sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 74

*Następnego dnia*
- Chcę tylko pochówek, bez księdza, bez niczego.
Organizator pogrzebów usiadł naprzeciwko Harry'ego, a spojrzał na niego sceptycznie, unosząc brew, ale pozbył się go i zapisał to w notesie. Kiedy Harry dowiedział się, że musi zorganizować i zapłacić za pogrzeb, od razu zadzwonił po kogoś, żeby mieć to już z głowy.
- Czy chce pan zarezerwować miejsce na stypę? Żeby wszyscy mogli się spotkać? - zapytał ciemnowłosy patykowaty mężczyzna w garniturze i pod krawatem.
- Nie - powiedział stanowczo Harry - Tylko pochówek.
Mężczyzna westchnął i powoli skinął głową.
- Jak wiele ludzi myśli pan, że przyjdzie? Włączając waszą dwójkę - wymamrotał gapiąc się na nas - To tylko dwa...
Harry niezręcznie odkaszlnął.
- Moja dziewczyna i ja nie będziemy brali udziału.
To było nieco dziwne, ale poczułam się szczęśliwa w tak niewłaściwej ku temu sytuacji. Powiedział to, nazwał mnie swoją dziewczyną.
- Więc spadamy do zera - powiedział - Co z rodziną, znajomymi?
- Nie wiem czy miał takowych.
- W porządku - mężczyzna gwałtownie wypuścił powietrze - Mamy miejsce dla pańskiego ojca na cmentarzu Abney Park.
Odwróciłam się do Harry'ego, łagodnie na niego zerkając.
- To naprawdę wydumany cmentarz.
Mężczyzna nagle lekko się uśmiechnął, wprawiając Harry'ego i mnie w osłupienie.
- Wiem, ludzie dosłownie umierają, żeby się tam dostać.
Zmarszczyłam brwi na jego dziwny żart, nieznacznie się spinając. Myślałam, że Harry'ego rówież nie będzie pod wrażeniem tego żartu, ale cicho zachichotał.
- To było nawet śmieszne.
Kiedy wszystko było zorganizowane, mężczyzna grzecznie nam podziękował za pomoc i wyszedł. Wciąż musiałam spytać Harry'ego dlaczego schował przed mną mój dowód, ale czułam, że teraz nie jest na to właściwa pora.

*Harry's Pov*
Jamie i ja kompletnie zapomnieliśmy o Nowym Roku, przez wszystko co się zdarzyło. W ostatnim czasie tak wiele się działo. To co stało się z moim ojcem i mną było jedną z tych rzeczy, które są częścią ciebie i nie możesz ich zastąpić. Nigdy nie miałem dzieciństwa i dopiero teraz zacząłem przyznawać się do tego.
Wyszedłem na spacer kiedy Jamie wróciła do pracy. Buty do biegania przydały się i teraz byłem znów na zewnątrz. Miałem zamiar przebiec dzisiaj sześć mil, co nie powinno mi zająć wiele czasu. Mogłem z łatwością biec z prędkością 20 mil na godzinę. Zawsze próbuję pozostawać skromnym, ale muszę przyznać, że jestem nadzwyczaj szybki. Ale dzisiaj chciałem pobiec spokojnie, to nie był wyścig.
Biegłem bardzo wąską uliczką. Może miałem paranoję, ale zauważyłem kilkoro ludzi gapiących się na mnie. Co jeżeli to przez moje czarne spandeksowe spodnie? Może byli trochę przestraszeni moim tempem? Psiakrew, byłem nieostrożny.
Stopniowo przeszedłem do powolnego truchtu i dotarłem do końca uliczki, gdzie na zewnątrz sklepu stała duża reklama gazety. Krótko na niego spojrzałem, tylko rzucając okiem na nagłówki, gdy przebiegałem obok. Ale coś zatrzymało mój wzrok, coś szokującego.
Słowa były jasne.
Spanikowałem, musiałem o tym powiedzieć Jamie. To była duża sprawa, naprawdę duża. Wiedziałem, że jest w pracy, ale musiałem do niej zadzwonić.
Ten głupi telefon był tak skomplikowany, że byłem w stanie jedynie zobaczyć moje kontakty. W końcu udało mi się zadzwonić do Jamie, po długich poszukiwaniach jaj imienia. Boże, musi odebrać.

*Jamie's pov*
Siedziałam z Zaynem przy stoliku w kawiarni, jedząc sałatkę z kurczakiem, podczas gdy on jadł cheesburgera. Mogłam usłyszeć mój dzwoniący telefon, ale kiedy miałam go wyjąć, przestał dzwonić. Zignorowałam to i słuchałam Zayna opowiadającego o nieistotnych sprawach.
- Więc prowadziłem swoje zajęcia radzenia sobie z gniewem i pojawił się ta kobieta, i pytam "Jest pani jednym z moich pacjentów?" A on zaczyna płakać! Posadziłem ją, jednak- zorientowałem się, ze to żona mojego pacjenta i zgadnij co mi powiedziała - powiedział z uśmiechem, tak, że zainteresowałam się tym co działo się dalej.
- Co się stało? - zapytałam niecierpliwie.
- Wdała się w bójkę i odgryzła komuś ucho. Została aresztowana - zaśmiał się, nawet gdy nie było w tym z czego się śmiać. Byłam histeryczna.
- O Boże, to jest tak popieprzone.
- Wcześniej próbowała się do mnie dobrać - zaśmiał się - Schlebia mi to, ale boję się jej.
- Więc nie jest za dobrą żoną - wymamrotałam Boże, musiałam pójść na ten kurs, żeby zobaczyć co tam się działo.
- Mamy jeszcze pięć minut przerwy - jęknął, a ja przyspieszyłam jedzenie mojej sałatki.
Potem ruszyliśmy w drogę z powrotem do naszych gabinetów. Po drodze zauważyłam szum w holu. Podejrzałam przez drzwi z powodu mojego braku pardonu i zauważyłam grupę ludzi skupioną wokół siebie.
Pociągnęłam Zayna za ramię, aby zwrócić jego uwagę na toczącą się tam dyskusję. zmarszczył brwi i podążył za mną do holu, chcąc się dowiedzieć czym oni do cholery tak się ekscytowali.
- Co się dzieje? - zapytałam ich podejrzliwie. Jedna z kobiet spojrzała na mnie z wielkimi oczami, jakby się mnie bała.
- Nie czytałaś dzisiejszej gazety? - zachłysnęła się powietrzem - Ten psychopata, Harry Styles jest multimilionerem, przez jego zmarłego ojca.
Moje usta otwarły się, a ja cała się spięłam, odwracając głowę, żeby spojrzeć pytająco na Zayna.
- Co? Myślałam, że jego ojciec miał piekarnię? - dociekał Zayn.
- Tak, i jeszcze około setki innych - odparła młoda kobieta.
To było szalone. Moja głowa nie mogła tego ogarnąć.
- Czy Harry wie? - zapytał mnie cicho Zayn, na co nerwowo pokręciłam głową.
- Zadzwonię do niego - wymamrotałam, szybko wychodząc z holu prosto do mojego gabinetu i wyjęłam telefon. Szlag, miałam nieodebrane połączenie od niego.
- Jamie- - odebrał.
- Harry, wszyscy w pracy o tobie gadają. Czy to prawda? - zachłysnęłam się, a mój żołądek się wywrócił.
- Nie wiem - zaskomlał - Jamie, czemu ludzie to wiedzą?
- Twój tata był dobrze znany - westchnęłam - Pewnie było tam wielu reporterów.
- Nie cierpię tego, Boże - wrzasnął - Nie chcę tych głupich pieniędzy, nie potrzebuję ich.
- Nie podejmuj pochopnych decyzji. Te pieniądze mogą ci pomóc-
- W czym?  Mogę tarzać się w arogancji z moi i milionami? Jezu Chryste, to nie jest to czego chcę - kłócił się, burcząc z frustracji. Nie zdawał sobie sprawy, że to mogło zmienić jego życie.
- Jeśli nie weźmiesz tych pieniędzy, pójdą do rządu - powiedziałam, sprawiając, że westchnął.
- Co? Nienawidzę rządu!
- To weź pieniądze! - krzyknęłam, nie ze złości, tylko z nerwów.
- Boże, potrzebuję czasu, żeby to przemyśleć. Stoję na zewnątrz i ludzie zaczynają się gapić.
_____________________________________

[A/N] 
QOFD od @vougestyless
Gdybyś była na miejscu Jamie, co byś zrobiła? (chodzi mi o satanistyczne rzeczy)
Prawdopodobnie byłabym cholernie przerażona, ale dramatyzm mnie ekscytuje ay
ZOBACZYŁAM TEZ INNE PYTANIE NA KTÓRE CHCIAŁAM TEŻ ODPOWIEDZIEĆ
QOFD od @AnneKarose
Gdybyś mogła zamienić chłopaków na aktorów kogo byś wybrała? (myślę, że chodzi jej o Crazed)
Harry- defin itywnie w 100% Robert Sheehan
Zayn- JOE JONAS
Liam- 100% Jonah Hill
Louis- może Douglas Booth
Niall- Idk był w tej histori na jakieś 0.7 sekundy
Zgadzacie się??? Kto według was powinien ich grać???
[T/N]
hej kochani! 
z tej strony druga tłumaczka. Jako, że Paula ma urwanie głowy, a ja w końcu mam trochę więcej wolnego, więc możecie spodziewać się rozdziału w SOBOTY.
kontakt ze mną znajdziecie w zakładce, więc jak chcecie jakieś informacje o postępie tłumaczenia to uderzajcie do mnie, nie do Pauli

czwartek, 12 marca 2015

Przepraszam.

Heyyyyy....

Jak już zauważyliście, dawno nie pojawił się już żaden rozdział...
Obecnie mam naprawdę dużo nauki, testów, egzaminów i konkursów, więc nie mam czasu ani siły na tłumaczenie. Każdą wolną chwilę spędzam chwilowo na spaniu lub użalaniu się nad sobą. 
Jak tylko wygrzebię się z tego wszystkiego to wróce do tłumaczenia. 
Nie wiem kiedy to będzie dokładnie, ale prędzej czy później na pewno doprowadzę tego bloga do końca.

