piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 35

Nigdy nie rozumiałam śmierci. Nigdy nie wiedziałam co się dzieje, po tym jak przestajemy oddychać. Patrzenie jak mój przyjaciel spada w otchłań śmierci sprawiło, że dostrzegłam jak wszystko jest puste. Coś w jego spojrzeniu... Nie wyglądał jakby chciał to zrobić...

Zaczęłam wspinać się na barierkę mostu, by sprawdzić jak głęboka była przepaść, ale nagle poczułam dwa silne ramiona oplatające mnie w pasie i ściągające mnie z powrotem na ziemię. Upadłam na kolana i zderzyłam się z czyimś ciałem. Oczywiście był to Harry...ale czułam się tak bezwładna i oszołomiona, że nie mogłam skoncentrować się na tym kto powstrzymał mnie przed przejściem przez barierkę.
- Jamie! - powiedział głośno, kładąc dłonie na moich policzkach, by złapać moją uwagę. - Nie rób tego.
Gdy jego wzrok spotkał mój opanowała mnie panika. Obraz przerażenia w jego oczach uświadomił mi jak okropna i prawdziwa była ta sytuacja. Louis nie żył. 
Gdy to do mnie dotarło znów zaczęłam szlochać. Tym razem Harry był obok, by wziąć mnie w ramiona i pocieszyć. Zawsze był przy mnie. 
- Wszystko w porządku Jamie - zaczął mówić. - Będzie dobrze. 
Odsunęłam się od niego i spojrzałam zdumiona, kompletnie mnie zdenerwował tymi próbami uspokojenia mnie. To co się przed chwilą stało... nie było w porządku.
- Właśnie widziałam jak ktoś popełnia samobójstwo skacząc z mostu, a ty mówisz mi, że to jest w porządku? - płakałam rozwścieczana. - Zostaw mnie samą!
- Jamie, ja...
- Idź do domu, Harry! - rozkazałam, mocno odpychając go od siebie.
- Nie zostawię cię tu! - krzyknął, praktycznie zmuszając mnie bym znów się do niego przytuliła. Desperacko go potrzebowałam, ale jeśli miał mi wmawiać, że nic wielkiego się nie stało, to nie miałam ochoty dłużej na niego patrzeć. 
- Policja zaraz tu będzie - powiedziałam, by w końcu się zamknął, a on tylko zmarszczył brwi. - Nie mogą zobaczyć nas razem. 
Westchnął ze złością i szybko się ode mnie odwrócił. Pośpiesznie odszedł, nie wysilając się nawet by cokolwiek powiedzieć. Ale i tak nie chciałam by cokolwiek mówił. Chciałam po prostu zostać sama.



*Harry's Pov*
Cały ten ból na nic. 
To co zrobiłem było złe. Wiedziałem to po rozmowie z Zaynem. Świadomość, że nie mogłem tego zatrzymać doprowadzała mnie do szału. Przed chwilą widziałem jak chłopak spada, nie skacze. On wcale nie skoczył. Chciał zejść na ziemię, chciał przyjąć pomoc. Jednak gdy zobaczył moją twarz, on po prostu... spanikował. Był zaskoczony i wtedy spadł. 
Widziałem przerażenie w jego oczach i wtedy uwierzyłem w to jak naprawdę niebezpieczny jestem... Musiałem to przerwać, musiałem przerwać to wszystko. Wszystkie złe myśli, wszystko co negatywne. Nawet jeśli to oznaczało powrót do starych sposobów, których nienawidziłem. 
Zacząłem biec, ale nie po to by sobie pobiegać. Przez całe życie zmierzałem do różnych miejsc, ale tak naprawdę nigdy nigdzie nie dotarłem. Teraz było inaczej. Miałem powód by biec, próbowałem znaleźć wyjście. 
Nie mogłem przestać pędzić przez ciemność z nadzieją, że znajdę miejsce, by zatrzymać się i pomyśleć. Jedynym miejscem jakie przyszło mi do głowy było moje mieszkanie, to było jedyne miejsce gdzie mogłem pójść.
- Harry! - ktoś za mną krzykną, a ja momentalnie się zatrzymałem słysząc ten głos. Ostrożnie odwróciłem się pełen podejrzeń, zastanawiając się kto do diabła mnie wołał... ale nikogo tam nie było. Nikt mnie nie wolał. Dalej stałem nieruchomo szukając wyjaśnienia, dlaczego ktoś nagle krzyknął moje imię. Oczywiście zaczynałem popadać w paranoje, nie myślałem  logicznie. 
Zacząłem znowu biec przed siebie, tym razem trochę bardziej skoncentrowany. Musiałem to zignorować. Potrzebowałem pójść do domu i  spróbować wyplątać się z tego całego bałaganu. 
Zbliżałem się już do mojego bloku. Zwolniłem trochę, przebijając się przez tłum przechodniów. Czułem się teraz bezpieczniej wiedząc, że jeśli coś mi się stanie ludzie to zobaczą i może mi pomogą.
Powoli wszedłem do lobby, jakby nic się nie stało. Widziałem jak inni mieszkańcy przypatrywali mi się uważnie, gdy ich mijałem. Wiedziałem dokładnie co myślą "Oh, to ten szalony chłopak, który zawsze próbuje się zabić." Albo "To ten szalony chłopak z mieszkania 12B."
Wsiadłem do windy i wybrałem moje piętro. Niecierpliwie czekałem, aż drzwi się otworzą, a gdy się to stało szybko przez  nie przebiegłem i ruszyłem do siebie. Znalazłem klucze i włożyłem je do zamka nerwowo otwierając drzwi.
- Wróciłem - powiedziałem, tak jak zawsze. Musiałem tym razem brzmieć pewnie i nie pozwolić im mnie opanować. Ostatnio nie często wracałem sam do domu, Jamie zazwyczaj była ze mną. Jednak wciąż musiałem spędzać tu też czas sam i nie nawiedziłem tego.
Cicho wszedłem do łazienki i podszedłem do umywalki. Spojrzałem bez celu w lustro i dostrzegłem jak okropnie wyglądam. Moje źrenice były rozszerzone i byłem straszliwie blady. Powinienem więcej jeść, pewnie dlatego wyglądam tak słabo. 
Zamknąłem na chwilę oczy próbując uspokoić oddech i trochę się odprężyć, jednak nagle poczułem ostry ból w lewym policzku. Momentalnie otworzyłem oczy. Było tak cicho. Słychać było jedynie krople krwi spadające z mojej twarzy na umywalkę. Byłem już do tego przyzwyczajony, do tych ataków. Myślałem, że tym razem zrobią coś gorszego, ale na szczęście była to tylko mała rana na mim policzku. 
Otworzyłem szafkę nad zlewem szukając jakiejś wazeliny, by posmarować rozcięcie. Przemyłem twarz wodą i opatrzyłem ranę. Gdy skończyłem odstawiłem wszystko z powrotem do szafki i zamknąłem jej drzwiczki, by znów móc spojrzeć w lustro. 
Nagle straciłem oddech, wpatrywałem się w powłokę przede mną z przerażeniem. Odbicie ściany, która była za mną nie było już jednolite. Był na niej wielki napis. Jeśli to był tylko wytwór mojej wyobraźni to naprawdę musiałem mieć coś nie tak z głową. Jednak napisane słowa wyglądały bardzo prawdziwie i strasznie.
Nie oglądaj się za siebie.
Oczywiście od razu się odwróciłem, a gdy tylko to zrobiłem, zobaczyłem przed sobą znajomą jednolitą ścianę. Nie było na niej żadnej wiadomości. Moja paranoja musiała być już tak poważna, że zaczynałem  mieć halucynacje. Byłem absolutnie przerażony. 
Natychmiast wyszedłem z łazienki do mojej sypialni i stanąłem przed szafą. Mama zawsze mi mówiła, że jeśli znajdę bezpieczne schronienie wtedy złe myśli znikną. Ale to nigdy nie działało. To mnie tylko chowało przed nimi zanim znów nie wyszedłem. 
Szybko otworzyłem drzwi szafy, wszedłem do środka i zatrzasnąłem je za mną.Klęknąłem na podłodze i zacisnąłem dłoń na krzyżyku, który miałem zawieszony na szyi. Musiałem poczekać, aż to odejdzie, albo przynajmniej się uspokoi. 
Nienawidziłem chować się w środku nocy, bo wtedy oni byli najbardziej źli. Gdybym mógł, skoczyłbym z balkonu i zakończył to wszystko. Jednak świadomość, że Jamie była kilka minut drogi stąd, sprawiała, że chciałem zostać. Cokolwiek stanie się Jamie czy mnie i tak nie przerwalibyśmy tego co robiliśmy. Nie pozwoliłbym jej. Ona jest najważniejszą rzeczą w moim życiu, jedyną. Ona sprawia, że jestem szczęśliwy. Raz jej powiedziałem, że nie może uciszyć tej siły, bo to co się ze mną działo było negatywne i demoniczne... Ale mama kazała mi znaleźć bezpieczne schronienie, może Jamie była moim schronieniem. Nie sprawiała, że oni znikali, ale odwracała moja uwagę od nich za każdym razem, gdy była w pobliżu. Nie mogę pozwolić jej odejść... Nawet jeśli będę musiał sprawić, by ludzie zaczęli znikać z jej życia.






