niedziela, 28 września 2014

Potrzebuje pomocy...

Ten blog naprawdę dużo dla mnie znaczy. 
Tak samo jak wy.
Gdy go założyłam, nie sądziłam, że dotrwam nawet do dziesiątego rozdziału, jednak jakimś cudem, między innymi dzięki wam, mamy ich tu już 55.
Naprawdę chce doprowadzić te tłumaczenie do końca.
Niestety sama nie dam rady.
Okazuje się, że rozszerzona fizyka jest dla mnie zdecydowanie za trudna i muszę poświęcać na jej naukę dużo więcej czasu niż bym chciała. 
Przez to nie dość, że mam bardzo mało wolnego czasu, to jeszcze gdy go mam, nie mam najmniejszej ochoty brać się za tłumaczenie. Jestem po prostu na to zbyt zmęczona.

Myślę, że nie fair z mojej strony byłoby gdybym zawiesiła bloga.

Tak więc potrzebuję pomocy!

Potrzebuję kogoś kto:


 - dobrze zna angielski
- ma nadmiar wolnego czasu
- jest godny zaufania

Od razu zaznaczam, że jest to "praca na czas nieokreślony".
Gdy tylko uda mi się ogarnąć szkołę mam nadzieję sama wrócić do tłumaczenia na pełen etat :)


Jeśli interesuje cię posada tłumacza "Crazed." to wyślij do mnie maila (xpaulinaxm@gmail.com), w którym napiszesz:


- ile masz lat/w której jesteś klasie
- czy masz jakieś doświadczenie w tłumaczeniu/pisaniu (mile widziane linki do blogów :))
- jedna przetłumaczona strona rozdziału 56 "Crazed." (<klik>)


Uwaga! 
Jeśli cię wybiorę to nie oznacza to, że oddam ci tego bloga. 
Staniesz się tymczasowym tłumaczem.
Będę cały czas obecna na blogu i będę wszystko nadzorować.

(((zabrzmiało to trochę groźnie, ale spokojnie! Ja po prostu nie ufam ludziom i strasznie kocham tego bloga. Nie chce zatrudnić nieodpowiedniej osoby :)))

Jeśli macie jakieś pytania/ wątpliwości piszcie do mnie na maila, w komentarzach, na asku lub na twitterze.
(((wszystkie linki w zakładce "Kontakt")))

Na wasze zgłoszenia czekam do niedzieli (05.10.14r.) do godziny 15:00.