Przepraszam was bardzo.
Mam nadzieję, że rozumiecie.

xxPaula

środa, 11 lutego 2015

Rozdział 73

Prysznic był wyłączony, a Harry i ja byliśmy owinięci w miękkie, białe ręczniki. Był w swojej sypialni, gdy ja byłam wciąż w łazience, rozczesując moje włosy. Były jeszcze wilgotne, ale nie było najgorzej. Nie przejmowałam się nimi za bardzo, miałam tylko nadzieję, że Harry czuje się dobrze po wszystkim. Przecież go kocham.
Przebrałam się w jeden z czarnych T-shirtów Harry'ego, który dał mi zanim poszedł do sypialni. Zmarszczyłam brwi na widok Harry'ego. Klęczał przed jego podwójnym łóżkiem w czarnych bokserkach i dopasowanym tank topie, tyłem do mnie.
- Harry, co ty robisz? - wyszeptałam spokojnie zanim uklęknęłam za nim i spojrzałam na niego łagodnie.
Nie odpowiedział, tylko położył dłonie przed moimi, zanim spojrzał na mnie z wyrazem czegoś w rodzaju błagania na twarzy.
- Pomódl się ze mną.
Przez chwilę gapiłam się na niego zagubiona, ale powoli pokiwałam głową i splotłam nasze palce. Harry zamknął oczy i szeptał słowa do siebie - nie dość głośno, abym słyszała. Ale potem nagle się odezwał.
- Amen.
- Amen - powtórzyłam, nie wiedząc jaka była to modlitwa - Co powiedziałeś?
Gapił się na mnie i otwarł usta.
- Prosiłem go, abyś cię ochraniał.
Gapiłam się na niego z konsternacją i wstałam próbując nie wkurzyć się przez to co stało się wcześniej. Ale byłam odrobinę przestraszona.
- Ochraniał przed czym?
Jedynie wzruszył ramionami.
- Wszelkim złem - wymamrotał - Nie sądzę, żeby odpowiedział na moje prośby.
Zmarszczyłam brwi zasmucona, patrzyłam jak wstaje i zwyczajnie na mnie spogląda - jakby nic o tym nie myślał.
- Dlaczego tak sądzisz? - zapytałam ponownie, stawiając krok w jego kierunku zanim położyłam prawą dłoń na jego piersi. Milczał przez kilka sekund a potem uniósł palce do swojego torsu i położył swoją dłoń na mojej - podnosząc ją w górę, aby ułożyć ją na jego ciepłej, delikatnej twarzy.
- Zapomnijmy o tym - ostrożnie westchnął, marszcząc brwi jakby próbował ubrać swoje myśli w słowa - Po wszystkim co mi się przydarzyło, Bóg powinien na kolonach błagać mnie o przebaczenie.
Te słowa sprawiły, że zamarłam i poczułam dreszcz przebiegający po moim kręgosłupie. Nie było w porządku, głosy pozwoliły mu modlić się do Boga? Czy nawet  nawet myśl o czymś duchowym nie powinna być dla niego niekomfortowa?
- Harry, dlaczego głosy nie... - urwałam, nie wiedząc jak dokończyć zdanie. Przechylił na bok głowę i spojrzał na mnie niewinnie, zastanawiając się o co mi chodziło, zanim w końcu skinął głową.
- Ukrywają się - wyszeptał zanim ostrożnie się rozejrzał - Tak myślę.
- Dlaczego? - zapytałam z przejęciem i podejrzliwością.
Zacisnął wargi i wbijał wzrok w podłogę.
- Kiedy się chowają, zazwyczaj znaczy to, że wrócą silniejsze. A potem znowu odejdą, ale potem wrócą. To jak cykl, który powtarzają.
To było właściwie interesujące, ale też totalnie przerażające. Chciałam nauczyć się o nim jak najwięcej w ten sposób, nawet jeżeli przez to prawdopodobnie będę miała koszmary przez całą noc.
- Na jak długo opuściły cię zanim znowu się pogorszy? - wyszeptałam do niego przestraszona, mając nadzieję, że da mi taką odpowiedź, jaką bym chciała.
- Nie wiem. Czasami trwa to kilka dni, a czasami kilka tygodni - poinformował mnie, zaraz potem wzruszając ramionami, jakby to była zwyczajna rozmowa.
Nie chciałam go nadal wypytywać, bo wiedziałam, że w ogóle go to nie interesowało. Wiedziałam, że wciąż miał w myślach swojego ojca i potrzebował wsparcia. Ale zamiast tego odeszłam i zmieniłam temat na inny dotyczący jego życia. Było to nietaktowne, chciał tylko, abym była cicho.
- Co chcesz teraz robić? - zapytałam go cicho, patrząc na niego w poszukiwaniu odrobiny emocji. Wyglądał tak tępo i surowo, jakby był pusty.
- Odpocząć - wzruszył ramionami, marszcząc brwi potem, ale przyciągnął mnie do łóżka razem z nim. Cieszyło mnie, że wciąż chce mnie obok siebie.
Wciągnął mnie pod kołdrę z nim, położył jedną rękę na moim biodrze i utulił mnie od tyłu. Ale nie wydawało mi się, abym to ja potrzebowała utulenia w tym momencie.
Odwróciłam się, a on spojrzał na mnie pytająco, jakbym zrobiła coś złego. Nic nie powiedziałam, jedynie położyłam dłoń na tyle jego głowy i przyciągnęłam go bliżej siebie. Wsunął twarz w moją szyję, a ja delikatnie przeczesywałam jego włosy.
- Wszystko będzie dobrze.
Czułam jak kiwa głową przy mojej skórze, ale nie do końca się zgadzając. To było tylko potwierdzenie, że słucha, a nie, że wierzy w moje słowa.
- Naprawdę tak sądzę, Harry.
- Nie wiesz tego - wymamrotał odpowiedź, sprawiając, że zamarłam. Nie, nie mógł w ten sposób myśleć. Wiedziałam, że jest jedna rzecz, która mogła sprawić, że poczuje się odrobinę lepiej, nawet, jeżeli to praktycznie niemożliwe. Ale zrobię to tak czy siak.
- Znajdę twoją mamę - wyszeptałam do niego spokojnie. Uniósł głowę i spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Co? Jamie, nie znajdziesz jej - wymamrotał - Próbowałem wszystkiego co możliwe. Nawet nie wiem, czy ona żyje.
Westchnęłam, gdy Harry uciął rozmowę i schował twarz z powrotem w moją szyję.
- Wciąż mogę spróbować...
- Jamie, kocham cię, za to, ze chcesz spróbować, ale... - milczał chwilę, zanim cicho jęknął - To będzie bezużyteczne.
Zamknęłam oczy po tym, beznadziejnie zastanawiając się co jeszcze mogłabym zrobić. Potrzebowałam długiej przerwy zanim będę mogła myśleć dalej.

~

Chrapanie Harry'ego obudziło mnie tego ranka. Jego twarz wciąż była wtulona w moją szyję, był pogrążony we śnie jak wtedy, kiedy ostatnio go widziałam. Lekko złapałam jego głowę i delikatnie odsunęłam od siebie i pozwoliłam jej upaść na ciepłą poduszkę obok. Chciałam wyplątać się z uścisku Harry'ego zanim się obudzi i sięgnęłam po telefon leżący obok mnie.
O cholera.
Była 11:00.
- Kurwa - przeklęłam do siebie, wstając z łóżka Harry'ego i szukając moich ubrań. Byłam dwie godziny spóźniona do pracy. Jak do cholery mogłam zaspać tyle godzin?!
- Jamie - Harry wyszeptał zmęczony - Przestań być tak głośno.
W jakiś sposób, jego głos sprawił, że się zatrzymałam. Jego spojrzenie było tak piękne, niewinne i perfekcyjne. Dlaczego traciłam czas na pośpiech, próbując przygotować się, kiedy ktoś kogo kocham leży w łóżku obok mnie? Jestem pewna, że potrzeby Harry'ego były o wiele lepsze niż pana Pattersona... tego, który pragnął śmierci Harry'ego.
- Przepraszam, Harry - wymamrotałam klękając z powrotem na miękkim materacu. Wzięłam mój telefon i wybrałam numer mojego szefa. To nie zapowiadało się łatwo.
- Halo? - odebrał po kilku sekundach.
- Panie Patterson, z tej strony Jamie Drew - powiedziałam słabym, lękliwym głosem - Nie mogę dzisiaj przyjść do pracy, jestem naprawdę chora...
- W porządku, mogłaś uprzedzić mnie dwie godziny temu - warknął - To nie zapowiada się dobrze dla ciebie, będziesz miała dużo do roboty, aby z upływem czasu to nadrobić.
Zanim mogłam odpowiedzieć, rozłączył się. Co za kutas, jak ja go nienawidzę. Nie dba o swoich pacjentów, jest tylko skoncentrowany na tym jak dobrze pracuje i jak dużo pieniędzy zarabia.
Ktoś nagle zapukał w frontowe drzwi Harry'ego i wtedy przypomniałam sobie rozmowę z policjantem. Powiedział, że ma zamiar do niego przyjść, cholera.
- Harry - dźgnęłam go łokciem, a jako, że już prawie nie spał, usiadł i przetarł oczy.
- Co? - zapytał i szybko go uciszyłam.
- Policja puka w twoje drzwi - wyszeptałam, a jego oczy nagle się rozszerzyły zaszokowane - Powiedział mi, że ma zamiar cię odwiedzić, przepraszam.
Jęknął z frustracji, gniewnie wstał z łóżka i przebiegł ręką po włosach, zanim włożył na siebie parę jeansów.
- Zostań tutaj - powiedział cicho.
Właśnie tak zrobiłam. Byłam cicho i usiadłam na łóżku Harry'ego. To było tak nudne, założę się, że ma zamiar gadać z nimi przez następne pół godziny.
Zdecydowałam, że umyję się i ubiorę podczas gdy Harry będzie zajęty. Miałam tylko nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i nie zasmuci się czymkolwiek.
Umyłam twarz i zęby zanim rozczesałam włosy. Były pofalowane, przez to, że pozwoliłam im naturalnie wyschnąć przez noc. Cicho weszłam z powrotem do jego sypialni i przeszukałam szafę w poszukiwaniu czegoś do ubrania. Miałam tu już tyle ubrań, przez to ile razy już tu byłam. Jestem pewna, że połowa z ubrań Harry'ego, była też u mnie.
Przerzucałam każde ubranie, które wysiało na wieszaku, znużona szukaniem czegoś mojego, dopóki nie zauważyłam, że coś wypadło z swetrów lub kurtek. Zmarszczyłam brwi zagubiona i uklęknęłam aby podnieść małą kartę, odwracając ją, żeby zobaczyć czum była.
Co?
To mój dowód?
Gapiłam się na niego bezcelowo, moje myśli uciekały do Harry'ego. Dlaczego, do cholery miał mój dowód, kiedy zgubiłam go około tydzień temu?
To było dziwne. Nie mogłam zrobić nic, oprócz rozmyślania czy może schował go przede mną, w dniu, kiedy miałam wziąć tabletkę po. Nigdy się nie zgodził na ten pomysł i zgaduję, że schowanie mojego dowodu było jedyną drogą, aby zatrzymać mnie przed zrobieniem tego.
Moment, może to tylko duże nieporozumienie. Może znalazł mój dowód, po tym jak go zgubiłam... ale powiedziałby mi gdyby go znalazł.
Ale co naprawdę sprawiało, że wierzyłam, że wziął mój dowód, było to, że on nigdy nie opuszczał mojego portfela, prze te kilka miesięcy od kiedy, go miałam. Nie pracowałam w końcu długo. Może sześć miesięcy. Tak długo jak Zayn. Uczestniczyliśmy w tym samym kursie na uniwersytecie, ale on nigdy nie nawiązał żadnych kontaktów z Louisem.
Tak, czy siak, byłam wściekła na Harry'ego za wzięcie mojego dowodu. Mam nadzieję, że zdaje sobie sprawę, że jeżeli jestem w ciąży, dokonam aborcji jak najszybciej się da. Nie dbam o to co on myśli. Boże, nie. To było okropne. Nie mogłabym zrobić czegoś takiego, jestem w tym pogubiona.
Chcę być z Harry'm, ale jedyną rzeczą jakiej nie chcę, są dzieci z nim. Kocham go nad życie, ale nie mogę mu zaufać w kwestii opieki nad dzieckiem. Co jeżeli nasze dziecko byłoby na moim miejscu, kiedy przyciskał nóż do mojej twarzy. Mogę jedynie się modlić do Boga, abym nie była w ciąży. Cieszę się, że nie mam żadnych jej objawów.
Odepchnęłam te myśli i ubrałam jedną z koszulek Harry'ego i moją parę jeansów, którą szczęśliwie znalazłam.
Po kilku minutach usłyszałam duży ruch, dający mi sygnał, że zbierają się do wyjścia. Po chwili Harry wszedł do sypialni z powrotem, uczciwie parząc usiadł na brzegu łóżka. Trzymałam dowód za plecami i powitałam go uśmiechem.
- Jak poszło?
Wzruszył ramionami.
- Dobrze. Tak myślę.
- W takim razie co się stało? - zapytałam ponownie, siadając obok niego.
- Mój ojciec nie spisał testamentu i nie miał innych krewnych, więc wszystko co miał przeszło na mnie - wymamrotał z grymasem, ale to brzmiało jak dobra wiadomość - Powiedzieli mi, że jego prawnik odwiedzi mnie, żeby przedyskutować całą sprawę.
- Czy to wszystko? - dopytałam, a moja dłoń delikatnie masowała jego ramię podczas gdy drugą miałam za plecami... kurczowo ściskając mój dowód. Nie wiedziałam czy go wyciągnę.
- Tylko pytali mnie o moją relację z nim i tak dalej - westchnął - Nie powiedziałem im co tak naprawdę się wydarzyło.
- Co z pogrzebem? - uniosłam brew.
Nagle wyraz jego twarzy przekształcił się w gniew.
- To jest kolejna rzecz, o której chciałem ci powiedzieć - warknął sztywno - Chcą, żebym za niego zapłacił.