______________________________________

Nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo mi się nie chciało tłumaczyć...
Mój słomiany zapał daje mi się mocno we znaki...
No i delikatnie mówiąc mam ostatnio dużo nieprzyjemnych spraw na głowie, które po prostu odbierają mi chęci do robienia czegokolwiek...

No, ale nie bójcie się, skoro zaczęłam to muszę skończyć! :D
Nie zamierzam rzucać czy zawieszać tego tłumaczenia.
Po prostu czasem muszę sobie ponarzekać :)

NAJPRAWDOPODOBNIEJ ZMIENI SIĘ DZIEŃ W KTÓRYM BĘDĘ DODAWAĆ ROZDZIAŁY!
JESZCZE NIE WIEM NA JAKI, ALE BĘDZIE TO RACZEJ POCZĄTEK TYGODNIA.
Postaram się was dokładnie poinformować, w notce pod następnym rozdziałem.

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 34

- Harry, musisz sobie kupić świąteczny sweter - zaśmiałam się głośno i beztrosko, idąc wolno między półkami sklepu. - Nie są takie drogie.
Harry w końcu przekonał mnie, żeby pójść na zakupy i zdecydował, że chce iść do sklepu 'Next'. Nigdy wcześniej tu nie był, więc te wszystkie wysokie ceny lekko go zaskoczyły.
- Co to jest?! - zapytał głośno, pochylając się i chwytając parę wełnianych skarpet. - Cztery funty za skarpety? Ja kupuje cztery pary za trzy funty w sklepie, w którym robię zakupy!
- Ale te są miękkie i śliczne. Chodzi o jakość, nie ilość. - kłóciłam się z nim, a on tylko pokręcił głową i zmarszczył brwi.
- Zdecydowanie nie - mruknął cicho. Uśmiechnęłam się pod nosem, słuchając jak narzeka na wysokie ceny. Sam wybrał ten sklep.
- Nie wiem co ci kupić na święta - stwierdziłam, przyglądając się rzeczom na pólkach. Może kupię mu jakąś ładną czapkę albo coś ciepłego.
- Na pewno nie kupuj mi skarpet. To straszne zdzierstwo - rzucił i wydął wargi, a ja nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się patrząc na jego humorzastą minę.
- Co chcesz, żebym ci kupiła? - próbowałam się dowiedzieć. Harry przez chwilę się zastanawiał, po czym zmarszczył brwi i wzruszył ramionami. Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam.
- Musisz coś kupować? - uniósł brwi. - Nie możesz czegoś zrobić?
- Zrobić? Na przykład... jedzenie? - zapytałam zdezorientowana, przechylając głowę na bok, a on znów wzruszył ramionami.
- To zależy od ciebie. Nie chcę, żebyś mi czegokolwiek kupowała. Niczego nie potrzebuje - powiedział niskim, chrypliwym głosem, jednak w dalszym ciągu brzmiał absolutnie wspaniale.
- Wolałabym kupić, coś co naprawdę będzie ci się podobać...
- Jamie! - głośno mi przerwał. - Szczęścia nie da się kupić za pieniądze, dużo bardziej ucieszy mnie prezent, który sama zrobisz.
- Nie zamierzam robić ci prezentu, bo będzie gówniany - stwierdziłam i westchnęłam. Wiedziała, że jeśli spróbuję sama coś zrobić, to będzie to najgorszy prezent na świecie. A tak w ogóle to co niby miałam zrobić? Skarpety na drutach?
- Pewnie byłby gówniany - mruknął, a ja otworzyłam szerzej oczy w reakcji na jego szczerość. - Ale jeśli zrobiłabyś go sama to nie obchodziłoby mnie to.
- Harry, i tak nie zrobię ci prezentu...
Nagle przerwał mi dzwonek mojego telefonu, "Bye Bye Bye" Nsync. Chyba byłam trochę za stara, żeby dalej ich lubić, ale byli moim ulubionym zespołem z dzieciństwa. Nie mogłam ich porzucić.
- Co to? - Harry patrzył się na mnie, jakbym zrobiła coś złego. Wyjęłam telefon z torebki i mu go pokazałam.
- To mój dzwonek - mruknęłam lekko zażenowana i podniosłam telefon do ucha, patrząc się na Harry'ego z uśmiechem.
- Słucham?
- Jamie! - otworzyłam szerzej oczy słysząc znajomy, radosny głos. To był mój ojciec.
- Tata! - powiedziałam podekscytowana. - Myślałam, że o mnie zapomniałeś.
- Zapomniałem o mojej jedynej córce? - powiedział z sarkazmem. - Za jakiego ojca mnie masz?
- Tak, tak - uciszyłam go i zaczęłam się zastanawiać po co dzwoni. - Dlaczego dzwonisz?
- Bo za tobą tęsknię. Ostatnio rzadko rozmawiamy. - mruknął i wyobraziłam sobie jak najprawdopodobniej teraz jego usta ułożyły się w podkówkę.
- Jestem zajęta pracą...
- Nie jesteś aż tak zajęta, żeby nie móc od czasu do czasu zadzwonić do starego ojca! - kłócił się i w sumie miał rację. Nie chodziło o to, że nie chciałam do niego dzwonić, po prostu zapominałam. Nigdy nie czułam potrzeby zadzwonienia do niego, czy odwiedzenia go, mimo że mieszkał tylko trzy godziny drogi stąd. Było tak już odkąd dostałam się do college'u, kiedy się wyprowadziłam przestaliśmy rozmawiać ze sobą tak często jak kiedyś.
- Jamie, chcę cię zobaczyć. Ja i twój brat tęsknimy za tobą. Nie widzieliśmy cię od śmierci mamy...
- Nie wrócę do tego domu - przerwałam mu w pół zdania. - Możecie przyjechać do mnie...
- Proszę cię, kochana. Tylko na święta, na kilka dni - próbował mnie przekonać. - Twoja matka chciałaby, żebyś przyjechała i spędziła z nami Boże Narodzenie.
Moje oczy skupiły się na Harrym. Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad odwiedzaniem rodziny, ale przecież obiecałam coś Harry'emu. Te święta były dla niego bardzo ważne, bo w końcu miał z kim je spędzić. Nie mogłam go zawieść.
- Przepraszam tato, ale mam już plany...
- To je odwołaj! Co może być ważniejsze od spędzenia czasu z rodziną?!
- Koniecznie muszę spędzić te święta z przyjacielem, naprawdę przepraszam. - przeprosiłam ponownie. Harry chyba zauważył, że coś jest nie tak. Lekko poklepał moje ramię by zwrócić na siebie uwagę i zmarszczył brwi, próbując się dowiedzieć o co chodzi.
- Tato, poczekaj chwilę - mruknęłam. - Rodzina chce, żebym spędziła z nimi Boże Narodzenie - szepnęłam, gdy odsunęłam telefon od twarzy, tak by mój ojciec nic nie słyszał.
- Jamie, możesz jechać do rodziny na święta. Nie ma problemu - zapewnił mnie, ale ja pokręciłam głową.
- Nie, chce je spędzić z tobą. Już to zaplanowaliśmy...
- Twoja rodzina jest ważniejsza - powiedział stanowczo.
- Ale...
- Jamie - powtórzył, ale tym razem jego głos był niższy. - Jedź i zobacz się z rodziną.
Zmarszczyłam brwi i lekko skinęłam głową. Z powrotem przyłożyłam telefon do ucha. Patrzenie na rozczarowanie w oczach Harry'ego  zabijało mnie od środka. Nie mogłam pozwolić mu spędzić święta samotnie, znowu.
- Tato - odezwałam się, by wznowić rozmowę. - Mogę przywieźć ze sobą przyjaciela?
- Zdecydowanie nie. To rodzinne wydarzenie - szybko odmówił, a ja przewróciłam oczami. Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Bardzo dobry pomysł.
- Okej. W takim razie nigdy go nie spotkasz...*
- Go? To chłopak? - powiedział gorzkim głosem. - Już go nie lubię.
- Nie, tato. Nie jest tylko chłopakiem, jest moim chłopakiem - uśmiechnęłam się podstępnie pod nosem. Na twarzy Harry'ego pojawiła się przerażona mina i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Masz chłopaka i nic mi o tym nie powiedziałaś? - zapytał, jakby czuł się zdradzony. Jednak cieszyłam się, że tak zareagował, teraz przynajmniej chciał go poznać
- Tak, chcę żebyś go poznał. Wiesz, będziesz mógł zobaczyć czy dobrze mnie traktuje i tak dalej. Nikt nie wie lepiej takich rzeczy niż ty tato. Racja? - uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc, że nabrał się na mój podstęp. Nigdy nie lubił moich chłopaków, zawsze sprawdzał czy są mili i odpowiedni. Nie miałam wątpliwość, że będzie chciał zrobić to samo z Harrym, moim "chłopakiem".
- Przywieź go ze sobą - kazał głosem nie znoszącym sprzeciwu. - Zafunduje mu miłe świąteczne powitanie.
- Kocham cię, do zobaczenia za kilka tygodni - zaśmiałam się podstępnie i rozłączyłam się.
Wyraz twarzy Harry'ego w tamtym momencie był bezcenny. Wyglądał na wystraszonego. To było urocze.
- J-Jamie, nie mogę z tobą j-jechać..
- O czym ty mówisz? - uśmiechnęłam się ciepło. - Spędzamy święta razem, pamiętasz?
- Tak, ale twoja rodzina jest ważniejsza...
- I dlatego jedziesz ze mną, będzie fajnie - zaśmiałam się jakby to nie było nic wielkiego, ale on dalej wyglądał jakby zobaczył ducha. Był przerażony.
- Co jeśli on mnie znienawidzi? - wydął wargi niewinnie pytając. Mój wzrok automatycznie złagodniał i lekko westchnęłam. Jak ktokolwiek mógł go nienawidzić?
- Będzie cię uwielbiać - zapewniłam, a on odpowiedział uśmiechem.
- Jaa uh... Chyba mogę z tobą pojechać.
Oplotłam ramiona wokół ciała Harry'ego i przyciągnęłam go mocno do siebie, wtulając głowę w zagłębienie jego szyi.
- Jesteś wspaniały.
- Trochę się stresuję...
- Harry, im więcej o tym mówisz, tym bardziej się denerwujesz - przypomniałam mu, a on pokiwał głową zgadzając się.
- Okej, przestanę o tym mówić - powiedział pewnie i posłał mi szeroki uśmiech.
Znów zaczęliśmy krążyć po sklepie. Szukaliśmy rzeczy, które mogliśmy kupić sobie nawzajem i dla innych osób. Oczywiście Harry nie miał za bardzo komu kupować prezentów. Powiedziałam mu, żeby nie kupował nic mojemu tacie czy bratu, bo oni i tak też nic mu nie kupią. Brzmiało to okropnie, ale taka była prawda.
- O, mój Boże - szepnęłam, gdy mój wzrok napotkał pewną rzecz. Podniosłam dłoń i delikatnie przejechałam palcem po koronkowym wzorku pięknej i bardzo drogiej bielizny. - To mój rozmiar - mruknęłam, gdy to zauważyłam.
Harry wyglądał na raczej zakłopotanego patrząc na damską bieliznę, jednak dalej stał obok mnie.
- Lubisz czarną koronkę? - zapytałam go cicho. Przełknął głośno ślinę, był lekko zszokowany, oczywiście nie spodziewał się usłyszeć ode mnie takiego pytania. Mimo tego szybko pokiwał głową.
- Dobrze byś w tym wyglądała - szepnął, ale zaraz wziął głęboki wdech nie mogąc uwierzyć, że to powiedział. - N-nie żebym wyobrażał sobie ciebie w to ubraną, ja t-tylko...
- Jest trochę droga, kupię ją innym razem - westchnęłam, przerywając mu. Odetchnął z ulgą, gdy nie odpowiedziałam nic na jego uwagę.
- Wiesz, chciałabym teraz trochę sama pokręcić się po sklepie, żeby coś dla ciebie znaleźć - mruknęłam pod nosem z uśmiechem, ale Harry tylko pokręcił głową, tak jak się spodziewałam.
- Nie chcę, żebyś mi czegokolwiek kupowała - kłócił się, a ja w odpowiedzi objęłam go i szybko do siebie przyciągnęłam.
- Zagrajmy w grę - próbowałam go przekonać, a on podejrzliwie zmierzył mnie wzrokiem. - Pocałuje cię, jeśli nie przerwiesz pocałunku... kupię ci prezent. Jeśli przerwiesz, zrobię coś sama.
- A co ja mogę wygrać? - przechylił głowę na bok i posłał mi zagubione spojrzenie. Przewróciłam oczami na jego głupotę.
- Jezu, Harry. Po prostu... Po prostu grajmy.
Przysunęłam się do niego bliżej. Harry wyglądał jakby był w swoim własnym małym świecie, gdy tak intensywnie wpatrywał się w moje usta. W końcu złączyłam je z jego pełnymi wargami w delikatnym i czułym pocałunku.
Uśmiechnęłam się z satysfakcją, gdy oderwałam się od niego. Wygrałam.
- Kupuję ci coś...
- Co?! Nie byłem gotowy, zróbmy powtórkę...
- Za późno, spotkamy się przy samochodzie za pół godziny. Nie spóźnij się - zaśmiałam się i ruszyłam na moja misję znalezienia czegoś fajnego dla Harry'ego



