnęłam z ulgą, gdy usiadł i dał mi szansę bym też mogła zając swoje miejsce. Nie chciałam tego robić. Naprawdę nie chciałam. Nie chciałam zaczynać zachowywać się zupełnie inaczej i nie powiedzieć mu dlaczego. To znaczy, jasne, miał prawo dowiedzieć się co zrobił Zayn, ale czy chciałam ryzykować tym, że się na niego wścieknie? I zafundować Zaynowi powtórkę ze szkoły?
- Jak się miałeś przez ten ostatni tydzień? - zapytałam cicho, nawet nie próbując nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego. Wyjęłam notes i długopis. Musiałam udawać zajętą, by nie musieć na niego patrzeć.
- Fantastycznie - zaśmiał się. - Powinnaś wiedzieć.
- Czyli robisz postępy? - zapytałam z fałszywą ekscytacją. - To świetnie.
To mnie zabijało. On jeszcze nie wiedział o co chodzi. Nie wiedział, że próbuję mu powiedzieć, że nie możemy zachowywać się tak jak wcześniej, musimy udawać, że jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi.
- Nie wiem dlaczego jesteś taka zaskoczona - mruknął niepewnie. - Byłaś ze mną prawie przez cały ten czas.
Czułam jak mój żołądek się przewraca, wiedząc jak zagubiony jest przez moje słowa. Jak mogę traktować go, jakbym ledwie go znała, kiedy on mówi mi ile czasu z nim spędziłam?
- Poczyniłeś ostatnio jakieś zmiany? - zapytałam z prostym uśmiechem, próbując ukryć ból w moich oczach. Nie wiedziałam, dlaczego tak ciężko było mi to robić. Chciałam go po postu przytulić i przeprosić, za to co robię, ale musiałam pozwolić mu ruszyć do przodu.
- No weź, Jamie - zaśmiał się nerwowo. - Wiesz dlaczego jestem szczęśliwy.
- Miło jest widzieć moich pacjentów szczęśliwych - powiedziałam, a to jedno słowo zabiło mnie od środka.
Harry patrzył się na mnie z uśmiechem, ale nie dosięgnął on jego oczu. Patrzył się na mnie błagalnie, a po chwili jego uśmiech zniknął.
- Dlaczego tak się zachowujesz?
- Jak się zachowuje? - zapytałam głupio, wzruszając ramionami.
- Zachowujesz się jakby nic się nie wydarzyła przez ostatnie tygodnie, to mnie dezorientuje - stwierdził i zaczął intensywnie oddychać. Wpatrywał się we mnie, czułam się jak w potrzasku.
- To co się wydarzyło... to nic nie znaczyło - skłamałam, dobrze wiedząc, że tak nie było. Nie dałam rady nawet spojrzeć na jego diametralnie zmieniony wyraz twarzy. Jego klatka piersiowa zaczęła unosić się mocno, jakby zaczynał panikować.
- To się nie dzieje - wyszeptał do siebie, przeczesując dłońmi włosy. Pokręcił głową, jakby nie mógł uwierzyć w słowa, które właśnie opuściły moje usta.
- Przepraszam, że cię wykorzystałam - skłamałam. Boże, chciałam powiedzieć mu prawdę. Powiedzieć, że moja praca wisi na włosku, i że to wina Zayna, że muszę to robić. Ale wiedziałam, że wpadłby w szał. 
Teraz zaczęłam zauważać jak nasza znajomość była nieodpowiednia. On był psychicznie chory, i  z pewnością nie powinien spotykać się z ludźmi takimi jak ja. Zayn miał rację, uganiałam się za psychotycznym chłopakiem, który stwarzał zagrożenie dla siebie i dla otoczenia. Musze to skończyć.
- Proszę, nie zostawiaj mnie znowu samego - błagał cicho i zobaczyłam łzy w jego oczach. Sama czułam się jakbym zaraz miała się rozpłakać, a Harry tego nie ułatwiał. Ani trochę. 
- Nie możemy dalej tego robić, Harry - powiedziałam. - Ktoś mógłby na tym ucierpieć.
Kilka sekund później wstał z krzesła, podszedł do mnie i uklęknął przede mną. Desperacko chwycił mnie za rękę, chciałam ją zabrać, jednak nie pozwolił na to. 
- Jesteś jedyną osobą, którą mam - załkał. Bolało mnie serce, gdy tak klęczał przede mną błagając. 
Pokazywał swoją wrażliwość i niewinność, nie mogłam mu na to pozwolić, ale nie miałam wyboru.
- Dzięki tobie żyje.
- To moja praca - próbowałam udawać, że to co robię jest w pełni normalne i że muszę utrzymywać go przy życiu. Nie zauważał, że muszę to zakończyć tu i teraz. - Ostatecznie jestem twoim terapeutą, a ty tylko moim pacjentem...
- Proszę, nie zostawiaj mnie, tak jak moja mama -  błagał, mocniej ściskając moją dłoń. Nie mogłam pozwolić, żeby to trwało dłużej. Mimo, że otwierał przede mną swoje serce. Musiałam jakoś powstrzymać łzy i nie pokazywać Harremu, że boli mnie to tak samo jak jego. 
- Muszę to zakończyć - szepnęłam pocieszająco, próbując go uspokoić. Czułam jak jego ręce się trzęsą. - Harry, ty po prostu nie rozumiesz...
- Masz racje, nie rozumiem. Wyjaśnij mi - warknął i wbił we mnie wzrok, czekając na informacje. Oczywiście, znów musiałam go okłamać.
- Nie obchodzisz mnie - powiedziałam z ubolewaniem, zabijając się od środka. - Wykorzystałam cie.
Nigdy tak naprawdę nie rozumiałam jak bardzo mogę zranić drugą osobę, dopóki nie zobaczyłam jak wyraz twarzy Harry'ego nagle zmienia się, przez te jedno zdanie. 
On nigdy się nie dowie, jak bardzo krzywdziłam samą siebie krzywdząc jego. Najprawdopodobniej nie zauważał tego, jak wiele dla mnie znaczył, więcej niż ja dla niego. 
- J-ja ci nie wierze - kłamał sam przed sobą, wiedziałam że tak było. Próbował ratować coś, co ja już dawno zniszczyłam. 
- Musisz mi uwierzyć - kazałam mu, a jego oczy gwałtownie się ożywiły na mój szorstki ton. - Nie chcę dla ciebie ryzykować mojej pracy. Nigdy nie chciałam.
- Więc dlaczego w ogóle to zrobiłaś? - zapytała ze złością, wstał z ziemi  i się wyprostował. Patrzył na mnie, jakby coś zdecydowanie było ze mną nie tak. 
- Byłeś łatwym celem, a ja byłam znudzona - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Wiedziałam, że te lekkomyślne słowa zakończyły już wszystko. 
Harry był wściekły, wyglądał jakby zaraz miał eksplodować. Ale gdy tylko pomyślałam, że zaraz zacznie krzyczeć, on zrobił coś czego wcale się nie spodziewałam. Otworzył drwi i zrobił jedyną rzecz, w której był dobry, odszedł. 
- Harry, zaczekaj... - zaczęłam, ale było już za późno. Już go nie było.
W tamtym momencie, w końcu pozwoliłam popłynąć łzom. Ze złości kopnęłam krzesło. Byłam tak cholernie głupia, że dałam się w to wszystko wciągnąć. Zakochałam się w nim, naprawdę. A teraz musiałam o tym wszystkim zapomnieć.
Podniosłam wzrok, gdy ktoś zajrzał do mojego gabinetu. Po czarnych krótkich włosach od razu poznałam kto to. To był Zayn, ale nie miałam pojęcia po co tu przyszedł. 
- Teraz będzie lepiej? - zapytał ostrożnie, wpatrując się we mnie. 
I właśnie to pytanie musiałam zadać samej sobie. Czy naprawdę teraz wszystko będzie lepiej? Czy tylko zakończyłam coś, co dopiero się zaczęło?
- Wszystko skończone.





