niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 63

ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI NIEODPOWIEDNIE DLA MŁODSZYCH CZYTELNIKÓW. CZYTACIE NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. 
____________________________________

Nie mogłam wydusić z siebie słowa, gdy wyciągałam bieliznę z pudełka. Nerwowo przełknęłam ślinę, a mój ojciec wyglądał jakby był gotów zabić Harry'ego. Musiałam zrobić coś, by ta sytuacja nie wyglądała aż tak okropnie.
- Dziękuję, Harry - szepnęłam. - To dokładnie ta, o którą cię prosiłam.
Wzrok taty od razu złagodniał.
- Chciałaś, żeby ci to kupił?
Harry powoli zabrał dłonie z twarzy i wpatrywał się we mnie błagalnym wzrokiem.
- Oczywiście, że tak.
- Ja chciałem kupić jej parę s-skarpet czy coś takiego... - Harry powiedział cicho, a ja odwróciłam się w jego stronę i sztucznie uśmiechnęłam.
- Skarpety byłyby lepsze - warknął ojciec. Dlaczego on dalej nie lubił Harry'ego?
Niezręcznie odkaszlnęłam.
- To może ja posprzątam papier po prezentach...
- Ja to zrobię - przerwał mi Youssef. Chyba też chciał uciec od tej niezręcznej atmosfery.
- Chyba powinnam poustawiać wszystko w twoim telefonie - powiedziałam cicho, próbując przerwać te dziwne napięcie i usiadłam bliżej Harry'ego.
Kupiłam mu Nokie Asha 201. To był raczej gówniany telefon, ale nie było sensu wydawać pieniądze na coś droższego, skoro miał go używać tylko do kontaktowania się ze mną i z Zaynem.
Włączyłam komórkę, ustawiłam datę i godzinę, i wpisałam kilka numerów - mój, Zayna, Youssef'a, i nie wiem czy słusznie, mojego taty.
- Możesz do mnie napisać, kiedy tylko mnie potrzebujesz.
- Brzmi prosto - mruknął.
- Idę wyrzucić to wszystko - powiedział Youssef, gdy skończył zbierać papier i ruszył do kuchni.
- Widzisz ten mały pasek na górze? Kiedy zrobi się czerwony, musisz go naładować - tłumaczyłam Harry'emu. On przytaknął i wydawał się świadomy o co chodzi w tej całej technologii. Myślałam, że będzie zadawał kupę pytań.
- Tato! - krzyknął mój brat z kuchni. - Indyk jest na podłodze!
Usłyszałam wściekłe warknięcie dochodzące z ust mojego ojca.
- Jak to na podłodze?!
- Trzeba było nie zostawiać go na wierzchu na noc! Spadł z blatu!
- Ale dalej wygląda dobrze? - odkrzyknął tata sprawiając, że skrzywiłam się z obrzydzenia. Naprawdę miał zamiar uratować tego indyka?
- Nie. Przecież całą noc leżał na podłodze - odpowiedział Youssef.
Ojciec ciężko westchnął i przeczesał dłonią swoje rzadkie włosy.
- Jamie, przebierz się i przygotuj, a ja i twój brat pójdziemy upolować nowego indyka, w świąteczny poranek... - powiedział sarkastycznie, a ja mentalnie przewróciłam oczami i sztucznie się uśmiechnęłam.
Nagle coś sobie uświadomiłam. Ja i Harry zostaniemy sami.
- Jasne, tato.
Wzięłam swoje prezenty i szybko poszłam na górę do mojej sypialni. Chciałam wziąć prysznic, ale nie miałam na to siły. W trakcie rozmyślań zaczął dzwonić mój telefon. Myślałam, że to Harry wypróbowuje swój, ale na wyświetlaczu ujrzałam imię Zayna.
- Wesołych świąt, Zayn! - powiedziałam radośnie do telefonu, jednak odpowiedź nie była już taka miła.
- Jamie - powiedział ostrożnie, wzbudzając moje podejrzenia. - Oddział psychiatryczny myśli, że Harry nie żyje.
- Co? - prawie zakrztusiłam się powietrzem.
- Spędza z nami za dużo czasu! Według recepcjonistów z jego bloku, nie był w domu od  tygodni! - krzyknął zdenerwowany.
Ciężko odetchnęłam, lekko panikując na myśl jak daleko to zabrnęło. Musiałam wymyślić jakieś rozwiązanie tego ogromnego problemu.
- Co teraz zrobimy? Szef obserwuje każdy mój najmniejszy krok. Jeśli czegoś się domyśli pozwie mnie do sądu!
- Nie pozwie cię do sądu, Jamie. Nie zrobiłaś nic nielegalne...
- Nie wobec prawa - przerwałam mu, czując jak zaciska mi się żołądek. - Ale złamałam zasady szpitala.
Zayn głęboko westchnął, zastanawiając się.
- Jeśli zapytają cię o Harry'ego, po prostu wszystkiemu zaprzeczaj. I odwieź go do domu zaraz po świętach.
- Harry oszaleje jak się o tym wszystkim dowie...
- Niczego się nie dowie, Jamie. Wiesz jak przejmuje się najmniejszymi błahostkami. Wyobraź sobie co się stanie, kiedy mu o tym powiesz.
- Okej, Zayn. Jutro zawiozę go do domu, albo może nawet dzisiaj wieczorem - westchnęłam.
Chwilę później rozłączyłam się. Stałam bez ruchu. Sytuacja robiła się poważna, bardzo bardzo poważna.
Zdecydowałam się jednak wziąć prysznic, by się trochę zrelaksować. Może ludzie w pracy nawet nie będą mnie pytać o Harry'ego. A jeśli będą, zawsze mogę powiedzieć, że niem mam pojęcia o co im chodzi.
Nieśpiesznie wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem. Stanęłam przed lustrem, umyłam zęby i szybko wysuszyłam włosy, choć dalej były miejscami trochę wilgotne.
Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam na prezenty, które przyniosłam ze sobą na górę. Na samą myśl, że w śród nich jest czarna bielizna uśmiechnęłam się pod nosem. Nagle wszystkie zmartwienia zniknęły z mojej głowy i jedyne o czym myślałam, było to jak będę w tym wyglądać.
Szybko chwyciłam odpowiednie pudełko i nałożyłam na siebie jego zawartość. Weszłam do łazienki i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Przygryzłam wargę, byłam zadowolona tym widokiem. Świetnie pasowała, wyglądałam atrakcyjnie. Nie sądziłam, że mogę tak wyglądać i czuć się taka seksowna.
Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju, a ja wciąż stałam w pomieszczeniu obok.
- Jamie? Twój ojciec i brat powiedzieli, że wrócą za mniej więcej pół godziny.
Nagle poczułam jak ogarnia mnie fala ekscytacji, myśląc o tym jaka szansa stała właśnie przed nami. Czułam się seksowna i elegancka w tym stroju. Musiałam dobrze wykorzystać dany nam czas.
- Wiele może się zdarzyć w ciągu pół godziny - mruknęłam słodko z łazienki.
- C-Chyba tak.
Koniec, musiałam mu się w końcu pokazać, musiałam zaryzykować.
Powoli weszłam do sypialni i zobaczyłam Harry'ego stojącego nerwowo dokładnie na przeciwko drzwi, z których właśnie wychodziłam. Głośno przełknął ślinę na mój widok.
- J-Jamie...
- Pasuje idealnie - powiedziałam cicho, patrząc mu prosto w oczy i usiłując ponętnie trzepotać rzęsami.
Harry momentalnie stał się niewinnym sobą i schował ręce za plecami, gdy ja podchodziłam bliżej.
- Myślisz, że dobrze w tym wyglądam? - zapytałam i wydęłam wargi. Stałam pół metra od jego pulsującej skóry.
Nie odpowiedział. Przygryzł wargę, co mówiło mi więcej niż słowa, i zrobiłam ostatni krok sprawiając, że dzielił nas już tylko kilka centymetrów.
Widziałam, jak jego spojrzenie robi się coraz cięższe, gdy przyłożyłam delikatnie dłoń do jego piersi. Czułam jak jego serce zaczyna szybciej pracować.
- Powiedz coś.
Zamknął oczy i rozchylił wargi, a spomiędzy nich wydobyło się ciche westchnienie, które zamaskował kaszlnięciem.
- J-Jesteś bardzo blisko.
Obserwowałam go, gdy stał tak z zamkniętymi oczami i położyłam drugą dłoń po drugiej stronie jego klatki piersiowej. Zaczęłam powoli wędrować nimi w dół jego ciała i zatrzymałam się dopiero w dole jego brzucha.
- Planuje znaleźć się jeszcze bliżej.
Chwyciłam palcami krawędź jego czerwonego swetra, który idealnie pasował do jego zaczerwienionych policzków, i delikatnie ściągnęłam go z jego ciała. Wydawał się być bez życia, gdy zdejmowałam z niego ubranie. Jakby chciał, żebym zaopiekowała się jego nieruchomym ciałem. Nie tego oczekiwałam.
Znów położyłam dłonie na jego nagiej i pokrytej bliznami klatce piersiowej. Błądziłam palcami po małych białych znakach, które odzwierciedlały jego straszliwą historię. Jego dłonie nagle przykryły moje, jakby chciał mnie odciągnąć od jego ciepłej skóry.
- Dlaczego nie pozwalasz mi cię dotknąć? - zapytałam niemal błagalnym cichym głosem, wpatrując się w jego wciąż zamknięte oczy.