~


Biegłam z torbami w rękach do mojego samochodu. Pół godziny już dawno minęło. W końcu znalazłam prezent dla Harry'ego, który mi się podobał i, miejmy nadzieję, mu też się spodoba.
- Harry, przepraszam, że się spóźniłam...
- Jedźmy już do domu, zamarzam - przerwał mi. Cały się trząsł. Szybko znalazłam kluczyki do auta i otworzyłam dla nas drzwi.
Wsiedliśmy i wyjechałam z parkingu. Pomyślałam, że mieliśmy ogromne szczęście, że nikt nie widział nas dziś razem. Wyobraźcie sobie, że ktoś zobaczyłby nas całujących się przy dziale z damską bielizną. Byłabym skończona.
- Co mi kupiłaś? - Harry zapytał podejrzliwie, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Musiał poczekać do świąt, to była niespodzianka.
- Skarpety - skłamałam, a on coś mruknął pod nosem.
- Jeśli to nie są tamte wełniane, to będę się cieszył...
- Żartuję, nie powiem ci co kupiłam - zaśmiałam się, jednak mój uśmiech szybko zbladł, bo zbliżaliśmy się do tego przerażającego, groźnie wyglądającego mostu, który zawsze musiałam omijać. Nikt nigdy nim nie jeździł, pewnie dlatego, że był ohydny i ciemny. 
- Przez ten most przechodzą mnie ciarki - powiedziałam, a Harry wyjrzał przez okno by sam mógł go ocenić.
- Nie jest taki zły...
- Jasna cholera! - krzyknęłam, gdy dostrzegłam na co patrzę. Ktoś był na barierce mostu. To musiał być jakiś pieprzony żart. Ktokolwiek to był, nie był tam bez powodu.
Gwałtownie zatrzymałam samochód, wpatrując się w postać siedzącą na krawędzi mostu.
- Harry, zadzwoń na policję. Idę z nim porozmawiać.
- Jamie, wy-wydaje się się, że to Louis.
Na jego słowa moje serce na chwilę się zatrzymało. Może się mylił. Musiałam sama to sprawdzić i ściągnąć go stamtąd. Ostrożnie wysiadłam z auta i kazałam Harry'emu zostać w środku, by nie denerwować chłopaka na moście. Powoli podeszłam do postaci siedzącej na krawędzi , próbując nie narobić hałasu.
- Louis? - zapytałam, mój głos był nienaturalnie wysoki, bo rozpoznałam jego ubrania i fryzurę. To był on. - Jest trochę zimno, żeby tak tu siedzieć, nie sądzisz?
- Na dole jest jeszcze zimniej - szepnął w odpowiedzi, sprawiając, że moje serce zaczęło bić jak szalone.
- W takim razie chyba nie chcesz się tam znaleźć - zaśmiałam się, próbując go uspokoić, jednak w środku krzyczałam i błagałam, żeby stamtąd zszedł. - Powinieneś zejść z tej barierki zanim zrobisz sobie krzywdę.
- Czuje... Czuję, że kończę coś, co zaczął ktoś inny - załkał bezradnie, a ja zmarszczyłam brwi zagubiona.
- Może, jest inny sposób, żeby to skończyć, Louis - przekonywałam go. Byłam gotowa  błagać go na kolanach, żeby stamtąd zszedł.
- Nie ma innego sposobu by to skończyć - jęknął.
Najgorsze było to, że nie wiedziałam co się mu stało. Desperacko chciałam się tego dowiedzieć. To wymykało się z pod kontroli.
- Ale ja cię kocham - nagle skłamałam, szukając czegoś co pozwoli ściągnąć go na ziemię.
- Nie, to nie prawda - powiedział surowo i przesunął się jeszcze bliżej krawędzi. Myślałam, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
- Tak bardzo cię kocham i... Jeśli zejdziesz z tej barierki mogę ci pomóc - wyjąkałam, pozwalając łzom płynąc kaskadami po mojej twarzy.
- Naprawdę mnie kochasz? - cicho zapytał, a ja westchnęłam czując się winna. Wiedziałam, że kłamię, ale nie mogłam pozwolić mu skoczyć.
- Jestem w tobie zakochana od długiego czasu, ale bałam się do tego przyznać. Zejdź stamtąd i pojedziemy do domu - prosiłam go z nadzieją.
Odetchnęłam z ulgą, gdy chwycił mocniej barierkę. Postawił jedną nogę, odwracając się do mnie twarzą, a ja posłałam mu pocieszający uśmiech. Cieszyłam się, że to nie będzie ostatni raz kiedy go widzę. Po chwili przestawił też drugą nogę, tak, że teraz stał przodem do drogi.
Nie wiem jak i dlaczego... ale gdy tylko spojrzał przed siebie wszystkie kolory zniknęły z jego twarzy. Gdy już zaczęłam czuć ulgę, zobaczyłam w Louisie coś, czego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Przerażenie.
- Louis?
To była ostatni raz kiedy go widziałam. Jego ciało nagle spadło w dół, w przepaść za mostem. Nigdy nie sądziłam, że moje serce może bić tak szybko.
To nie mogła być prawda.
Oszołomiona podbiegłam do barierki i szeroko otwartymi oczami spojrzałam w dół. Łzy z moich oczu leciały szybciej niż kiedykolwiek. Nie mogłam zrobić nic innego niż, patrzeć jak jego ciało znika w ciemności.
- Louis!







