poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 53

- Zabierzcie go stąd! - ktoś krzyknął unosząc ręce do góry.
- Jak sobie życzysz - Harry zaśmiał się i powoli ruszył w stronę wyjścia.
Nagle zatrzymał się i jego wzrok spotkał moje pełne łez oczy. Pokręciłam tylko głową rozczarowana jego zachowaniem. Widziałam w jego twarzy, że w pewien sposób żałuje. Wiedziałam, że to nie był on.
- Przepraszam - powiedział bezgłośnie.
Podniósł rękę do szyi, ściągnął z niej swój krzyżyk, upuścił go na podłogę i wyszedł.
Byłam w szoku. Nie dałam rady nawet oddychać, próbując sobie przypomnieć co właściwie przed chwilą się stało. Oczy wszystkich były skierowane na mnie. Znów wpakował mnie w kłopoty, jednak tym razem było o wiele gorzej.
- J-Ja Przepraszam - spanikowałam, próbowałam jakoś złożyć sensowne wyjaśnienia. - On ma schizofrenie... Myślałam, że będzie z nim dzi-dzisiaj wszystko dobrze... Jestem jego terapeutką...
- Chyba powinnaś po prostu wyjść - ktoś łagodnie powiedział, ale wiedziałam, że w głębi duszy ma ochotę mi przywalić. 
- Rozumiem - westchnęłam wpatrując się w podłogę, by nie pozwolić popłynąć łzom. Powoli wstałam, wzięła moją torebkę i ruszyłam do wyjścia. 
Dostrzegłam naszyjnik Harry'ego na podłodze, więc szybko go podniosłam i schowałam w kieszeni swetra. 
Wyszłam na zewnątrz i zaciągnęłam się chłodnym powietrzem, wpatrując się w mój samochód. Myślałam, że Harry gdzieś tu będzie, jednak się myliłam. Chociaż, nie wiedziałam czy chce kiedykolwiek jeszcze go zobaczyć. Tu właśnie tkwił problem, nie ważne co Harry zrobił... zawsze chciałam go z powrotem. Jednak tego dnia nie byłam już tego taka pewna. 
Wsiadłam do auta i wzięłam kilka głębokich wdechów by się uspokoić. Musiałam po prostu pojechać do domu i się napić. Może dzięki temu zapomnę o tym co się wydarzyło...
Wyjechałam z parkingu i wjechałam na główną drogę. Na szczęście, nie zobaczyłam Harry'ego nigdzie po drodze. Chociaż część mnie liczyła na to. Chciałam zadać mu kilka pytań... Jak na przykład co do cholery było napisane w tej jego "mowie pożegnalnej".
Nie znalazłam go nigdzie w drodze do domu, co mnie trochę zaniepokoiło. Nie miał telefonu, więc nie mogłam do niego zadzwonić. Chciałam tylko się upewnić, że nie robi niczego głupiego...
Jeździłam w kółko przez dwadzieścia minut szukając go. Moja złość pomału przemieniała się w smutek. On nie był złym człowiekiem dlatego, że tego chciał. Wiedziałam, że to przez jego problemy. 
Może po prostu wrócił inną drogą do domu...?
Musiałam w końcu jechać do siebie. Całą drogę myślałam o Harrym. Wiedziałam, że nie mogę teraz tego zakończyć, nawet biorąc pod uwagę to co się dzisiaj wydarzyło. Nie mogłam pozwolić mu przemienić się w osobę, którą był kiedyś. 
Głośno przełknęłam ślinę, gdy mijałam most więżący ze sobą zbyt wile złych wspomnień. Kiedy już chciałam odetchnąć z ulgą nagle zatrzymałam samochód widząc coś na krawędzi mostu. Albo kogoś. 
- Boże, nie. 
Czułam jak zaciska mi się żołądek, gdy wysiadłam z auta cały czas obserwując postać siedzącą na krawędzi. Odetchnęłam, gdy stałam już tylko parę kroków za nią.
- Harry. 
Usłyszałam jak bierze głęboki wdech. 
- Nie powinno cię tu być. 
- Muszę z tobą porozmawiać. 
- Posłuchaj, wiem że jesteś na mnie zła...
- Nie jestem na ciebie zła, Harry... Jestem tylko... Boję się o ciebie - załkałam, stojąc nad nim. 
- Nie będziesz musiała się już więcej mną martwić.
Przygryzłam wargę próbując wymyślić coś co go odciągnie od tego pomysłu. To już trzeci raz kiedy widzę go takiego, nie licząc dnia kiedy się spotkaliśmy. 
- Nie zrobisz tego - powiedziałam, a on westchnął ciężko i zaczął machać nogami nad przepaścią. 
-Dlaczego jesteś tego taka pewna?
Zrobiłam krok w w przód i położyłam dłoń na ceglanym murku na którym siedział. 
- Bo masz po co żyć. 
- Czasami to nie wystarcza. 
Wcześniej nie wiedziałam jak bardzo mogą zaboleć takie słowa, kiedy osoba, która je wypowiada właśnie planuje swoje ostatnie ruchy. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy, a po chwili znów je otworzyłam. Nie mogłam nawet opisać uczuć jakie żywiłam do Harry'ego, jedyne co wiedziałam na pewno, to to, że nigdy nie czułam czegoś podobnego.
- Wiesz, przypominasz mi kogoś kogo znałam - szepnęłam łagodnie marszcząc brwi. On ani razu nie odwrócił się, żeby na mnie spojrzeć. 
- Louisa?
- Nie, tego chłopaka, którego poznałam prawie dwa miesiące temu - powiedziałam spokojnie, co przykuło jego uwagę. - Pamiętam jak patrzyłam mu w oczy i widziałam cały ból, który czuł... Chciałam pomóc mu się go pozbyć. 
Mimo, że wydawałam się spokojna w środku denerwowałam się, że on dalej nawet nie drgnął.
- Chciałabym, żeby teraz tu był, bo nigdy nie będę mogła mu powiedzieć, że wszystko w końcu będzie dobrze... Nie chcę, żebyś znów się w niego zmienił... - próbowałam ukryć łzy. - Ale czasem się zastanawiam, czy już tego nie zrobiłeś...
Westchnął cicho i w końcu powoli odwrócił twarz w moją stronę. 
- Nigdy nie będzie ze mną lepiej... tylko gorzej, Jamie... tylko coraz gorzej...
- Ja nie mogę sprawić, że będzie lepiej Harry, wiesz że nie mogę... ale nigdy nie przestanę próbować - załkałam przeczesując włosy palcami z frustracji i patrząc na niego błagalnym wzrokiem. - Musisz mi zaufać.
Harry wyciągnął do mnie rękę. Nie wiedziałam czy chcę, żebym pomogła mu stamtąd zejść, czy chce pomóc mi tam wejść, jednak chwyciłam ją. Przyciągnął mnie bliżej i pomógł wspiąć się na murek i na nim usiąść obok siebie. Westchnęłam ciężko chowając głowę zagłębieniu między jego szyją a ramieniem i mocniej ściskając jego dłoń. 
- Tak mało brakuje, żebyśmy spadli, Jamie. Jeden mały skok i możemy to wszystko skończ...
- Nie mów tak - szepnęłam i pocałowałam go w szyję. Spokojnie oddychałam świeżym powietrzem ignorując wielką przepaść pod nami.  Z nim czułam się bezpiecznie. Nawet jeśli próbował mnie przekonać, abym skoczyłam, nie bałam się. 
- Nie rozumiem, dlaczego marnujesz na mnie swój czas - mruknął, jednak wydawał się być wdzięczny, że byłam przy nim. Przysunęłam się jeszcze bliżej niego i westchnęłam. Musiałam powiedzieć mu prawdę. 
- Chyba cię kocham, Harry - szepnęłam i sama siebie zaskoczyłam tym wyznaniem.  Harry od razu się odprężył i też wtulił się we mnie. 
- Czasami zastanawiam się czy ja też cię kocham - mruknął patrząc w dół. - Ale... Ja nie wiem co czuję. 
- Podobno w czasie pocałunku czujesz wszystkie uczucia, które żywisz do drugiej osoby - powiedziałam nieśmiało, wpatrując się w jego usta. Czułam się nim odurzona, gdy w końcu złożyłam na nich pocałunek. 
Nasze wargi poruszały się powoli, a po chwili Harry pogłębił pocałunek. To co wtedy czułam... to była miłość. 
Polowi się od niego odsunęłam i ciężko otworzyłam oczy. Czułam się jakby przez ten pocałunek wyssał ze mnie całą energię. 
- Tak - szepnął. - Czułem to. 
Westchnęłam z ulgą patrząc jak uśmiecha się półgębkiem. Wyglądał na wyczerpanego, jakby ta napięta atmosfera go spowalniała. 
- Powinniśmy stąd zejść zanim jedno z nas przez przypadek spadnie. 
Harry pierwszy przerzucił nori przez murek, a potem pomógł mi zejść. Gdy oboje staliśmy już na ziemi puściłam jego dłoń i wyciągnęłam z kieszeni jego łańcuszek, który zawsze nosił. Znieruchomiał, gdy go mu podałam, jednak pocałowałam go w czoło i sama zawiesiłam go na jego szyi. 
- Upuściłeś go. 