Zrobił przeciągły wydech, jego szczęka się napięła, a jego ciało zesztywniało pod moim dotykiem. Jego pełne usta nerwowo się rozchyliły.
- Boję się.
Patrzyłam na niego skonsternowana i położyłam rękę na jego ramieniu, chcąc dodać mu otuchy.
- To dlatego, że jeszcze nigdy nie...
- Boję się, że zrobię ci krzywdę - przerwał mi, a jego oczy w końcu się otworzyły, dając mi szansę spojrzeć w jego, ciemniejsze niż zwykle, zielone tęczówki.
Lekko się uśmiechnęłam, próbując go przekonać. Moja dłoń delikatnie gładziła jego ramię.
- Nie chcę, żebyś się powstrzymywał.
Westchnął ze złością.
- Nie tego się boję.
- W takim razie czego, Harry? - zapytałam łagodnie, przysuwając się do niego tak, że nasze piersi się stykały. Mój oddech robił się coraz cięższy, gdy on patrzył w moje oczy w pożądaniem.
Zrezygnowany pokręcił głową i pochylił się do mnie. Delikatnie musnął moje usta, a ja próbowałam oddać ten pocałunek.
- Niczego - mruknął przy mojej skórze i pogłębił pocałunek, jednocześnie cofając nas, aż do momentu, gdy tył moich kolan zetknął się z krawędzią miękkiego materaca łóżka.
Zaskoczył mnie swoją nagłą otwartością w zamiarach do mnie. Nagle bez większych problemów zdjął spodnie. Jego pocałunki zaprowadziły mnie na sam środek łóżka. Leżałam na plecach, a jego ciało mnie przykrywało. Jego mokre usta zaczęły kreślić ścieżkę po mojej gorącej skórze, aż do obojczyka, później w dół brzucha, a jego dłonie spoczęły na moich biodrach. Przez chwilę poczułam jego zęby na moim ciele, co przypomniało mi naszej pewnej wspólnie spędzonej nocy w ciemnościach.
Strach zaczął pulsować w moich żyłach, gdy nie mogłam pozbyć się z głowy tego okropnego wspomnienia. Bałam się, że Harry może w każdej chwili wrócić do tamtego stanu. Ponownie jego zęby spotkały się z moją skórą, sprawiając nasilenie mojej paranoi, czego efektem był cichy krzyk, który wyrwał się spomiędzy moich warg. Gwałtownie usiadłam.
Harry wpatrywał się we mnie z troską.
- Wszystko w p-porządku? D-Dobrze wszystko robię? - zapytał trochę dramatycznie. Wydawał się być przerażony moją reakcją.
Delikatnie go pocałowałam w ramach przeprosin.
- Tak, nie wiem co się ze mną stało. Przepraszam.
Uśmiechnął się niewinnie, a ja z powrotem się położyłam. Coś mi mówiło, że gdy tylko spuściłam z niego wzrok dostrzegłam kątek oka podstępny uśmiech na jego twarzy. To musiała być tylko moja wyobraźnia, Harry był niewinny.
Schylił się i sięgnął rękoma pod moje plecy, by rozpiąć mój koronkowy stanik. Bez problemu poradził sobie z zapięciem. Czułam jego gorący oddech na swoich piersiach, a po chwili znalazł się na nich także jego język.
Jęknęłam niekontrolowanie na te dziwne uczucie i pozwoliłam moim palcom zatopić się w jego lokach.
- Naprawdę się nie powstrzymujesz. 
Jego usta znów powędrowały wzdłuż mojego brzucha. Myśl o tym, że zaraz dotrze do moich majtek sprawiała, że oblewała mnie fala euforii.
Bez ostrzeżenia jego język znalazł się na mojej bieliźnie, która i tak ledwie co zakrywała. Wyłam z przyjemności i marzyłam o tym by w końcu pozbył się ze mnie ostatniego elementu garderoby. Jak na zawołanie zaczepił palcami o moje majtki i ściągnął je w dół, pozbywając się ich zupełnie.
Usiadłam ponownie, chcąc zdjąć z niego bokserki, ale jednocześnie przypomniałam sobie o jednym bardzo istotnym fakcie.
- Harry, nie mamy prezerwatywy...
- Ciiii - przyłożył palec do moich ust, zanim jego znalazły się na mojej szyi, sprawiając, że znów się położyłam. - Wyjmę na czas.
Pokiwałam głową na zgodę i usłyszałam jak zdejmuje bokserki. Poczułam adrenalinę buzującą w moich żyłach, to miało się naprawdę wydarzyć. Chwila, na którą czekałam od dwóch miesięcy.
Usłyszałam chichot dobiegający z ust Harry'ego, gdy jego ciało znów przykryło moje. Jego biodra dotykały moich, a on znajdował się między moimi nogami. Jęknęłam cicho czując jego członka na moim udzie. Przygryzłam wargę, a jego ciemne spojrzenie napotkało moje.
- Nie będę się powstrzymywał, pamiętasz? - uśmiechnął się półgębkiem. Czułam jakieś złowieszcze znaczenie ukryte w jego słowach, co trochę mnie zmartwiło. Zdecydowałam puścić to mimochodem, to przecież i tak nic nie znaczyło.
Głośno jęknęłam, gdy jego główka dotknęła mojego wejścia. Ukryłam głowę w jego ramieniu, próbując trochę uciszyć moją reakcję. Zaczął zanurzać się w moim wnętrzu zabójczo wolno, frustrując mnie. Przygryzłam jego skórę, błagając o więcej. Odgięłam głowę do tyłu czując go w sobie. Ciepło oblało moje ciało, a po chwili poczułam jego gorący oddech na mojej szyi.
Bez ostrzeżenia zaczął mocno i głęboko wchodzić w moje wnętrze, na co głośno jęknęłam wysokim głosem. Jego biodra zataczały szybkie kółka, a on mruknął w skórę mojej szyi, jednocześnie wciąż zostawiając na niej słodkie pocałunki. Przygryzłam wargę, próbując powstrzymać moje dramatyczne pomruki i jęki, ale przyjemność była zbyt satysfakcjonująca.
- Wolniej, Harry.
- Kurwa - mruknął. - Dojdź, wiem że kurwa możesz.
Moje słowa sprawiły tylko, że jego pchnięcia stały się szybsze, mocniejsze i głębsze, a ja nie mogłam się już powstrzymać i łkałam z przyjemności. Czułam się brudna, ale nie chciałabym być nigdzie indziej w tej chwili. Im jego ruchy stawały się szybsze, tym bardziej, żałowałam, że kazałam mu zwolnić.
Jego zęby jeszcze raz spotkały się z moją skórą. Byłam już w takim stanie, że mi to nie przeszkadzało.
- Harry - prawie krzyknęłam jego imię, gdy on dalej mocno we mnie wchodził.
- Jaki Harry? - zapytał z wielkim uśmiechem, zanim odchylił głowę w tył z satysfakcji. Ostrożnie się w niego wpatrywałam, gdy on praktycznie bez wysiłku wsuwał i wysuwał się ze mnie. Nagle jego łagodne spojrzenie spotkało moje.
- Wszystko w porządku, kochanie? - wykrztusił z siebie, jednak brzmiał dość sarkastycznie. - Chcesz, żbym zwolnił?
Wpatrywałam się w niego z ciekawością, jednak szybko otrząsnęłam się z paranoi i pokręciłam przecząco głową.
- Mocniej.
Zaśmiał się przy mojej skórze wchodząc we mnie z jeszcze większa siłą. Krzyczałam i jęczałam z rozkoszy.
Zostawiał chaotyczne pocałunki  na mojej szyi. Po chwili jego nos zaczął kreślić drogę w dół i zatrzymał się na moich piersiach. Chwycił je swoimi dłońmi i przejechał językiem między nimi. Mogłam tylko leżeć i jęczeć z przyjemności, gdy to robił, jednocześnie zanurzając się we mnie niewyobrażalnie mocnymi pchnięciami.
Jego usta opuściły moją klatkę piersiową, a jego ręce znalazły się na moich nogach. Podniósł je dając mi znak, bym oplotła go nimi w biodrach. W tej pozycji mógł penetrować mnie jeszcze głębiej niż dotychczas. Po chwili znów zaczął zataczać kółka biodrami i wykonywać mocne pchnięcia jednak tym razem bardziej chaotycznie.
- Zaraz dojdę - mruknął.
Szeroko otworzyłam oczy słysząc te słowa i położyłam dłonie na jego ramionach.
- Harry, wyjmij - udało mi się powiedzieć między pomrukami.
- Zaraz dojdę - powtórzył, a ja poczułam frustrację, gdy zignorował moje instrukcje.
- H-Harry - wykrztusiłam, jednak jego imię utonęło w fali moich jęków, gdy poczułam jego kciuk dodatkowo masujący moją łechtaczkę.
- Kurwa! - krzyknęłam czując jak zbliża się mój szczyt i wygięłam plecy w łuk z przyjemności.
Gdy tylko miałam ostrzec przed tym Harry'ego silny orgazm przejął kontrolę nad moim ciałem. Praktycznie łkałam z rozkoszy, a moje spocone ciało wciąż tworzyło jedność z jego ciałem. Chwilę później poczułam jak ciepłe płyny Harry'ego wypełniają mnie bez ostrzeżenia, gdy ja zaczynałam dochodzić do ciebie po moim intensywnym erotycznym szczycie.
Byłam zbyt zmęczona by cokolwiek zrobić. Leżałam relaksując się, czując nic poza penisem Harry'ego pulsującym w moim wnętrzu. Po chwili jego kompletnie wyczerpane ciało spoczęło na moim.