Bardzo was wszystkich przepraszam i z góry dziękuję za każdą chęć pomocy ;*

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 55

Minęły tylko dwa dni, a mi już było od tego wszystkiego niedobrze. Harry miał wszystkie efekty uboczne leków i ani trochę mu się nie polepszyło. Teraz było z nim strasznie źle. Całe dnie spędzał w łóżku, zakopany pod poduszkami i kocami. Przypominał mi Louisa w ostatnich dniach jego życia. Bałam się zostawić go chociaż na chwilę samego. 
W końcu byłam gotowa na powrót do pracy. Byłam przerażona tym co miało się wydarzyć. W sumie nawet nie wiedziałam czy dalej tam pracuje, czy jednak zostałam zwolniona. Pewnie po dziesięciu minutach ktoś zapuka do mojego gabinetu i oświadczy mi, że moja licencja terapeuty została mi odebrana... 
Wzięłam głęboki wdech i skończyłam zapinać guziki bluzki. Weszłam do mojej sypialni, w której leżał Harry.
- Dzień dobry.
Jęknął w odpowiedzi, trąc oczy, po czym rozejrzał się zdezorientowany po pokoju. Oblizał swoje suche usta i cicho ziewnął. Spojrzał na mnie i zmusił się do uśmiechu. 
- Dzień dobry - mruknął zachrypniętym głosem. 
Uklękłam przy łóżku i dotknęłam jego czerwonej skóry na ramieniu. Zmarszczyłam brwi, czując, że ma wysoką temperaturę. Zastanawiałam się jak długo będzie miał gorączkę. Za kilka dni jedziemy na święta do mojego ojca i brata.
- Dalej jesteś rozpalony - szepnęłam do niego spokojnie, nie chcąc go denerwować i przyłożyłam rękę do jego czoła. - Tak, masz gorączkę. 
Harry tylko jęknął i przewrócił się na bok.
- Muszę się napić.
- Postawiłam ci wodę przy łóżku jak się obudziłam - powiedziałam z lekkim wahaniem i znalazłam dużą butelkę stojącą przy łóżku. - Proszę.
Powoli usiadł, krzywiąc się z bólu i położył rękę na piersi zakrywając swój krzyżyk. 
- Czuję się okropnie.
Podałam mu wodę, którą przyjął z wdzięcznością i od razu zaczął ją pić dużymi łykami. Kiedy oderwał butelkę od ust odetchnął z ulgą. Spojrzał na mnie i nagle zmarszczył brwi. 
- Ubrania do pracy?
Wiedziałam, że tak będzie...
Niezręcznie odkaszlnęłam i spojrzałam przez okno, unikając kontaktu wzrokowego.
- Muszę tam wrócić, Harry.
Dotknął palcami mojej dłoni zmuszając mnie bym znowu na niego spojrzała. 
- Co się teraz stanie?
Zmarszczyłam brwi i znów odwróciłam wzrok. Jeśli zostałam zwolniona, będę musiała przeprowadzić się z powrotem do taty. To by oznaczało, że będę trzy godziny drogi od Harry'ego. Nie mogło do tego dojść, a Harry nie mógł się o tym dowiedzieć. 
- Wszystko będzie dobrze - szepnęłam z udawanym uśmiechem.  
W jego oczach widziałam konsternacje, ale też ulgę. Wydął lekko wargi, a ja skupiłam na nich zwój wzrok. Próbowałam wymyślić jakieś powody, dlaczego miałabym go nie pocałować... Ale i tak to zrobiłam. 
Wplotłam dłonie w jego wilgotne loki i oblizałam usta. Nasze powieki zaczęły robić się ciężkie i zaczęło mi się przewracać w brzuchu z ekscytacji. Wiedziałam, że on wie do czego zmierzam. Przybliżyłam swoją twarz do jego i po chwili nasze wargi się zetknęły. Całowałam go delikatnie, a za razem dość brutalnie. Nasze oddechy zrobiły się cięższe, a ja jeszcze pogłębiłam pocałunek. 