___________________________________
Zanim zaczniecie marudzić i zasypywać mnie pytaniami dlaczego rozdział jest taki krótki przypominam że ja tylko tłumaczę i nie mam wpływu na ich długość. Taki napisała autorka i taki jest. Wszelkie skargi i reklamacje proszę składać do niej nie do mnie, bo mnie już to trochę denerwuje :))))

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 52

Jego zakrwawione usta były ułożone w podkówkę. Wpatrywał się we mnie intensywnie, gdy resztkami sił próbował dojść do mojego auta. Wsiedliśmy bez słowa. W głowie cały czas widziałam tą straszną scenę, której przed chwilą byłam świadkiem. Wiedziałam, że jest z nim coś poważnie nie tak. Nikt nie może kaszleć tak mocno, by zacząć wymiotować krwią, a parę minut później czuć się kompletnie w porządku. Próbował mnie nie martwić udając, że nic mu nie jest, i że wcale nie czuje bólu. 
- Powiedz co stało się pięć dni temu - kazałam mu, gdy tylko zamknęliśmy drzwi samochodu, a on spojrzał na mnie zdezorientowany. 
Westchnął, skrzyżował ramiona i pokręcił głową. 
- Nie mogę ci powiedzieć.
Mentalnie przewróciłam oczami, a po chwili podstępnie się uśmiechnęłam. 
- Okej, skoro ty nie chcesz mi powiedzieć, to Zayn to zrobi. 
- On też ci nie powie. 
Wbiłam się w fotel, kompletnie się poddając, a on wpatrywał się we mnie intensywnie. Wkrótce wypuścił sfrustrowany jęk.
- Jamie, jeśli mógłbym ci powiedzieć na pewno bym to zrobił. Wiesz, że robię to tylko po to, żeby cię chronić...
- Przed czym, Harry?! - w końcu ryknęłam ze złością. Od razu pożałowałam moich słów, gdy on odpiął pas i zwrócił się twarzą do mnie. 
- Przed głosami! - odkrzyknął. Próbował się uspokoić krzyżując ramiona. - Ty... Ty mi wierzysz, prawda?
To było trudne pytanie. Wiedziałam, że o tym nie kłamał. Wiedziałam, że naprawdę je słyszał. To jednak nie znaczyło, że są prawdziwe. To działo się tylko w jego głowie. 
- Harry... Wiem, że nie kłamiesz, ale...
- Ale co?
Schowałam głowę w rękach i pokręciłam nią. Wiedziałam, że on wyczuwa moje wahanie. 
- Wiesz, że chcę ci wierzyć.
- Ale... Nie wierzysz - wyszeptał wzruszając ramionami, jakby to i tak nie miało znaczenia. Nie rozumiał jak bardzo chciałam myśleć, że mówi prawdę, ale tak trudno było w to wszystko wierzyć.Zwłaszcza, że poznaliśmy się na oddziale dla psychicznie chorych. 
- Myślisz, że mam schizofrenię.
Zupełnie jakby czytał mi w myślach. Wiedziałam, że muszę odpowiedzieć na to pytanie, ale nie chciałam złamać mu serca mówiąc to. Nie było żadnego prostego sposobu, by powiedzieć mu co o tym wszystkim myślę. 
- Masz wszystkie objawy...
- Nie prawda! - warknął. - Wymień jeden!
Westchnęłam smutno robiąc w głowie długą listę. Miał je wszystkie. Jednak on sam tego nie dostrzegał. 
- Mówisz dziwne rzeczy, Harry. Takie, których normalni ludzie nie powinni mówić - mruknęłam, bojąc się jego odpowiedzi. Wiedziałam, że nie będzie zbyt miła. 
- Od kiedy bycie normalnym jest dobre? - zaśmiał się z niedowierzaniem, jednak nie było w tym nic śmiesznego. To była sarkastyczna odpowiedź, co wkurzyło mnie jeszcze bardziej. 
- Czy ja powiedziałam, że bycie normalnym jest dobre? - kłóciłam się gorzko, marszcząc brwi z frustracji. - Harry... Boże, nieważne. Nie rozumiesz. 
Patrzył na mnie jakbym była najgłupszą osobą na świecie. Jego oczy były szeroko otwarte a brwi zmarszczone. 
- Wiesz co? Nie rozumiem, bo wcale nie mam schizofrenii - odpowiedział.
Nie chciałam się teraz kłócić, to nie był na to czas. Miałam dużo do zrobienia, między innymi czekało mnie wygłoszenie mowy na stypie. Nie mogłam teraz zaprzątać sobie tym głowy. 
- Przepraszam Harry - przeprosiłam z małym uśmiechem na ustach, próbując trochę poprawić mu humor. - Nie chcę, żebyś się na mnie złościł...
- Po prostu już jedzmy. Spóźnimy się. 
Poczułam ból w sercu, przez jego odrzucenie.
Zrobiłam tak jak powiedział, wyjechałam z parkingu i wjechałam na główną drogę. Musiałam zrobić coś, żeby poprawić sytuację między nami. 
Moja dłoń powędrowała na jego siedzenie w poszukiwaniu jego nogi, aż w końcu odnalazła jego kolano. On jednak, szybko się odsunął. 
- Harry, nie chcę żebyś był na mnie zły. 
- Nie jestem - powiedział gorzko, co nie brzmiało zbyt przekonująco. 
- Wiem kiedy jesteś zły - powiedziałam cicho, starając się z całych sił by trzymać wzrok na drodze. - Zawsze wtedy albo wcale się nie odzywasz, albo mówisz coś co mnie rani. 
- W takim razie, którą opcję wolisz? - mruknął w odpowiedzi, a ja zamilkłam. 
Reszta drogi była cicha. Nie odezwał się ani słowem i ten jedyny raz cieszyło mnie to. Wiedziałam, że jest na mnie wkurzony, ale to on mnie zapytał. Może myślał, że nie będę jak inni. Ale kiedy chłopka mówi ci, że słyszy głosy, które ranią jego ramiona, szyję i plecy... raczej nie ma zbyt wiele wyjść z tej sytuacji. Jako terapeutka, nie mogę wierzyć w nic co nie ma sensu. A w jego historii raczej nic nie trzyma się kupy. 
Wjechałam na parking pod miejscem, gdzie miała odbyć się stypa. Chyba byliśmy wcześniej, bo większość ludzi została na cmentarzu , by zobaczyć zakopywanie trumny. Ja nie chciałam tego oglądać, nie ważne jak blisko byłam z Louisem. 
Ja i Harry dalej ze sobą nie rozmawialiśmy, nawet gdy wysiedliśmy z auta i szliśmy do budynku. To nie był pub, ale też nie restauracja. Bardziej jak jakiś klub. Był starodawnie urządzony, jednak elegancki. 
Rozejrzałam się w poszukiwaniu stolika, najlepiej gdzieś z tyłu. Wtedy nikt nie będzie miał szansy porozmawiać z Harrym... Nie był z byt dobry w relacjach z ludźmi. Mówił, że to "onieśmielające".
- Chcesz drinka? - zebrałam się na odwagę i zapytałam go grzecznie, próbując się uśmiechnąć (co niestety mi nie wyszło).
- Chcę szklankę lodu - powiedział surowo z niezadowoloną miną. 
Zanim zdążyłam zapytać o jego dziwne zamówienie, on ruszył do stolika pod samą ścianą, odcinając się od wszystkich.
Podeszłam do baru i szybko zamówiłam sobie drinka i to co chciał Harry. Oczywiście barman dziwnie się na mnie spojrzał... ale skoro Harry chciał lód, to mu go dam. 
Nawet jeśli relacje między nami nie były zbyt przyjazne i tak byłam wdzięczna, że był tu ze mną. Nikogo innego nie znałam... Z matka Louisa rozmawiałam tylko przez telefon...
Dołączyłam do Harry'ego przy małym stoliku, usiadłam obok niego i podałam mu szklankę lodu. Spojrzałam na niego w poszukiwaniu jakichś oznak dyskomfortu czy czegoś takiego. Wtedy zauważyłam coś co się w nim zmieniło.
- Jezu, Harry - odezwałam się, a on spojrzał na mnie z niezadowoloną miną. - Twoje źrenice są wielkie.
Zaczął szybko mrugać i spojrzał na mnie zdezorientowany... ale nagle uśmiechnął się delikatnie.
- O czym ty mówisz?
Na kilka sekund zapanowała cisza. Zawahałam się chwilę, zanim odpowiedziałam. - Po prostu... wyglądasz inaczej. 
Zignorował moje słowa i chwycił swoją szklankę. Potem wyjął z niej kostkę lodu i zaczął ją ssać.
Nie zamierzałam nawet pytać...