* Po polsku to trochę nie ma sensu xD W oryginale w kilku poprzednich zdaniach jest użyte słowo "friend" co odnosi się do przyjaciela, i nie wskazuje bezpośrednio na jego płeć, dlatego ojciec Jamie nie wie na początku czy przyjaciel, którego chce przywieźć jego córka na święta jest kobieta czy mężczyzną.
(( mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi xD ))


_____________________________________
 LOUIS!!!

CO MYŚLICIE O TYM ROZDZIALE????????

Przepraszam, że miejscami coś się nie klei i pewnie są jakieś błędy, ale po prostu nie chce mi się dokładnie tego sprawdzać xD 
MUSZĘ IŚĆ POMALOWAĆ JAJKA!

No, a teraz czas na złą wiadomość...
NIE BĘDZIE DZISIAJ SUCHARA OD PATI.
ma urlop xD

 Dziękuje wszystkim, którzy mnie rozumieją i poświęcają zawsze chwilę, by zostawić komentarz pod rozdziałem <3

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!!


PS.
WIDZIAŁYŚCIE TELEDYSK DO "YOU&I" ?!
dkjfhgjkshglhjkdfjghk

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 33

 ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI NIEODPOWIEDNIE DLA MŁODSZYCH CZYTELNIKÓW.

 ____________________________

*Jamie's Pov*
Nie mogłam znieść tego, że Zayn i Harry wyszli tylko, żeby "pogadać", a w dalszym ciągu nie wrócili. Niecierpliwie na nich czekałam w moim gabinecie. Zaczęłam się martwić, wiedząc jaki Harry był teraz. Na pewno stało się coś złego i dlatego nie wracają.
Starałam się myśleć o czymś pozytywnym, na przykład, że Zayn uspokoił Harry'ego i zawiózł go do domu, ale nie było ich zbyt długo. Już skończyłam pracę.
Pojechałam do domu, zaparkowałam samochód i powoli z niego wysiadłam. Nie miałam po co się spieszyć. Zaraz miałam wejść do mieszkania, pogadać chwilę z Louisem, potem on będzie miał mnie dość i każe zostawić go samego.
- Wróciłam! - krzyknęłam wchodząc do domu. Nie oczekiwałam, że Louis cokolwiek odpowie, ale byłoby miło usłyszeć jego głos.
- Jamie! - ktoś się odezwał.
Podskoczyłam słysząc głęboki głos za mną, wiedziałam,że to nie Louis, on dalej był w łóżku. Ostrożnie się odwróciłam i zobaczyłam wysoką postać stającą w drzwiach mojego mieszkania. Gdy tylko zobaczyłam burzę brązowych loków odskoczyłam ze strachu.
- Śledziłeś mnie?! - krzyknęłam na niego zszokowana, a on zmarszczył brwi lekko zdezorientowany i pokręcił głową.
- Nie! Ja...uh... Właśnie do ciebie szedłem...
- Masz wyjść - powiedziałam surowo, a on wydął wargi i wszedł do środka bez pozwolenia.
- Jamie, proszę. N-nie rozumiesz -  wyjąkał i wiedziałam, że wrócił stary Harry. - Przyszedłem tu, żeby cie przeprosić.
Jego słowa trochę mnie uspokoiły i pozwoliłam mu podejść bliżej mnie. Podniósł rękę i delikatnie odsunął pasmo włosów z mojej twarzy. Pozwoliłam mu na to, całkowicie zatraciłam się w jego zielonych oczach, które intensywnie się we mnie wpatrywały.
- Powiedziałem do ciebie kilka okropnych rzeczy - powiedział cicho, a jego wzrok przeskakiwał co chwilę z moich oczu na usta. - Przepraszam.
- Dlaczego tak się zachowywałeś? - zapytałam marszcząc brwi, a on oblizał usta próbując się skoncentrować. Wzruszył ramionami, jakby nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
- Po porostu... To chyba przez złe myśli - mruknął wzdychając. - Miałem zły dzień.
Nagle ogarnęła mnie ogromna ciekawość.
- Czy to ma coś wspólnego z... głosami?...
- Ciiiii- uciszył mnie szybko, po czym złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. - Nie rozmawiajmy o nich.
Byłam zaskoczona nagłą pewnością siebie Harry'ego, przez co lekko się uśmiechnęłam. W sumie, może to nie było nic złego. Im więcej czasu spędzałam z nim, tym bardziej zaczynałam zauważać jak ciężko będzie mi utrzymać moją pracę. Ten chłopak nie był osobą, którą mogę zostawić za sobą i powiedzieć, że musimy przestać się widywać. Stałam się częścią jego życia. Byłam też jedyną osobą, którą na prawdę chciał codziennie widzieć. Nie przeszkadzało mi to, bo ja czułam to samo. Chciałam, żeby on był też częścią mojego życia, niewątpliwie już nią był, ale nie chciałam trzymać tego w tajemnicy. Chciałam, żeby ludzie wiedzieli, że ja i Harry jesteśmy w pewien sposób parą. Chciałam spędzać z nim różne specjalne okazje... zaczynając już od tego Bożego Narodzenia. I zdecydowanie chciałam, żeby on wiedział jak bardzo się w nim zadurzałam, może on czuł to samo...
- Harry - mruknęłam z uśmiechem. - Chcesz spędzić ze mną święta?
Harry z podekscytowaniem zaczął kiwać głową. Szeroko się uśmiechnął a ja oparłam swoje czoło o jego. Ta atmosfera, którą przynosił ze sobą sprawiała, że czułam się zrelaksowana i miałam ogromną potrzebą być blisko niego.
- Boże, nie pamiętam kiedy ostatnio świętowałem Boże Narodzenie - zaśmiał się lekko, a mój uśmiech zbladł. Bolało mnie słuchanie o takich rzeczach, nie obchodzenie Bożego Narodzenia nie było czymś normalnym. Był samotny przez zbyt długi czas, te święta powinny byś szczególne.
- Kiedy był ostatni raz? - zapytałam ciekawa, podnosząc głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy. Zawahał się przez chwilę i wzruszył ramionami.
- Nie wiem, szesnaście lat temu? - zgadywał. Chciałam wziąć go w ramiona, mocno przytulić i sprawić by te święta były wspaniałe.
- To dużo czasu - stwierdziłam, mimo że było to oczywiste, a on kiwnął głową.
- Czy to znaczy, że możemy pójść na świąteczne zakupy po prezenty i inne rzeczy? - zapytał podekscytowany, otworzył szerzej oczy i uśmiechnął się pokazując wszystkie zęby. Bez zastanowienia przytaknęłam. Jednak co pomyślą inni ludzie? Na przykład moi koledzy z pracy? Co jeśli zobaczą nas razem w sklepie?
- Ja...uh... Nie mogę zostawić Louisa samego - skłamałam, nie chcąc wyjaśniać dlaczego nie możemy iść na zakupy. To było dziwne, kiedy przypominałam sobie jak nienormalnie było to wszystko. Czasami zastanawiałam się czy on wie, że to co robię jest bardzo nie w porządku.
- Czy z Louisem już dobrze? - zapytał cicho, ale zanim odpowiedziałam uderzyła mnie pewna świadomość. Wpatrywałam się w Harry'ego zmartwionym wzrokiem, skanując każdy detal jego zachowania.
- Dlaczego miało być z nim coś nie tak? - zapytałam podejrzliwie, a on przechylił głowę na bok dziwnie się uśmiechając.
- Mówiłaś, że źle się czuje, pamiętasz? - odpowiedział grzecznie i chwycił moją dłoń, jednak ją odepchnęłam.
- Nigdy ci o tym nie wspominałam - cały mój dobry humor momentalnie zniknął. Naprawdę powiedziałam mu o tym co dzieje się z Louisem? Nie mogłam tego zrobić, w końcu to nie jego sprawa. Skąd on mógł się o tym dowiedzieć?
- Musiało mi się przyśnić - uśmiechnął się niewinnie wzruszając ramionami, jakby nic się nie stało. Na pewno kurwa mu się to przyśniło. Po co w ogóle coś takiego wymyślał?
- Harry, dezorientujesz mnie...
Przerwał mi w pół zdania łącząc w pośpiechu swoje usta z moimi. Nasze wargi były ze sobą brutalnie złączone, a jedyną myślą, która pojawiła się w mojej głowie było to, że chcę więcej. Nie ważne ile dawał mi Harry, ja zawsze chciałam więcej.
- Ciii, Jamie. Nie rozmawiajmy już więcej.
Moje zęby zwadziły o jego dolną wargę, a on z lekkim wahaniem rozchylił usta pozwalając mojemu językowi dołączyć się do zabawy. Usłyszałam lekkie westchnienie, gdy nasze języki się zetknęły, tak jakby doświadczył tego po raz pierwszy. Moje małe dłonie odnalazły drogę do jego włosów i wplotły się w nie, sprawiając, że pogłębiłam pocałunek.
Jego dłonie w końcu znalazły się na mojej talii, wzmocnił swój uścisk, gdy ja mocniej pociągnęłam za jego włosy. Nie wiem co w nim było, ale absolutnie mnie to pociągało. Sposób w jaki jego język poruszał się razem z moim i delikatność jego pełnych usta...Tak, to było to.