___________________________________

Jak wrażenia po rozdziale? ^^
W końcu powróciła wasza ulubiona czerwona czcionka xD

xaPaula

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 62

Autorka przeprasza, że rozdział jest ubogo napisany.
_______________________________

Tego poranka obudziło mnie delikatne pochrapywanie. Chciałam ziewnąć, ale mój poranny oddech był zbyt paskudny, zwłaszcza gdy Harry spał naprzeciwko mnie. Rozmyślałam nad tym czy by nie zasnąć jeszcze na godzinę czy dwie, ale wtedy zdałam sobie sprawę, jaki dzisiaj mamy dzień.
Boże Narodzenie.
Uśmiechnęłam się i w duchu westchnęłam ze szczęścia. Dzisiaj będzie miło, spokojnie i szczęśliwie.
Przysunęłam twarz bliżej niego i patrzyłam jak śpi z otwartymi ustami, a ciche chrapnięcia ulatują spomiędzy jego warg.
- Harry - cicho zaśpiewałam.
- Są Święta - wyszeptałam naprzeciwko jego twarzy i lekko przycisnęłam razem nasze nosy. Wciąż nawet nie drgnął, wciąż głęboko spał.
- Obudź się, kochanie - słodko wymamrotałam do jego ucha zanim cicho zachichotałam - Lubisz jak tak cię nazywam? Kochanie?
Jęknął, oblizał wargi i zmarszczył brwi. Sekundę później powoli otworzył oczy.
- Wesołych Świąt - zachichotałam kiedy uśmiechnął się zmieszany. Potem jego uśmiech rozszerzył się i ziewnął.
- Wesołych Świąt - odpowiedział zachrypniętym głosem i uśmiechnął się gdy tylko szybko musnął moje usta.
- Dzisiaj będą najlepsze Święta, jakie kiedykolwiek przeżyłeś, obiecuję ci.
Niewinnie się zaśmiał, usiadł i przeczesał ręką włosy zanim spojrzał na mnie.
- Mogę wziąć prysznic?
- Jasne - wymruczałam - Mamy tutaj prywatną łazienkę.
Szybko spojrzał we wskazanym przeze mnie kierunku i zamyślony zmarszczył brwi.
- Więc, jest tylko dla nas?
- Oczywiście.
Zaraz po tych słowach wszedł do łazienki, a ja sama leżałam na łóżku.
Dwie minuty później usłyszałam włączanie prysznica, a po kolejnych dziesięciu został szybko wyłączony. Po wiecznym czekaniu na Harry'ego, cicho wszedł do sypialni, ubrany jedynie w ręcznik owinięty dookoła jego bioder. Wyglądał niesamowicie.
- Cześć - próbowałam się nie uśmiechnąć jak nieśmiało spojrzał na mnie z podejrzliwością, kiedy gapiłam się na niego jakby zrobił coś źle.
- Dlaczego patrzysz na mnie w ten sposób? - nerwowo się uśmiechnął, przygryzając wargę.
- Dobrze wyglądasz - odparłam odrobinę mniej pewnie niż miałam nadzieję.
Próbował ukryć nerwowy uśmiech przez uniesienie rąk do ust.
- Naprawdę? - wymamrotał.
Wyszłam z łóżka i przeszłam do niego zanim delikatnie położyłam dłonie na jego piersi.
- Taa, naprawdę dobrze.
- Nawet z moimi... bliznami? - wyszeptał cicho jakby grzechem było powiedzenie tego.
- Twoje blizny nie są złą rzeczą - mruknęłam, przesuwając dłońmi w dół jego torsu.
Zatrzymałam się w dolnej części jego brzucha i spojrzałam w jego oczy na coś w rodzaju zgody. Ale zamiast tego jego usta niespodziewanie spotkały się z moimi. Moje dłonie opuściły jego brzuch i oplotłam nimi jego kark, a moje krocze było boleśnie dociśnięte do jego.
Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam głośne pukanie w drzwi obok mnie.
- Wesołych Świąt! Ja i Youssef będziemy na dole z prezentami! Pospieszcie się!
Moje usta wciąż były połączone z jego, ale zaczęłam się powoli cofać.
- Lepiej chodźmy.
- Będę na dole za minutę, muszę się przebrać.
Jęknęłam kiedy cicho odeszłam od jego gorącego, mokrego ciała i zabrałam torbę z naszymi prezentami. Następnie opuściłam pokój, zostawiając Harry'ego, aby się przygotował zanim zejdzie na dół spotkać się z moją rodziną.
- Wesołych Świąt! - wykrzyknęli, ale było to trochę cichsze, kiedy zauważyli, że jestem sama - Gdzie Harry?
- Wow, udało ci się poprawnie wypowiedzieć jego imię - powiedziałam sarkastycznie, zanim cicho ziewnęłam - Ubiera się.
- Dobrze, lepiej poczekajmy na niego zanim zaczniemy otwierać prezenty - Youssef wymamrotał do siebie, dając znać, że też jest zmęczony.
- Tato, myślę, że lepiej będzie, jeżeli zaczniemy już teraz - powiedziałam patrząc za siebie, aby upewnić się, że Harry'ego nie ma tutaj - Nie chcę żeby widział nas z wszystkimi naszymi prezentami, kiedy on ma tylko dwa.
- W takim razie w porządku, zacznijmy - tata jęknął.
Kiedy usiedliśmy na sofach szybko otwarliśmy tak dużo jak tylko mogliśmy. Wiem, że to było odrobinę pośpieszne i mój tata i brat byli odrobinę wkurwieni, ale to było dla dobra Harry'ego. Nie chciałam widzieć tego wyrazu twarzy.
Usłyszeliśmy kroki Harry'ego i szybko pozbierałam zdarty papier aby włożyć go do torby. Uśmiechnęłam się kiedy Harry przyszedł w czerwonym swetrze i spodniach od piżamy wyglądając totalnie słodko.
- Wesołych Świat - wymamrotał do wszystkich i usiadł obok mnie.
- Mieliśmy właśnie zacząć rozpakowywać prezenty, twoje są w torbie razem z moimi, prawda? - zapytałam go unosząc brew.
Nie wiem dlaczego, ale Harry'emu zrzedła mina.
- Otwieramy je razem?
- Dlaczego nie mielibyśmy?
- O-O nie! - westchnął będąc raczej sarkastycznym - Musiałem zostawić twój prezent w moim mieszkaniu Jamie, przepraszam-
- No pięknie, dzieciaku - tata westchnął.
Nie wiedziałam czy powinnam być tym zasmucona, czy nie. Trudno było wyrazić jak się czułam. Wyglądał jakby było mu naprawdę przykro, ale to była tylko pomyłka.
- Jest okej - wymusiłam uśmiech do niego - Zawsze mogę otworzyć go w domu.
Odetchnął z ulgą zanim sięgnął po jego dwa prezenty. Spoglądał na nie podekscytowany i ja też poczułam się podekscytowana, tylko, aby zobaczyć je. Czekałam na to od tygodni.
Jego palce zanurkowały pod papier rozrywając go, gdy przygryzł wargę usiłując ukryć szeroki uśmiech. Kiedy tylko zerwał papier z małego pudełeczka pytająco patrząc na prezent - Podoba mi się, ale co to?
Cicho zachichotałam i wzięłam od niego pudełeczko pokazując obrazek na przodzie.
- To telefon, Harry. Nie jakiś bardzo dobry, ale za to użyteczny...
- Nauczysz mnie jak go używać, prawda? - zapytał z nadzieją.
- Oczywiście, że tak - odpowiedziałam - No dalej, otwórz drugi prezent.
Nie mogłam zrobić nic oprócz czucia się poddenerwowaną kiedy miał otworzyć ostatni. To był prezent, który myślałam, że spodoba mu się najbardziej. Westchnął trzymając go podekscytowany i szybko zerwał opakowanie z większego pudełka.
Jego usta zrobiły się wilgotne, kiedy otwarł je w konsternacji, wpatrując się w to z zachwytem.
- J-Jamie, to jest idealne.
- Co to jest? - spytał mój tata z ciekawością.
Harry uśmiechnął się szeroko.
- Buty do biegania.
- Jeżeli są w złym rozmiarze zaniosę je z powrotem do sklepu i wezmę inną parę-
- Hey, tu jest jeszcze jeden prezent - przerwał mi Youssef.
Wyciągnął perfekcyjnie zapakowane pudełko z kokardkami. Spojrzałam na nie podejrzliwie sprawdzając kartkę na tyle.
- Harry! To twój prezent dla mnie! Musiałeś go tutaj włożyć.
Jego mina znowu zrzedła zanim zmienił pozycję w jakiej siedział, skrzyżował ramiona i nerwowo usiadł z powrotem na poduszkach.
- Och, t-tak. Nie musisz go otwierać-
- Nie bądź głupi. Jestem pewna, że mi się spodoba.
Nie wiem czemu był tak nagle zawstydzony. To tylko prezent, jak źle może być?
Pociągnęłam za koniec wstążki, odwiązując kokardę z ozdobnego pudełka, bo chciałam wiedzieć co jest wewnątrz.
Moje serce się zatrzymało, kiedy spojrzałam na czarną koronkę, zwłaszcza, że mój tata i brat patrzyli na mnie intensywnie. Ze strachem przełknęłam ślinę i spojrzałam na Harry'ego po pomoc, ale jego twarz była ukryta w dłoniach.