______________________________________________________
PYTANIE: Jak wymyśliłaś charaktery Harry'ego, Jamie, Louisa i Zayna ?? Jak Harry z tyloma problemami i Jamie będąca słodką, ale ma swoje humorki etc
ODPOWIEDŹ:
HARRY: nie wiem przypomina mi Foresta Gump'a i kochane dziecko Edwarda Scissorhand. Nie pamiętam jaki dokładnie miałam pomysł na jego charakter ale omg nienawidzę fanficów gdzie jest serio próżny i okropny więc nie chciałam żeby taki był
JAMIE: nie wiem, wydaje mi się, ze wy wszyscy jej nie lubicie bez względu na wszystko
LOUIS: chciałam tylko żebyście go nie lubili tbh. Miał być głupim dupkiem tbh
ZAYN: nie wiem ludzie, chciałam, żeby był miły, ale nie jak Liam w każdym fanficu kiedy jest praktycznie aniołem stróżem ay.
Napiszę jak bym ich opisała, więc jeśli myślicie, ze się mylę, to powiedzcie mi (to do wszystkich, możecie skomentować czy mam rację czy nie i jeśli myślicie, że jest coś co pominęłam powiedzcie pls)
HARRY: słodki, niewinny, manipulacyjny, naiwny
JAMIE: uparta, opiekuńcza, gorliwa(?), sceptyczna
LOUIS: leniwy, wredny, niedbały, małoduszny
ZAYN: OPIEKUŃCZY, pomocny, skryty, poważny
________________________________________

meaningless.

wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 72

TAK JAK W POPRZEDNIM ROZDZIALE, AUTORKA OSTRZEGA, ŻE TREŚCI W NIM ZAWARTE MOGĄ NIE PODOBAĆ SIĘ NIEKTÓRYM Z WAS, WIĘC ROZUMIE, JEŚLI POMINIECIE TEN ROZDZIAŁ.
___________________________________