*godzinę później*

Mogłam z radością przyznać, że ja i Harry jakoś naprawiliśmy sytuację między nami. Wciąż był trochę cichy, ale już mnie nie ignorował. A z tą jego chrypą słuchało się go wspaniale.
Pojawili się rodzice Louisa i w końcu miałam szansę ich spotkać i powiedzieć jak bardzo jest mi przykro. To wciąż było dla mnie trochę nierealne, go już nie było. Bez niego przebywanie w moim mieszkaniu było dziwne. Potrzebowałam go tam. 
Jego matka powiedziała mi, że nie może doczekać się mojej przemowy, co naprawdę mnie zmartwiło. Nie chciałam wszystkiego zepsuć, ciężko nad tym pracowałam. Świadomość, że będę musiała mówić przed setką ludzi w niczym nie pomagała. 
Wstałam z mojego miejsca wiedząc, że wszyscy na mnie patrzą. Wyszłam kilka kroków na przód i zobaczyłam smutne twarze wszystkich zgromadzonych. Odkaszlnęłam i zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. 
- Przygotowałam kilka zdać o Louisa, które chciałabym powiedzieć. 
Teraz już nie było odwrotu. Głośno przełknęłam ślinę ze strachu, próbując opanować drżenie mojego ciała. Chciałam potrzeć na Harry'ego podczas mówienia, ale siedział za mną. 
Całe pomieszczenie zamilkło, to był mój czas. 
- Louis był moim wspaniałym przyjacielem i niestety nie mogłam powstrzymać go...
Skarciłam się w myślach, gdy łzy zaczęły płynąć z moich oczu. Cholera. Myślałam, że będę dała radę to wytrzymać. Myliłam się. I robiłam z siebie głupka przed wszystkimi. 
- Ja... Ja... ja... Przepraszam - próbowałam zbyć moje łzy śmiechem. 
Wytarłam mokre policzki i wzięłam głęboki wdech.
- Strasznie kochałam Louisa, był moim najlepszym przyjacielem - kompletnie zapomniałam mojej mowy i zaczęłam mamrotać jakieś nieskładne rzeczy. 
Musiałam przestać, zanim zacznę mówić o rzeczach, o których nie powinnam mówić... Na przykład o tym jak się pieprzyliśmy czy coś w tym stylu...
- Przepraszam, nie mogę tego zrobić... - załkałam zażenowana patrząc na zaskoczone twarze ludzi. 
Szybko wróciłam do swojego stolika. Twarz Harry'ego dalej nie wyrażała żadnych emocji. 
W pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza. Wszyscy czekali na jakieś ogłoszenie o tym jak stchórzyłam i że mogą wrócić do picia swoich drinków.  
Nagle Harry zaczął przeszukiwać moja torebkę, a po chwili wyciągnął pogniecioną kartkę. 
- Pozwól, że ja to zrobię. 
Zaczęłam panikować. 
- Harry, to moja mowa. C-Co...
Zanim zdążyłam skończyć zdanie on wstał z krzesła zwracając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych. 
- Harry... - próbowałam go zawołać, ale mnie zignorował. To nie mogło być nic dobrego. Nawet nie mogłam sobie wyobrazić co zaraz się stanie. 
Harry stanął dumnie w centrum tłumu ludzi. Odkaszlnął i zaczął mówić. 
- Jestem Harry i uhh... Przeczytam za Jamie jej mowę. Ciężko nad nią pracowała. 
Wciąż niezbyt dobrze widziałam przez łzy zalewające moje oczy, ale za to dokładnie słuchałam tego co mówił. Brzmiał sarkastycznie, a to mnie jeszcze bardziej martwiło. Nie wiedziałam czy powinnam go powstrzymać, czy nie.
Rozłożył kartkę i przeskanował ją wzrokiem, zanim zaczął czytać. 
- Jest tyle rzeczy, które chciałabym mieć szansę powiedzieć Louisowi przed jego śmiercią. Był najmilszym, najbardziej kochającym... bla, bla, bla...
Otworzyłam usta w szoku. Inni z resztą też. Musiałam go powstrzymać , ale nie dałam rady się ruszyć. 
Westchnęłam, gdy rzucił kartkę na podłogę. Stał tak przez kilka sekund obserwując zszokowane twarze ludzi, po czym odwrócił się twarzą do mnie i uśmiechnął się podstępnie. 
Odwrócił się z powrotem do tłumu i wyciągnął coś z wewnętrznej kieszeni marynarki. Kolejną kartkę...
- Właściwie to przygotowałem swoją własną przemowę - zaśmiał się gorzko. - To co napisałem to... prawda o tym co przydarzyło się dla Louisa.
Wszyscy zaskoczeni głośno wciągnęli powietrze , a mi zrobiło się niedobrze. W duchu błagałam, żeby przestał. 
Harry mruknął sarkastycznie, złożył kartkę i z powrotem schował w kieszeni.
- W sumie, to chyba nie jest na to najlepszy moment - uśmiechnął się szeroko wzruszając ramionami. 
Spojrzał na najbliższy siebie stolik i szerzej otworzył oczy z podekscytowania, gdy zobaczył kieliszek czerwonego wina. Chwycił go i podniósł do góry. 
- Wznieśmy toast, a Louisa - niewinnie się uśmiechnął, ale ja wiedziałam, że jeszcze nie skończył. - Zawsze będzie bliski mojemu sercu za bycie takim wrzodem na tyłku i... straszną pizdą.



___________________________

Jakoś nie wiem czy podobają mi się te rozdziały...
Ale później będzie zdecydowanie lepiej! 
Koniec jest kjshfkgjasbdgij
A wy co myślicie?
 