Wesołych-kurwa Świąt dla mnie.


____________________________________
meaningless

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 61

Autorka przeprasza, że ten rozdział jest słaby, ale była bardzo zmęczona.
__________________________________
PS. Zajrzyjcie do notki pod rozdziałem ;)
-------------------------------------------------------

*Jamie's Pov*
- Założę się, że tata zadźgał Harry'ego nożem.
- Nie oceniałabym go tak nisko... - mruknęłam skupiając całą swoją uwagę na sosie do makaronu, który właśnie przyrządzałam. Mieszałam zamyślona, nawet chwilę nie mogąc przestać myśleć o Harrym. Miałam nadzieję, że wszystko z nim w porządku.
- Hej, wiesz, jeśli chodzi o Harry'ego, zauważyłem jego... - mój brat przerwał i spojrzał się na mnie wymownie.
- Blizny?
- Tak - szepnął i spuścił wzrok na podłogę. - Zastanawiałem się, to znaczy... Nie musisz mi mówić, ale skąd je ma? - zapytał zaciekawiony, z poważną miną.
Cholera, nie było dobrze. Wiedziałam, że są widoczne, ale nie sądziłam, że ktokolwiek zacznie o nich mówić.
- Nie wiem, Youssef. Nie chce nikomu o tym powiedzieć - skłamałam.
- Jak myślisz, co mu się stało? Wyglądają, jakby zostały zrobione celowo, prawda?
- Nie wiem, Youssef! - odpowiedziałam, trochę zdenerwowana. Był taki ciekawski, szczególnie jeśli chodziło o rzeczy, które nie były jego sprawą.
- Cholera, przepraszam - mruknął.
Następne kilka minut spędziliśmy w niezręcznej ciszy. Wiem, że chciał się odezwać, ale miałam nadzieję, że tego nie zrobi.
- Święta bez mamy są dziwne - powiedział posępnie, pochylając się nad blatem. Przygryzłam wargę, nie chcąc zagłębiać się w tą rozmowę o mamie. Wiedziałam, że zabrnie to za daleko.
- Z nią byłoby o wiele łatwiej - odpowiedziałam ledwie słyszalnym głosem, czując jak mój żołądek się zaciska.
- Wydajesz się spięta, Jamie. Rozchmurz się - lekko szturchnął mnie w ramię.
Z trudem przełknęłam ślinę.
- Po prostu nie lubię o niej rozmawiać.
- Musisz iść dalej, to już prawie rok.
- Żeby iść dalej, najpierw muszę zapomnieć - powiedziałam gorzko, gapiąc się w sos. Nie chciałam teraz patrzeć bratu w oczy.
- Nie możesz ignorować faktu, że nie żyje, Jamie...
- Youssef! - krzyknęłam. - Po prostu przestańmy o tym gad...
Przerwałam słysząc jak otwierają się drzwi frontowe.Wrócili z polowania. Rzuciłam to co robiłam i pobiegłam do korytarza, w którym już obaj stali.
- Jak poszło polow...
- Strasznie zmarzłem - Harry mi przerwał i wydął wargi. Podszedł do mnie i ciasno oplótł mnie ramionami. Na początku byłam lekko zaskoczona, ale po chwili odwzajemniłam uścisk i odetchnęłam.
- Dogadywaliście się z moim tatą?
Delikatnie pokręcił głową i wtulił głowę w moją szyję.
- On zabija zwierzęta.
- O to chodzi w polowaniu - mruknęłam pocieszająco, odsuwając się i patrząc na niego zdezorientowanym wzrokiem. - Wiedziałeś o tym, prawda?
- Nie płakałbym, gdybym wiedział - warknął.
Zacisnęłam wargi, założyłam ręce i spuściła wzrok na podłogę, nie chcąc pokazać uśmiechu cisnącego mi się na usta.
- Płakałeś? - zapytałam, próbując się nie uśmiechać.
- No...
- Jamie! Kolacja gotowa! - Youssef nam przerwał, a my oboje zwróciliśmy głowy w kierunku, z którego dochodził jego głos.
- Masz na myśli kolację, którą ja ugotowałam? - zapytałam z sarkazmem, po czym chwyciłam Harry'ego za rękę i pociągnęłam za sobą do kuchni.
Mój ojciec i brat stali obok makaronu i sosu, wpatrując się w nie podejrzliwie.
- Po prostu idźcie usiąść, przyniosę wam.
- Potrzebujesz pomocy? - słodko mruknął Harry, stojąc obok mnie.
- Dam sobie radę - zapewniłam go z uśmiechem, ale tak naprawdę chciałam przewrócić oczami. Nie potrzebuje pomocy z każdej najprostszej czynności. - Idź do stołu i na mnie poczekaj.
Wszyscy opuścili kuchnię, a ja zaczęłam przygotowywać sztućce i inne rzeczy. Przeszukałam szafki w poszukiwaniu misek, kiedy nagle jedna z półek przykuła moją uwagę. Była pełna leków, które mój tata trzymał na wszelki wypadek. Gdy tylko je ujrzałam, przypomniałam sobie, że leki Harry'ego zostały w domu.
Przyjrzałam się bliżej jednemu z opakowań, które od razu rzuciło mi się w oczy. To były tabletki podobne do tych, które brał Harry (a raczej do tych, które ja mu dawałam). Wahałam się, czy zauważyłby, gdybym dorzuciła mu kilka do jedzenia.
Ogarnęło mnie poczucie winy, gdy wysypałam na dłoń dwie pastylki i skruszyłam je. Gdy nałożyłam już makaron do misek, wrzuciłam lek do jednej z nich i rozmieszałam. By ukryć to co właśnie zrobiłam swojemu chłopakowi uśmiechnęłam się szeroko. Wzięłam miski i weszłam do jadalni.
Upewniłam się, że Harry dostanie odpowiednią porcję i zajęłam miejsce przy stole.
To przecież dla jego dobra.
Spojrzałam na niego z ciepłym uśmiechem, gdy on brał do ręki łyżkę. Nagle wyślizgnęła się mu ona z palców i upadła na podłogę. Przełknął ślinę z zakłopotaniem, mruknął ciche "przepraszam" i podniósł ją.
- Pójdę wziąć drugą.
- Nonsens - odezwał się ojciec, kręcąc głową. - Podłoga jest czyta, po prostu wytrzyj łyżkę serwetką.
Harry spojrzał na mnie nerwowo, a jego dłonie zaczęły się trząść.
- Ale ona była n-na podłodze.
Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem i po chwili w końcu zrozumiałam o co mu chodzi.
- Weź moją, Harry.
Odetchnął z ulgą i wziął ją ode mnie z wdzięcznym spojrzeniem.
- Dziękuje.
- Masz OCD czy coś? - Youssef zażartował.
- Tak, ale nie mogę brać na to leków... Na wszelki wypadek, żeby nie prze... - nagle przerwał uświadamiając sobie co mówi.
Spojrzałam na niego z przerażeniem, a on zakrył usta dłonią ze strachem.
- Żebyś co? - mój ojciec zapytał, patrząc na niego podejrzliwie.
Harry znów spojrzał na mnie szukając pomocy, ale nie miałam żadnych pomysłów.
Wspaniale, po prostu wspaniale. Zaraz wszystkiego się dowiedzą...
- Uhh... - wyjąkał panicznie i szybko zamrugał. - Żebym nie brał ich, skoro nie są mi właściwie potrzebne. Bo to nie jest, aż tak poważne, prawda Jamie?
Wzdrygnęłam się na jego wzmiankę o mnie.
- Nie, nie jest. Czasem nawet zapominam, że to masz.
Mój ojciec wydawał się być już spokojny po tych wyjaśnieniach. Resztę kolacji zjedliśmy już bez rozmów o chorobach Harry'ego. Czułam się okropnie, gdy zjadał ostatnie kawałki makaronu, wiedząc co w nim było.