Zaczęłam ciągnąć go w głąb mieszkania, mogłabym tak iść gdziekolwiek, jeśli jego usta cały czas byłyby tak blisko. Odepchnęłam moją niecierpliwość na bok i delikatnie popchnęłam go na drzwi mojego pokoju.
- Jamie, dlaczego idziemy do twojej sypialni?
- Um, bo chcę ci coś pokazać - mruknęłam cicho, szybko otwierając drzwi i wchodząc do pokoju. Przestałam zastanawiać się nad tym co robiłam, wiedziałam, że była to wina tego jak uwodzicielsko w stosunku do mnie zachowywał się Harry.
Szłam tyłem, zbliżając się do łóżka. Usiadłam na nim, gdy moje nogi zetknęły się z brzegiem materaca. Harry szybko pochylił się i uklęknął obok mnie, nie przerywając pocałunku. Nagle uderzyła mnie świadomość, że moje łóżko wydawało się strasznie wielkie, czegoś w nim brakowało. Nagle zwolniłam moje działania.
- Cholera - przerwałam pocałunek i odwróciłam głowę by spojrzeć za siebie. Harry wykorzystał ta sytuację i zaczął zostawiać pocałunki na mojej szyi. - Harry, Louis zniknął.
Czy powinnam się martwić? Szczerze? Louis był dorosłym facetem, który mógł dokonywać własnych wyborów. Może po protu poszedł na spacer żeby zaczerpnąć świeżego powietrza? No bo co mogło mu się stać?
To jak Harry nagle przestał zostawić pocałunki na mojej skórze i zaczął w wpatrywać się we mnie zatroskanym wzrokiem, mówiło mi, że on ma o tym inne zdanie.
- Co? - warknął i otworzył szerzej oczy, wyraźnie zaskoczony. - Ale jest bezpieczny, tak?
- Czemu się tym przejmujesz? - mruknęłam i przyciągnęłam jego usta z powrotem do moich. - Wszystko z nim w porządku.
No i to był koniec dyskusji, znów zaczęliśmy się całować, jakby nic się nie wydarzyło. Chciałam jego, i tylko jego. Przyciągnęłam go do siebie, przesuwając się na środek łóżka. Położyłam się na plecach, a Harry przykrył mnie swoim ciałem.
- J-Jamie, ja nigdy tego nie robiłem...
- Świetnie ci idzie, Harry - zapewniłam go, unosząc swoje usta do jego i łącząc je w szybkim pocałunku. Przesunął powoli głowę, odrywając się od moich spragnionych ust i zaczął całować moją szyję, sprawiając, że głęboko westchnęłam z przyjemności.
- Jamie, pamiętasz, kiedy mówiłem, że całowanie to nie jest jedyna rzecz do której przydaje się mój język? - mruknął. Mocno przygryzłam swoją dolną wargę, próbując powstrzymać jęk wywołany jego "niegrzecznymi" słowami.  - Na prawdę miałem to na myśli.
Bez ostrzeżenia, zaczął przesuwać swoje usta w dół mojego rozgrzanego ciała... Nie mogłam powstrzymać obrazów pojawiających się w mojej głowie w tej chwili. Co on miał zamiar zrobić?
- Będziesz się ze mnie śmiać, jeśli coś źle zrobię? - zapytał niewinnie i podniósł głowę by spojrzeć na mnie.
- Nie, Harry - zapewniłam go, a on odetchnął z ulgą. Jego usta znów zaczęły wędrować w dół mojego brzucha. Niezdarnie wsunął palce pod brzeg mojej ołówkowej spódnicy, podnosząc ją do góry, zamiast ściągnąć w dół. Cholera, on naprawdę zamierzał to zrobić.
- Robiłeś to kiedykolwiek? - zapytałam ostrożnie, tylko by się upewnić. Wydawał się być dość pewny siebie zanim zaczął, ale teraz był raczej zdenerwowany.
- Nie. Czy to źle?
- Nie, po prostu byłam ciekawa.
Po tym, wrócił do pracy. Ciężko było nie zauważyć jak trzęsły mu się ręce, gdy wsuwał palce pod krawędź moich majtek. Ściągnął je w dół boleśnie wolno i usłyszałam jak bierze głęboki wdech, gdy zobaczył mnie tak całkowicie odkrytą przed nim. Nie mogłam nic na to poradzić i zaczęłam się trochę denerwować tym, że nigdy wcześniej nie widział "prywatnych" części ciała dziewczyny.
- Mam to... polizać? - niezręcznie zapytał, sprawiając, że miałam ochotę wstać i wyskoczyć przez okno z zażenowania. Dlaczego w ogóle o to pytał?!
- Jezu Chryste, Harry - westchnęłam cicho. - Oczywiście, że tak.
Wplotłam dłoń w jego włosy, gdy znów zaczął się do mnie zbliżać. Byłam już trochę mniej podekscytowana, po tym jak zniszczył całą atmosferę mówiąc coś tak głupiego. Ale musiałam mu to wybaczyć, skoro nigdy wcześniej tego nie robił.
Poczułam na sobie jego gorący oddech, im bliżej był tym chciałam go bardziej. W końcu złożył pocałunek na mojej łechtaczce, sprawiając że zaczęłam wić się z niecierpliwości. Cholera, to było wspaniałe uczucie.
Rozchylił moje uda dłońmi, robiąc sobie więcej miejsca. Bez ostrzeżenia jego język zaczął lizać szybko moją kobiecość, doprowadzając mnie do szału i sprawiając, że zaczęłam ciągnął go za włosy.
Nagle przerwał i spojrzał na mnie z niezadowoleniem. Momentalnie zmarszczyłam brwi zdziwiona jego miną. Coś było nie tak? Źle smakowałam?
- Możesz przestać ciągnąc mnie za włosy, proszę? - krzyknął szeptem. Moje oczy otworzyły się szerzej na jego słowa, ale przytaknęłam.
- Przepraszam - mruknęłam, a on szybko przyjął moje przeprosiny. Jego język wrócił do pracy, jego niewinny dotyk sprawił, że wypuściłam głęboki jęk z rozkoszy.
Nie był wprawiony, ale to nie zmieniało faktu, że radził sobie świetnie. Nie mogłam dłużej powstrzymać pomruków przyjemności, gdy przywarł do mnie całymi ustami, jakby to była jego misja. Jego język zaczął robić kółka na mojej łechtaczce, pocierając ją powoli i delikatnie.
- Dobrze to robię? - zapytał niewyraźnie, gdy jego usta dalej były przy moim ciele. Chciałam tylko żeby był cicho i to dokończył.
- Jesteś świetny - mruknęłam i położyłam głowę na poduszce, pozwalając sobie trochę się odprężyć.
Mogłabym tak trwać przez całą noc, a znając Harry'ego pewnie by się na to zgodził, gdybym poprosiła. Ale nie zrobiłabym tego.
- Użyj też palców - nagle powiedziałam sprawiając, że przerwał i spojrzał na mnie zagubiony.
- Co? - zapytał unosząc brwi, brzmiał na nie do końca przekonanego.
Już miałam mu powiedzieć o co mi chodzi, ale nagle poczułam jak powoli wpycha środkowy i wskazujący palec wewnątrz mnie.
- W ten sposób?
- Taa - westchnęłam, w końcu się relaksując. - Właśnie tak.
Wsunął je do końca, sprawiając że jęknęłam, gdy jednocześnie jego język krążył po mojej łechtaczce. Czekałam, aż zacznie poruszać palcami...ale tego nie zrobił. Znów zaczęłam czuć frustrację, ale nie mogłam jej na nim wyładować. Po prostu nie mogłam.
- Wsuwaj i wysuwaj je - poinstruowałam go. Byłam wdzięczna, że tym razem nie zadawał pytań i zaczął od razu robić to co kazałam. 
- Harry! - krzyczałam z przyjemności. Zakryłam dłońmi usta, próbując się opanować. Całe szczęście, że Harry nie pytał dlaczego krzyczę jego imię...
Moje plecy wygięły się w łuk z rozkoszy, gdy zaczął szybciej poruszać palcami, jednak nie wsuwał ich zbyt głęboko. W sumie miałam to w dupie, sama świadomość, że Harry to dla mnie robił doprowadzała mnie do granic wytrzymałości. 
- Zaraz dojdę - jęknęłam. Oblała mnie przyjemność, zbliżałam się do szczytu szybciej niż myślałam. Oczywiście Harry pewnie nawet nie wiedział co miałam na myśli mówiąc to, ale miałam to gdzieś. 
Nagle moje mięśnie zaczęły zaciskać się wokół jego palców i zaczęłam krzyczeć z przyjemności przeżywając mój orgazm. Po chwili zaczęłam się już uspokajać, jednak Harry nie zrozumiał co się właśnie stało, bo dalej kontynuował swoje działania. 
- Możesz już przestać - szepnęłam do niego.
- Co? - jęknął. - Dopiero nabierałem wprawy. 
- Świetnie ci poszło, ale już wystarczy - lekko się zaśmiałam, a on powoli wyjął ze mnie swoje palce. Czułam się okropnie zmęczona po tej gorącej "sesji" z Harrym. Chciałam się teraz zrelaksować i po prostu z nim poleżeć przez resztę wieczoru.
Harry oczywiście miał inne plany. Wstał z łóżka, wytarł usta dłonią i czekał, aż też wstanę. Chyba żartował. 
- Gdzie idziesz?
Zmarszczył brwi zdezorientowany i skrzyżował ramiona na piersi.
- Miałaś mnie zabrać na świąteczne zakupy, tak?