Moja usta drżały, tak samo jego, kiedy nerwowo przygryzał policzek od środka. To było zbyt trudne do przetworzenia, jego słowa były jasne jednak ... Miałam do niego pytanie.
- Co jeszcze zrobił, Harry?- spytałam, ale on ze wstydem potrząsną głową w obrzydzeniu. - Proszę, po prostu mi powiedz...
Prawie nie mógł oddychać, był zbyt przerażony, aby o czymś wspomnieć. Poczułam się strasznie widząc co przeżywa, trudno było uwierzyć, że ktoś mógł potraktować Harry'ego w tak wulgarny sposób.
- J-Ja nie mogę...
- On cię już nie skrzywdzi - zapewniłam go współczująco, kiedy ujrzałam ból w jego oczach. - Możesz mi powiedzieć.
Wstał z krzesła, stał do mnie plecami z powodu wstydu malującego się na jego twarzy. Nie powinien czuć się zakłopotany z powodu czegoś co nigdy nie było jego winą.
- Powiedz coś.
Odwrócił się szybko, pulsował w nim gniew.
- Dlaczego zawsze to mówisz? Co ja mam powiedzieć, Jamie?!
- Powiedz mi co się stało - jęknęłam. Moje mokre oczy były wpatrzone w jego, kiedy w końcu usiadł z powrotem na kanapę. Wyglądał trochę jakby było mu przykro, gdy siedział tak wyprostowany, bez emocji.
Cicho odkaszlnął.
- O-On robił z-złe rzeczy...
Ugryzłam się w wargę, aby powstrzymać się od wybuchu empatii. Skupiałam całą swoją uwagę na Harrym. To było okropne, z trudem sobie z tym radziłam.
- Jakie złe rzeczy?
On potrząsną głową, nie odpowiadając na pytanie, kiedy ja westchnęłam posępnie. Przerażało mnie to, że duża część jego życia była ukryta przed nami wszystkimi. Po pięciu latach, wszystko wreszcie wychodziło na jaw.
Oddychałam ostro, gapiąc się na cierpienie w jego oczach. Nie chciałam w ogóle z niego tego wymuszać. Ja nigdy nie chciałam usłyszeć tych słów z jego ust. Ale on nie mógł trzymać tego w sobie w nieskończoność, to go męczyło.
Wreszcie zmusiłam się, aby to powiedzieć.
- Czy on Cię dotykał, Harry?
Nie odpowiedział, tylko wpatrywał się we mnie błagalnie. Już znałam odpowiedź.
Słabo skinął głową, zrobiło mi się niedobrze kiedy otworzył usta.
 -W m-miejsca, które nie p-powinny być dotykane...
Momentalnie zamknęłam oczy kiedy wzięłam głęboki wdech, starając się pozwolić temu wszystkiemu wchłonąć zanim zaczęłam myśleć o rozwiązaniach. Nie wiedziałam co powiedzieć, musiałam coś zrobić.
- Harr...
- Każdej nocy, zanim poszedł spać on ... - przerwał mi, miał gorzkie spojrzenie na twarzy kiedy skrzywił się jakby był w agonii. - On przychodził do mojego pokoju i d-dotykał mnie - wziął kolejny wdech.
- Czasami kazał mi się kłaść na brzuchu...
Głośno załkałam, zanim szybko zakryłam sobie usta ręką, przerażona tym co powiedział. Nie, to nie mogło się przydarzyć Harry'emu. Był zbyt miły i niewinny, żeby go tak traktować. Tylko potwór byłby zdolny do takich rzeczy.
Cieszę się, że nie żyje, chciałabym, żeby zdarzyło się to wcześniej. Był złą, chorą, pokręconą osobą i mam nadzieję, że Bóg wtrącił go do piekła.
Ocknęłam się z własnych myśli kiedy znów skupiłam uwagę na Harrym.
- Jak długo to trwało?
On wzruszył ramionami, wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Jakieś osiem lat - powiedział oschle, zanim głośno przełknął ślinę - Przestał kiedy miałem czternaście lat, powiedział, że jestem za duży. Ale nigdy nie przestał mnie bić.
- Miałeś sześc lat?- łkałam, starając się opanować. Moja reakcja sprawiła tylko, że wyglądał na bardziej upokorzonego. Zamknął oczy, trzęsąc głową w zakłopotaniu.
- Czuję się brudny - rzucił i zdrową ręką zaczął mocno drapać się po szyi.
- Przestań, Harry - kazałam mu, parząc na niego ze strachem i chwytając jego rękę.
Gwałtownie odwrócił głowę w moim kierunku. Spojrzał na mnie, a po chwili na jego twarzy pojawił się smutek.
Nagle wstał, zupełnie wyzbyty emocji i wpatrywał się w przestrzeń.
- Przepraszam - szepnął, rozejrzał się jakby się zgubił i wyszedł.
Byłam zdezorientowana, ale postanowiłam pójść za nim. To było oczywiste, że był przygnębiony, musiał to wszystko z siebie wyrzucić. Ja też byłam przerażona, ale chciałam mu pomóc jak tylko mogłam.
- Harry - zawołam, gdy wszedł do łazienki.
Zanim zdążyłam chwycić klamkę, zatrzasnął przede mną drzwi. Powinnam dać mu minutkę czy dwie, jeśli tego właśnie chciał. Na pewno nie zamierzałam pozwolić mu tam zostać na zawsze.
- Pamiętaj, Harry... To ty tu jesteś ofiarą - powiedziałam łagodnie przez drzwi. - Masz pełne prawo, by czuć się przygnębionym, ale proszę, nie daj się opanować złym myślom.
Nie odpowiedział, w sumie nie oczekiwałam, że to zrobi. Nie zaskoczyłoby mnie, gdyby okazało się, że teraz wymiotował, mi też robiło się niedobrze myśląc o tym wszystkim. Nie mogłam znieść myśli o tym, że ktoś mógł go krzywdzić. Kocham go, do jasnej cholery.
Przez minutę czy dwie panowała cisza. Moje ucho cały czas było przyciśnięte do drzwi, jednak nic nie słyszałam. Tylko jego ciężki oddech. Musiałam sprawdzić co z nim.
Powoli otworzyłam drzwi, szczęka mi opadła na widok, który przed sobą ujrzałam. Koszulka i temblak Harry'ego leżały na podłodze, a on siedział na brzegu wanny z mokrym ręcznikiem w ręce. Wycierał nim wolno i mocno swoją skórę. Wyglądał jakby był na siebie zły, że pozwolił, aby to wszytko się wydarzyło.
- Harry, co robisz? - westchnęłam.
Spojrzał na mnie szybko, zanim skupił swój wzrok na ręczniku.
- Oczyszczam się.
Zmarszczyłam brwi i przetarłam mokre oczy. Próbowałam się do niego uśmiechnąć, ale to było bezcelowe. Zbliżyłam się do niego i usiadłam obok. W dalszym ciągu oczyszczał swoją skórę, a jego pełne bólu spojrzenie było wlepione w podłogę. Wyglądał na kompletnie rozdartego.
Delikatnie chwyciłam jego dłoń, a on zatrzymał swoje ruchy. Wyciągnęłam ręcznik z jego ręki, pozwalając mu wyślizgnąć się z jego palców. Harry nie zareagował, tylko westchnął, gdy uniosłam ręcznik do jego silnej, pokrytej bliznami klatki piersiowej.
Zaczęłam delikatnie wycierać nim jego skórę, kiedy on siedział bez ruchu. Jego oddech robił się coraz wolniejszy, co dało mi znak, że się uspokajał.
Przeniosłam ręcznik na bok jego szyi, a Harry powoli odwrócił głowę w moim kierunku. Nie wiem czy zrobił to po to, by na mnie spojrzeć, czy żeby ułatwić mu dostęp do jego skóry.
Wpatrywał się we mnie z łagodnym wyrazem twarzy. Na jego ustach nie było uśmiechu, ale nie krzywił się. Wyglądał tak pięknie, ale jednocześnie tak jakby każdy najmniejszy ruch czy słowo mogło go zniszczyć. Bez namysły pochyliłam się i mocno go pocałowałam. On zamknął oczy, jakby chciał zapamiętać ten właśnie pocałunek, kiedy ja się odsunęłam. Potem przeniosłam usta na jego czoło i złożyłam na nim delikatny pocałunek.
- Kocham cię - wyszeptałam przy jego skórze.
Odsunęłam się od niego i zobaczyłam, że jego oczy są szeroko otwarte. Wpatrywał się we mnie intensywnie.
- Wiem - odpowiedział. - I ja też cię kocham.
Ciepło się do niego uśmiechnęłam. Czułam jakbym miała w brzuchu stado motyli. Odłożyłam ręcznik na bok, nie spuszczając z niego wzroku.
- Dalej czujesz się brudny? - zapytałam.
Wahał się przez chwilę, zanim skinął głową, a to mnie zasmuciło.
- Chcesz wziąć kąpiel? - zapytałam wpatrując się w niego, a on pokręcił głową.
- Może prysznic? - zapytałam ponownie, tym razem trochę głośniej.
Znów się zawahał jednak w końcu skinął głową.
Wstałam i odkręciłam wodę w prysznicu. Trzymałam przez chwilę rękę pod strumieniem wody, czekając aż się nagrzeje, podczas gdy Harry się rozbierał.
Kiedy woda nagrzała się do odpowiedniej temperatury odsunęłam się, by Harry mógł do niego wejść, jednak on stał przede mną wpatrując się we mnie głębokim spojrzeniem.
Podszedł do mnie bliżej. Wzięłam głęboki wdech, gdy jego ręce uniosły się i zaczęły rozpinać guziki mojej koszuli. Stałam tam w ciszy, a moja klatka unosiła się mocno i opadała z każdym wydechem. Po chwili zsunął bluzkę z moich ramion i pozwolił spaść jej na podłogę.
- Weź ze mną prysznic - powiedział, ale nie w taki sposób w jaki zazwyczaj słyszy się tą prośbę.
Zaczęłam się przed nim rozbierać. Harry wpatrywał się we mnie, cierpliwie czekając. Gdy już stałam przed nim całkiem naga, rozpuściłam włosy, by zakryć nimi piersi. Czułam się trochę niepewnie, ale on chyba tego nie zauważył.
Wsadził rękę pod strumień wody, sprawdzając jej temperaturę, po czym wszedł pod prysznic. Wyciągnął do mnie zabandażowaną rękę, by pomóc mi do niego dołączyć, jednak wykrzywił się z bólu.
Stałam już obok niego, a on przejechał dłonią przez swoje już mokre loki, odgarniając je z czoła.
Nagle poczułam jego palce na swoim nadgarstku i po chwili przyciągną mnie bliżej do siebie, tak że teraz oboje staliśmy pod strumieniem wody. Moje kręcone włosy szybko stały się proste i przemoknięte.
- Jamie? - Harry zapytał nieśmiało.
Podniosłam wzrok z podłogi i zobaczyłam jak trzyma w ręku małą butelkę z żelem pod prysznic.
- M-Mogłabyś...?
Skinęłam głową, biorąc od niego butelkę i wylewając sobie część jej zawartości na dłoń. Cicho wzięłam głęboki wdech i przyłożyłam dłonie do jego klatki piersiowej i brzucha, delikatnie wmasowując żel w cały jego tors, a on głęboko odetchnął.
Nie wiedziałam dlaczego ten moment wydawał się taki szczególny i słodki. Był intensywny, ale przyjemny, nie chciałam żeby to się kiedykolwiek skończyło.
Przeniosłam swoje dłonie na jego ramiona i zjechałam w dół jego rąk. Na jego lewym ramieniu przeszkodził mi bandaż więc od razu przeniosłam dłoń na jego nadgarstek. W końcu splotłam ze sobą nasze palce. Wpatrywałam się w niego intensywnie, a moje powieki robiły się coraz cięższe.
- Dalej czujesz się brudny? - szepnęłam.
Z lękiem czekałam na jego odpowiedz, a gdy pokręcił przecząco głową westchnęłam z ulgą i pocieszająco się do niego uśmiechnęłam. Jego dłonie nagle znalazły się na mojej talii, a ja się do niego przytuliłam. Wtuliłam twarz w jego ramię i delikatnie je pocałowałam.
Wplotłam palce w jego mokre loki, gdy on wtulił swoją twarz w moją szyję. Byliśmy bliżej niż kiedykolwiek. Harry mruczał jakąś spokojną melodie. Mogliśmy się teraz tylko modlić, że to wszystko zostanie kiedyś zapomniane.



_____________________________________________
SORRY ZA SPÓŹNIENIE

PYTANIE: Masz zaplanowaną całą historię, czy tylko niektóre główne części? Bo czasami piszesz coś co zupełnie nie ma sensu, a wyjaśnia się dopiero w jakichś późniejszych rozdziałach.
ODPOWIEDZ AUTORKI: Mam zaplanowane zakończenie i kilka kluczowych momentów, ale tak to staram się pisać spontanicznie. Jestem beznadziejna w budowaniu historii do jakichś zwrotów akcji itp. Muszę przyznać, że mino że wszystko może się wydawać dość niespodziewana i nagłe, ale tak naprawdę to dużo znaków i zapowiedzi było we wcześniejszych rozdziałach, niektóre z nich nabiorą sensu dopiero na koniec opowiadania. 

PYTANIE Z ROZDZIAŁU 71: Kiedyś powiedziałaś, że twoja rodzina jest bardzo religijna, więc czy nie czujesz się niekomfortowo pisząc te wszystkie demoniczne rzeczy itp.? Dlaczego to piszesz? Call Boy ((info ode mnie: to inne fanfiction tej autorki)) też taki będzie? I czy podoba ci się, że twoja rodzina jest taka religijna?
ODPOWIEDZ AUTORKI: Tak naprawdę to nie planowałam pisać o satanistycznych rzeczach, ale tak jakoś wyszło. Interesują mnie zjawiska paranormalne i próbowałam używać tablicy Ouija (nigdy nie działało), ale wiem, że to może być bardzo niebezpieczne. Próbuję przestać pisać tak dużo o tych rzeczach, bo pamiętacie ten rozdział, gdzie Harry używał tej tablicy i zaczęła mu lecieć krew z nosa i dostał napadu śmiechu? Następnego dnia po napisaniu tego, w mojej szkole miałam mszę świętą i moja koleżanka musiała wyjść, bo miałam krwotok z nosa i mnie to strasznie wystraszyło. 
A Call Boy też będzie związany z religią, ale to tylko dlatego, że rodzina będzie tam religijna, nie będzie miało to głębszego znaczenia dla opowiadania. 
Moja rodzina nie jest bardzo religijna, tylko ja jestem. Śmieją się ze mnie, że noszę wielki krzyżyk. Ale nie jestem jakąś cnotką czy coś, po prostu bardzo kocham Boga i akceptuje wszystkich yay.

sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 71

ROZDZIAŁ PRZETŁUMACZONY Z POMOCĄ DZIEWCZYN Z KANAŁU DandW na YT!
DZIĘKUJEMY <3

Wiadomość od autorki: Wielkie ostrzeżenie, ten rozdział porusza bardzo trudny temat, który może nie spodobać się niektórym z was, więc jeśli myślicie, że możecie tego nie udźwignąć to nie czytajcie tego. Jeśli po tym rozdziale będziecie chcieli przestać czytać to opowiadanie w pełni to zrozumiem.

Wiadomość ode mnie (xxPaula): nie przestawajcie czytać Crazed xD początek tego rozdziału możecie czytać na luzie. W sumie prawie cały, dopiero w kolejnym zrobi się bardzo... dziwnie i nieprzyjemnie. Zaznaczę moment, w którym ci bardziej wrażliwi i o słabych nerwach powinni przestać czytać.