Zaoferowałam, że posprzątam ze stołu, podczas gdy oni poszli do salonu oglądać telewizję. Cieszyłam się, że Harry zaczął wychodzić ze swojej skorupy i jakoś dogadywał się z moim bratem i ojcem. Chciałam, żeby się zaprzyjaźnili, albo przynajmniej nie stali się dla siebie wrogami w ciągu tych kilku dni.
Udało mi się zanieść wszystkie miski do kuchni i wstawić je do zlewu. Skrzywiłam się odkręcając kran, miałam już dość prac domowych na dziś.
- Daj, ja to zrobię - usłyszałam zachrypnięty głos mojego ojca.
Z wdzięcznością odsunęłam się od naczyń.
- Dzięki.
Ojciec nagle zamilkł, jego wzrok skupił się na czymś stojącym na blacie. Nie wiedziałam o co mu chodzi, dopóki się nie odezwał.
- Kto ruszał moje leki?
Przełknęłam ślinę ze strachem.
- Musiały wypaść, kiedy szukałam misek, przepraszam - wzruszyłam ramionami i niewinnym wzrokiem spojrzałam na jego twarz. Nie wyglądało to dobrze.
- Dzięki Bogu - mruknął. - Już się bałem, że je wzięłaś.
Nagle poczułam suchość w ustach i ogarniający mnie strach.
- D-Dlaczego? Są mocne?
- O tak, mogę je brać tylko przed snem - powiedział, sprawiając że mój żołądek zaczął się skręcać ze strachu. - Dwadzieścia minut i staję się po nich otwartą księgą. Paplam o wszystkim. Jakbym był na haju.
- Skąd wiesz jak to jest być na haju? Nie mówisz mi o czymś? - sztucznie się zaśmiałam zmieniając temat, ale tak naprawdę zaczynałam się poważnie martwić. Dałam mojemu chłopakowi leki, po których może zrobić z siebie kompletnego głupka.
- Hej, twój staruszek może i był kiedyś szalony, ale nigdy nie robi niczego tak lekkomyślnego.
Tylko lekko się zaśmiałam, po czym zostawiłam go w kuchni samego. Od razu poszłam do salonu sprawdzić co z  Harrym.
Youssef wpatrywał się w Harry'ego, gdy weszłam do pomieszczenia sprawiając, że byłam coraz bardziej przerażona.
- Dobrze się czujesz? - zapytałam, siadając obok Harry'ego.
- Nigdy nie czułem się lepiej - szybko odpowiedział, trochę bardziej energicznie niż zwykle.
- Myślę, że powinniśmy iść już spać, żeby móc wstać jutro wcześniej - zasugerowałam mu z szeroko otwartymi oczami, próbując dać mu wskazówkę, że coś było nie tak. Jakimś sposobem, nie zrozumiał mojej ukrytej wiadomości.
- Za chwilę, Jamie - mruknął z ciepłym uśmiechem sprawiając, że zaczynałam wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
- Więc... Jamie opowiadała ci kiedykolwiek o mnie? - Youssef zapytał z ciekawości, a Harry wzruszył ramionami.
- Chyba nie - mruknął i wydął wargi, zanim jego oczy się zaświeciły. - Właściwie pamiętam jak raz o tobie wspomniała.
Wpatrywałam się w niego, mając nadzieję, że nie powie niczego czego nie powinien mówić.
- Opowiedziała mi tą historię, że kiedy miałeś trzynaście lat - zaczął i się cicho zaśmiał.
Kurwa, nie. Pamiętam jak mu to opowiadałam, po tym jak miał ten mokry sen... Przecież powiedziałam to tylko, żeby poprawić mu humor... Kurwa. 
- Wbiegłeś do jej pokoju płacząc, bo miałeś erek...
- Okej, Harry - zaśmiałam się, zakrywając mu usta dłonią w pół słowa, jednak Youssef już wyglądał na wściekłego. Wiedział, że Harry wie.
- Opowiedziałaś mu tą historię?! - krzyknął na mnie ze złością, a jego oczy płonęły wściekłością.
- Nie złość się na Jamie, miała naprawdę dobry powód, by to opowiedzieć - odezwał się Harry i wiedziałam, że muszę go natychmiast zabrać na górę, inaczej zacznie mówić o tym jak pieprzył moją nogę przez sen.
- Co to za powód?
- Miałem....
- Idziemy do łóżka - warknęłam, ciągnąc go za rękę. Dzięki Bogu tata dalej był w kuchni, inaczej wpadł by w szał, gdyby zobaczył zachowanie Harry'ego.
- Nie jestem zmęczony.
- Tak, jesteś - kłóciłam się, ciągnąc go za sobą. - Dobranoc, Youssef. Do zobaczenia w Wigilijny poranek.
Poprowadziłam Harry'ego na górę. Nie miałam prawa być na niego zła, skoro to była moja wina, ale byłam. I to bardzo. Musiałam to jakoś przetrwać.
Weszliśmy do naszej sypialni w ciszy. Harry podszedł spokojnie do łóżka.
- Spędzałem miło czas zanim kazałaś mi iść do łóżka. Kim jesteś? Moją matką?
Zignorowałam jego pytanie i intensywnie się w niego wpatrywałam, zastanawiając się co siedzi w jego głowie.
- Jamie, nienawidzę kiedy tak na mnie patrzysz. To sprawia, że czuję się jakbym zrobił coś złego.
- Nie zrobiłeś nic złego - zapewniłam go, kręcąc głową i przebrałam się w piżamę.
W pokoju panowała dziwna atmosfera. Kiedy nakładałam na siebie za dużą koszulkę czułam jak mnie obserwuje.
Okazało się być to prawdą. Odwróciłam się od szafy i ujrzałam go wpatrującego się we mnie posępnie. Chciałam się zapytać dlaczego wyglądał na przygnębionego, ale sam się odezwał.
- Twoja mama umarła, prawda?
Czemu nagle przyszło mu to do głowy? Czy to było tak oczywiste? Nie mogła nawet wymyślić żadnej innej odpowiedzi niż zwyczajne "tak". Chociaż nawet to brzmiało niewłaściwie.
- Umarła.
Musiałam pamiętać, że Harry był pod wpływem leków i nic co powie nie będzie odpowiednie lub miłe.
Usiadł na łóżku i spojrzał na pościel. Chciałam wiedzieć o czym myślał.
- Co się dzieje, Harry? - zapytałam, klękając przy nim.
- Nie wiem - szepnął. - Nie wiem jak to wyjaśnić.
- Jak się czujesz?
Wzruszył ramionami i mruknął.
- Okropnie.
- Dlaczego? - wpatrywałam się w niego, czując jak ogarnia mnie lęk.
Nasz spojrzenia się spotkały, a on wydął wargi.
- Posłuchaj, Jamie. Mam dwie wspaniałe rzeczy, które trzymają mnie przy życiu... Jedną z nich jesteś ty, a drugą - nadzieja, że kiedyś odnajdę moją mamę. Ale ty mnie masz tej nadziei. To strasznie smutne.
Mój oddech stał się ciężki, nie byłam w stanie się odezwać. Uświadomił mi coś, czego nie chciałam wiedzieć.
Chciałam starego Harry'ego z powrotem, nie tego, który mówi wszystko co myśli.
- Nie płacz, Jamie - szepnął, a ja dopiero wtedy zauważyłam, że faktycznie płaczę. Przyciągnął mnie do siebie i położyliśmy się do łóżka, po czym przykrył nas kołdrą.
- Harry... Obiecuje, że zobaczysz ją ponownie - wybełkotałam, chociaż podświadomie wiedziałam, że to raczej nigdy się nie wydarzy. - Zrobię wszystko co w mojej mocy.
- Ja też spróbuję porozmawiać z twoją mamą, jeśli będzie tego chciała - mruknął, po czym lekko się zaśmiał.
Nagle mój uśmiech zniknął.
Musiałam się dowiedzieć co do cholery miał przez to na myśli.




