wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 67

Przełknęłam głośno ślinę i szerzej otworzyłam oczy w reakcji na jej słowa. Moje wnętrzności zaczęły się przewracać jakbym była chora ze strachu. Coś mi mówiło, że Harry był za to odpowiedzialny. Ale... Jak? Jak on mógł to zrobić? Nieśmiały, niewinny chłopak?
Jednak ten chłopak potrafił się wściec przez czyjeś jedno słowo, potrafił ranić słowem, potrafił skradać się w ciemności... To ten sam chłopka, który nie tak dawno przykładał ostrze noża do mojej skóry.
- Proszę Pani? Halo?
Wpatrywałam się przez chwilę w telefon, po czym rozłączyłam się i oparłam głowę na dłoniach. To nie mogła być prawda.
Muszę ją odwiedzić.
Wiedziałam gdzie jest Speedwell, to jedynie dwadzieścia minut drogi od naszego szpitala. Mogłam pojechać tam i się z nią zobaczyć już dzisiaj. Dowiedzieć się wszystkiego. Teraz już wiedziałam, że w Harrym jest coś jeszcze. Żałowałam, że nie uwierzyłam mu wcześniej.
Musiałam zabrać ze sobą wszystko. Dowód, licencje, nagrania Harry'ego, wszystko. Na szczęście znalazłam ksero moich dokumentów.
Spakowałam wszystko do torebki, zasunęłam krzesło i wyszłam z mojego gabinetu. Chciałam się dowiedzieć, dlaczego ta kobieta tam trafiła.
- Hej, gdzie idziesz? - zapytał znajomy głos z silnym manchesterskim akcentem. Zayn.
Odwróciłam się i zobaczyłam jak idzie w moim kierunku, ostrożnie mierząc mnie wzrokiem z uniesionymi brwiami. Wiedział, że coś planuje.
- Speedwell - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, jednak moje oczy były pełne desperacji.
- Wyglądasz jakbyś miała zaraz się rozpłakać - powiedział łagodnie.
Szybko pokręciłam głową, uśmiechnęłam się szerzej i potarłam oczy.
- Nie - mruknęłam zakłopotana. - Po prostu jestem trochę zmęczona.
- Szalona noc z Harrym? - zażartował, ale jego nastrój szybko się zmienił, gdy ujrzał moją dziwną reakcję na jego słowa - Dlaczego jedziesz do Speedwell?
Wzięłam głęboki wdech nie mogąc wdusić z siebie żadnej odpowiedzi. Jeśli Zayn dowiedziałby się, dlaczego tam jadę zacząłby w kółko gadać o tym jak bardzo zły jest ten pomysł. Nie mogłam tak ryzykować.
- Nowy pacjent.
Uniósł brew ze zdziwieniem i uśmiechnął się półgębkiem.
- Jestem pod wrażeniem, bierzesz się za coś naprawdę poważnego. Ludzie ze Speedwell są porządnie pokręceni.
Ta wiadomość wcale nie poprawiła mi humoru.
- Wydaje mi się, że mam wystarczające doświadczenie, po tym wszystkim co przeszłam z Harrym - odpowiedziałam sprawiając, że  Zayn cicho się zaśmiał, po czym lekko poklepał mnie w ramię.
- Do zobaczenia - rzucił i wrócił do swojego biura, zamykając za sobą drzwi.
Odetchnęłam z ulgą, wdzięczna że sobie poszedł.
Wyszłam ze szpitala. W końcu zdałam sobie sprawę z tego, że właśnie miałam dowiedzieć się rzeczy, o których nigdy nie chciałam wiedzieć. Szybko podeszłam do swojego samochodu, wsiałam do niego i odpaliłam silnik. Rozejrzałam się wokoło. gdy jechałam główną drogą i skręciłam w prawo, kierując się do Speedwell.
Nie mogłam nic poradzić na to, że całą drogę myślałam o Harrym. Wydawał się być takim niewinnym chłopakiem, a był zdolny rzeczy, o które nikt by go nigdy nie podejrzewał. Byłam oszołomiona tym jak daleko był od bycia kimś zwyczajnym. Nie żebym nigdy się nad tym nie zastanawiała. ale myślałam, że jest tym słodkim chłopakiem, którego prześladuje jego przeszłość, nie sądziłam, że jego demony są prawdziwe.
Stary, przerażający budynek  pojawił się w moim polu widzenia. Był zniszczony i pomalowany na czarno. Depresyjny widok przechodniów spacerujących w pobliżu przykuł mój wzrok, gdy dostrzegłam jak gapią się na moje auto. Wzięłam głęboki wdech i wjechałam na parking.