W końcu oderwałam swoje usta od jego, jednak nasze twarze dalej pozostały w kontakcie. Wpatrywałam się w jego piękne zielone oczy. W końcu uświadomiłam sobie, że może mnie zarazić, ale zanim zdążyłam się od niego odsunąć nasze usta połączyły się w kolejnym gorącym pocałunku. 
Powoli wspięłam się na niego tak, że teraz moje kolano znajdowało się między jego nogami. Nasze piersi się stykały. Przejechałam językiem po jego dolnej wardze. W odpowiedzi Harry seksownie jęknął i wbił swoje ciało w materac tak mocno jak tylko mógł odsuwając się ode mnie. Zaskoczona zastanawiałam się o co mu chodzi, jednak po chwili poczułam wyraźne wybrzuszenie w jego spodniach. Niezręcznie zabrałam swoje kolano z pobliża jego krocza i zaczęłam całować go dużo delikatniej. W końcu rozłączyłam nasze twarze i dostrzegłam, że jego skóra jest czerwona, a serce bije mu straszliwie szybko. 
Wyglądał na zakłopotanego, widziałam to w jego oczach. By trochę to ukryć usiadł na łóżku.
- J-Ja...
- Przepraszam - próbowałam powstrzymać śmiech. - Nie sądziłam, że ci sta...
- Do zobaczenia później - uciszył mnie szybko. Widać było, że czuje się absolutnie upokorzony. Chciałam go objąć i powiedzieć mu jak bardzo kocham to jak jest taki nieśmiały i zakłopotany. Według mnie była to najsłodsza rzecz na ziemi. 
- Harry, ja mogłabym... Ale muszę iść do pracy - próbowałam zapewnić go, że chętnie rozwiązałabym jego mały (jednak w rzeczywistości duży) problem, tylko niestety nie miałam na to czasu. 
- Nie miałem zamiaru cię o to prosić...
- Wiem, Harry - uśmiechnęłam się półgębkiem, wiedząc, że tak naprawdę bardzo tego chciał. - Zaraz się spóźnię. Jeśli będziesz głodny to w lodówce są steki. Usmaż je czy coś.
Nagle jego oczy otworzyły się szerzej.
- Są surowe?
Zmarszczyłam brwi zaskoczona jego pytaniem, zastanawiając się czemu jest tym taki zainteresowany.
- Oczywiście, że tak.
W jego oczach dostrzegłam radość? A później posłał mi prosty uśmiech.
- Do zobaczenia - powiedział ponownie sprawiając, że lekko się zdziwiłam, jednak szybko dałam sobie z tym spokój. 
- Możliwe, że wrócę dzisiaj dość późno. Potrzebuje zrobić jak najwięcej nadgodzin. 
- Jeśli jeszcze tam pracujesz - powiedział złośliwie, a ja spojrzałam na niego zaskoczona jego niegrzecznym komentarzem. 
- Dzięki za przypomnienie...
Wyszłam z domu, mając nadzieję, że z Harrym będzie wszystko dobrze przez najbliższe godziny. Jeśli wrócę do domu, a on dalej będzie żył to uznam to za sukces. 
Wsiadłam do samochodu i zaczęłam coś nucić, by się trochę odstresować. W końcu wyjechałam z parkingu, i trochę szybciej niż powinnam pojechałam do pracy. Nie mogłam się spóźnić pierwszego dnia po dwutygodniowej przerwie. 
Pośpiesznie minęłam ciemny pechowy most, nie chcąc nawet na niego patrzeć, w obawie, że znów kogoś na nim zauważę. Nie chciałam przezywać tego po raz trzeci, więc trzymałam swój wzrok na drodze. 
Zaczęłam niecierpliwie stukać palcami o kierownicę. Minuty mijały zdecydowanie zbyt wolno. Wreszcie ujrzałam szpital i nie wiedziałam, czy na pewno chce do niego wracać. 
Nie. Oczywiście, że chciałam tam wrócić... Po prostu nie chciałam zostać zwolniona. Przez tego chłopaka prawie zrujnowałam swoje życie. Mogłam mieć tylko nadzieję, że pielęgniarka nie powiedziała nikomu o tym co się wydarzyło. W sumie, całkiem możliwe, że nie miała pojęcia co naprawdę się działo. Przynajmniej nie miałaby, gdyby Harry jej o tym nie powiedział. 