________________________________

Jest tu ktoś jeszcze???
POGADAJMY!

Po pierwsze: wywiad z Louisem i Liamem dla DDTVN
Jak wrażenia? ^^
Jak dla mnie trochę krótki, ale najważniejsze, że był! :)

Po drugie: w poniedziałek premiera FOUR
Słuchaliście już, czy (((tak jak ja))) czekacie? ;)

Po trzecie: Czy ktoś jeszcze jara się nowa płyta Taylor Swift???
Dzisiaj przesłuchałam ją z jakieś 5razy. 
Harry miał rację, świetne są te piosenki xD

No i po czwarte!


Moje koleżanki prowadzą bloga o książkach i filmach!
Dodam, że ja też nalezę do ekipy, chociaż jak do tej pory za duże nie zrobiłam xD
Znajdziecie tam recenzje, TAGi, a wkrótce także powtórki do matury z polskiego! ;)
Zapraszam i zachęcam do zaobserwowania ;)

(((#selfprmo moja recenzja "Hopeless" ----> <<KLIK>>)))


Okej! To chyba tyle!
Do napisania ;)
xxPaula

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 60

Cicho zaczęłam wspinać się po schodach. Zatrzymałam się na ostatnim stopniu i ostrożnie rozejrzałam się wokół siebie, dostrzegając mój stary pokój. Odetchnęłam, przygotowując się na każdą reakcję Harry'ego. Było zbyt nieprzewidywalny, nie wiedziałam jak się teraz zachowa. Zaczęłam stawiać małe kroki wzdłuż podestu, aż zbliżyłam się do mojej sypialni. Uniosłam dłoń do drzwi, ale zawahałam się czy powinnam zapukać czy nie. Zdecydowałam się po prostu wejść i zachowywać się jakby nic się nie stało.
Kiedy weszłam zauważyłam go cicho stojącego obok mojej szafy i wieszającego moje ubrania na wieszakach. Na moment spojrzał na mnie, zanim powrócił do tego co go zajmowało, kompletnie ignorując moją obecność. Zachowywał się jakby nigdy nic nie usłyszał.
- Hej – wyszeptałam powoli podchodząc do niego, nim spojrzałam na to co miał na sobie – Pozbądźmy się tego – łagodnie wymamrotałam do niego i ściągnęłam z niego za duży sweter, obserwując jak wlepiał we mnie wzrok, kiedy pozbyłam się go z jego ciała – Twoje imię to nie Halford.
Zraniony spojrzał na mnie, wydymając miękkie wargi, zanim słabo wzruszył ramionami. Otworzył usta z zamiarem odezwania się, ale przerwałam mu owijając go ramionami. Oparłam głowę ma jego ramieniu i zostawiłam delikatny pocałunek na jego odsłoniętej szyi.
- Przepraszam.
Pociągnął nosem, ale usiłował to ukryć przez lekki kaszel. Po chwili, jego ramiona owinęły się komfortowo wokół mojej tali. 
Nie wiem o czym mówisz...
-Wiem, że  słyszałeś, Harry. Widziałam cię – wyszeptałam do niego delikatnie lecz stanowczo.
Wypuścił długi oddech kiedy skonfrontowałam go z tym i mogłam poczuć jego głowę kręcącą w zaprzeczeniu, zanim przytulił mnie mocniej.
- Po prostu nie wiem co powinienem zrobić, aby mnie polubili.
Jedyną rzeczą jaką mogłam w tym momencie zrobić było pocieszenie go, mimo tego, że miałam ochotę zejść z powrotem na dół i przemówić mojemu ojcu do rozumu. Ale to nic by nam nie dało, Harry nie cierpiał kłótni.
- Nie musisz nic robić, po prostu bądź sobą.
- Bycie mną bawi ich – jęknął dramatyzując i schował twarz w moją szyję.
Nie chciałam w ogóle tego robić, ale jeżeli to jest to co uszczęśliwiłoby Harry'ego, wtedy muszę to zrobić.
- Jeśli chcesz możemy wyjechać teraz...
Te słowa jedynie sprawiły, że uścisnął mnie mocniej i potrząsnął głową.
- Nie ma mowy. Nie zrobimy tego.
- Harry, wiem, że cię pokochają. Tylko muszą do ciebie przywyknąć – zapewniłam go z uśmiechem, kiedy odsunęłam głowę od jego ramienia. Spojrzał na mnie oblizując wargi z niepewnością.
- Przyzwyczaić się do mnie?
- Muszą cię poznać - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem – Po kilku dniach, będą kochać cię równie mocno co ja.
Uśmiechnął się na te słowa, ukazując dołeczki w policzkach, zanim spojrzał na moje wydęte usta.
- I jak długo to potrwa?
Nie odpowiedziałam na to pytanie, bo byłam zachwycona jego zbliżającymi się ustami. Nie zajęło to długo nim przycisnął je delikatnie do moich. Jego ręce na mojej tali powoli podjechały w górę i stanęły na klatce piersiowej, gdy pogłębił pocałunek.
Przerwało nam czyjeś chrząknięcie z korytarza. Natychmiast odsunęłam się od Harry'ego i szybko się odwróciłam, aby zobaczyć mojego ojca stojącego nieruchomo z grobową miną.
- Skończyliście?
Odkaszlnęłam cichutko i uniosłam dłoń do policzka usiłując ukryć jak mocno się rumieniłam. Nie wyglądał w sumie na bardzo zadowolonego, ale teraz w ogóle o to nie dbałam.
- Nie sądzę, że to najlepszy moment...
- Chciałbym tylko porozmawiać z Harrym – powiedział srogo z kamienną twarzą. Odwróciłam się do Harry'ego, który wyglądał zarówno na zaskoczonego co przestraszonego, ale wciąż jedynie potakiwał.
- Słuchaj, dzieciaku. Przepraszam, że tego słuchałeś – zaczął sprawiając, że moje oczy się rozszerzyły. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek usłyszę go przepraszającego – Powinienem pomyśleć, zanim otworzę usta.
- I...? - uśmiechnęłam się szeroko w tym momencie.
Mój tata spojrzał na mnie zdezorientowany.
- I... myślę, że jesteś w porządku.
- I...? - powtórzyłam.
- I... - zamilknął zanim spojrzał na mnie jeszcze raz – Lubię cię.
- Co w nim lubisz? - zapytałam podekscytowana. Wywrócił oczami, zanim wzruszył ramionami. Byłam pewna, że Harry próbował powstrzymać cisnący się na twarz uśmiech.
- Znam go od pięciu minut – westchnął niezręcznie – Jeżeli to pomoże to wolę imię Harry niż Halford.
W tym momencie Harry nie mógł już się powstrzymać i uśmiechnął się krzyżując ramiona. Próbował to ukryć drgając nosem bardzo często, ale to było zbyt oczywiste.
- Wolałbym być nazywany Harry.
- W porządku, cieszy mnie to – tata niezręcznie się zaśmiał, zanim odwrócił się do wyjścia – Wychodzę na godzinę, będę polował.
- W Wigilię? - zapytałam go zszokowana i skrzyżowałam ramiona w rozczarowaniu.
- To tylko godzina – zaznaczył. Ale to nie było to co chciałam usłyszeć. Prawdopodobnie musiałam go puścić, może mogłam coś na tym  ugrać.
- Dlaczego nie weźmiesz ze sobą Harry'ego?
Nagle dwie głowy odwróciły się do mnie. Jedna pełna konsternacji, a druga wściekła. Zaskakujące, że Harry był tym, który spoglądał na mnie z wściekłością.
- Tak, wydaje mi się, że przydałby mi się ktoś do pomocy z załadowaniem jelenia na ciężarówkę – tata po prostu wzruszył ramionami, jakby to nie było nic wielkiego. Zaczął iść w kierunku wyjścia, a Harry spojrzał na mnie z wściekłością w oczach.
Otrząsnął się z szoku i podążył za moim tatą bez śladu entuzjazmu.
- Nie mówisz o prawdziwym jeleniu, prawda?