___________________________________

DRAMA TIME!
:)))))))))))

Bardzo przepraszam, że miejscami rozdział nie ma sensu i wgl coś jest nie tak, ale jakoś opornie mi szedł ://

No i zrobiliście świetną robotę pod ostatnim rozdziałem! :D  aż chce się tłumaczyć!!!
Mam nadzieję, że pod tym będzie tak samo ;)
Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierają i za wszystkie miłe słowa! ♥♥♥♥♥

(((((P.S. ZABIERZCIE MNIE BŁAGAM Z LICEUM)))))

A no i zostałam poproszona o wstawienie linka do tej akcji :)



Suchar od Pati na dziś:
- Jakie ryby łowi matematyk?
.
.
.
.
- Sumy.

LOLLLLL
Pozdrowienia od Pati ;D

sobota, 1 marca 2014

GŁOSOWANIE!!!!

UWAGA, UWAGA, UWAGA!!!

Zostałam przez was nominowana do 1D Awards!!!!
Nominowaliście mnie w złej kategorii, ale prowadząca cały konkurs już przeniosła mnie do odpowiedniej :)))

A WIĘC CRAZED. JEST NOMINOWANE W KATEGORII NAJLEPSZE TŁUMACZENIE!!!

GŁOSOWAĆ MOŻECIE   TU


Już sama nominacja jest dla mnie wielką nagrodą, no bo kuźwa, być w jednej kategorii z After, Dark i Chills to po prostu szczyt marzeń!!! :D

Mimo, że wiem jak wspaniałe są tamte tłumaczenia i ilu mają czytelników to myślę, że i tak możemy powalczyć ;)

Tak więc
GŁOSUJCIE PROSZĘ!!!
:))
DZIĘKUJE!!! ♥

(głosować można od 1 marca do 25 marca)