Moje ciało zatrzęsło się ze strachu, gdy otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu. Moje buty na niskim obcasie dotknęły drobnego żwiru, którym wysypany był cały teren.
Ruszyłam w stronę ogromnego wejścia i głośno przełknęłam ślinę mijając gargulce ustawione przy nim. Wydawało mi się, że obserwują każdy mój ruch.
Minął mnie jakiś starszy mężczyzna i posłał mi okrutne spojrzenie, gdy weszłam już do środka. Rozejrzałam się i zauważyłam niedaleko biurko z tabliczką "Recepcja". Odetchnęłam z ulgą i podeszłam do innego starszego mężczyzny, który za nim stał ze spuszczonym na podłogę wzrokiem.
Nagle podniósł głowę i spojrzał na mnie swoimi ciemnozielonymi oczami.
- W czym mogę pomóc?
Przełknęłam ślinę i nerwowo się odezwałam.
- Czy Dorothy Long jest tu pacjentką?
Jego oczy otworzyły się szerzej w reakcji na moje pytanie. Podejrzliwie przechylił głowę na bok.
- Co ci do tego?
- Przyszłam ją odwiedzić - odpowiedziałam, nie przejmując się dłużej udawaniem miłej, skoro nikt i tak nie traktował mnie tu uprzejmie.
- Nikt jej nigdy nie odwiedza - zauważył.
- W takim razie, mogę być pierwsza? - zapytałam, a mój wzrok stał się bardziej intensywny.
Mężczyzna zignorował moje pytanie i podniósł słuchawkę staromodnego telefonu. Wcisnął kilka cyfr i przyłożył ją do ucha. Wciąż patrzył na mnie. Wyglądał na zdegustowanego moją osobą. Wiedziałam. że nie jestem tu mile widziana.
- Jest tu gość do... um... Dorothy Long - powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Zdajesz sobie sprawę z ryzyka, które podejmujecie? - warknął do telefonu, sprawiając, że zaskoczona szerzej otworzyłam oczy. Próbowałam powstrzymać moje ciało od trzęsienia się.
Po chwili mężczyzna odłożył słuchawkę i westchnął ze złością.
Wyciągnął jakąś kartkę papieru i położył ją przede mną. Podał mi długopis.
- Podpisz to.
Ostrożnie wykonałam jego polecenie i odłożyłam długopis. Spojrzałam z powrotem na niego, wyglądał na niezadowolonego.
- Jest na siódmym piętrze. Nie mamy windy, więc musisz iść schodami.
- Dziękuje - mruknęłam i ruszyłam do drzwi za którymi były schody.
Zaczęłam wspinać się po niekończących się stopniach. Czułam jak mój oddech robi się coraz cięższy z każdym krokiem. Cała "podróż" zajęła mi jakieś pięć minut. W końcu dotarłam do starych mahoniowych drzwi oznaczonych cyfrą 7.
Weszłam do pomieszczenia kryjącego się za nimi, które było chyba holem. Nagle jakaś postać wyłoniła się z jednego z pokoi na korytarzu. Był to mężczyzna, który na twarzy miał szczery uśmiech.
- Ty pewnie jesteś gościem Dorothy?
Uśmiechnęłam się, przytaknęłam i zrobiłam jeszcze jeden krok w przód.
- Tak - westchnęłam, wciąż zmęczona wspinaczką po schodach.
- Jesteś z rodziny? - zapytał grzecznie, kierując mnie w dół korytarza.
Podniosłam dłoń do twarzy i lekko odkaszlnęłam.
- Uh... nie. Jestem terapeutą w Cromwell. Jeden z moich pacjentów rozmawiał kiedyś z Dorothy. Muszę się dowiedzieć co jej powiedział.
Mężczyzna wzruszył ramionami i spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Ona nienawidzi terapeutów.
- Nie winię jej za to - zaśmiałam się, patrząc na ostatnie drzwi na korytarzu, przy których właśnie się zatrzymaliśmy.
Mężczyzna spojrzał na mnie zmartwiony i położył mi dłoń na ramieniu.
- Posłuchaj, jestem pewien, że wiesz jak radzić sobie ze złymi sytuacjami ze swoich szkoleń, ale Dorothy jest nieprawdopodobnie silną kobietą. Wiec jeśli cokolwiek się stanie, wciśnij guzik alarmowy. Jest na ścianie. Wtedy przyjdziemy i podamy jej środek usypiający.