~

*Harry's POV*
Kluczem do polowania jest to, że musisz mieć na oku swoją zdobycz – tata Jamie powiedział cicho i powoli uklęknął za dużym głazem w ciemniejącym lesie. Byłem cicho przez cały czas, który z nim spędziłem, bo bałem się, że powiem coś czego nie powinienem.
- Chodź tutaj dzieciaku. Kucnij, bo cię zobaczy – syknął, spoglądając na mnie zanim szybko dołączyłem do niego na ziemi – Podaj mi torbę.
Natychmiast zrzuciłem ciężar z moich pleców i podałem my dużą czarną torbę. Kiedy w niej grzebał, rzuciłem okiem na to co było przed nami. Czerwony jeleń.
- Bądź naprawdę cicho, dzieciaku. Nie chcemy go spłoszyć.
Byłem posłuszny jego rozkazowi i pozostawałem cicho, nie żebym do tej pory dużo gadał. Ten jeleń wyglądał pięknie i majestatycznie, miałem ochotę wskoczyć na jego grzbiet i odjechać w las. To byłoby coś.
- Upewnijmy się, że mam cel na muszce.
Odwróciłem głowę aby sprawdzić jego słowa, ale zamiast tego napotkałem lufę przed moją twarzą. Pozwoliłem sobie krzyknąć w przestrachu i potknąłem się do tyłu dla bezpieczeństwa.
- Cholera, Halford. Spłoszyłeś go...
- Masz strzelbę? - przełknąłem ze strachem ślinę i chciałem cicho zaszlochać.
- A czym myślałeś, że mam zabić jelenia? - zapytał z wściekłością, a ja powróciłem do klęczenia. Spojrzałem na niego i dyszałem pozwalając sobie na uwolnienie się z szoku.
- Chciałeś go zabić? - krzyknąłem dramatycznie, a moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu – Myślałem, że puścisz go wolno!
- Gdzie w tym zabawa? - zaśmiał się z szalonym wzrokiem. Przełknąłem ślinę, biorąc głęboki wdech i próbując przypomnieć sobie powód, dla którego tutaj jestem. Muszę zrobić wrażenie na rodzinie Jamie, aby mnie zaakceptowała.
- Uh- tak. Gdzie w tym zabawa, tak? - próbowałem rozegrać to bezpiecznie, ale on jedynie spojrzał gdzie indziej. Jego oczy błysnęły na moment, kiedy patrzył w dal.
- Spójrz na to, dzieciaku. Króliki.
O nie, nie króliki.
Yay – wyszeptałem, ale czułem jak ogarnia mnie panika na myśl o tym, że mógłby zabić królika. Nie mógł tego zrobić, to złamałoby mi serce.
Załadował strzelbę i wycelował ją w małe futrzane stworzenia poruszające się swoją drogą przez las. Zasłoniłem dłońmi uszy i zamknąłem oczy bojąc się tego co stanie się za moment.
Sekundy później, wielki huk rozniósł się po lesie.
- Strzał w dziesiątkę!
Wciąż wgapiałem się w ziemię i przygryzałem wargę próbując cicho się uspokoić.
- No, dalej Halfordzie. Chodźmy sprawdzić.
- Moje imię to Harry – słabo przypomniałem i ruszyłem za nim przez gałęzie i kamienie leżące na ziemi.
Nagle się zatrzymał i spojrzałem na ziemię, aby zobaczyć martwe zwierzę.
- Jaka ślicznotka.
Zrobiłem to, spojrzałem w dół. To był najpaskudniejszy widok jaki kiedykolwiek widziałem. Żołądek wywracał mi się w poczuciu winy i nie byłem wcale z tego dumny. Mój oddech raptownie stał się cięższy, ale obiecałem sobie, że nie zrobię tego- ale moje emocje mnie pokonały.
- Wszystko w porządku, Harry?
W końcu zapamiętał moje imię.
- Tak, w porządku – skłamałem, kręcąc nosem i zamknąłem oczy, aby ukryć przed sobą widok, jaki miałem pod nogami.
- Płaczesz?
Potrząsnąłem głową wciąż zaciskając powieki, ale po chwili je otworzyłem, aby ujrzeć ojca Jamie spoglądającego za mnie z szokiem.
- Po prostu daj mi chwilę – mruknąłem czując jak oczy wypełniają mi się łzami. To nie mogło się stać. Nie mogłem płakać przed ojcem Jamie, to był tylko królik.
- Posłuchaj, to nie jest przyjemna rzecz, ale musisz się zahartować. Bądź mężczyzną Harry.
Boże, brzmisz jak mój ojciec.
Słowa wypłynęły w moich ust zanim mogłem przetrawić to co właśnie powiedziałem. Czułem jak moje usta stają się mokre, jak skwitowałem go i byłem pewien, że tata Jamie nie był zadowolony.
- Prze-przepraszam...
- Nie, to ja przepraszam. Ciągle zapominam jak kobiecy jesteś – wyszeptał, ukazując mi jak łatwo może powiedzieć taki złośliwy komentarz względem mnie Po chwili paniki zauważyłem jak mnie przed chwilą nazwał, powodując u mnie mentalne wywrócenie oczami. Te kilka dni będzie wlec się niemiłosiernie.