_______________________________________

*Następnego dnia*
Słyszałam, że Harry poszedł do domu tego ranka, a nie wiedziałam czy Zayn powiedział mu, że go odwiedziłam. Musiałam dać zarówno jemu jak i sobie trochę czasu zanim moglibyśmy do siebie wrócić. Nie mogłam dać po sobie poznać, że się o niego boję. Najwyraźniej Zayn i Liam pomagali mu przez ten cały czas. Tyle, że ja też chciałam mu pomóc.
Było coś koło 17 i wreszcie mogłam bezpiecznie stwierdzić, że jestem wyczerpana po całym dniu. Mimo, że bardzo kochałam tą pracę, desperacko chciałam jak najszybciej wrócić do domu, a może nawet przekąsić coś w drodze powrotnej.
Szłam korytarzem, aż zauważyłam ciemnoskórego policjanta, który stał cicho na jego końcu. Gdy jego spojrzenie napotkało moje od razu jego oczy otworzyły się szerzej. Przełknęłam ślinę ze strachu, wiedząc, że to mnie chciał zobaczyć.
- Panna Drew? Panna Jamie Drew?
- Tak?- zapytałam niepewnie, zaniepokojona, robiąc mały krok w jego stronę. To nie mogły być dobre wiadomości. Byłam pewna, że chodziło o Harry'ego.
- Rozmawiałem z pani szefem, Panem Pettersonem - powiedział stanowczo. – Odnośnie Harry’ego Stylesa, powiedział mi, że prowadziłaś jego terapię.
O boże, to było to. Wszystko wychodziło na jaw.
Moje serce biło dramatycznie szybko, gardło w przeciągu sekund zrobiło się suche i słabo skinęłam głową.
- Jakiś problem?
Policjant również kiwnął głową, jakby był zawiedziony.
-Myślę, że będzie lepiej, jeżeli porozmawiamy w jakimś bardziej prywatnym miejscu.
Czułam się kompletnie pusta, gdy prowadziłam go do mojego biura. Jak tylko weszłam powoli usiadłam w moim fotelu a policjant usiadł naprzeciwko mnie. Wiedziałam, że zaraz zostanę zwolniona, ale od kogo on o wszystkim wiedział?
- Jakie ma pani relacje z panem Stylesem? – zapytał, ale nie miał przy sobie, żadnego notatnika ani niczego innego żeby notować odpowiedzi. Może zadawał tylko ogólne pytania zamiast tych, które mógłby zakończyć moją karierę.
Gorączkowo kiwnęłam głową.
- Dobre, bardzo dobre.
- Więc pewnie nie ma problemu, z mówieniem pani o swoich problemach? – zapytał ponownie, a ja znowu kiwnęłam. Odliczałam sekundy do momentu, w którym powie mi całą prawdę.
- Czy on pani ufa? – prawie wyszeptał patrząc się na mnie ostrożnie.
Niepewnie rozchyliłam usta nie wiedząc czy to było podchwytliwe pytanie, które miało prowadzić do jeszcze większych podejrzeń.
- Ni-nie wiem.
- Zdaje sobie sprawę, że to dość trudne pytanie – wyszeptał – Musimy po prostu wiedzieć, czy jest w stanie swobodnie z panią rozmawiać.
Nie miałam pojęcia jak na to odpowiedzieć. Tak w sumie – nie wiedziałam, czy w ogóle powinnam na to odpowiadać. Doskonale zdawałam sobie sprawę, jak wiele mogło się kryć za tym pytaniem, musiałam zachowywać się jak profesjonalistka.
- Myślę, że stopniowo otworzył się na mnie przez te parę miesięcy które spędziłam na rozmowach z nim.
Policjant kiwnął, potwierdzając, że zrozumiał. Wyglądało na to, że nie był zły... ani żeby o coś mnie podejrzewał.
- Tak naprawdę to jestem tutaj, ponieważ chciałbym panią prosić o dużą przysługę – powiedział powoli, powodując, że przełknęłam ślinę. – Przez te kilka ostatnich lat zauważyliśmy nieprzewidywalne zachowanie pana Stylesa...i dlatego, że jest pani jedyną znaną nam osobą, która ma z nim dobre relacje... myślimy, że mogłaby nam pani pomóc dostarczyć mu pewną złą wiadomość.
Westchnęłam z przerażeniem
- Jaką złą wiadomość?
Mężczyzna oddychał głęboko i splótł dłonie, patrząc na mnie poważnie, zanim rozchylił usta.
- Jego ojciec umarł dziś rano.
Moje serce zatrzymało się na sekundę, przyjmując do wiadomości co właśnie powiedział. Wyobraziłam sobie, jak Harry by zareagował. Byłby smutny? Czy szczęśliwy, że wreszcie go nie ma? Wiedziałam, że nigdy nie byli w dobrych relacjach ze względu na jego obraźliwe zachowanie, ale Harry nigdy ze mną o tym nie rozmawiał.
- Co się stało?
Rozłożył ręce zanim cicho kaszlnął. Modliłam się, żeby to nie było samobójstwo.
- Rak płuc, bardzo dużo palił.
Nie czułam ani odrobiny żalu. Maltretował Harry'ego całe dzieciństwo. To była straszna śmierć i wcale nie byłam szczęśliwa, że się zdarzyła. Jednak nie zamierzałam płakać z tego powodu w poduszkę.
- Chciałbym panią prosić, żeby była pani z Harrym, gdy będę mu o tym mówić – powiedział. Podniosłam szybko głowę. O nie, to się nie może stać.
- Wolałabym sama mu o tym powiedzieć – wyszeptałam wymuszając na nim zgodę moim spojrzeniem
- To chyba rzeczywiście byłoby lepsze – zgodził się. – Ale i tak powinienem przy tym być, na wszelki wypadek, gdyby nie zareagował tak jak się tego pani spodziewa.
Potrząsnęłam szybko głową.
- Chce mu to powiedzieć w cztery oczy, zajadę do niego wracając z pracy - powiedziałam łagodnie, a policjant zawahał się na chwilę, po czym westchnął.
- Myśli pani, że to dobry pomysł?
- Zdecydowanie - powiedziałam pewnym głosem.
- W porządku, ale musi pani zadzwonić do mnie od razu po tym - wyjął kartkę i długopis, i zapisał numer.
Podał mi go, a ja niekomfortowo się w niego wpatrywałam.
- Czy jest coś jeszcze co powinnam mu przekazać?
- Chyba nie - mruknął. - Może pani mu powiedzieć, że jutro przyjdę z jeszcze jednym policjantem, żeby przedyskutować to czy chce zobaczyć ciało, czy nie.
Westchnęłam cicho. To będzie dla niego bardzo trudne. Myślałam, że gorzej być już nie może, ale jednak się myliłam...

~

Byłam bardzo zdenerwowana, gdy podchodziłam do frontowych drzwi mieszkania Harry'ego. Trzęsącą się dłonią lekko w nie zapukałam. Ostatni raz kiedy się widzieliśmy kłóciliśmy się i ostatecznie wyrzuciłam go z mojego domu. Wiem, że przecież to ja chciałam trochę czasu i przestrzeni dla siebie, ale po tym co się dzisiaj stało musiałam być przy nim, by go pocieszyć. 
- J-Jamie? - otworzył drzwi i wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. 
Wyglądał dużo lepiej. Jego lewa ręka była owinięta bandażem i włożona w temblak. Nie wiedziałam, jak mam mu przekazać tą wiadomość.
Odsunął się, a ja weszłam do środka, Nie mogłam się skupić na niczym innym oprócz niego. Nie spuszczałam wzroku z jego ożywionych oczu. Podniosłam rękę i położyłam dłoń na jego ramieniu, dając mu sygnał, że chce mu pomóc. 
- Wróciłaś - szepnął cicho, a ja poczułam jak zaciska mi się żołądek. Czułam się jakbym zaraz miała się rozpłakać. Wiedziała, że nie zbyt długo będę dała rady powstrzymywać łzy. 
Przeniosłam dłoń na jego plecy, próbując go delikatnie przytulić i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Uważaj na moją rękę - szepnął, gdy przycisnęłam swoje ciało do jego. 
Po chwili, poczułam jego prawą dłoń na moich plecach, a później wplótł ją w moje włosy. Staliśmy tak w ciszy przez parę minut, ciesząc się swoją obecnością.
Westchnęłam, gdy przypomniałam sobie o celu mojej wizyty. 
- Usiądźmy, Harry.
Spojrzał na mnie nieco sceptycznie, ale mimo to podprowadził mnie do skórzanej sofy. Usiadł obok mnie i splótł swoją wolną dłoń z moją. Czułam, że nie chciał, żebym kolejny raz odeszła. 
- Zayn powiedział mi, że odwiedziłaś mnie kiedy byłem nieprzytomny.
Lekko się uśmiechnęłam i skinęłam głową. 
- Martwiłam się o ciebie.
- Kroiłem warzywa i wyślizgnął mi się nóż - powiedział, jednak wyglądał na lekko zdenerwowanego. - Nie zrobiłem tego specjalnie, przysięgam. 
- Bolało? - zapytałam.
Wzruszył ramionami i skinął głową. 
- Cholernie. 
Zaśmiałam się, zastanawiając się przez kogo zaczął używać takich słów. Spojrzał na mnie nieco zawiedzionym wzrokiem. 
- Dlaczego jesteś taka nieszczęśliwa?
- Co? - zapytałam z niedowierzaniem.
Głęboko westchnął i wydął swoje pełne wargi. 
- Uśmiechasz się, ale widzę w twoich oczach ból. Powinnaś być szczęśliwa, Jamie. Znów jesteśmy razem, dlaczego się nie cieszysz?
Nie wiedziałam jak mu to powiedzieć. Wcześniej miałam powiedzieć rodzicom Louisa o jego śmierci i za bardzo się bałam. Dla dobra Harry'ego musiałam tym razem być silna. 
- Muszę z tobą porozmawiać, Harry - szepnęłam, wprawiając go w konsternację. - Chodzi o twojego ojca. 
Zamarł na moje słowa. Wszystkie kolory zniknęły z jego twarzy. Z trudem przełknął ślinę i czekał, aż powiem o co chodzi.
-Wiedziałeś o tym, że dużo pali? - zapytałam, jednak on nie odpowiedział. 
Wyglądał na wystraszonego i zdziwionego.
- Miał raka płuc, Harry - I... Zmarł dzisiaj rano.
Puścił moją dłoń i spojrzał w przestrzeń przed nim. Siedział wyprostowany i myślał o tym co mu właśnie powiedziałam. Nagle rozchylił usta, jakby chciał co powiedzieć. 
- O-On na to zasługiwał - powiedział oschle, jednak nie było po nim widać ulgi. 
Położyłam dłoń na jego kolanie, przez co gwałtownie wbił we mnie wzrok jakbym zrobiła coś złego. 
- Nie jestem niemiły - bronił się. - On na to zasługiwał. 
Oparłam głowę na jego ramieniu, chcąc dodać mu otuchy. 
- Wiem, Harry. Już nie musisz się więcej nim martwić. 
Zapadła cisza, słychać było tylko ciężki oddech Harry'ego. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego łagodnym wzrokiem, wiedziałam jak musiało mu być ciężko. 