Skinęłam głową i ogarnął mnie strach, gdy otworzył ciężkie drzwi. Gdy weszłam do pokoju zobaczyłam wątłą brunetkę siedząca na łóżku, ze wzrokiem wbitym w podgolę. Ściany były jasnozielone, ale były pokryte różnymi słowami, które musiała napisać pacjentka. Chyba były w innym języku, bo nie mogłam ich zrozumieć.
- Dorothy, masz gościa.
Szybko uniosła głowę zszokowana. Jej mocno podkrążone oczy przykuły moją uwagę, gdy jej mięśnie się napięły. Wyglądała strasznie. Jej suche usta się rozchyliły.
- G-Gościa? - zapytała pełna nadziei.
Lekarz zamknął drzwi, nie udzielając jej odpowiedzi sprawiając, że odwróciłam się i ujrzałam go już po drugiej stronie.
Świetnie, zostałam sam na sam z obłąkaną kobietą.
- Witaj, Dorothy.
Kąciki jej ust uniosły się w szerokim uśmiechu. Patrzyła na mnie prawie z uwielbieniem. Widok kogoś tak cieszącego się z możliwości pogadania z kimś innym niż lekarze i pielęgniarki łamał mi serce.
- Mój B-Bo... - jęknęła. - Usiądź - powiedziała podekscytowana, wstając z łóżka i szybko chwyciła jedno z metalowych krzeseł. Drżącymi rękoma postawiła je obok mnie, zachęcając mnie, żebym usiadła.
W końcu usiadłam ostrożnie, patrząc jak ona znów zajmuje miejsce na łóżku. Uśmiech nie znikał jej z twarzy. To było bardzo niekomfortowe.
- Muszę o czymś z tobą porozmawiać, Dorothy.
- Taka piękna dziewczyna! - powiedziała z zachwytem, pochylając się do mnie, na co zamarłam. Czułam się dziwnie i niekomfortowo w jej obecności. Jej dłoń dotknęła mojej twarzy, jej palce na chwilę wplotły się w moje włosy, jednak po kilku sekundach się odsunęła. To było takie dziwne...
- Potrzebuje twoich odpowiedzi. Myślę, że możesz mi w czymś pomóc - powiedziałam ostrożnie, sprawiając, że przechyliła głowę na bok zdezorientowana.
- Pomogę ci w czymkolwiek tylko chcesz - uśmiechnęła się do mnie szeroko.
Teraz abo nigdy. Musiała poznać prawdziwy powód mojej wizyty.
Otworzyłam moją torebkę i zaczęłam w niej grzebać, w poszukiwaniu kartki papieru, którą zapisała kilka lat temu. Po chwili ją znalazłam i podałam kobiecie. Zmarszczyła brwi, jednak nie przestawała się uśmiechać.
Jak mówią - nie chwal dnia przed zachodem słońca. Gdy tylko spojrzała na kartkę jej uśmiech zniknął. Jej ciało zaczęło trząść się ze strachu, sprawiając, że przerażona otworzyłam szerzej oczy.
Nic nie powiedziała, podniosła dłoń i zakryła nią usta. Po chwili podała mi kartkę z powrotem, w jej oczach widziałam, jak błaga mnie bym ją od niej wzięła. Gdy tylko to zrobiłam odsunęła dłonie od twarzy.
- O-On żyje?
Zachłysnęłam się powietrzem, desperacko chciałam się dowiedzieć, dlaczego on tak bardzo ją przerażał.
- Żyje i ma się świetnie - szepnęłam.
Kobieta znieruchomiała, a jej oddech przyspieszył.
- To niemożliwe - powiedziała cicho.
- Musisz mi powiedzieć co on ci powiedział pięć lat temu - powiedziałam poważnym głosem, ale ona pokręciła głową, a jej oczy zaczęły wypełniać się łzami.
- Nie mogę o tym mówić - załkała.
- Dlaczego?
- Oni żywią się ludzkim uznaniem i zainteresowaniem wobec nich.
Nerwowo głośno przełknęłam ślinę i uniosłam brwi.
- G-Głosy?
Szybko skinęła głową, zbyt wystraszona by powiedzieć to na głos.
- Oni każą mi robić rzecz, których sama nigdy nawet nie chciałabym zrobić
- Nad tobą też przejęły kontrole? - zapytałam zaciekawiona.
Łza spłynęła po jej policzku, gdy skinęła głową zażenowana.
- Od dnia, w którym rozmawiałam z tym chłopakiem.
- Jak mogę je powstrzymać? - błagalnie zapytałam, pochylając się i przeczesując włosy palcami.