Chcę tylko wrócić do Londynu

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 59

- To już ostatnia?
- Tak, ostatnia - Harry mruknął chwytając dwie torby, kiedy ja niosłam jeszcze jedną. - Jamie, daj ja to poniosę.
Zmarszczyłam brwi.
- Przecież niesiesz już dwie.
Jęknął z wysiłku, próbując niczego nie upuścić.
- Wiem, ale wtedy będę wyglądał... - przerwał i wziął dramatyczny wdech, idąc w moim kierunku. - Wtedy będę wyglądał bardziej męsko.
Gdy to powiedział wyglądał akurat mniej męsko niż kiedykolwiek. Przerażonym wzrokiem przyglądał się otoczeniu.
- Jezu... Jesteśmy w lesie.
Rozejrzałam się po tym malowniczym krajobrazie. Byłam wychowywana w otoczeniu drzew i natury. Mój ojciec jest naprawdę twardym facetem, często polował na jelenie czy zające. Próbowałam go przekonać by przestał, jednak on mówił, że to "sport".
- Moi rodzice sami zbudowali ten dom - mruknęłam do niego.
- Rodzice? Myślałem, że masz tylko ojca - powiedział zdezorientowany, unosząc brwi.
- Tak.
- W takim razie, gdzie jest twoja mam...
Przerwałam mu w pół zdania dość brutalnie rzucając mu moją torbę. Ku mojemu zaskoczeniu - złapał ją. Nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się, patrząc jak Harry niosąc już dwie duże torby, próbuje jakoś utrzymać trzecią z prezentami, którą właśnie mu dałam. To było słodkie, że próbował mi zaimponować, ale jeśli chciał, by mój tata go zaakceptował, to musiał postarać się dużo bardziej. Cztery miesiące zajęło mu oswojenie się z faktem, że wyjechałam do college'u, więc nawet ciężko było mi wyobrazić sobie jak długo zajmie mu przyjęcie tego, że mam chłopaka.
- Nie zapukamy? - Harry zapytał zmartwiony, gdy otwierałam frontowe drzwi domu. Ja wzruszyłam tylko ramionami, pokręciłam głową i weszłam do środka. Słyszałam jak Harry głośno przełyka ślinę, zanim zrobił to co ja.
- Tato! Youssef! - krzyknęłam głośno i usłyszałam jak chłopak za mną wzdycha stawiając torby na podłogę.
- Jamie, oni mnie znienawidzą.
Przewróciłam oczami i stanęłam twarzą do Harry'ego. Stał niekomfortowo w swoim czerwonym swetrze i przygryzał wargę... Nie mogłam brać go na poważnie, kiedy wyglądał tak słodko!
- Będą tobą zachwyceni - skłamałam. Znałam mojego ojca, on nigdy nie polubił żadnego z moich chłopaków.
- Idziemy! - niski zachrypnięty głos mi odpowiedział. To zdecydowanie był mój tata.
Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdy zobaczyłam te dwie bliskie mi osoby w korytarzu. Ojciec wciąż wyglądał dokładnie tak samo - wysoki i dobrze zbudowany. Jego blada skóra pokryta zmarszczkami i krótkie siwe włosy sprawiały, że nie wyglądał już tak młodo. W końcu miał już pięćdziesiąt lat.
Przeniosłam wzrok na mojego młodszego brata, a mój uśmiech stał się jeszcze większy, gdy przypomniałam sobie jak bardzo jesteśmy do siebie podobni. Jego skóra była ciemna, tak samo jak jego krótkie falowane włosy. Ludzie brali nas za bliźnięta, z czego Youssef zawsze się cieszył.
- Jamie! - krzyknęli obaj, a ja rzuciłam się by ich uściskać. Uściskałam ich mocno, wspominając czasy kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem. Już dawno nie było mnie w domu.
W końcu przypomniałam sobie jak niezręcznie musi czuć się teraz Harry stojąc samotnie za mną. Szybko oderwałam się od rodziny i stanęłam obok niego.
- Tato, to jes...
- Ta, znam jego imię, już mi mówiłaś - powiedział szorstko sprawiając, że chwyciłam Harry'ego za rękę i ledwie powstrzymałam się przed powiedzeniem, że ojciec jest taki dla wszystkich. Potrafił zachowywać się naprawdę nieuprzejmie.
- W-Wesołych świąt - Harry powiedział z wahaniem. Na szczęście tym razem nie wyciągnął noża i nie zaczął nikomu grozić śmiercią. Nie chciałabym kolejny raz tego przechodzić...
- Więc... To ty jesteś powodem, dla którego Jamie nie mogła przyjechać sama na RODZINNE święto? - zapytał unosząc brwi.
Harry głośno przełknął ślinę ze strachem i próbował odpowiedzieć.
- J-Ja...
- On tylko żartuje, Jamie. Tata i ja jesteśmy uh... szczęśliwi, że masz chłopaka - ogłosił mój brat, czym mnie zaskoczył, po czym szturchnął w ramię ojca, który próbował zmusić się do uśmiechu - Prawda?
- Chodźcie do salonu, mam niespodziankę.
Przewróciłam oczami, gdy zignorował pytanie Youssefa i ruszyłam za nim. Wszyscy byliśmy ciekawi co to było. Znając tatę, było to coś co kompletnie odizoluje od nas Harry'ego. Szkoda, że nie wiedział jaki on jest, i że każdy obraźliwy żart przyjmuje bardzo do serca.
Weszliśmy do staromodnie urządzonego salonu, a ojciec kazał nam usiąść na sofie. Harry siedział obok mnie i posłał mi wystraszone spojrzenie. W odpowiedzi wzięłam go za rękę i lekko ścisnęłam jego dłoń, dając mu do zrozumienia, że wszystko będzie w porządku.
- Kupiłem nam swetry świąteczne z wyszytymi imionami - tata powiedział podekscytowany, po czym onieśmielająco spojrzał na Harry'ego. - Mam jeden nawet dla ciebie.
Harry jakby odetchnął z ulgą na jego słowa i też lekko ścisnął moją dłoń. Po chwili każdy z nas dostał jasnozielony wełniany sweter. Mój oczywiście miał napis "Jamie". Przeniosłam wzrok na Harry'ego, jednak on wyglądał na skonsternowanego. Patrzył na sweter ze zmarszczonymi brwiami.
- Harry, coś nie tak?
Nie musiał nic mówić, gdy odwrócił prezent napisem w moją stronę.
- On myśli, że nazywam się Halford - szepnął.
Właśnie miałam wybuchnąć i nakrzyczeć na ojca, jednak mocniejsze ściśnięcie mojej dłoni mnie powstrzymało.
- Nie mów mu nic - szepnął do mnie Harry.
Zignorowałam go i odwróciłam się do taty.
- Tato! Serio?!
- Co ja znowu zrobiłem? - powiedział defensywnym tonem unosząc ręce do góry. - Robię co mogę, żebyś ty i Halford czuli się tu dobrze!
- On nie nazywa się Halford, tato! To Harry! - krzyknęłam, a Harry dawał mi znak bym przestała gładząc moją dłoń. Byłam ściekła. On zrobił to specjalnie, wiedziałam to.
- J-Ja nie mam nic przeciwko, by m-mówiono na mnie Halford - Harry szepnął nerwowo.
- Przepraszam, okej? Halford, Harry... Co za różnica? - mruknął ojciec, nakładając swój sweter na czerwoną koszulkę polo.
Ja też włożyłam sweter i próbowałam ignorować to jak mnie gryzł. Harry zdjął czerwony sweter, który mu dałam i zamienił go na zielone dużo za duże ubranie. Widziałam, że czuje się dziwnie i niekomfortowo, ale był zbyt uprzejmy, by cokolwiek powiedzieć.
- Przepraszam, jeśli jest trochę za duży, nie wiedziałem, że jesteś taki chudy - ojciec zaśmiał się głośno, a ja poczułam jak ciało Harry'ego się napięło, więc znowu chwyciłam go za rękę.
- C-Chyba powinienem zanieść gdzieś te torby - powiedział cicho, obracając się w ich stronę, ale jakby czekając na pozwolenie.
- Zanieś je na górę. Drugie drzwi po prawej - tata powiedział, w końcu nie obrażając nikogo.
- Pomogę ci...
- Jest dorosłym facetem, Jamie. Poradzi sobie sam.
Harry posłał mi ostatnie błagalne spojrzenie i powoli opuścił salon. Poczekałam, aż będzie wystarczająco daleko, zanim zaczęłam krzyczeć na ojca.
Nim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on i mój brat wybuchli śmiechem. Patrzyłam na nich zdezorientowana.
- Co was tak śmieszy?
Oboje śmiali się w najlepsze i nie śpieszyli się z wyjaśnieniami. Siedziałam tam i zastanawiałam się o co im chodzi.
- Gdzie ty do cholery go znalazłaś?
Czułam jak serce mi się łamie, słysząc ich okrutne słowa, jednak nie dałam rady zrobić nic więcej niż po prostu tam siedzieć i się na nich gapić.
- Co macie na myśli?
- J-Ja nie m-mam nic przeciwko, b-by m-mówiono na mnie H-Halford - Youssefa wyjąkał, a mój ojciec znów zaczął się śmiać.
- Nie mogę uwierzyć, że bałem się, że on złamie ci serce - powiedział mój tata, gdy trochę się uspokoił. - Co za kretyn.
Skrzyżowałam ramiona i spuściłam wzrok na podłogę. Bolało mnie to. Harry naprawdę próbował im zaimponować.
- Jesteście okropni.
- Rozchmurz się Jamie. Tylko się śmiejemy - odezwał się Youssef.
To wcale nie było śmieszne. To było okrutne.
- Harry cały ranek martwił się przed spotkaniem z wami -  powiedziałam smutno. - Próbował się wam przypodobać.
- Jak do tej pory nie bardzo mu to wychodzi - mruknął ojciec, a mój brat dziwnie ucichł.
- Bo nie jest taki twardy i odważny jak ty? Jezu, tato... Nie każdy musi być pozbawionym uczyć starym face...
- Bo nie jest wystarczająco dobry! - przerwał mi.
Miałam ochotę wstać i po prostu wyjść. Jakim cudem Harry nie jest wystarczająco dobry? Nie można go tak oceniać, kiedy zna się go od dwóch minut.
- To szokujące jak bardzo można się mylić oceniając innych - szepnęłam.
Harry był najmilszą, najbardziej kochającą osobą jaką kiedykolwiek spotkałam...
- Daj mu szansę - odezwał się Youssef, zaskakując zarówno mnie jak i ojca. - Tak jak Jamie powiedziała, on naprawdę się stara ci zaimponować...
- Dam mu szansę, ale on jest jakimś głupim dziwakiem...
- Okej, przestań z tymi wyzwiskami...
Nagle przerwałam słysząc gwałtowny wdech w drzwiach. Odwróciłam głowę i dostrzegłam brązowe loki
Harry'ego znikające za ścianą. Po chwili zaskrzypiały schody informując mnie o tym, że wrócił na górę. Jęknęłam i zakryłam twarz dłońmi.
On wszystko słyszał.
Wstałam i spojrzałam na ojca.
- Twoja niewyparzona gęba to główny powód dla którego nigdy cię nie odwiedzam.


______________________________________

Jestem chora! Yaaay... -.-

Co myślicie o tym rozdziale?
Mi osobiście cały ten motyw z wizyta u ojca Jamie nie bardzo się podobał.

No, ale nawet jeśli podzielacie moje zdanie to wierzcie mi warto czytać dalej, bo do końca coraz bliżej, a końcówka zaskoczy was wszystkich! 

Komentujcie proszę ;)

xxPaula