Wyrwałam się z zamyślenia, gdy wjechałam na parking i pośpiesznie wysiadłam z auta. Wmusiłam na sobie lekki uśmiech i pewnym krokiem weszłam do szpitala. Jak na razie nikt nie jechał mnie wzrokiem. Nawet recepcjonistka. 
Spojrzałam w dół korytarza i poczułam jak zaciska mi się żołądek. Powoli ruszyłam do mojego gabinetu, który znajdował się na samym końcu. Głowę miałam cały czas spuszczoną, bojąc się, że ktoś mnie zauważy i zapyta co tu robię. Gdy minęłam biuro Zayna westchnęłam zirytowana widząc, że jeszcze go nie ma.
W końcu dotarłam do mojego gabinetu. Wszystko wyglądało tak jak przed moim ostatnim wyjściem stąd. Może ten dzień nie miał być aż taki zły...
Zaczęłam normalnie pracę, ułożyłam nowy harmonogram wizyt moich pacjentów i pomogłam kilku z nich. Każda z sesji szła dość opornie. 
Zayn w końcu przyszedł do pracy na popołudnie. Powiedział, że ma dzisiaj nocną zmianę. Chciałam się od niego dowiedzieć co stało się z Harrym, ale nie chciał odpowiedzieć na żadne z moich pytań. 
Ogólnie ten dzień wcale nie był taki wspaniały, jednak mogło być dużo gorzej. Dużo, dużo gorzej. 
Postanowiłam wyjść po ostatniej sesji. Cieszyłam się, że szef nie zapukał do moich drzwi i nie wyrzucił mnie ze szpitala. To byłoby ogromne upokorzenie. 
Znalazłam moje volvo na parkingu i ruszyłam do domu. Była 19:00 i na dworze było już ciemno. 
Bezpiecznie dotarłam do domu cały czas uśmiechając się do siebie. Ten dzień potoczył się zaskakująco dobrze. To znaczy, nie był idealny, ale byłam szczęśliwa, że mogłam wrócić do pracy. Musiałam jeszcze spotkać się z tamtą pielęgniarką i zapytać się dokładnie ile wie. 
Szłam po klatce z nadzieją, że z Harrym wszystko w porządku. Odepchnęłam wszystkie nieprzyjemne myśli i zaczęłam szukać kluczy w torebce. Odetchnęłam z ulgą, gdy w końcu je znalazłam i otworzyłam drzwi.  
Z lekkim strachem przeszłam przez salon. W mieszkaniu było ciemno, więc praktycznie nic nie widziałam. Wyciągnęłam ręce do przodu i znalazłam ścianę. Włącznik do światła był po drugiej stronie salony, ale byłam zbyt wystraszona by go znaleźć. 
- Harry? - zapytałam głośno. Serce zaczęło mi mocniej bić, gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. 
Nie było mnie przez dziesięć godzin i znowu go zgubiłam. 
Nagle znieruchomiałam, gdy usłyszałam dźwięk przypominający gryzienie czegoś i ciężki oddech z oddali. Brzmiał jak Harry i to był jedyny powód dla którego odważyłam się podążyć za tym dźwiękiem.
Wyciągnęłam ręce przed siebie, próbując w nic nie wejść. W końcu znalazłam framugę drzwi kuchennych i dostrzegłam za nimi delikatną smugę światła. Jak po chwili odkryłam było to światło z lodówki, której drzwi były szeroko otwarte. Odgłosy jedzenia były teraz dużo głośniejsze, co oznaczało, że Harry musiał być gdzieś obok. 
Zatrzymałam się, gdy dostrzegłam na co pada słabe światło. Próbowałam ułożyć sobie w głowie jakieś proste wyjaśnienie tej sytuacji. Desperacko chciałam się dowiedzieć czemu widziałam przed sobą młodego mężczyznę siedzącego na podłodze nad zakrwawionym pudełkiem z surowym kawałkiem mięsa w zębach. Gdy zobaczyłam krople czerwonego płynu spływające po jego brodzie myślałam, że zwymiotuje. 