- Nie możesz uciszyć głosów, dopóki chłopak nie zostanie uciszony... - skrzywiła się i spojrzała ze wstydem w bok.
- Masz na myśli...
- Jego serce musi przestać bić - powiedziała cicho.
Przygryzłam wargę próbując powstrzymać emocje, które we mnie pulsowały.
- Musi być jakiś inny sposób.
- On zasługuje na śmierć.
Gwałtownie wzięłam wdech i szeroko otworzyłam oczy w niedowierzaniu.
- Zasługuje na to, by w końcu wydobrzeć. Kocham go...
- Zabił dwójkę ludzi - warknęła.
Moje serce na chwilę się zatrzymało i zrobiło mi się niedobrze na jej gorzkie słowa. Kręciłam głową i przygryzłam wargę by powstrzymać przekleństwa cisnące mi się na usta.
- To nie prawda...
- Chcesz wiedzieć jak to zrobił? - zapytała słabo.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć zaczęła mówić.
- Sprawia, że jesteś świadomy istnienia demonów. Robi wszystko co w jego mocy byś chciał dowiedzieć się o nich jak najwięcej - mówiła szeptem. - W-Wtedy daje głosom pozwolenie by weszły do twojej głowy. On jest ich p-przywódcą.
Milczałam, gdy kobieta zdradzała mi prawdę, którą ukrywa Harry. Byłam przerażona.
- Co robią te głosy?
Dorothy zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech, jakby przygotowując się na udzielenie odpowiedzi.
- Szepczą do ciebie okropne rzeczy, takie o których nie powinny wiedzieć... Rzeczy, których nikt nie powinien mówić.
- Czy to sprawia, że chcesz się zabić? - zapytałam.
Wzruszyła ramionami.
- A z jakiego innego powodu mogłabym być tu zamknięta?
Skinęłam głową, zbyt przybita by się odezwać, Potrzebowałam chwili, by przemyśleć jej słowa.
- Zazdroszczę tym dwóm chłopcom, którzy umarli. Ja jestem więźniem, a oni są wolni.
Wzięłam głęboki wdech.
- Jakim dwóm chłopcom?
- Tym, którzy się zabili, oczywiście - zmarszczyła brwi.
Wtedy to do mnie dotarło. Ona mówiła o kolegach Zayna.
- Nie jestem szalona - szepnęła do mnie uspokajająco.
- Wcale tak nie twierdzę - odpowiedziałam, wpatrując się w podłogę w zamyśleniu.
- Pewnego dnia jego głosy zostaną uciszone, a ja będę wolna - stwierdziła, sprawiając, że przebiegł mnie dreszcz.
- Mówiłaś, że nie da się ich uciszyć, nie uciszając Harry'ego...
- To stanie się już wkrótce  - powiedziała głosem pełnym nadziei i lekko się uśmiechnęła. - Przynajmniej oni tak mi mówią.
- Nie mów tak - warknęłam, sprawiając, że otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia.
- Zasługuje na to, jest diabelski...
- To głosy są diabelskie, nie on - kłóciłam się, czując jak po policzkach spływają mi łzy, w reakcji na jej okrutne słowa.
- Przebywa w ciemnościach już zbyt długo - warknęła. - W końcu stanie się jednym z nich...
- Już skończyłam z tobą rozmawiać - przerwałam jej ze złością wstając z krzesła i ruszając do drzwi. Głośno w nie zapukałam i czekałam na lekarza. Po chwili pojawił się i otworzył skomplikowany zamek.
Otworzyłam drzwi, chcąc wyjść.
- Poczekaj...
Odwróciłam się zdezorientowana. Kobieta patrzyła na mnie łagodnym wzrokiem.
- Kto umarł?
- C-Co? - zapytałam, mrugając szybko. Jej pytanie wybiło mnie z równowagi.
- Kto umarł? - powtórzyła, tym razem bardziej stanowczo.
Chyba nie chodziło jej o kogoś kogo znałam?
- Przyjaciel - odpowiedziałam, ostrożnie mierząc ją wzrokiem. Pokręciła lekko głową, mrucząc coś pod nosem, jakby dyskutowała z samą sobą. Chwile później znów zwróciła się do mnie.
- To było samobójstwo? - zapytała mnie.
Moje serce na chwile się zatrzymało, gdy w końcu sobie wszystko uświadomiłam.
- T-Tak - powiedziałam, słabym głosem, wiedząc o czym myśli.
Jej suche usta zacisnęły się w wąską linię, a twarz na chwilę zastygła.
- Mylisz się.