_________________________________________
OMGGGGGGGGG
WYBACZCIE! NIE POTRAFIĘ TŁUMACZYC TAKICH SCEN xD
JAK SIĘ PODOBAŁO?

Pod rozdziałem 31 było aż 95 komentarzy! Może to powtórzymy? ;)
((((PROSZĘ))))
Myślę, że zasłużyłam, jest rozdział w środku tygodnia! :D


Suchar od Pati na dziś:
- Jak nazywamy małego raczka, który płacze?
.
.
.
.
.
- Wycieraczka.
LOLLLLLL xD
((((a co do poprzedniego suchara to jak ktoś nie zrozumiał, to wszystko przez Pati i jej genialną znajomość języka polskiego xDDD))))

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 32

*Harry's pov*
"Spieprzaj z mojej drogi!"
Byłem wściekły, byłem dziki, byłem inny. Coś dzisiaj we mnie wstąpiło i dokładnie widziałem co. Miałem tą nieprzyzwoitą, okrutną kontrole nad wszystkimi wokół mnie. Wszystko co wiedziałem to to, że teraz muszę trzymać się z dala od wszelkich żywych istot, jeśli nie chcę wywołać więcej kłopotów. Uderzyła mnie świadomość, że nie miałem racji, nie byłem wyjątkowy. To co powiedziała mi ta kobieta sześć lat temu było absolutną prawdą.
Byłem opętany.
Westchnąłem chwytając metalową klamkę, jeszcze parę metrów i miałem być na zewnątrz. Jednak zanim zdążyłem wykorzystać moją szansę na ucieczkę poczułem czyjeś ręce na sobie, próbujące mnie zatrzymać.
- Harry, nie wychodź - Zayn powiedział cicho, ale stanowczo, jednak ja tego nie kupowałem. - To nie jest bezpieczne.
- Odsuń się od drzwi - warknąłem do niego nienawistnie, patrząc na niego z obrzydzeniem. Nie zatrzyma mnie przed zrobieniem czegokolwiek, to było pewne.
- Nie wyjdziesz ze szpitala - stwierdził, robiąc wszystko co w jego mocy by mnie uspokoić. Co on zamierzał zrobić? Zabrać z powrotem na oddział, żeby mogli mnie traktować jak pieprzonego dzieciaka?
- No to patrz - rzuciłem i mocno pchnąłem drzwi. Wyszedłem na zewnątrz zanim ktokolwiek zdążył mnie zatrzymać. Gdy tylko opuściłem to więzienie.. zacząłem biec. To było jedyne co mogłem wtedy zrobić, uciekać. Wiedziałem, że pewnego dnia do tego dojdzie, będą na mnie polować jak na jakiegoś jelenia w lesie. Ale tym razem nie zamierzałem przegrać.
- Ej, uważaj! - ktoś krzyknął do mnie wściekle z przejeżdżającego auta, kiedy przebiegłem przez ulicę. Zignorowałem go, wiedząc, że mam większe problemy, z którymi muszę się zmierzyć. Na przykład uciec od tego głupiego chłopaka, który próbował popsuć moje plany.
- Nie możesz tak po prostu biegać po ulicy! - ktoś krzyknął wyraźnie sfrustrowany i głęboko westchnął. - Zabijesz się!
Nagle się zatrzymałem i powoli odwróciłem do niego twarzą. Widok spoconego ciała Zayna sprawił, że poczułem smutek,  ale zamiast go okazać, przebiegły uśmieszek pojawił się na mojej twarzy.
- Jak można zabić coś, co jest już martwe?
Po tym znów zacząłem biec. Chciałem znaleźć się daleko od niego i wszystkich. Jeśli Jamie chciała, żebym odszedł, to miałem zamiar odejść. Nie potrzebowałem jej, nigdy tak nie było. Nie potrzebowałem nikogo. Potrzebowałem tylko ich.
Czułem się wolny, biegnąc przed siebie, mając w dupie cały świat. Już od tak dawna chciałem to zrobić, po prostu uwolnić siebie.
Biegłem właśnie przez pusty plac opuszczonego parkingu szpitala. Jeśli wespnę się* na ten mur za parkingiem, przeskoczę go i będę mógł wtopić się w tłum w mieście. Nikt mnie nie znajdzie.
Czułem jak mój żołądek się przewraca, gdy usłyszałem ryk silnika za sobą. Wiedziałem, że to Zayn w swoim samochodzie, ale dalej biegłem. Nie mógł mnie przed niczym powstrzymać, nawet przy pomocy swojego Forda. Co mógł niby zrobić? Wjechać we mnie?
Nagle poczułem jak cholernie twardy metal ścina mnie z nóg, sprawiając, że wpadłem na maskę auta z dużym hukiem. Moje ciało się przetoczyło i po chwili boleśnie wylądowałem na betonie. Zacząłem kaszleć, trzymając się za brzuch z bólu. Nie potrącił mnie jakoś poważnie, jednak z tego ból byłem gotów błagać o wybaczenie.
- Jasna cholera - ktoś za mną powiedział, oczywiście był to Zayn, który właśnie wysiadał z samochodu, gdy ja dalej leżałem na ziemi.
Udało mi się stanąć na nogi, ignorując ból, który rozchodził się po moim ciele.
- Po co to zrobiłeś?!
Pokuśtykałem do auta, by oprzeć się o maskę. Dzięki Bogu, że ta część parkingu była tak odizolowana, inaczej zaraz przybiegłby do mnie tłum pielęgniarek.
- Jasna cholera - powtórzył, ignorując moje pytanie, a ja załkałem w agonii. Minęło kilka sekund zanim byłem w stanie przejść pare kroków po linii prostej bez upadku. Cieszyłem się, że to nie był żaden poważny wypadek, bo musiałem jak najszybciej się stamtąd wydostać.
Spróbowałem znów zacząć biec, ale co kilka kroków zatrzymywałem się by zawyć ze straszliwego bólu.
- Poddaj się. Nigdzie nie pójdziesz.
Warknąłem sfrustrowany działaniami Zayna, zaczynając już planować zemstę. Nie mógł po prostu zrobić czegoś takiego i nie ponieść żadnych konsekwencji.
- Zapłacisz za to...
- Kim jesteś? - Zayn zapytał wściekle, podchodząc do mnie. Oblizałem usta próbując ukryć uśmieszek sunący mi się na usta. Jednak wiedziałem, że Zayn sobie nie żatuje, gdy chwycił mnie na koszulkę i pociągął w swoją stonę.
- Kim kurwa jesteś?! - krzyknął prosto w moją uśmiechniętą twarz. Pokręcił głową, zdegustowany tym, że uważam ta sytuację za zabawną. Tak naprawdę, wcale mnie to nie bawiło, ale on o tym nie wiedział.
- Jestem twoim najgorszym koszarem. - zażartowałem i zaśmiałem się, a on westchnął sfrustrowany i puścił mnie. Ewidentnie był mocno wkurwiony.
- Co oni ci robią? - jego głos był niski i błagalny. Cofnął się trochę, dając mi przestrzeń, której za bardzo nie potrzebowałem. Mój uśmiech zniknął i przygryzłem wargę.
- O czym ty mówisz? - zapytałem słabym głosem. On tylko pokręcił głową, jakby mówił o czymś czego nie byłem w stanie pojąć.
- Pozwoliłeś im wejść do czyjejś głowy, prawda? - zapytał ostrożnie, a mi automatycznie zaczęło przewracać się w żołądku. Skąd wiedział, że to zrobiłem?
- Nie! - krzyknąłem do niego wściekle i cofnąłem wystraszony. On nie mógł o tym wiedzieć, chyba że Jamie wspomniała mu o dziwnym zachowaniu Louisa. Kurwa, to nie mogło się dziać.
- Wiem, że to zrobiłeś - wpatrywał się we mnie intensywnie, a ja powoli się łamałem. Wygrywał. Nie podobało mi się to.
- Zasłużył na to - warknąłem, a wyraz twarzy Zayna błyskawicznie się zmienił. - Wyświadczam Jamie przysługę!
- Wyświadczasz Jamie przysługę? - zszokowany wpatrywał się we mnie przerażonym wzrokiem. - Pozwoliłeś głosom dobrać się do jej współlokatora, tak?!
- Zasłużył na to...
- Nikt na to nie zasługuje! - trząsł się ze złości, krzyczał na mnie ile miał sił w płucach. Burknąłem w odpowiedzi, wściekły na siebie bez powodu. Chciałem mu powiedzieć o wszystkich złych rzeczach, które Louis zrobił, ale Zayn nie słuchał.
- On krzywdzi ludzi! - wrzasnąłem rozwścieczony, przeczesując dłońmi moje rozczochrane włosy.
- Tak jak ty! - Kłócił się. - pozwalasz tym bezlitosnym potworom atakować innych! Tak jak było w liceum!
Wzruszyłem ramionami, na wspomnienie o szkole średniej odwróciłem wzrok. Byłem na niego wściekły, że nie pozwalał mi uciec, bym mógł uwolnić się od tego szpitala i wszystkiego co z nim związane.
- Nie chcę o tym rozmawiać - westchnąłem, spuszczając wzrok na ziemie zawiedziony. Nie mógł o tym mówić, obiecał tego nie robić.
-Nie chcesz rozmawiać o czasach, kiedy moim najlepsi przyjaciele się zabili? - gorzko powiedział, a ja zacząłem żałować. To była ta część kiedy on torturuje mnie naszą przeszłością i sprawia, że chcę płakać, a ból rozsadza mnie od środka.
- Przestań...
- Jamie wie co zrobiłeś? - westchnął głęboko dalej nie dowierzając. Zamknąłem oczy modląc się, aby nie powiedział jej nic o tym.
- Powiedziałem, że nie wiem co się z nimi stało - odpowiedziałem szczerze.
Nie chciałem znowu tego przeżywać. Oczywiście, że pozwoliłem głosom wejść do głów przyjaciół Zayna. Dwa tygodnie później, już nie pojawili się w szkole. Nie przejmowałem się tym, bo często wagarowali. Jednak potem mieliśmy szkolny apel i dyrektor przekazał na wiadomość. Odebrali sobie życie. Niestety Zayn przeżył.
- Musisz ich powstrzymać albo przyjaciel Jamie zrobi to samo - powiedział do mnie cicho, próbując uspokoić moje nerwy, a ja zaśmiałem się nie wierząc w to co usłyszałem.
- On umrze - szepnąłem, wzruszając ramionami.
- Cokolwiek ci zrobił, musisz mu wybaczyć i zapomnieć o tym.
- Głosy mi nie pozwolą! - załkałem głośno.
- Głosy przejmują nad tobą kontrolę! - warknął, a mi opadła szczęka na jego przerażające słowa. Nie mógł mówic prawdy. - Musisz z nimi walczyć albo będzie jeszcze gorzej, Harry.
- Każdy głos ma ciało, Zayn - powiedziałem cicho, a on spojrzał na mnie ze skoncentrowanym wyrazem twarzy - Co jeśli należę do nich?
Zacząłem ciężko oddychać, obserwując jak w oczach Zayn pojawia się strach i kompletnie nie wie co powiedzieć.
- Nie mów tak...
- Myślę...Myślę, że mnie potrzebują - westchnąłem, moja niewinność znowu do mnie powracała. Uderzyła mnie świadomość, że to nie byłem ja. Nie byłem silny. Byłem niczym. Pozwalałem im przyjmować kontrolę nad moim umysłem, a oni sprawiali, że robiłem rzeczy, których wcale nie chciałem robić.
- Harry - powiedział cicho, przykuwając moją uwagę. - Kiedy pozwalasz im atakować innych ludzi... Myślę, że wtedy pozwalasz też atakowac siebie.
W tym momencie poczułem łzy w moich oczach. Zacząłem kręcić głową, ale nie dlatego, że nie wierzyłem w to co mówił. Byłem zawiedziony tym co zrobiłem. Traktowałem te głosy jakby były moją sekretną bronią, której mogę użyć do obrony. Nie zauważałem jednak, że on atakowały też mnie. Pozwalałem im na to, bo im bardziej interesujesz się nimi, tym bardziej oni interesują się tobą.
- Czy ja jestem szalony, Zayn? - zapytałem płaczliwym głosem. On lekko westchnął, jakby się wahał, jednak od razu odpowiedział.
- Jesteś po prosty zagubiony - powiedział cicho. - Nie wiesz jak się kontrolować. A-Ale... Pomogę ci.
- Naprawdę chcesz mi pomóc? - zapytałem nie dowierzając, a on skinął głową.
- Myślę, że to wszystko trwa już zbyt długo, nie sądzisz?