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 51

Przebudziłem się leżąc w nieznajomym otoczeniu składającym się z delikatnej i ciepłej bawełnianej pościeli. Wypuściłem bezładny jęk i odkryłem, że byłem zakneblowany kawałkiem taśmy izolacyjnej. Zacząłem panikować. Chciałem się przeciągnąć, jednak wtedy odkryłem, że moje ręce są do czegoś przywiązane. Kiedy w końcu otworzyłem oczy dopiero naprawdę się przestraszyłem.
- Obudził się.
Nagle ujrzałem kogoś kilka centymetrów od mojej twarzy, kto używając wskazującego i środkowego palca otworzył szerzej moje oczy.
- Jego źrenice są normalne.
Zauważyłem, że Liam i Zayn stoją nade mną, a miejsce w którym się znajduje to łóżko. Dłoń Zayna nagle znalazła się na moim czole i została tam przez niespodziewanie długą chwilę.
- On... ma już jakby ludzką temperaturę.
Moje usta dalej były zaklejone taśmą, więc jedyne dźwięki, które można było ode mnie wtedy usłyszeć były dziwne jęki i pomruki. W końcu Liam chwycił za brzeg taśmy i bez wahania energicznie odkleił ją z mojej twarzy.
- Cholera! - krzyknąłem z bólu, zaciskając mocno oczy. Nie mogłem nawet dotknąć bolącego miejsca, by trochę złagodzić te straszne czucie. - Dlaczego jestem związany?!
- Musieliśmy się upewnić, że nie jesteś czymś innym - Liam mruknął z poważnym wyrazem twarzy, a ja zmarszczyłem brwi. Oni wiedzieli coś, czego ja jeszcze nie wiedziałem.
- Spaliliśy tablicę Ouija - powiedział Zayn i wtedy nagle wszystko sobie przypomniałem. Przypomniałem sobie to jak śmiałem się tak mocno, że nie mogłem oddychać. Coś mi mówiło, że w tej sytuacji nie było nic zabawnego.
- Straciłeś przytomność, gdy w końcu przestałeś się śmiać i trząść - poinformował mnie Liam, zaczynając odwiązywać moje ręce od zagłówka łóżka. - Wtedy cię związaliśmy.
- Dlaczego nie zabraliście mnie do szpitala? - warknąłem na nich. - Co jeślibym umarł?!
- Na pewno byś nie umarł, nie było nawet takiej opcji - Liam gorzko się zaśmiał i wstał, gdy skończył już uwalniać moje ręce.
- Czemu niby jesteś tego taki pewien? - zapytałem rozzłoszczony i w końcu podniosłem się z łóżka.
Liam wzruszył ramionami i tajemniczy uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Dlaczego demon miałby chcieć cię zabić, skoro jesteś powodem dla którego żyje?
- Myślisz, że to jest zabawne? - Zayn zapytał zdegustowany.
Znieruchomiałem, próbując przyswoić do siebie to co usłyszałem. Z powrotem opadłem na miękkie poduszki. To nie mogła być prawda, nie miałem zamiaru w to wierzyć.
- Nie jest - bronił się Liam. - Ale fajnie było to powiedzieć.
Zayn patrzył na niego z niedowierzaniem, a po chwili przewrócił oczami.
- Co mamy zrobić, żeby z Harrym było lepiej?
- Myślę, że powinniśmy wezwać egzorcystę.
Od razu usiadłem i spojrzałem na bruneta, który właśnie powiedział te straszne słowa.
- Odprawienie egzorcyzmu to jedyne rozwiązanie.
Nie chciałem tego. Nie potrzebowałem tego. Mogłem sobie sam poradzić z... czymkolwiek to jest. Jedyne czego potrzebowałem to by to zrobić była Jamie.
- Cholera, Harry... Znalazłem to wcześniej na podłodze - usłyszałem głęboki głos Zayna, który wyjął z kieszeni mój łańcuszek z krzyżykiem. Szerzej otworzyłem oczy nagle przypominając sobie moment zerwania go z mojej szyi.
- Nigdy więcej nie zdejmuj tego cholerstwa.