JEŚLI SĄDZISZ, ŻE MOŻESZ NIE UMIEŚĆ TEGO O CZYM BĘDZIE OPOWIADAĆ HARRY TO TERAZ POWINIENEŚ PRZESTAĆ CZYTAĆ, części następnego rozdziału też, tutaj te całe opisy dopiero się zaczynają.



- Chcesz o tym porozmawiać...?
- On był strasznym człowiekiem - powiedział słabo, prawie szeptem. - I-I... Mam nadzieję, że będzie tonąć we łzach i rozpaczy wszystkich osób, których życia zniszczył, kiedy będzie gnił w piekle.
Mimo jego ostrych słów, wciąż mu współczułam. Nigdy nie opowiadał mi o swoim ojcu. Byłam ciekawa tego co zrobił. Jednak było zdecydowanie zbyt wcześnie by pytać o takie rzeczy.
Pocałowałam go delikatnie w ramię.
- Wyrzuć to z siebie, Harry.
- Nie mogę...
- Będzie ci lżej, jeśli komuś o tym opowiesz - szepnęłam. - Jeśli nie, to sam musisz walczyć ze wszystkimi złymi myślami.
Pociągnął nosem, wziął kilka głębszych wdechów i zdrową ręką zaczął gnieść krawędź swojej koszulki. Po chwili uniósł ją trochę, odsłaniając kawałek brzucha pokryty małymi białymi bliznami.
- Jamie, spójrz na mnie - powiedział, gdy odwróciłam wzrok, bojąc się tego co planował powiedzieć.
Spojrzałam na niego ponownie. Patrzyłam jak wskazuje palcem białe znaki.
- To nie g-głosy je zrobiły - powiedział zażenowany. - To oparzenia od papierosów.
Zakryłam dłonią usta, czując jak drżą mi wargi. Nie mogłam się rozpłakać. Paliło mnie gardło, a żołądek zacisnął się w supeł. Nie mogłam nawet wydusić z siebie żadnego słowa.
- P-Pamiętasz wszystko? - w końcu z wydusiłam z siebie pytanie, a on zmarszczył brwi i powoli skinął głową.
- Wszystko - powiedział gorzko. - Każdego dnia wracał do domu z pracy i się upijał. Potem zaczął się nade mną znęcać.
Widziałam ból, który czuł. Jego oczy zaczęły wypełniać się łzami. Tak wstydził się tego przez co musiał przejść, że nie chciał nawet na mnie patrzeć.
- On r-robił bardzo złe rzeczy, Jamie.
- Dlaczego nie powiedziałeś o tym policji? - zapytałam, przysuwając się bliżej niego.
- Mówił mi, że nikt nie może się o tym dowiedzieć - westchnął i skrzyżował ramiona. - Kazał mi nosić swetry i bluzy do szkoły, żeby ukryć siniaki, nawet latem.
- Tak mi przykro, Harry - szepnęłam, próbując powstrzymać łzy zbierające się w moich oczach. - On był chorym człowiekiem, już nigdy więcej  nie będziesz musiał na niego patrzeć.
Przytuliłam go kolejny raz, gdy on siedział tam praktycznie bez ruchu. Był zagubiony w swoich własnych myślach. W końcu spojrzał na mnie i się odezwał.
- Jamie?
Odsunęłam się od niego by móc spojrzeć mu w oczy. Skinęłam głową, zachęcając go by mówił dalej.
- Pamiętasz jak mówiłem ci, że mama nigdy nie dotykała mojej nogi?
Ponownie skinęłam głową. Zaczęłam się cała trząść, wiedząc do czego zmierza.
- No bo... - zaczął szybko, po czym wziął jeszcze jeden wdech. - O-On to robił.



__________________________________
Przepraszam, że rozdział jest dopiero teraz! ;(
Zostałam sama z tłumaczeniem do końca stycznia, a akurat w tym miesiącu mam bardzo mało wolnego czasu ;/
Jeszcze raz dziękuję dziewczynom z <DandW>!

A NO I MAM PYTANIE
AUTORKA PRZY TYM ROZDZIALE ZACZYNA TAKĄ AKCJĘ, ŻE W KOMENTARZACH MOŻNA JEJ ZADAWAĆ PYTANIA I POTEM POD KOLEJNYM ROZDZIAŁEM ZAWSZE ODPOWIADA NA JEDNO Z NICH
CHCECIE ŻEBYM TŁUMACZYŁA TEŻ TE PYTANIE I ODPOWIEDZI?
CHCECIE MOŻE ZACZĄĆ TEŻ COŚ TAKIEGO TUTAJ?
NAPISZCIE CO O TYM SĄDZICIE W KOMENTARZACH, ŻEBYM WIEDZIAŁA CO ROBIĆ ;)

xxPaula

piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 70

*Jamie's Pov*
Trochę cieszyło mnie to, że nie było Zayna rano w pracy. Nie chciałam kolejnej rozmowy o tym, że powinnam wybaczyć Harry'emu. To co zrobił było niewybaczalne i miałam nadzieję, że nigdy nie zmienię mojej decyzji.
Udało mi się odłożyć dokumentację Harry'ego na miejsce po wizycie u Dorothy. Obiecałam sobie, że sprawdzę dziś co u niej słychać, by się upewnić, że wszystko z nią w porządku. Czułam się okropnie wiedząc, że ktoś został zamknięty przez Harry'ego.
Gdy szłam korytarzem, by zrobić sobie kawę, nagle zobaczyłam Zayn biegnącego w moją stronę z przerażoną miną. Głośno przełknęłam ślinę zaskoczona, zastanawiając się co do cholery się stało.
- Jamie, stało się coś strasznego...
- Jeśli to ma coś wspólnego z Harrym to nie obchodzi nie to - powiedziałam niepewnie, przygryzając wargę, próbując wyglądać na silną. Nie mogłam mu pokazać jak bardzo chciałam wiedzieć czy wszystko jest w porządku.
Zayn westchnął zdenerwowany i spojrzał na mnie rozczarowanym spojrzeniem. Myślałam, że akurat Zayn mnie zrozumie. Jednak on stracił dwójkę ludzi, a wciąż był po stronie Harry'ego.
- Został przyjęty na oddział trzeci - powiedział. - Bardzo chce się z tobą zobaczyć.
Moje serce zaczęło szybciej bić na tą wiadomość. Co się stało? W moich oczach Zayn widział, że się tym przejęłam.
- Nie chcę się z nim zobaczyć - gorzko skłamałam, kręcąc głową.
- Jest poważnie ranny...
- Mam to gdzieś - znów skłamałam, tym razem cichszym głosem. Gdy słowa opuściły moje usta odwróciłam głowę w bok ze wstydem. Boże, musiałam się dowiedzieć co mu się stało.
- Wiem, że to nieprawda, Jamie - zapewnił mnie spokojnie. - Idź i się z nim zobacz. On naprawdę jest w wielkim bólu.
Wiedziałam, że będę żałować tych słów, ale musiałam to powiedzieć.
- I dobrze.
- Mam nadzieję, że nie myślisz tak naprawdę - powiedział szorstko, jednak dalej zachowując spokój.
- Dlaczego jesteś po jego stronie?
- Nie jestem, Jamie - powiedział ze złością. - Próbuję robić to, co jest najlepsze dla nas wszystkich.
- Odkąd wpuszczanie do naszego życia mordercy jest dla nas wszystkich najlepsze? - zapytałam cicho, lecz ze złością. Nie chciałam by ktoś usłyszał naszą rozmowę.
Zayn rozczarowany pokręcił głową.
- Liam i ja sprawimy, że będzie z nim lepiej...
- Kim jest Liam? - zapytałam unosząc brwi i szarzej otwierając oczy z zaskoczenia.
Ciężko westchnął i spojrzał na podłogę.
- Jest przyjacielem, który nam pomaga.
- O czym jeszcze nie wiem? - zapytałam z niedowierzaniem, a on wyglądał na wkurzonego moim zachowaniem.
- O niczym - mruknął, ale wiedziałam, że kłamie.
Postanowiłam już nie drążyć tego tematu. W końcu miałam to wszystko w dupie, prawda?
- Zayn, możemy już przestać o tym gadać? - zapytałam dość uprzejmie. - Poza tym, to ty zawsze byłeś przeciwny naszemu związkowi.
Wzruszył ramionami, a jego wzrok posmutniał.
- On cie potrzebuje.
- Ale ja go nie potrzebuję - szepnęłam. - Muszę się napić.
Podprowadził mnie do naszej szpitalnej kawiarenki. Nie odezwałam się ani słowem, a on cały czas się we mnie wpatrywał, gdy robiłam sobie latte. Nagle poczułam jego usta przy moim uchu.
- Oddział trzeci. Pokój numer sześć.