_____________________________

Strasznie przepraszam, że tak późno ;*

wtorek, 2 września 2014

Rozdział 54

- O czym myślisz?
Wpatrywałam się w drogę przede mną, gdy Harry zadał mi to pytanie. Byliśmy w drodze do mojego mieszkania. No bo gdzie mieliśmy jechać po tym wszystkim?
- O różnych opcjach - szepnęłam gorzko.
Wiedziałam, że Harry jest niestabilny, ale nie chciałam, żeby on o tym wiedział. Nie mogłam nawet wyobrazić sobie wyrazu jego twarzy, gdybym zabrała go z powrotem do szpitala. Znienawidził by mnie na zawsze. Nie wiedziałam już co robić.
- Jakich opcjach? - zapytał cicho, ale byłam pewna, że wiedział o czym mówiłam.
- Ja... Nie wiem - westchnęłam powoli dojeżdżając do celu naszej podróży. - Musze wymyślić jakieś sposoby, żeby było z tobą lepiej. 
Zawahał się trochę, jakby nie wiedział co powiedzieć czy zrobić. Jego prawa ręka po chwili znalazła się na mojej nodze i zaczęła ją gładzić. 
- Wiem, że starasz się pomóc, ale proszę odpuść. 
Zesztywniałam, czując jak wewnątrz płonę ze złości, musiałam się opanować.
- Wiem, że mogę to zrobić...
- Jamie, nie mam schizofrenii - odezwał się bez entuzjazmu i wzruszył ramionami. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Okej.
Zatrzymałam samochód bez ostrzeżenia sprawiając, że Harry spojrzał na mnie szeroko otwartymi z zaskoczenia oczami. Patrzyłam na aptekę, przy której staliśmy. Wzięłam kilka wdechów, po czym powoli wysiadłam. 
- Zaczekaj tu.
- Dlaczego tu jesteśmy...
Zignorowałam go i wysiadłam z auta. Zamknęłam drzwi i ruszyłam do sklepu. Głęboko westchnęłam zanim podjęłam ostateczną decyzję czy chcę to zrobić. Jeśli Harry się dowie nie będzie dobrze, ale musiałam zaryzykować. 
Podeszłam do lady i spojrzałam na wyglądającą na zmęczoną kobietę stojąca przede mną.  Przewróciła oczami na mój widok i zmarszczyła brwi...
- W czym mogę pomóc?
- Nazywam się Jamie Drew, jestem terapeutką z uprawnieniami do podawania moim pacjentom leków - uśmiechnęłam się pewna siebie. Ona uniosła brew i ostrożnie zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów. 
- Masz dokumenty? - zapytała zmęczonym głosem, a ja skinęłam głową i zaczęłam grzebać w torebce. 
Wręczyłam jej wszystkie karty i zaświadczenia, a ona chyba mi uwierzyła. 
- Co podać?
- Potrzebuje Haloperidolu, Valproatenu i Diazepamenu - powiedziałam z lekkim trudem, upewniając się, że wiem jak działają. Harry nie będzie wiedział na co są.  - O i jeszcze to - mruknęłam wskazując na paczkę tabletek do ssania na gardło.