~


*5 dni później*

*Jamie's Pov*
Posępnie stałam pod starym, trochę rozwalającym się kościołem, zastanawiając się kiedy wszyscy wejdą do środka by zając miejsca. Kurczowo trzymałam swoją torebkę, w której schowałam kartkę z moją mową. 
To był dzień pogrzebu Louisa i nie było ani sekundy, żebym o tym nie myślała. Przez cały tydzień byłam sama. Po prostu siedziałam w mieszkaniu, nędzna i bezużyteczna. Okłamałam Harry'ego mówiąc, że idę odzyskać swoją pracę. Nie byłam do końca pewna czy naprawdę ją straciłam. 
Dostałam telefon od szefa. Myślałam, że chce mi powiedzieć, że zostałam zwolniona, albo że zostaną przeciwko mnie wniesione oskarżenia do sądu. No albo, że chodziło o to, że nie przyszłam do pracy. Później do niego oddzwoniłam, ale nie odebrał. Wtedy zostawiłam mu wiadomość, z wyraźnym strachem w głosie poprosiłam o tydzień wolnego z powodu całej sytuacji z Louisem. Nie dopowiedział na wiadomość, więc chyba miał mnie w dupie. 
Nawet mimo tego całego zamieszania z moją pracą, nie mogłam przestać myśleć o Harrym. Wiedziałam, że coś było nie tak. A to, że Zayn był w to zamieszany tylko zwiększało jednocześnie moją ciekawość i złość. Czułam, że on już nie potrafi mi ufać. 
- Uroczystość rozpocznie się za dwie minuty - usłyszałam jak ktoś obok mruknął. 
Nie chciałam tam wchodzić. Nie chciałam zobaczyć drewnianej trumny, bo wiedziałam, że ktoś dla mnie ważny w niej był. Nienawidziłam pogrzebów. 
Wpatrywałam się w podłogę biorąc głębokie wdechy i próbując powstrzymać łzy. Zaczynało się, musiałam tam wejść, a potem powiedzieć tym wszystkim ludziom górę kłamstw o chłopaku leżącym w trumnie. 
W końcu podniosłam wzrok z ziemi. Prawie zachłysnęłam się powietrzem, gdy zobaczyłam z daleka postać ubraną w ciemny garnitur. Zaczął powoli iść w stronę kościoła, a dokładniej w moją stronę. Wiedziałam kto to, nigdy nie pomyliłabym tej twarzy z nikim innym. To był Harry.
Był coraz bliżej, wpatrywał się we mnie tak, jakby wokół nas nic nie było. Wyglądał na złego, albo zdenerwowanego... Może po prostu nie czuł się zbyt komfortowo. Gdy był już kilka metrów ode mnie, dalej nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja z wahaniem zrobiłam kilka kroków w jego stronę. 
- Mówiłeś, że nie przyjdziesz - szepnęłam cicho.
Zrobił dziwną minę i przygryzł wargę, a jego wzrok wciąż był utkwiony we mnie. 
- Pomyślałem, że będziesz dzisiaj potrzebowała kogoś bliskiego - wychrypiał sprawiając, że szerzej otworzyłam oczy słysząc jego niski i zachrypnięty głos. 
- Brzmisz okropnie - powiedziałam, podejrzliwie unosząc brew, a on pokiwał głową. 
- Czuję się jakby moje płuca płonęły - odpowiedział gorzko, zachowując dystans. Dziwne. 
- Powinieneś pójść z tym do lekarza. 
- Nic mi nie jest - powiedział.
Było w nim teraz coś co wypierało wszystkie jego emocje. Nie podobało mi się to. Chciałam przeprosić go za wszystko co się stało, nawet jeśli wiedziałam, że on mnie zranił. To jak wyglądał w tym garniturze sprawiało, że chciałam błagać o wybaczenie... 
- Wyglądasz bardzo przystojnie - w końcu zebrałam się na odwagę by się odezwać.
Momentalnie jego oczy otworzyły się szerzej... jakby pytał o pozwolenia, a już po chwili oboje rzuciliśmy się w swoje objęcia. Dłonie Harry'ego znalazły się na mojej talii, a moje wokół jego szyi. 
- Przepraszam, za wszystko. 
- Już mi to mówiłeś przez telefon...
- Chcę, żebyś zobaczyła jak bardzo jest mi przykro.
Przytulił mnie mocniej i schował swoją twarz w zagłębieniu między moją szyją a ramieniem. Z całych sił próbowałam uspokoić szalejące we mnie emocje. Byłam wdzięczna, że był tam ze mną. Nie dałabym rady zrobić tego sama. 
- Tęskniłam za tobą.
Poczułam jego usta pod moim uchem, a stamtąd szybko odnalazły drogę do mich ust. Dłonią przykrył mój policzek. 
- Tak bardzo przepraszam, Jamie - powtórzył sprawiając, że moje ciało oblała fala ciepła. 
- Uh...przepraszam. Nie chcę przeszkadzać, ale uroczystość właśnie się rozpoczyna - ktoś ogłosił stojąc w drzwiach, a ja natychmiast odsunęłam się i zobaczyłam księdza stojącego obok nas. Cicho przeprosiłam, chwyciłam dłoń Harry'ego i  ruszyliśmy do głównych  drzwi.
Gdy dotarliśmy do wejścia Harry nagle się zatrzymał i zaczął patrzeć na coś przed sobą. Stał sztywno i wyglądał na zdegustowanego. 
- Harry, chodź. 
Wziął szybki głęboki wdech i zamknął oczy, zanim przekroczył próg kościoła. Usłyszałam ciche westchnienie, gdy zrobił krok wgłąb budynku. Musiał nienawidzić pogrzebów tak samo jak ja. 
Udało nam się znaleźć miejsca z tyłu, co chyba odpowiadało Harry'emu, bo nie było stąd zbyt dobrze widać trumny. Zaczynałam się denerwować wiedząc, że później będę musiała wygłosić mowę. Harry próbował mnie uspokoić trzymając mnie za rękę i co jakiś czas lekko ją ściskając.
Pogrzeb trwał, co chwilę ksiądz cytował Biblie lub zaczynał modlitwy. Ledwie go słyszałam przez ten cichy szloch wszystkich zgromadzonych. Próbowałam skupić moje myśli na czymkolwiek innym niż pogrzeb czy Louis, bo nie chciałam zrobić z siebie głupka wybuchając płaczem jak małe dziecko. Byłam terapeutką, rozmawiałam codziennie z ludźmi o tym jak byli ofiarami przemocy czy innych takich rzeczy... Znałam kilka sposobów na powstrzymanie łez w takich sytuacjach. 
- Proszę, wstańmy i zaśpiewajmy hymn Boży - ksiądz powiedział głośno wyrywając mnie z zamyślenia. Pociągnęłam dłoń Harry'ego próbując... zmusić go by wstał razem ze mną.
Zaskoczona spojrzałam w dół na niego i przeklęłam go w głowie. Dlaczego do cholery on dalej siedział? 
- Harry? - szepnęłam patrząc mu w twarz, a on dalej siedział na ławce. 
Po chwili organy zaczęły grać maskując hałas, który zrobiłam dosłownie ściągając Harry'ego z ławki.
- Co się z tobą dzieje?! - warknęłam, a on mnie zignorował. Nawet na mnie nie spojrzał. 
Stał niechlujnie z założonymi rękoma i nawet nie próbował udawać, że śpiewa. Po prostu tak stał. To pieprzony brak szacunku. Wiedziałam, że nie lubił Louisa, ale czy naprawdę zamierzał to robić? Czy robił to z innego dziwnego, nieznanego mi powodu?
Hymn wkrótce się skończył i Harry od razu usiadł. Rozzłoszczona zajęłam miejsce obok niego, a kiedy próbował znów wziąć moją dłoń w swoją, odepchnęłam go.
Patrzył na mnie zdezorientowany, a ja z całej siły starałam się na niego nie patrzeć. Przewróciłam oczami, gdy znów złączył nasze dłonie. Tym razem nie zabrałam swojej. 
Patrzyłam w podłogę przez resztę uroczystości, próbując nie myśleć o tym gdzie byłam i co się właśnie działo. Nienawidziłam tego w sobie. Zawsze szukałam sposobów by jakoś ominąć problem, zamiast stawić temu czoła. 
Pogrzeb wreszcie się skończył i kilku mężczyzn podeszło do czegoś przy ołtarzu. Wszyscy wstali, więc domyśliłam się, że to oni będą nieść trumnę. Na szczęście Harry tym razem wstał już bez mojej pomocy. 
Zamknęłam oczy, gdy mijała nas trumna i stałam tak, aż do momentu kiedy całkowicie opuściła kościół. 
W końcu odetchnęłam z ulgą i odwróciłam się twarzą do Harry'ego by obdarzyć go rozczarowanym spojrzeniem. Nie zamierzałam po prostu zapomnieć o tym co zrobił. 
- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś - wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem, a gdy dostrzegłam jego pozbawioną emocji minę przewróciłam oczami. 
Ludzie zaczęli wychodzić z kościoła, a wtedy oczy Harry'ego od razu zwróciły się w stronę drzwi. 
- Patrz na mnie jak do ciebie mówię - skarciłam go sprawiając, że z powrotem spojrzał na mnie. - Dlaczego nie wstałeś? Nie uważasz, że to trochę lekceważące? 
Nagle minął mnie, a ja westchnęłam zaskoczona jego niegrzecznym zachowaniem. Opuścił kościół razem z tłumem ludzi sprawiając, że musiałam wziąć kilka głębokich wdechów, by trochę opanować swoją złość zanim ruszyłam tą samą drogą. 
Nie mogłam uwierzyć w to co robił. Wyszedł bo był zły?
W końcu znalazłam się na zewnątrz. Od razu zauważyłam Harry'ego oddalającego się od wszystkich ludzi, który go otaczali na jakieś puste pole niedaleko kościoła. Wyglądał jakby się spieszył. 
- Co na niebiosa robi tam ten chłopak? - zapytała starsza kobieta.
- Uh... jest po prostu bardzo wrażliwy. Lepiej pójdę sprawdzić jak się czuje - wymyśliłam wymówkę, by móc pobiec za Harrym.
Przedarłam się przez tłum smutnych, podstarzałych ludzi podążając za praktycznie niepoczytalnym chłopakiem, w którym najprawdopodobniej się zakochałam. 
- Harry! - krzyknęłam, gdy byłam już tylko kilka metrów od niego. 
Nagle się zatrzymał i stanął bez ruchu. Odchylił głowę i spojrzał w niebo, na co ja zmarszczyłam brwi. 
- Harry?
Upadł na kolana, a jego ciało wygięło się w agonii. Mocno kaszlał. Wiedziałam, że muszę coś zrobić. 
Uklęknęłam obok niego i zobaczyłam jak praktycznie krztusi się mieszaniną śliny i...krwi. 
- O mój...
Splunął krwią, a jego oczy zaczęły wypełniać się łzami od ciągłego kaszlania i krztuszenia się. Delikatnie głaskałam go po plecach by go uspokoić, jednak sama strasznie się o niego bałam. Wcześniej byłam dla niego taka niemiła przez to, że nie chciał wstać. Nie wiedziałam, że jest tak słaby fizycznie, że nie da rady utrzymać się na nogach. 
Usłyszałam ciche łkanie dobiegające z zakrwawionych ust Harry'ego.
- Co się ze mną dzieje?
Pokręciłam głową, sama chciałam zacząć płakać widząc jego ból. Najgorsze było to, że nie wiedziałam jak to zatrzymać. 
- Ja... N-Nie wiem... - wydusiłam z siebie spanikowana, próbując go objąć w ramach pocieszenia. 
- Czuję się jakby ktoś wlał jakiś kwas do mojego gardła...


niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 50

OSTRZEŻENIE OD AUTORKI: 
Nie bawcie się tablicą ouija. Jest niebezpieczna i to co dzieję się w tym rozdziale naprawdę się przydarzyło pewnym ludziom. Nie bierzcie tego za żart i nie piszcie, że posuwam się za daleko próbując sprawić by moje opowiadanie było bardziej interesujące. Tablica ouija to nie gra czy zabawka, to naprawdę chora rzecz, której używa się do tworzenia portali dla demonów, które potem łatwo mogę przejąć nad tobą kontrolę.
________________________________________