Udało mi się jak dotąd wytrzymać godzinę bez pójścia do Harry'ego. Oczywiście, że chciałam się z nim zobaczyć, ale nie chciałam, by o tym wiedział. Nie mogłam się z nim spotkać po naszej ostatniej kłótni, za bardzo się go bałam.
Czy ona naprawdę cierpiał? Przez to, że do niego nie poszłam męczyło mnie poczucie winy. Chciałabym, żeby Zayn i ten koleś Liam pomogli Harry'emu z tym czymś co było z nim nie tak. Z drugiej strony wiedziałam, że jego demony mogą zostać uciszone, tylko jeśli uciszy się jego... Te słowa mnie prześladowały. Może dlatego, że cześć mnie wiedziała, że to prawda.
Nie mogłam dłużej tego znieść. Musiałam tam pójść i sprawdzić co z nim jest. Nie zamierzałam z nim rozmawiać, chciałam tylko zobaczyć czy wszystko z nim w porządku.
Miałam tylko piętnaście minut przerwy, powinnam zdążyć, jeśli się pośpieszę.
Poszłam szybko do windy i wjechałam na trzecie piętro, gdzie znajdował się oddział trzeci. Gdy z niej wyszłam pośpiesznie ruszyłam w dół korytarza i w końcu dotarłam do części, w której znajdowało się pełno pokoi. Westchnęłam z ulgą, kiedy w końcu znalazłam drzwi z numerem sześć.
- Panna Drew? - ktoś mnie zawołał, a moje serce na moment się zatrzymało, gdy rozpoznałam głos. To była pielęgniarka, której Harry powiedział o nas.
Odwróciłam się z szeroko otwartymi oczami i zobaczyłam ją uśmiechającą się do mnie. Sceptycznie zmierzyłam ją wzrokiem i podniosłam podejrzliwie brew.
- Dzień Dobry?
Podeszła bliżej, jakby chciałam zdradzić mi jakiś sekret.
- Wiem, że prawdopodobnie nie chcesz teraz ze mną rozmawiać, ale chce, żebyś wiedziała, że cokolwiek jest między tobą a Harrym to nie jest moja sprawa.
- Słucham? - specjalnie udawałam głupią, próbowałam udawać, że nie mam pojęcia o czym mówi.
- Powiedział mi wszystko - powiedziała zaskoczona. - Myślałam, że wiesz?
- Och - powiedziałam, prawie sarkastycznie.
- Nigdy nie miałam szansy powiedzieć ci, że myślę, że to co robisz jest lepsze niż terapia. Dlatego nikomu o tym nie powiem.
- Dziękuje - powiedziałam powoli, kompletnie zszokowana jej słowami. Myślałam, że wcale nie jest dobrą osobą, ale najwyraźniej się myliłam.
- Więc co cię tutaj sprowadza?
- Harry podobno trochę cierpiał z bólu, prawda? - zapytałam niepewnie.
Spojrzała na mnie ostrożnie.
- Chyba jesteś trochę niedoinformowana, panno Drew. On strasznie cierpiał.
Głośno przełknęłam ślinę z nerwów, zaczynałam czuć się coraz bardziej winna.
- Um... Przyszłam go odwiedzić...
- Już go tu nie ma - powiedziała, a ja szerzej otworzyłam oczy i poczułam jak zaciska mi się żołądek. Co ona miała na myśli?
- Co mam przez to rozumieć? - zapytałam, patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
Jej spojrzenie złagodniało.
- Nie powiedzieli ci?
- Czego? - zapytałam prawie płaczliwym głosem, ale zanim zdążyła odpowiedzieć wbiegłam do pokoju numer sześć.
Wzięłam głęboki wdech gdy znalazłam się w środku. Nie było tam nikogo, oprócz sprzątacza zmywającej podłogę. Zauważył mnie i spojrzał na mnie wyraźnie zmęczonymi oczami.
- To już trzeci pokój, w którym zmywam krew tego ranka.
- Gdzie jest chłopak, który tu był? - zapytałam głośno i poczułam jak łzy wypełniają mi oczy.
Wzruszył ramionami.
- Jedyne co wiem to, że go stąd zabrali i kazali mi posprzątać krew. Przykro mi, kochanie - powiedział ze współczuciem.
- Nie wiesz dokąd go zabrali? - zapytałam z nadzieją, starając się z całej siły powstrzymać emocje rozsadzające mnie od środka, a on pokręcił przecząco głową.
- Wiem, że gdzieś na dół. Jeśli umarł to pewnie do kostnicy.
Nagle zrobiło mi się sucho w ustach w reakcji na jego słowa. Nie, to się nie działo. To się kurwa nie działo.
- Dobrze się czujesz?
Wybiegłam w pośpiechu, panikowałam i winiłam siebie za to wszystko. Moje myśli mnie przytłaczały. Nagle na wpadłam na kogoś i przeszedł mnie dreszcz, gdy poczułam dotyk czyjejś dłoni na ramieniu.
- Jamie? - usłyszałam cichy głos.
 O Boże, to był Zayn. Nie odpowiedziałam mu, po prostu wtuliłam twarz w jego pierś. W końcu uwolniłam wszystkie emocje i zaczęłam płakać w jego jedwabną koszulę.
-  Jamie, wszystko jest w porządku... ciiii...
- To wszystko moje wina - łkałam w jego ramię. - To nigdy by się nie stało, gdybym nie była dla niego taka ostra.
- Nie obwiniaj się - szepnął łagodnie. - To wcale nie twoja wina... To był wypadek...
- Nie żyje przeze mnie! - krzyknęłam ze złością, oczywiście, że to była moja wina.
Nagle Zayn odsunął mnie od siebie... kompletnie zszokowany.
- H-Harry... on...
- Został przeniesiony na inny oddział - skończył za mnie, sprawiając, że dosłownie opadła mi szczęka.
Co?!
- Został przeniesiony na inny oddział?! - prawie krzyknęłam odsuwając się, po czym zakryłam usta drżącą dłonią.
- Tak, pielęgniarki postawiły odświeżacz powietrza o zapachu marshmallow* do jego pokoju i dostał jakiejś reakcji alergicznej - powiedział normalnie, jakby to wcale nie była najgłupsza rzecz jaka kiedykolwiek opuściła jego usta. - Jego twarz zaczęła robić się strasznie czerwona i w ogóle. Musieli przenieść go na oddział drugi do czasu zanim ten zapach wywietrzeje.
- To najbardziej niedorzeczna rzecz jaką kiedykolwiek słyszałam - wciąż łakłam, zastanawiając się jak to w ogólne jest możliwe. - Myślałam, że zabrali go do pieprzonej kostnicy!
Przez chwilę się zaśmiał. Spojrzałam na niego wściekła i uderzyłam go w ramię.
- To nie jest śmieszne! - zapłakałam.
- Miałem rację! Wiedziałem, że on cię wciąż obchodzi!
- Oczywiście, że tak!
Objął mnie, a ja niechętnie odwzajemniłam uścisk. Byłam wściekła.
- Wszystko z nim dobrze.
- Tak bardzo nienawidzę tego pieprzonego szpitala! - uroniłam ostatnie łzy. - Dlaczego w ogóle Harry krwawił?
Zayn się odsunął, wyglądał jakby czuł się winny. Przygryzł  wargę i odpowiedział dość niewyraźnie.
- Kroił warzywa i się skaleczył.
- I dlatego jest w szpitalu? - zapytałam zdezorientowana, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Rana była bardzo głęboka - mruknął. - Stracił dużo krwi.
- Jak się czuje? - zapytałam pełna nadziei.
- Lekarze dają mu dużo leków przeciwbólowych i nasennych, więc przez większość czasu jest nieprzytomny.
- Muszę go zobaczyć - powiedziałam, a on skinął głową.
Po chwili już szliśmy z powrotem do windy.
Gdy wysiedliśmy na drugim piętrze, szybko ruszyłam w stronę sal i Zayn poprowadził mnie do tej o numerze trzy.
Wzięłam głęboki wdech i powoli weszłam do środka. Moje oczy znów zrobiły się wilgotne na widok, który ujrzałam. Harry spał w szpitalnym łóżku, jego twarz wciąż była trochę czerwona od alergii, a lewa ręka cała zabandażowana. Usiałam na fotelu obok niego i po prostu patrzyłam. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo tęskniłam za widokiem jego twarzy.
Delikatnie chwyciłam jego dłoń i westchnęłam czując dotyk jego ciepłej skóry.
- Myślałam, że nie żyjesz, a ty dostałeś reakcji alergicznej od pieprzonych marshamallows - płakałam nad jego łóżkiem, wiedząc, że mnie nie słyszy.
Parę sekund później usłyszałam, jak Zayn wchodzi do pokoju.
- Jamie, nasza przerwa się skończyła. Lepiej już chodźmy zanim Mr.Patterson** da nam ostrzeżenie.
Westchnęłam niezadowolona patrząc się na spokojną twarz Harry'ego. Pochyliłam się do niego i delikatnie pocałowałam go w czoło.
- Kocham cię - szepnęłam cicho, upewniając się, że Zayn tego nie słyszał.


* nie wiem jak nazywają się marshmallows po polsku, ja mówię na nie marshmallows xD no ale to są pianki(?)
jak ktoś nie wie co to, to tu macie link ze zdjęciem ----> <marshmallow>
** czy ktoś pamięta czy wcześniej też pisałam Mr. Patterson czy Pan Patterson? xD


________________________________________
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!
Oby 2015 był lepszy niż 2014 ;)

To już 70 rozdział!
70!!!!
Nie wierzę, że już jesteśmy tak daleko...
(((jeśli jeszcze ktoś nie wie, to całe Crazed. ma  96 rozdziałów + Epilog)))

Myślę nad udostępnieniem tego tłumaczenie także na Wattpadzie
(((raczej dopiero jak już całe tłumaczenie będzie skończone)))
Co o tym myślicie?
Na górze jest ankieta, więc proszę o głosy :)