________________________________________
Nie ma to jak taki milutki rozdział przed samymi świętami, prawda? xD

No a jeśli jesteśmy już w temacie świąt to chcę razem z meaningless. życzyć wam dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, dobrych ocen, świetnych przyjaciół, prawdziwej miłości, wspaniałych przeżyć i  duuuużo pozytywnej energii! :D
Mam nadzieję, że wszyscy miło spędzicie te najbliższe parę dni, że zjecie dużo dobrego jedzenia, i że odwiedzi was bogaty Mikołaj ;)

Wesołych Świąt!!!

xxPaula

14 komentarzy:

  1. o kurwa jego mać O.O
    i wesołych świąt kochanie! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg. Ten rozdział był taki asfbsdhkfgbksdj. Może niektórym wydawać sie nudny, lecz dla mnie był bardzo ważny, ponieważ jest kolejnym puzzlem do uzupełnienia tej całej układanki.
    Jestem jedną z tych osób które zawsze liczą na szczęśliwe zakończenie, lecz po tym rozdziale coraz mniej w nie wierze.
    No a tak na koniec życzenia: dużo zdrowia, szczęścia i duuuuuuużo miłości. Wesołych świąt!
    Pozdrawiam @muminekashton

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba jeden z ważniejszych rozdziałów. Ale Harry nie może być zły ;-; Ja też licze na szczęśliwe zakończenie xD Harry w tym opowiadaniu taki zły to zdjęcie na końcu jest takie słodkie *__* wesołych świąt <3

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurrrr!! To jest boooooooskie!! Kocham to tak mocno! Czyli Harry moze umrzec..czyli Lou.. omg..nie wiecie jak ryczalam jak Lou sie zabil..znaczy jak glosy i Harry go zabili...chcialam przestac czytac ten blog ale nie zaluje ze sie nie zdecydowalam na taki krok ! Koocham to calym sercem!! ile jeszcze rozdzialow bo wyczuwam ze blisko jest koniec ?:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe ff ma 96rozdziałów + epilog, więc jeszcze 30 ;)

      Usuń
  5. Uhuhuh rozdział jest taki hsgysknsjg :*** tobie też Wesołych Świąt <3

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko ja juz chyba wiem co sie stanie....Cudny rozdzial idealny prezent przed swietami. Wesolych ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG!! Wiedziałam że prze nieco ona jest w tym psychiatryku.
    Wesołych świat również wam!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. o jaaaaa xd mam wrażenie że dorothy rozumie o wiele więcej niż by się mogło wydawać tylko nie ogarniam o kim była mowa na końcu rozdziału xDD dziękuję za rozdział :D wesołych świąt Skarbie! @hallxofxfame .xx

    OdpowiedzUsuń
  9. OMG cudowne
    Tak rozdzial przed świetami to idealny pomysł
    Ja tobie tez zycze duzo zdrowia i zebys miała same szczęśliwe dni i zero tych złych
    Wspesolych świat xx
    @Faza_Bo_Hazza

    OdpowiedzUsuń
  10. To ff robi się coraz bardziej upiorne ale jest świetne :-D Wesołych Świąt :-D

    OdpowiedzUsuń
  11. no nareszcie sie dowiedziała że to Harry stoi za śmiercią Lou ciekawe czy sie wydrze na niego czy coś to mnie ciekawi :P i wow to było coś ta Dorothy jest mega walnięta haha czekam na nastepny @RoomJDirection

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajny rozdział, czekam na kolejny demoniczny... ?<3

    OdpowiedzUsuń