Patrzyłem na niego zdezorientowany, a po chwili przeniosłem wzrok na Zayna w poszukiwaniu jakichś wyjaśnień. Jego brwi były zmarszczone i kręcił głową z dezaprobatą. 
- Nie ma mowy, nie użyjesz tego. 
- Boisz się? - Liam zaśmiał się uśmiechając się półgębkiem i szybko spojrzał na mnie, jakby czekając na moją decyzję. Ja nawet nie wiedziałem co to było. 
- To jakaś gra planszowa? - zapytałem, a Liam wybuchnął śmiechem. Krępowało mnie to, że się śmiał, dlatego siedziałem bez ruchu na swoim miejscu. 
- Jesteś strasznie naiwny - powiedział, próbując opanować chichot. Momentalnie ucichł, gdy Zayn posłał mu karcące spojrzenie. Potem spojrzał na mnie i z wahaniem się odezwał. 
- Harry, nie będziemy w to grać - powiedział stanowczo, po czym westchnął i spuścił wzrok na podłogę. 
Zacząłem obserwować Liama, by zbadać sytuację. W końcu co może się stać w najgorszym wypadku?
- Ja chcę - kłóciłem się sprawiając, że Zayn przeczesał dłonią włosy. Potem wziął od Liama tablicę i zaczął się w nią wpatrywać z uniesionymi brwiami. 
- Jesteś pewien, że chcesz to zrobisz? - zapytał niepewnie. Szybko pokiwałem głową, a Liam się uśmiechnął.
- Spodoba ci się - zapewnił. - W końcu to tylko gra planszowa, prawda?
- Co trzeba zrobić żeby wygrać? - mruknąłem cicho, a Liam zabrał pudełko z rąk Zayna. 
- Uh... Tu nikt nie wygrywa Harry.
- Och... Więc jak się w to gra?
Zayn odwrócił się twarzą do mnie i spojrzał na mnie ze współczuciem, po czym znów spuścił wzrok na ziemię. 
- Nie gra się. Przez to się komunikujesz.
Oboje wstali ze swoich miejsc i cicho zamienili ze sobą kilka słów, zanim odwrócili się w stronę kanapy. Odsunęli ją tworząc w pomieszczeniu dużą, otwartą przestrzeń.
Liam wziął swój sprzęt i zaczął wszystko rozstawiać. Trzy kamery zostały skierowane na nas. Jedna była nad kominkiem, kolejna na półce z książkami i ostatnia na stoliku pod ścianą. Wszystkie skierowane prosto na nas.
Byłem tym wszystkim trochę przerażony, a to że Zayn nie wydawał się być zachwycony całym pomysłem wcale mi nie pomagało. Nie miałem pojęcia co ma się zaraz stać, jednak z niecierpliwością czekałem żeby się tego dowiedzieć. 
- Usiądźmy w kółku na podłodze - zasugerował jeden z nich, więc podniosłem się z mojego miejsca i ukląkłem na zimnych, drewnianych panelach. 
Siedzieliśmy w kółku (w sumie to w trójkącie), a Liam włączył swój detektor ruchu i dyktafon. Położył je obok mnie, co mnie trochę zmartwiło. Zdjął pokrywkę z płaskiego pudełka odsłaniając dziwną tablicę.
Były na niej napisane różne rzeczy. W lewym górnym rogu było słowo "tak", a w prawym "nie". Pod spodem wypisany alfabet, a pod nim cyfry "0, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9". To co jednak najbardziej przykuło moją uwagę było słowo napisane na samym końcu - "żegnaj".
- Co to właściwie jest? - zapytałem zdezorientowany, patrząc jak Liam chwyta jakiś przedmiot dołączony do pudełka. Miał dziwny kształt i dziurę na środku. Patrzyłem na to podejrzliwie, zastanawiając się dlaczego do diabła potrzebujemy czegoś takiego.
- Co to?
- Kładziesz to na tablicy, a otwór na środku wskazuje literę lub słowo. To dość proste - Liam wyjaśnił. 
Pierwszy raz w życiu o tym słyszałem. Byłem gotowy zrobić cokolwiek zasugeruje, ale to było przerażające.
Położył dziwną tablicę przed nami razem z tym dziwnym przedmiotem. Zaśmiał się pod nosem i strzelił kośćmi dłoni.
- Okej Harry, połóż palce na planchette - poinstruował mnie. Hmm, pewnie tak nazywał się ten przedmiot. 
Zrobiłem tak jak powiedział, położyłem środkowy i wskazujący palec na krawędzi.
- Tylko delikatnie dotknij.
- Nie wiem czy chcę to zrobić, stary.
Przewróciłem oczami wiedząc, że Zayn będzie chciał się wycofać. Nie podobało mu się to wszystko od samego początku.
- No weź, ja nie wiem nawet o co tu chodzi, a się zgodziłem. 
- Czemu nie masz takiego nastawienia jak Harry? - Liam zapytał, znów uśmiechając się półgębkiem. - Lubię Harry'ego, powinniśmy zostać przyjaciółmi. 
- Co? - zapytałem podekscytowany unosząc brwi i szeroko się uśmiechając. - Naprawdę? 
- Jeśli to przeży... - zaczął, ale nagle urwał. Zmarszczyłem brwi zastanawiając się dlaczego to zrobił.
- Huh?
- Nic, stary - zbył mnie. - No dawaj Zayn... Jeśli się przyłączysz to może uda nam się nawiązać silniejsze połączenie z demonem. 
- Co to ma znaczyć? - zapytałem zmartwiony, jednak nie zabrałem palców z planchette.
- Pogadamy z twoim demonem.
Nagle Zayn położył swoje palce na dziwnym przedmiocie obok moich. Liam szybko wszystko sprawdził i też zrobił to samo. 
Nie mogłem wyrzucić z mojej głowy tego jednego zdania. Tylko ja z nimi rozmawiałem, a teraz mieli też to zrobić Zayn i Liam?
- Na początek poruszajmy tym trochę w kółko - szepnął Liam. - Taka jakby... rozgrzewka.
Powoli przesuwaliśmy planchette, wpatrując się w nią intensywnie. 
- Teraz zadam pytanie, a jeśli demon będzie chciał odpowiedzieć to przesunie to na jakieś słowo, literę lub liczbę. 
- To będzie samo się ruszać? - zapytałem zaskoczony. 
- Demon albo dusza będzie tym poruszać, więc wy tego nie przesuwajcie. Czasem nieźle się wkurzają kiedy się to robi...
Patrzyłem na zmianę na planchette i Liama... mając nadzieję, że wszystko zrozumiałem. Więc on będzie zadawał pyatnia, a planchetta będzie wskazywać odpowiedzi?
Liam odchrząknął, a ja zaczynałem męczyć się tą całą sytuacją. Musiałem być cierpliwy i mieć nadzieję, że to zadziała. 
- Czy jest tu ktoś, kto chce dać nam znak o swojej obecności? - w końcu zapytał głośno sprawiając, że dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa. Nie czułem się dobrze, atmosfera była gęsta i panowała cisza.
Nic się nie wydarzyło. Zaczynałem myśleć, że to trochę niedorzeczne. Jak przez grę planszową można komunikować się z demonami? Postanowiłem w końcu się odezwać.
- Lia...
- Ciiii - uciszył mnie sprawiając, że szerzej otworzyłem oczy zaskoczony jego ignorancją. Ktoś musiał mu powiedzieć, że to nie działa. 
- To strata czasu - Zayn westchnął zirytowany i przewrócił oczami. Byłem wdzięczny, że to powiedział i ja nie musiałem tego robić. 
- Musimy dać mu trochę czasu! - Liam krzyknął szeptem.
- Daliśmy mu czas - Zayn odparł. - To się nie poruszy.
Gdy tylko te słowa opuściły jego usta, planchetta nagle się przesunęła. Odruchowo zabrałem rękę, dziwne uczucie zaczynało rodzić się wewnątrz mnie. 
- Harry! Połóż z powrotem palce!
Z lekkim wahaniem zrobiłem to mając nadzieję, że nie stanie się nic złego. Wziąłem głęboki wdech i spróbowałem ponownie się skupić. 
- Zadaj jakieś pytanie, Liam.
- Czy jest tu ktoś, kto chce dać nam znak o swojej obecności?
Wpatrywałem się w nasze palce mając desperacką nadzieję, że stanie się coś dobrego. Po chwili planchette zaczęło powoli przesuwać się w górę tablicy. 
- Harry, przestań... Wiem, że to ty tym ruszasz, to nie jest śmieszne. 
- To nie ja - odpowiedziałem Zaynowi przewracając oczami.
Liam nagle spojrzał na mnie i na przestrzeń obok mnie.
- Detektor ruchu zaczyna wariować. 
Zacząłem trząść się ze strachu, ale dalej chciałem to kontynuować. Chyba byłem bardziej podekscytowany niż przerażony. Jednak gdy planchetta wylądowała na słowie "tak", byłem już tylko przerażony.
- Jak się nazywasz? - Liam zapytał głośno. 
Przedmiot znów zaczął się poruszać od jednej litery do drugiej. 
- Q...K...S - ostrożnie czytał wszystkie litery, jednak po chwili wszystko się przerwało na co zmarszczyłem brwi zdezorientowany. - Czasami dusze lub demony podają pomieszane litery... To tak jakby jeszcze nie do końca załapały jak to działa, ale zaraz powinno być lepiej. 
Poczekaliśmy minutę zanim Liam wymyślił kolejne pytanie. Sam też zacząłem się nad nimi zastanawiać, chociaż i tak najprawdopodobniej bym ich nie zadał. Byłem zbyt przerażony. 
- Czy jesteś dobry? - Liam słabo zapytał sprawiając, że mój żołądek się zacisnął. Nie chciałem znać odpowiedzi.
Wzdrygnąłem się, gdy planchette zaczęła przesuwać się ponownie. Gdy zbliżyła się do lewego górnego rogu myślałem, że zacznę płakać ze szczęścia. 
Kiedy już prawie byłem pewien, że odpowiedź brzmi "tak", to coś zmieniło zdanie i szybko przeniosło się na "nie".
- L-Liam... - wykrztusiłem z siebie. - Proszę powiedz, że to ża...
- Czyli Harry zostanie skrzywdzony? - przerwał mi i zadał kolejne pytanie.
Tego już na pewno nie chciałem wiedzieć. Zacząłem trząść się jeszcze mocniej. 
Nagle planchette przesunęła się na "tak". Potem kawałek się odsunęła i wróciła na "tak", i tak w kółko. 
Poczułem iskrę elektryczną przechodzącą przez moje ciało i wygiąłem się z bólu.
- Harry? - Zayn zapytał, a ja odsunąłem się od tablicy i cichy chichot opuścił moje usta. 
Nie mogłem tego kontrolować. Po chwili śmiałem się już histerycznie, objęty jakąś falą ciemności. Moje ciało się trzęsło tak mocno, że straciłem nad nim panowanie i upadłem na zimną podłogę. 
- Zayn! - Liam krzyknął próbując prosić go o pomoc.
Mój śmiech nie ustawał, a po chwili poczułem jak lodowate łzy wypływają z moich oczu. Moje serce biło chaotycznie, a ból rozchodził się po całym ciele. Nagle coś ciepłego zaczęło wypływać z mojego nosa. 
- On krwawi, Liam! - Zayn ryknął. - Zrób coś!
Zaraz znaleźli się obok mnie. Zayn wyciągnął rękę w moją stronę, jednak Liam go powstrzymał. 
- Co ty wyprawiasz?!
- Pomagam mu! - Zayn odkrzyknął ze złością, a jego głos rozszedł się echem po całym pomieszczeniu. 
- Nie dotykaj bezpośrednio jego skóry! To pozwoli demonowi dostać się też do ciebie! - krzyknął równie głośno. 
Czułem jak krew wypływająca z mojego nosa wpływa do moich ust. Dalej nie mogłem opanować napadu śmiechu. Wiedziałem, że to nie ja byłem tym, który się śmiał. 
- Co to ma znaczyć?! - Zayn zapytał niedowierzając. Widziałem jak żyła na jego szyi pulsuje ze złości. 
Liam przełknął ślinę ze strachem. 
- Myślę, że on jest wewnątrz niego.