xxPaula

wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 69

*Zayn POV*
- On potrzebuje egzorcyzmu, Liam - powiedziałem do telefonu, kiedy jechałem do mieszkania Harry'ego. Usłyszałem podekscytowany okrzyk Liama, naszego "badacza zjawisk paranormalnych".
- Czekałem na ten moment - zaśmiał się Liam - Ale, tak, ten dzieciak potrzebuje pomocy zanim skończy mordując ciebie i swoją dziewczynę.
- Zerwali ze sobą trzy dni temu - wymruczałem bez entuzjazmu - Dowiedziała się o Harrym i się przestraszyła, jak zwykle.
- To źle dla Harry'ego, chłopie - westchnął - Ale nigdy nie lubiłem ich razem, a ty?
Zawahałem się na chwilę i wziąłem głęboki wdech przed odpowiedzią.
- Nie wiem, Liam. Chodzi mi o to, że nigdy nie lubiłem jak byli razem, ale... W pewnym sensie potrzebują siebie nawzajem.
- Och, urzekła mnie twoja historia - zażartował - Tak czy inaczej, kiedy mam przyjść?
- Za niedługo - wymruczałem - I upewnij się, że wziąłeś święconą wodę czy coś w tym stylu.
- Może mój ojciec w końcu weźmie mnie na serio kiedy to zrobię - wymamrotał jakby do siebie. - Mam zamiar wziąć to cholerstwo, które mam nagrane z sesji z tablicą Quija i zanieść do kościoła. Będą wściekli jak cholera, ale powinni pomóc, prawda?
- Nie wiem, nigdy tego nie robiłem - prawie krzyknąłem z flustracji.
- Ja też nie - szybko odparł, sprawiając, że moje oczy rozszerzyły się w zadziwieniu.
- Zadzwonię do ciebie później.
Rozłączył się zaraz potem, ale wciąż byłem odrobinę wkurzony faktem, że Liam nigdy wcześniej tego nie robił. Czy on w ogóle wie, na co się porywa?
Zostawiłem te myśli kiedy zaparkowałem auto i szybko wysiadłem. Musiałem sprawdzić Harry'ego po ich 'zerwaniu' jeżeli tak to można nazwać. Nawet nie wiedziałem, że byli oficjalnie razem. Czasami żałuję, że nie mówili mi o tym. Wziąłem ze sobą dwie puszki piwa, w końcu przegrałem ten zakład. W zasadzie, minęły jedynie trzy tygodnie od śmierci Louisa, ale teraz, gdy cały sekret wyszedł na jaw nie było sensu by ciągnąc to dalej.
Coś mi podpowiadało, że koniec ich związku, jakikolwiek był, nie zakrawał o normę. Harry
nie odbierał telefonów, może nie wiedział jak używać jego telefonu... ale wiedziałem, że Harry nie radził sobie dobrze z zerwaniem. Znów był sam i przez moją wizytę... może uświadomi sobie, że nie jest kompletnie sam.
- Harry? - zawołałem, gdy tylko stanąłem pod jego drzwiami i przycisnąłem do nich ucho, kiedy nie usłyszałem żadnej odpowiedź.
Zapukałem ponownie, niecierpliwie wzdychając i krzyżując ramiona. Nie mógł się zabić, był na to zbyt inteligentny. Oboje wiedzieliśmy, że Jamie w końcu mu przebaczy.
Sprawdziłem czy drzwi są otwarte (były) i potem powoli, bez jego wiedzy, wszedłem i udałem się do jego salonu. Irytowało mnie jak ludzie pokroju Harry'ego mogą pozwolić sobie na takie mieszkania, kiedy utrzymują się z zasiłków. To miejsce było przyjemniejsze niż mieszkanie Jamie, a ona ciężko na nie pracowała.
- Zayn, dlaczego tu jesteś? - ktoś cicho zawołał, powodując, że szybko odwróciłem głowę i zauważyłem go stojącego nieśmiało w drzwiach sypialni. Wyglądał na zaniepokojonego.
- Przyszedłem się z tobą zobaczyć.
- Myślałem, że jesteś kimś innym - wyszeptał.
- Kim...?
- Nikim, nie ważne.
Wyglądał kompletnie okropnie. Jego roztrzepane włosy były przetłuszczone, a jego luźne czarne ubrania były paskudne. Wyglądał na dużo chudszego niż kiedy ostatnio go widziałem i był osobliwie blady.
- Kiedy ostatnio brałeś prysznic? - zapytałem zaciekawiony, unosząc brew, kiedy jedynie wzruszył ramionami.
- Prawdopodobnie cztery dni temu, - wyszeptał, sprawiając, że zmarszczyłem nos z obrzydzenie - Już mi nawet nie przeszkadza moje nerwica natręctw - wykrzywił usta i ze smutkiem spojrzał w dół.
- Jak się czujesz? - dopytałem podejrzliwie kiedy udał się do salonu i powoli usiadł.
- Nie umiem tego opisać - wyamarotał żałośnie.
Przygryzłem wargę kiedy próbowałem podtrzymać rozmowę.
- Wiesz, to nie koniec świa...
- Kocham ją - wyszeptał, jakby nagle doznał olśnienie.
Westchnąłem czując się nieswojo.
- Harry...
- Kocham ją - powtórzył - Wiem, ze czasami nie mówię jej miłych rzeczy i wydaje się, że mnie irytuje... a-ale nie wiem co mam robić bez niej.
Starania Harry'ego ukazania jego uczuć były okropne.
- Nie zamęczaj się - przypomniałem mu - To prawdopodobnie tylko kolejna kłótnia, po której wróci...
- Kto chciałby być ze mną po odkryciu kim naprawdę jestem? - zapytał zrozpaczony, jakby to było pytanie retoryczne.
Potrząsnąłem głową,
- No, ja nadal chcę być twoim przyjacielem. I straciłem dwójkę ludzi - powiedziałem oschle, przypominając sobie chwile jakie z nimi spędziłem, kiedy miałem ledwie siedemnaście lat.
- Przestań mi wypominać - cicho wymamrotał, opadając ponownie na fotel, kiedy usiadłem naprzeciw niego. Podniosłem dwie puszki piwa, które były dotychczas za moimi plecami, sprawiając, że jego brwi się zmarszczyły w zamyśleniu
- Nie mam zamiaru cię upić, jedno jest dla ciebie - mruknąłem do niego, ale wydawał się odmawiać - Chciałeś się napić ze mną, zapomniałeś? Kiedy zaczęliśmy ten zakład?
- Miesiąc się jeszcze nie skończył - zaznaczył.
- Nie wydaje mi się, że ci się polepszy do tego czasu - mruknąłem, sprawiając, że jego brwi zmarszczyły się jeszcze mocniej.
- Przepraszam, że cię w to wplątałem- - słabo wyszeptał.
- To jest ekscytujące - zażartowałem, uśmiechając się, próbując rozluźnić tą okropną atmosferę.
- A-ale myślę, że używanie tej tablicy Quija zachęciło ich, aby nigdy nie odeszli - wymamrotał.
- Zgadzam się - westchnąłem - Ale nie martw się, Liam pracuje nad tym...
- Mogę ci coś powiedzieć? - przerwał mi, wyglądając na skoncentrowanego. Z wahaniem otworzyłem usta, zastanawiając się co jest nie tak... ale powoli skinąłem głową.
- Tylko jedna osoba o tym wie - powiedział nerwowo - B-Bo to naprawdę nie jest coś czym chciałbym się dzielić.
- Po prostu to powiedz, Harry. Jest w porządku - zapewniłem go z uśmiechem.
Otworzył usta z nerwowym wydechem, patrząc na mnie z przestrachem i zaczynając dygotać.
- Wi-widzę rzeczy, które nie powinny być oglądane.
Pokiwałem głową rozumiejąc, to nie było złe. Już wiedziałem.
- Jest w porządku...
- Nie wydaje mi się, że załapałeś o co mi chodzi - wyszeptał - Widzę ludzi, którzy nie żyją.
- W sensie... na cmentarzach? - zapytałem niepewnie.
Potrząsnął szybko głową.
- Chodzą wszędzie, jak normalni ludzie - przełknął ślinę.
Czułem jak zrobiła mi się gęsia skórka, a dreszcze przebiegły po moim kręgosłupie na jego słowa.
- Kogo widziałeś?
- Nie rozpoznaję żadnego z nich. Wyglądają na bardzo zasmuconych...
- W porządku, Harry - nerwowo przełknąłem ślinę - Może po prostu jesteś zestresowany i po prostu...
- To nie stres - ostraożnie mi przypominiał - Oglądam tych ludzi całe moje życie.
- I oni nie są powiązani z głosami? - zapytałem koncentrując się.
Z przerażeniem potrząsnął głową.
- Zaprzyjaźniłem się z jednym z nich.
- Kim?
- Ariel - opdpowiedział - Umarła w budynku, jej nadkarski są podcięte.
Słyszałem o niej wcześniej. Umarła ponad dekadę temu, w kaplicy w budynku było jej zdjęcie.
- Miała jasno brązowe włosy - przypomniałem.
- Tak, bardzo ładne - zmierzwił swoje włosy - Wydawała się miła. Ale wciąż bardzo nieszczęśliwa.
- Przeraża mnie jak spokojnie o tym mówisz - spojrzałem na niego podejrzliwie, ale on jedynie wzruszył ramionami.
Zanim miał odpowiedzieć, ktoś niespodziewanie zastukał w drzwi, niepokojąc mnie, ale Harry pozostał spokojny.
- Harry, ktoś jest pod drzwiami...
- Powiedz im, że jestem w kuchni - wyszeptał, sprawiając, że zmieszałem się kiedy szybko wstał. Jakimś cudem, na jego twarzy malował się uśmieszek.
- Jestem zaniepokojony...
- Nie bądź, po prostu otwórz drzwi.
Wstałem nerwow, powoli idąc do frontowych drzwi i słabo uniosłem rękę. Właśnie miałem otworzyć, kiedy rozległo się kolejne stukanie. Szybko krzyknąłem, że jest otwarte, a moja szczęka opadła na ich widok.
Ratownicy medyczni.
- C-co się dzieje?-
- Gdzie on jest? - przerwał mi wysoki mężczyzna.
- Co...?
- Dostaliśmy telefon o ciężko rannym mężczyźnie. Przybyliśmy tak szybko jak mogliśmy.
Cholera, Harry. Ty durny psychopato.
- Jest kuchnii - wybełkotałem zamyślony.
Ruszyli prosto, niosąc duże medyczne torby kiedy przebiegli obok mnie. Nie miałem pomysłu co tu się do cholery dzieje.
Podążyłem za nimi do kuchni i kompletnie osłupiałem widząc Harry'ego stojącego za ladą. Jego ręka była teraz odsłonięta i spływała po niej krew.
- To zdarzyło się tak szybko - Harry udawał płacz - Kroiłem warzywa i po prostu się ześlizgnęło. Sekundy później wszędzie była krew.
- I nie pomyślałeś żeby mu pomóc? - Jeden z ratowników krzyknął na mnie.
Zamrógałem kilka razy, nie wiedząc co powiedzieć.
- Przepraszam?
- Zabieracie mnie do szpitala, prawda? - zaskomlał.
- Będziemy musieli, z taką raną będziesz potrzebował wiele opieki.
W tym momencie wzrok Harry'ego skrzyżował się z moim i chytrze uniósł brwi. Nie tego nie robił, nie mógł tego robić. Naprawdę ranił siebie, żeby wymusić na niej spotkanie?
- Zayn, powiedz Jamie, że jestem chory - powiedział, krzywiąc się z bólu, kiedy mężczyzna przytrzymywał mokry ręcznik dookoła jego rany, którą miał od paru sekund. Musiał to zrobić podczas gdy otwierałem drzwi.
Nie mogę uwierzyć, że rozmawiał ze mną tak długo bez powiedzenia mi, że zadzwonił na pogotowie. Był czasami tak nieprzewidywalny, że było to niepokojące.
________________________________________________________
NOTKA OD AUTORKI:
To było głupie, przepraszam
Dzięki za cierpliwość i jeżeli myślicie, że to całe "widzę martwych luidzi' było nagłe, prezeczytajcie 4 rozdział lol
Ilysm
NOTKA OD TŁUMACZKI:
Prawdopodobnie zepsułam ostatnie zdanie, ale nie wiem jak inaczej to przetłumaczyć. Chciałam przetłumaczyć rano, ale wybaczcie, łóżko wygrało :))
UDANEGO SYLWESTRA, widzimy się za rok lmao

 meaningless.