* Nie wiedziałam ja to odmienić xDDDD ale jakby ktoś miał wątpliwości to tu jest jakieś potwierdzenie mądrego człowieka, że tak podobno jest poprawnie:
"Czasownik niedokonany wspinać się tworzy formy czasu przyszłego w sposób opisowy – będę się wspinać lub (dla kobiet) będę się wspinała. Istnieje także oczywiście (jak najbardziej poprawna) forma czasu przyszłego od czasownika dokonanego wspiąć się i jest nią właśnie wespnę się. Łatwo to sprawdzić choćby w Nowym słowniku poprawnej polszczyzny PWN pod red. A. Markowskiego."

_________________________________________

EMOTIONS, EMOTIONS, EMOTIONS!!!
OMGGGGGGGGG
CO MYŚLICIE????

No i dziękuje za komentarze pod poprzednim rozdziałem :)
Liczę na to samo pod tym ;) 
(i pod każdym następnym xD)
Aż miło tłumaczyć, wiedząc że naprawdę to czytacie :D


Suchar od Pati na dziś:
Dlaczego Jaś tańczy z ciastkiem?
.
.
.
.
.
.
Bo to był jego ulubiony kawałek.

LOLLLLLLL xD
(jakoś go nie łapię xD ale i tak lolllllll xD)

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 31

*Harry's pov*
Po wypowiedzeniu tych słów wyszedłem z sypialni zostawiając umysł Louisa w stanie przerażenia. Wróciłem do salon, tak jakby nic się nie wydarzyło. Usiadłem na kanapie i cierpliwie czekałem, aż Jamie skończy się szykować. Normalnie wcale taki nie byłem, albo przynajmniej nie często. Praktycznie nie rozmawiam z ludźmi, więc prawie nigdy nie mam powodów by przywoływać ich do kogoś.
Minęło około trzydzieści minut, a ja wciąż cicho czekałem na Jamie. Nie miałem nic przeciwko temu by przyjść tu piechotą, jednak gdybym tak zrobił to na pewno bym się nie wyrobił.