(korekta: Aga)
___________________________________

Zapomniałam wam powiedzieć, że oryginał "Crazed." jest już skończony!
Łącznie jest 96 rozdziałów + epilog, tak więc jesteśmy już trochę dalej niż w połowie ;)

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 49

*Harry's Pov*
Leżałem bezsilnie na łóżku, kręcąc się i wiercąc, gdy przeraźliwy ból przeszywał moje plecy. To znowu się działo, ran robiło się coraz więcej. To wszystko przez to, że oni wiedzieli co się dzieje. Nie byli głupi. Tak naprawdę byli inteligentni, zabójczo inteligentni. 
- Zlitujcie się nade mną - załkałem ledwie łapiąc oddech. - Proszę...
Zdjąłem szybko marynarkę, a po chwili także koszule i położyłem się na brzuchu. Czułem ciepłą krew spływającą po moich nagich plecach. Pojedyncza łza opuściła moje oko, pokazując to jak słaby byłem. 
- Jesteście na mnie źli bo wiecie, że wydobrzeję - szepnąłem i zamknąłem oczy czekając na jakąś odpowiedź. 
- Teraz będzie tylko gorzej... - usłyszałem zachrypnięty śmiech, który sprawił, że schowałem głowę w miękkich poduszkach, które mnie otaczały.
- Kłamiecie - jęknąłem. - Kłamiecie, bo nie chcecie, żebym przez to wszystko przechodził.
- Oni nie są twoimi przyjaciółmi. Oni się z ciebie śmieją - ogłosił suchy gorzki głos.
Pokręciłem głową wiedząc, że to nie prawda. Wmawiali mi takie rzeczy, żebym zaczął nienawidzić Jamie i Zayna. Torturowali mnie psychicznie i fizycznie. 
Resztkami sił udało mi się usiąść i spuściłem głowę w dół, a krew dalej wypływała z moich ran. Normalnie takie rzeczy zdarzały się kiedy spałem, w nocy...ale z jakiegoś powodu teraz działo się to, mimo że nie spałem, i nie byłem sam. 
Wiedziałem, że Zayn się boi, bo wcześniej wyglądał na poważnie przerażonego... Patrzył na mnie jakbym był inną osobą. Musiałem stracić świadomość, bo wszystko co pamiętam to to, że uderzyłem głową w oparcie kanapy... w dodatku dość mocno. Musiałem wcześniej tam zasnąć i przez przypadek tak się obudzić.
Jakoś podniosłem się z łóżka, musiałem oczyścić rany zanim zemdleję. To nie było coś czego nie mógłbym znieść... Było tak za każdym razem.
Wszedłem do łazienki Zayna mając nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko jeśli użyję jego ręcznika. Jak ja mam niby to zrobić? Zarzucić ręcznik na plecy i oprzeć się o ścianę? Przecież to fizycznie nie możliwe, żebym mógł wytrzeć te rany na moich plecach. 
- Harry, Liam powinien tu być za parę minut... - Zayn nagle przeszedł obok drzwi, ale zatrzymał się i wytrzeszczył oczy gdy zobaczył moje zakrwawione ciało. - Kurwa.
Westchnąłem z bólu, nie chciałem żeby ktokolwiek oglądał mnie w takim stanie. Niezdarnie przeczesałem włosy dłonią i pokręciłem głową. 
- Czy możesz... uh... Czy możesz mi z tym pomóc?
Zayn patrzył na mnie przez moment zszokowany, jednak po chwili się zgodził.
- Ja-Jasne.
Wziął ręcznik z moich zakrwawionych dłoni. 
- Co się stało? 
Przygryzłem wargę z nerwów zastanawiając się czy Zayn zrozumie. To znaczy wiedział, że to działo się już wcześniej... ale jak przyjmie tą wiadomość?
- Oni znowu to zrobili - szepnąłem ze strachem kładąc dłonie na brzegach umywalki. Zayn stanął za mną, odkręcił wodę w kranie i zamoczył ręcznik. Gdy był już cały mokry zakręcił wodę i wycisnął go tak by był bardziej wilgotny niż mokry. 
- To trochę zaboli - mruknął cicho, zanim przyłożył materiał do moich ran. Syknąłem z bólu i zacisnąłem dłonie w pięści, by jakoś to znieść. 
- Myślisz, że oni czują się zagrożeni przeze mnie i Jamie? - zapytał wyraźnie zdenerwowany i wystraszony. 
Nie chciałem tego mówić, ale sam czuł się chyba dużo bardziej zagrożony niż oni. Jamie natomiast nawet nie wierzyła, że oni istnieją. 
- Nie wiem - mruknąłem. 
Przycisnął ręcznik trochę mocniej sprawiając, że jęknąłem z bólu. On się chyba tym jednak nie przejął, bo wcale nie zmniejszył siły. 
- Muszą widzieć, że próbuję się ich pozbyć i dlatego oni... uh... W sumie to nie ważne. 
- Dlatego oni co? - zapytałem zdezorientowany, marszcząc brwi. Co oni mu zrobili?
- Oni po prostu coś zrobili, to wszystko - mruknął, odkładając ręcznik. Odwróciłem się twarzą do niego i spojrzałem zagubiony. 
- Zayn, co oni zrobili?
Pokręcił głową i przygryzł wargę.
- Zrobili to co zawsze.
- Czyli co? - zapytałem surowo. Próbował coś przede mną ukryć, a to nie dobrze. Nie mógł tego robić, skoro mi pomagał. 
- Przejęli nad tobą kontrolę.
Uniosłem głowę i spojrzałem w sufit jęcząc ze złości i strachu. To by wyjaśniało dlaczego Zayn był wcześniej taki przestraszony, znowu go zaatakowałem.
- Musisz mi powiedzieć co się stało. 
- Czułem się strasznie, Harry - zaczął mówić chaotycznie. - To było tak jakby oni wyssali ze mnie całą energię, nie mogłem się ruszać...
- Co się stało? - powtórzyłem , ignorując jego opowieści.
- Ty tak jakby... To było takie dziwne... Ty po prostu... Boże, Harry... Nie mogę tego powiedzieć - poddał się i cofnął się o krok.
- Mi możesz powiedzieć - zapewniłem go, próbując położyć dłoń na jego ramieniu w uspokajającym geście... jednak on się odsunął. 
- Naprawdę chcesz wiedzieć?! - krzyknął sfrustrowany. 
- Tak! - odkrzyknąłem.
- Próbowałeś mnie uwieść, usiadłeś mi na kolanach i robiłeś jakieś inne gówna. Zacząłeś mówić o tym co wydarzyło się pięć lat temu - powiedział podniesionym tonem sprawiając, że zmarszczyłem brwi - Potem dobrałeś się do mojej szyi i powiedziałeś, że jeśli zostanę ugryziony przez demona to stanę się jednym z nich czy coś takiego...
- Czekaj... Dobrałem się do twojej szyi? - zapytałem, a on uniósł ręce i je opuścił.
- To cię najbardziej z tego wszystkiego zszokowało?! - krzyknął. - Chciałeś mnie ugryźć! 
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, usłyszałem hałas dochodzący z salonu. Zayn odwrócił się i wychylił się na  przedpokój intensywnie oddychając. Usłyszeliśmy trzy głośne puknięcia w drzwi. 
- Cholera, on już tu jest. Załóż koszulkę - Zayn mnie poinstruował.
Opuścił pomieszczenie w pośpiechu, a ja wróciłem myślami do tego co mi powiedział chwilę wcześniej. 
Naprawdę próbowałem uwieść Zayna? Świetnie, naprawdę świetnie. Na pewno wziął mnie za kompletnego idiotę. 
Zdołałem jakoś szybko pójść do pokoju Zayna i zarzucić na siebie koszulę. Chwilę później poszedłem do salonu. Miałem próbować się zakumulować z tym gościem, czy być raczej poważnym? Może i to i to? Nie chciałem sprawiać wrażenia zbyt niewinnego, bo to mnie straszliwie żenowało. Chciałem chociaż raz grać silnego. 
Zayn pokazał mi szybko kciuki do góry zanim otworzył drzwi. Otworzył je powoli, a ja przygotowałem się by ciepło powitać naszego gościa. 
W końcu chłopak o brązowych włosach wszedł do mieszkania. Był dość młody, może w moim wieku, ubrany dość przypadkowo. Wcale nie wyglądał tak jak sobie go wyobrażałem. 
- Cześć, jestem Liam - powiedział po prostu. Zayn wyciągnął go niego dłoń by się przywitać, gdy on w tym samym czasie wyciągnął zaciśniętą pięść. Zaśmiał się dziwnie. - Sorry, zazwyczaj przybijam żółwiki. 
Zayn patrzył na niego podejrzliwie, ale i tak zaprosił do środka. Okazało się, że Liam ma ze sobą dużą torbę, którą położył na kanapie. Wpatrywał się we mnie intensywnie, co chwilę zerkając też na Zayna. Jedyne co ja mogłem zrobić to tylko nerwowo się uśmiechnąć. 
- Jesteś dużo młodszy niż się spodziewałem - zaobserwował unosząc brew. 
- Ty jesteś dużo... bielszy niż się spodziewaliśmy - Zayn się odezwał sprawiając, że się zaśmiałem. Boże, nie powinienem się śmiać... to było niegrzeczne.
Na twarzy Liama pojawił się lekki uśmiech, ale widziałem, że zaczynał być poirytowany. 
- Co? 
- Nic, stary... chodź, pogadajmy o tym, dlaczego tak naprawdę cię tu ściągnęliśmy - Zayn próbował szybko zmienić temat i posłał mi chytry uśmiech, gdy Liam nie patrzył. 
- Okej, w takim razie pokażcie mi ten symbol - mruknął, chociaż w jego głosie wyraźnie było słychać podekscytowanie. 
Podszedłem do niego z lekkim wahaniem... czułem się trochę niezręcznie rozpinając guziki koszuli. Nie chciałem tego robić. 
- No dawaj, przecież nie ma tam niczego, czego twój chłopak by jeszcze nie widział.
- Że co? - uniosłem brwi. Mówił o Zaynie?
- Nie martw się. Nie oceniam ludzi...
- Nie jesteśmy gejami... O Boże... - Zayn mruknął z irytacją, kręcąc głową... zdegustowany?
- Jasne, cokolwiek powiesz koleś - zaśmiał się.
- Jezu, Harry po prostu pokaż mu te pieprzone plecy.
- Hmm teraz już wiem, kto jest facetem w tym związku - Liam szepnął udając, że coś podśpiewuje. Byłem zbyt zdezorientowany by zrozumieć całą tą sytuację. Jedyne co było dla mnie jasne, to to, że Zayn robił się zły, a to nie oznaczało nic dobrego. 
- Nie bądź nieśmiały - Liam mnie zachęcił, gdy ja dalej męczyłem się z guzikami. - Wszyscy tu jesteśmy facetami. 
Westchnąłem wciąż powoli i ostrożnie rozpinając guziki. Nie chciałem żadnego niechcący urwać. To była naprawdę droga koszula. 
W końcu zdjąłem ją z siebie i odwróciłem do niego plecami, pokazując moje rany. Usłyszałem jak gwałtownie głośno nabrał powietrze, co z pewnością nie znaczyło nic dobrego. 
- To Belphegor, w porządku. 
- Demon? - zapytałem.
- Tak, zdecydowanie tak. Musimy się temu lepiej przyjrzeć. 