~


- Czemu tak długo ci to zajęło? - Harry mruknął, gdy wsiadłam z powrotem do samochodu.  Zakaszlałam lekko i westchnęłam.
- Szukałam tabletek na gardło - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem przeszukując torebkę. 
Wyjęłam je i podałam Harry'emu.
- Potrzebowałem ich - powiedział kaszląc i wziął jedną z tabletek do ust. - Dzięki.
- Nie ma problemu - odetchnęłam i wolno wjechałam na drogę. 
Kilka minut później dojeżdżaliśmy już do mojego mieszkania. Szybko zaparkowałam, dając Harry'emu do zrozumienia, że się spieszę. Tak na prawdę chciałam, żeby jak najszybciej wziął leki bez świadomości, że to robi. Mogli by mnie za to zamknąć w więzieniu, ale przecież Harry nie doniesie na mnie policji nawet jeśli odkryje co zrobiłam... 
Weszłam do mieszkania i obejrzałam się za siebie, by upewnić się, że Harry idzie za mną. Kurczowo trzymałam torebkę i cicho ruszyłam z nią do kuchni. On chyba poszedł do łazienki, bo nie podążył za mną, co dało mi doskonałą szansę żeby spróbować jakoś podać mu kilka pierwszych tabletek.  
Wyjęłam Diazepam i rozejrzałam się, by mieć pewność, że Harry zaraz tu nie wejdzie. Po kryjomu wycisnęłam z opakowania dwie tabletki i wyjęłam łyżkę z szuflady. Ostrożnie zaczęłam je rozkruszać, robiąc z nich proszek. Potem chwyciłam najbliższą szklankę i wyjęłam z lodówki karton mleka. Wypełniłam nim szklane naczynie i dyskretnie dosypałam leków.
Usłyszałam zbliżające się kroki. Próbowałam zachowywać się naturalnie, gdy Harry wszedł ze zdezorientowanym wyrazem twarzy do kuchni. Nie miał już na sobie marynarki. Boże, był taki atrakcyjny...
- Mleko pomaga na ból gardła - słabo się uśmiechnęłam, ale od środka zjadało mnie poczucie winy.  On tylko niewinnie na mnie spojrzał sprawiając, że czułam się przez to wszystko jeszcze gorzej. 
- Strasznie chce mi się pić - powiedział jakby podekscytowany, sięgając po szklankę. Przechylił ją i szybko wypił. 
To co robiłam było straszne. To tak jakbym go narkotyzowała bez jego pozwolenia. Nie chciałam tego robić, ale... jakie miałam inne wyjście?
Spojrzałam na niego, gdy odstawił szklankę na blat. Oblizywał usta z niezadowoloną miną.
- Wszystko w porządku?
Harry wzruszył ramionami.
- Było jakieś kwaśne. Nie wiem, może tylko mi się wydawało. 
Szukałam w nim jakichkolwiek oznak podejrzeń, ale odetchnęłam z ulgą nie dostrzegając nic takiego. 
- Muszę skorzystać z łazienki. 
- O-Okej - odpowiedziałam szybko, patrząc jak znika z kuchni. 
Jęknęłam przeciągle, chcąc jak najszybciej pozbyć się z siebie tych ubrań. Weszłam do sypialni i spojrzałam na dwuosobowe łóżko w niej stojące. Miałam nadzieję, że Harry zostanie na noc... 
Moje oczy nagle znalazły marynarkę Harry'ego leżącą na łóżku i nagle przypomniałam sobie wydarzenia, które miały miejsce tego dnia. Wyciągnął mowę, którą napisał o Louisie i o tym co naprawdę się mu przydarzyło. Nie wiedziałam czy to był tylko chory żart, żeby wystraszyć ludzi, czy mówił prawdę.
Delikatnie wzięłam w ręce marynarkę i zobaczyłam kawałek papieru schowany w kieszeni. Czułam jak zaciska mi się żołądek i głośno przełknęłam ślinę, zanim wyciągnęłam kartkę.
- Co robisz?
Podskoczyłam wystraszona i szybko odłożyłam mowę do kieszeni odwróciłam się twarzą do niego. 
- Uh... Nic.
Patrzył na mnie skonsternowany i zrobił kilka kroków w moją stronę. Jego niezadowolona mina szybko zmieniła się w podstępny uśmieszek i po chwili objął mnie w tali, i przyciągnął do siebie.  
- Wydajesz się być dzisiaj niespokojna, to wszystko przeze mnie. 
Cicho się zaśmiałam, ale tak naprawdę czułam się coraz bardziej winna. Przed chwilą sama dałam mu tabletki, żeby on był bardziej spokojny... 
- Pogrzeb trochę mną wstrząsnął, to wszystko - skłamałam, patrząc jak mnie uważnie obserwuje. 
- Jesteś pewna, że wszystko z tobą w porządku?
- Tak, jestem pewna, Harry - posłałam mu ciepły uśmiech. - Nie martw się o mnie. 
- Więc ty możesz martwić się o mnie, ale ja o ciebie nie? - zaśmiał się i szeroko uśmiechnął, po czym zmarszczył brwi i mocniej przytulił. 
- Mogę sama zając się własnymi problemami, to moja praca. 
- Nie - wskazał na mnie palcem. - Twoją pracą jest martwienie się o pacjentów, martwienie się o ciebie to moja działka. 
Nie mogłam się powstrzymać i cicho zachichotałam. 
- Wszystko w porządku, Harry... Naprawdę. 
- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz żadnych z moich leków? - zażartował sprawiając, że mój uśmiech zmienił się w wystraszoną i zmartwioną minę. 
- C-Co?
- Tylko żartuję. Nie musisz czuć się urażona, Jamie.
Prawie dostałam przez niego zawału...




________________________________

No to jak tam pierwszy dzień w szkole?
 Bo ja szczerze mówiąc mam już dość xD
Pierwszy dzień - pierwsza praca domowa! Ahhhh jak ja kocham liceum ♥

Jestem teraz w drugiej klasie liceum (a to najtrudniejszy rok - najwięcej nowego materiału, początek rozszerzeń itd.), wiec najprawdopodobniej będę miała jeszcze większy zapieprz niż w tamtym roku :)))
No ale nie bójcie się! Nie opuszczę was!

Mój plan minimum na ten rok szkolny to jeden rozdział tygodniowo. 
Mam nadzieję, że dam radę :)

A no i mam takie pytanie.
Od jak dawna czytacie już to tłumaczenie? :)
(Mam na myśli mniej więcej od którego rozdziału ;))
Jest tu jeszcze ktoś, kto wytrzymał ze mną od grudnia? xD