*Jamie's pov*
- Dalej nie mogę uwierzyć, że spadłeś z łóżka - zaśmiałam się do Louisa, kończąc zapinać guziki mojej białej jedwabnej bluzki. Nie próbowałam nawiązać z nim kontaktu wzrokowego, bo byłam zbyt zajęta patrzeniem w lusterko na przeciwko mnie.
- Wiesz, to raczej nie jest najlepszy pomysł - mruknęłam do niego cicho. - Ale jeśli chcesz, możesz iść dzisiaj ze mną do pracy. To lepsze niż siedzenie samemu, tylko że musiałbyś cały dzień siedzieć w moim gabinecie.
Słyszałam jak lekko się zaśmiał i wiedziałam, że właśnie przewrócił swoimi leniwymi, błękitnymi oczami i zrobił niezadowoloną minę.
- Wolę zostać tu.
- Jak chcesz - westchnęłam, chwytając moją czarną torebkę i ruszyłam do drzwi. Weszłam do salonu, a Harry od razu szybko wstał i zaczął się we mnie intensywnie wpatrywać.
- Wszystko w porządku? - zapytałam podejrzliwie, a on energicznie pokiwał głową i zaczął iść w stronę drzwi. Oboje poszliśmy do mojego samochodu, Harry szedł dość szybko co wzbudziło moje podejrzenia. Wydawał się być zdenerwowany i rozdrażniony, jakby coś ukrywał. Chociaż pewnie chodziło mu o mnie.
Jazda była nadzwyczajnie cicha jak na nas. To było zaskakujące, że Harry normalnie był dość gadatliwy. Wiedziałam, że czuł się dziwnie w związku z ostatnią nocą i przez to bał się ze mną rozmawiać. Może po tym co się stało, dostrzegł, że wcale nie podobam mu się w sposób, w jaki on podoba się mi. Ta myśl sprawiła, że poczułam okropny smutek.
Zbliżaliśmy się do szpitala, a ja zaczęłam się coraz bardziej martwić. Zauważyłam zatoczkę przy chodniku i powoli zjechałam na nią. Harry obdarzył mnie zdezorientowanym spojrzeniem, jakbym co najmniej miała go porzucić.
- Nie mogę pozwolić, by ktokolwiek zobaczył nas wysiadających z jednego samochodu - szepnęłam do niego, rozglądając się wokoło. - Dalej musisz już się przejść.
Wysiadł bez słowa i to było, aż dziwne, że był przy mnie tak cichy. Wyrzuciłam to z moich myśli i z powrotem włączyłam się do ruchu. Dwie minuty później wjeżdżałam już na parking, zostawiłam na nim auto i ruszyłam do szpitala.
Powoli szłam do mojego gabinetu, upewniając się, że Harry zdąży na naszą sesję. Byłam pewna, że w tym momencie był już pod budynkiem.
Spuściłam wzrok na podłogę, gdy mijałam biuro Zayna, ns szczęście nie natknęłam się na niego na swojej drodze. Po cichu otworzyłam drzwi do mojego gabinetu, usiadłam i udawałam, że wcale nie spodziewam się zaraz wizyty Harry'ego. Chciałam, żeby wszystko wyglądało na jak najmniej oczywiste. Mój szef już coś podejrzewał i nie mogłam pozwolić by mnie na czymkolwiek przyłapał.
Przygotowałam dokumenty w chwili wolnego czasu, upewniając się, że są ułożone w odpowiedniej kolejności. Pewnie, Harry był już w budynku i cierpliwie siedział w poczekalni, zastanawiając się kiedy po niego wyjdę i zacznę udawać, że dawno go nie widziałam.
W końcu wstałam z fotela i z uprzejmym uśmiechem ruszyłam w dół korytarza. Może on zamierzał w dalszym ciągu ze mną nie rozmawiać, tak jak w samochodzie. Może nie będzie chciał odwzajemnić uśmiechu, którym go obdarzę. Moją głowę zaczynały wypełniać złe myśli i musiałam jak najszybciej się ich pozbyć.
- Harry? - zawołałam w poczekalni, grając niewinną i profesjonalną. Siedział na krześle. Podniósł głowę, gdy usłyszał mój głos i spojrzał w moim kierunku. Zgrabnie wstał i zaczął iść w moją stronę z obojętnym wzrokiem. Cholera, nie odwzajemnił uśmiechu.
Szybko wróciliśmy do mojego gabinetu i tak jak zwykle usieliśmy na przeciwko siebie. Nie wiedziałam nawet o czym mielibyśmy teraz rozmawiać. Widziałam go praktycznie cały czas i wiedziałam, że ma się dobrze. No nie licząc tego co wydarzyło się wczoraj.
- Jak się czujesz, Harry? - zaczęłam rozmowę, zastanawiając się dlaczego próbowałam zacząć ją tak jakby był jakimś zwykłym pacjentem.
- Dobrze - powiedział szybko. Sposób w jaki to powiedział przypominał mi nasze pierwsze sesje, kiedy nic nie mówił, a jeśli już to odpowiadał tylko jednym słowem.
- O czym myślisz? - szepnęłam do niego ciekawa. Przejechał językiem po dolnej wardze i wbił wzrok w podłogę.
- O niczym, tylko... o niczym - odpowiedział szybko, kręcąc głową i wypuścił głębokie westchnienie.
- Dlaczego jesteś taki cichy?
- Nie jestem...
- Tak, jesteś - kłóciłam się, marszcząc brwi zdezorientowana. - Czy to przez ostatnia noc?
- Co? - wbił we mnie swój wzrok, podejrzliwie przechylając głowę na bok. Zastanawiałam się dlaczego udawał tak niewinnego, jakby nie wiedział o czym mówię.
- Czy to przez to, że mnie dotykałeś - odezwałam się. - Nie podobało ci się.
- Podobało mi się, Jamie - powiedział swoim głębokim głosem. - Wiesz, że tak było.
Poprawiłam się na swoim miejscu, skrzyżowałam ramiona i zmierzyłam go wzrokiem. Siedział dziwnie i wyglądał jakby nie mówił prawdy.
- W takim razie, dlaczego jesteś taki cichy?
- Chcesz, żebym od teraz zaczął cały czas krzyczeć? - zapytał zirytowany, wywracając oczami. Rzuciłam mu gniewne spojrzenie, chcąc się dowiedzieć, dlaczego był dziś tak cholernie  nieszczęśliwy.
- Jaki masz problem? - w połowie krzyknęłam, w połowie szepnęłam. Pokręcił głową i przez moment zauważyłam jak jego oczy ciemnieją.
- W tej chwili, ty jesteś moim problemem - warknął, a ja byłam bardzo zaskoczona jego ostrymi słowami. Nagle wyglądał na tak wkurzonego i pełnego nienawiści.
Nie wiedziałam czy powinnam pytać, dlaczego taki był.
- Przepraszam, że zadaje ci pieprzone pytania - mruknęłam wzdychając.
- Zadajesz ich zbyt wiele - skrzywił mnie. - A to mnie cholernie wkurwia.
Otworzyłam szerzej oczy kompletnie zszokowana tym co właśnie powiedział. Za kogo on się niby uważał?
- Musisz się uspokoić - powiedziałam do niego relaksującym tonem, jednak po chwili na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek i przypomniało mi się co stpawi, że wpadnie w jeszcze większy szał. - Albo będę musiałam potraktować cie środkiem uspokajającym.
Jego twarz nagle zbladła na moje słowa, nie widział co powiedzieć. Albo przynajmniej tak mi się wydawało.
- Nie jesteś wykwalifikowaną pielęgniarką, nie możesz tego zrobić.
- Mogę zrobić, co tylko będę chciała...
- Wiesz czego jeszcze nie możesz robić? - zapytał z niewinnym uśmiechem, sprawiając, że zmierzyłam go zdezorientowanym wzrokiem. - Molestować swoich pacjentów kiedy śpią.
- Co ty powiedziałeś? - zacisnęłam pięści, próbując nie zareagować na to zbyt źle. Chciałam go walnąć, i to bardzo mocno. Nie widziałam jaki kurwa miał problem (oczywiście byłam nim ja...), ale nie miałam zamiaru pozwolić mu mieć ostatniego słowa.
- Myślisz, że jestem taki niewinny, prawda? - zaśmiał się. Zastanawiałam się dlaczego mówił w taki złowieszczy sposób, intrygowało mnie to. - Nic kurwa nie wiesz.
- Masz rację, nie wiem - odpowiedziałam szczerze, przewracając oczami. - Nie wiem już, kim jesteś.
- W końcu - zaśmiał się sarkastycznie, podniósł ręce i zaczął klaskać kpiąco. - Sam czasem nie wiem kim jestem.
W tym momencie dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Wiedziałam, że normalnie taki nie jest i to mnie przerażało. Kiedy powiedział, że nie wie już kim jest, może naprawdę tak było.
- Musisz wyjść - powiedziałam spokojnie, a w odpowiedzi usłyszałam głęboki śmiech. Ale to wcale nie był żart, mówiłam śmiertelnie poważnie.
- Zamierzasz zmusić mnie, żebym wyszedł? - uśmiechnął się podstępnie. - Tak po prostu?
- Chcesz, żebym także pokazała ci drzwi? - zapytałam sarkastycznie, zgrabnie wstając z mojego skórzanego fotela i stanowczo otworzyłam dla niego drzwi. W odpowiedzi zaśmiał się, wstał i ruszył w moim kierunku.
- Uwielbiam kiedy się złościsz - wymruczał, jedną ręką mocno popchnął drzwi, które zamknęły się z hukiem, a mnie przeszedł dreszcz. - W sumie to mnie to kręci.
Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy zostałam stanowczo przyciśnięta do ściany. Jego dłonie znalazły się na moim ciele i czułam jego oddech na moich ustach.
- Harry.... - próbowałam się odezwać, jednak jego pełne wargi brutalnie złączyły się z moimi. Otworzyłam usta, by spróbować jakoś krzyknąć, ale nie miałam na to szans, od razu poczułam jego język wpychający się do mojej buzi.
Pierwsze co przyszło mi do głowy było odepchnięcie go, jednak po tym jak wypuściłam głośny jęk, poczułam wybrzuszenie rosnące w spodniach Harry'ego. Jego język ocierał się o mój ostro, a ja próbowałam odwzajemnić pocałunek. To było tak jakby chciał wciągnąć do tej euforii, która go otaczała i nigdy więcej nie wypuścić.
Nie mogłam uwierzyć w to co robił, ani w to jak się zmienił w ciągu kilku godzin. Wiedziałam, że coś było zdecydowanie nie tak, ale nie mogłam się zmusić do tego by go powstrzymać. Po chwili jego ruchy zwolniły, jego język przejechał po mojej dolnej wardze, po czym głęboko się zaśmiał.
- Dalej chcesz, żebym wyszedł? - uśmiechnął się do mnie podstępnie. - Bo jeśli chcesz wiedzieć, to nie była jedyna rzecz w której mój język dobrze sobie radzi.
Nagle wróciłam do rzeczywistości i spojrzałam mu prosto w oczy. Jego źrenice były tak szerokie, że nie było widać tęczówek. Od razu spochmurniałam i mocno go od siebie odepchnęłam. Zaskoczony patrzył na mnie znów stojąc przy drzwiach.
- Wynoś się - szepnęłam do niego i przez moment myślałam, że znów na mnie naskoczy, ale zamiast tego chwycił klamkę i otworzył drzwi. Wyszedł rozzłoszczony z gabinetu, a ja szybko wybiegłam za nim, by zobaczyć jego reakcję.
Uderzył mocno zaciśnięta pięścią w ścianę i zawrzeszczał ze złości. Wszyscy ludzie na korytarzu odwrócili się w jego kierunku, ale to Zayn wybiegł szybko ze swojego biura, by zająć się sprawą.
- Kto to był? - zapytał.
- Harry... - chciało mi się płakać, ale zdołałam jakoś powstrzymać szloch. - Coś jest z nim nie tak...
- Zostań tu! - krzyknął do mnie i zaczął biec za rozwścieczonym chłopakiem, który właśnie przechodził przez poczekalnie.
- Zayn! - zawołałam, a on odwrócił się i spojrzał na mnie zdezorientowany. - Co się z nim dzieje?
Zayn spuścił wzrok na podłogę, bijąc się chwilę z własnymi myślami, zanim z powrotem podniósł głowę. Jego oczy były ciemne i coś mi mówiło, że on doskonale wiedział co się działo. Rozchylił usta, wahając się, szybko spojrzał na mnie, a potem na zbliżającego się do wyjścia chłopaka. Jego oczy w końcu znów spotkały moje i wziął głęboki wdech.
- To nie jest Harry.



____________________________________________
OMGGGGGGGGG!!!!
ALE SIE DZIEJE! ^^

OKEJ! 
A WIĘC ZNOWU JEST MAŁO KOMENTARZY!
jest ponad 140 obserwujących, mniej więcej tyle samo osób informuję na twitterze, a pod ostatnimi rozdziałami nie było nawet 40 komentarzy!
To meeega demotywuje.
Na prawdę wystarczy proste "super", "fajne" czy "beznadziejne". 
Potrzebuje z wami jakiegoś kontaktu :))

No i dodałam do zakładki "Kontakt" snapchata i kika autorki opowiadania. 

 Suchar od Pati na dziś:
- Jak nazywa się pustynia pełna sucharów?
.
.
.
.
.
.
- Suchara. 

 LoLLLLLLLL xD