~


Minęło jakieś pół godzin, a wszystko co do tej pory zrobiliśmy to opowiedzieliśmy Liamowi co się stało. Dosłownie wszystko. Nawet o ludziach, których skrzywdziłem. Czułem, że mogę się przed nim naprawdę otworzyć. Zayn natomiast chyba bardzo go nie lubił, jak dla mnie był w porządku. 
- Te głosy przeszły też na Zayna? - Liam brzmiał na co najmniej zszokowanego, a Zayn tylko przewrócił oczami. 
- Ta, a miesiąc później wylądowałem w szpitalu - warknął. 
Zignorowaliśmy jego komentarz i wróciliśmy do rozmowy.
- Więc, jak mam się ich pozbyć?
- Hmmm, chyba możesz poddać się egzorcyzmowi, czy czemuś takiemu. Ale ja nie mogę tego zrobić. Jestem tu tylko, by zobaczyć wszystko na własne oczy - mruknął w odpowiedzi, wzruszając ramionami. Nie chciałem egzorcyzmu, nie byłem opętany. Chyba. 
- Więc nie możesz mi pomóc? - zapytałem z niedowierzaniem. To było bardzo rozczarowujące. 
- Mogę pomóc ci odkryć z czym się zmagasz - uśmiechnął się i wiedziałem, że już ma jakiś plan. Pewnie taki, który mi się nie spodoba. 
- Jak mam to zrobić? 
Przyciągnął swoją ogromną torbę i zaczął ją przeszukiwać. Wyciągnął kilka kamer i kilka rzeczy, które nawet nie wiedziałem do czego służyły. 
- Co to jest? - zapytałem z ciekawością, wskazując na dwa dziwne przedmioty.
Wziął do ręki jeden z nich.
- To jest dyktafon, powinien nagrać dźwięki wydawane przez demona - powiedział, odłożył czarne pudełeczko i chwycił drugi przedmiot. - A to jest detektor ruchu. Jeśli demon zacznie się poruszać, to powinno to wykryć. 
Zayn zaśmiał się niedowierzająco i ponownie przewrócił oczami. 
- A jak niby zmusimy go do tego, geniuszu?
Liam uśmiechnął się podstępnie, co dało mi do zrozumienia, że to czego teraz szukał w swojej torbie wcale mi się nie spodoba. Wyciągnął duże, ale płaskie pudełko. Na górze było coś czego jeszcze nigdy nie widziałem, wyglądało jak jakaś gra planszowa i było podpisane "Ouija"*.
Usłyszałem jak Liam cicho się śmieje trzymając tablicę w dłoniach. 
- Chyba nie sądzicie, że przyszedłem nieprzygotowany?


*jeśli nie wiecie co to jest to zostanie to wyjaśnione w następnym rozdziale :)

________________________________

Suchar od Pati na dziś: 
- Jak się nazywają ogórki w śmietanie?
.
.
.
.
.
.
.
- Mizernie.
LOLLLLLLLLLLLL